Strasb - w pogoni za formą
Moderator: infernal
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Poniedziałek 04/03/2013
Kurs wspinaczkowy 2h
Dziś głównie zabawy na poprawę techniki, wspinanie z usztywnionymi rękami, zawiązanymi oczami, z piłeczkami w dłoniach, nadgarstkami połączonymi taśmą i takie tam.
Kurs wspinaczkowy 2h
Dziś głównie zabawy na poprawę techniki, wspinanie z usztywnionymi rękami, zawiązanymi oczami, z piłeczkami w dłoniach, nadgarstkami połączonymi taśmą i takie tam.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Wtorek jakoś nieszczęśliwy biegowo jest, co sobie założę trening, to w pracy tak się układa, że najwygodniej z niego zrezygnować. Zatem jedynie:
Wtorek 05/03/2013
Wspinaczka 2.5h
Z nowym kolegą - pająkiem (waży tyle, co ja w połowie liceum, wzrostu jest godnego). Na ostatniej niezdobytej wędce idzie coraz lepiej, "Malabar Princess" niebawem padnie. Przymusili mnie chłopaki też do kilku ataków z dolną asekuracją, ale głowa mówi stop zwykle tak jeden ekspres przed "relais".
Środa 06/03/2013
29' żwawo, 4.65km (6:15min/km), buty Light Silence
Krótko a konkretniej, przed lunchem, późno wyszłyśmy, więc szybko nas głód zagonił z powrotem do przystani. Ale fajnie się biegło, czuć, że jest moc.
Wtorek 05/03/2013
Wspinaczka 2.5h
Z nowym kolegą - pająkiem (waży tyle, co ja w połowie liceum, wzrostu jest godnego). Na ostatniej niezdobytej wędce idzie coraz lepiej, "Malabar Princess" niebawem padnie. Przymusili mnie chłopaki też do kilku ataków z dolną asekuracją, ale głowa mówi stop zwykle tak jeden ekspres przed "relais".
Środa 06/03/2013
29' żwawo, 4.65km (6:15min/km), buty Light Silence
Krótko a konkretniej, przed lunchem, późno wyszłyśmy, więc szybko nas głód zagonił z powrotem do przystani. Ale fajnie się biegło, czuć, że jest moc.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Czwartek 07/03/2013
Miało być 10x200m po 50'' przerwa 40''
Ne trening wyszłam pełna werwy, słońce świeciło, na stadionie ruch. Nie miałam za dużo czasu, więc cały trening na stadionie. Rozgrzewka dosyć dynamicznie, aż się czasem zastanawiałam, czy nie za. Po 20 minutach interwały czas zacząć, ruszyłam pierwszy na czuja i miałam wrażenie, że znacznie za szybko pobiegłam, wyraźnie ciężko pod koniec. Nic to, 40'' truchciku i dajemy znów, z tym że pokręciłam coś z garminem, za dużo razy poklikałam. Tym razem przerwa w marszu. Ogólnie co powtórzenie, to gorzej. Przy piątym zaczęłam się czuć nieciekawie, ale jeszcze pobiegłam szósty - bo ktoś mnie obok dopingował (swoją drogą, chyba nie wiedział, co to trening interwałowy, bo jak przechodziłam do marszu, to krzyczał, żeby się nie poddawać
). Potem jednak rozsądna decyzja, że nie ma co się zabijać. Pomaszerowałam chwilę, ból i skurcze w brzuchu dawały popalić, zawinęłam do łazienki w centrum sportowym, zaczęło mi się robić nieco niewyraźnie, ale uznałam, że nie ma na co tam czekać i pomaszerowałam z powrotem. Nawet pod koniec trochę potruchtałam, by nie zmarznąć.
Podsumowując - przeceniłam się. Myślałam początkowo, że zajechało mnie zbyt szybkie pierwsze powtórzenie, ale ono było, okazuje się, dokładnie jak założone. Tylko to jeszcze dla mnie za szybko. Wyszło:
20' E, 6x200m (50", ?, ?, 52'', 53'', 51'') + z 10' E na raty, buty Light Silence
W zasadzie zaraz potem:
Wspinaczka 3h
Z dawno niewidzianą koleżanką, zostałam pochwalona za postępy. W stylu głównie, ale i głowa powolutko się poprawia.
Miało być 10x200m po 50'' przerwa 40''
Ne trening wyszłam pełna werwy, słońce świeciło, na stadionie ruch. Nie miałam za dużo czasu, więc cały trening na stadionie. Rozgrzewka dosyć dynamicznie, aż się czasem zastanawiałam, czy nie za. Po 20 minutach interwały czas zacząć, ruszyłam pierwszy na czuja i miałam wrażenie, że znacznie za szybko pobiegłam, wyraźnie ciężko pod koniec. Nic to, 40'' truchciku i dajemy znów, z tym że pokręciłam coś z garminem, za dużo razy poklikałam. Tym razem przerwa w marszu. Ogólnie co powtórzenie, to gorzej. Przy piątym zaczęłam się czuć nieciekawie, ale jeszcze pobiegłam szósty - bo ktoś mnie obok dopingował (swoją drogą, chyba nie wiedział, co to trening interwałowy, bo jak przechodziłam do marszu, to krzyczał, żeby się nie poddawać

Podsumowując - przeceniłam się. Myślałam początkowo, że zajechało mnie zbyt szybkie pierwsze powtórzenie, ale ono było, okazuje się, dokładnie jak założone. Tylko to jeszcze dla mnie za szybko. Wyszło:
20' E, 6x200m (50", ?, ?, 52'', 53'', 51'') + z 10' E na raty, buty Light Silence
W zasadzie zaraz potem:
Wspinaczka 3h
Z dawno niewidzianą koleżanką, zostałam pochwalona za postępy. W stylu głównie, ale i głowa powolutko się poprawia.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Niedziela 11/03/2013
W piątek odpoczywałam, niedziela w rozjazdach, ale wieczorem planowałam wyjść poszurać, ale znów złapał mnie ból żołądka.
Niedzielnym rankiem za to:
long run 1h19', 11.6 km (śr. 6:49 min/km), buty Light Silence
Bardzo fajnie się biegło, dawno nie byłam na tej ścieżce nad jeziorem, spacerowiczów jeszcze nie za dużo, więc nie było kłopotu z mijaniem. Pomimo, że biegłam bez śniadania brak mocy czułam dopiero na górce 5 minut od domu.
Po obiedzie: Wspinaczka 2.5h
Pewne postępy w trenowaniu głowy, ale powolne.
W piątek odpoczywałam, niedziela w rozjazdach, ale wieczorem planowałam wyjść poszurać, ale znów złapał mnie ból żołądka.

long run 1h19', 11.6 km (śr. 6:49 min/km), buty Light Silence
Bardzo fajnie się biegło, dawno nie byłam na tej ścieżce nad jeziorem, spacerowiczów jeszcze nie za dużo, więc nie było kłopotu z mijaniem. Pomimo, że biegłam bez śniadania brak mocy czułam dopiero na górce 5 minut od domu.
Po obiedzie: Wspinaczka 2.5h
Pewne postępy w trenowaniu głowy, ale powolne.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Podsumowanie tygodnia 04.03 - 11.03.2013
Ilość treningów: 3
Kilometraż: ?
Biegi spokojne: 1
Interwały: 1 (6x 200m - miało być 10x)
Wybieganie: 1 (na butach, 1h19')
Pozostała aktywność: wspinaczka x 4
Miały być 4 treningi, ale się borykałam z jakimiś dziwnymi przypadłościami żołądkowymi i/lub przemęczeniem.
Ilość treningów: 3
Kilometraż: ?
Biegi spokojne: 1
Interwały: 1 (6x 200m - miało być 10x)
Wybieganie: 1 (na butach, 1h19')
Pozostała aktywność: wspinaczka x 4
Miały być 4 treningi, ale się borykałam z jakimiś dziwnymi przypadłościami żołądkowymi i/lub przemęczeniem.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Poniedziałek 11/03/2013
Kurs wspinaczkowy 2h
Dziś było naprawdę ciekawie, temat główny treningu - wytrzymałość. Po solidnej rozgrzewce 2x5min ciągłego szybkiego wspinania na łatwej drodze, przerwa 5 minut - gdy wspinał się partner. Niby byłam nieźle wypompowana po tym, ale jednak zaraz po weszłam jeszcze jedną trudną drogę - czyli jednak trochę się zbyt oszczędzałam. Następna godzina na boulderze, ułożyliśmy 4 problemy i przechodziliśmy je seriami - po każdej serii nachylenie panelu wyrastało, przy 45 stopniach to już nawet do połowy nie doszłam tylko spadałam na materac jak dojrzała śliwka.
Kurs wspinaczkowy 2h
Dziś było naprawdę ciekawie, temat główny treningu - wytrzymałość. Po solidnej rozgrzewce 2x5min ciągłego szybkiego wspinania na łatwej drodze, przerwa 5 minut - gdy wspinał się partner. Niby byłam nieźle wypompowana po tym, ale jednak zaraz po weszłam jeszcze jedną trudną drogę - czyli jednak trochę się zbyt oszczędzałam. Następna godzina na boulderze, ułożyliśmy 4 problemy i przechodziliśmy je seriami - po każdej serii nachylenie panelu wyrastało, przy 45 stopniach to już nawet do połowy nie doszłam tylko spadałam na materac jak dojrzała śliwka.

- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Wtorek 12/03/2013
1h easy, buty SKORA FORM
Nie mogłam się wczoraj zdecydować, co na dziś zaplanować, stwierdziłam, że decyzja zapadnie on the fly. Jak ruszyłam, to okazało się, że nogi raczej ciężkie, więc zamiast seansu podbiegów padło na opcję B - godzinka w przyjemnie niewymagającym tempie. Na poczętek dość sztywno, ale po połowie się rozkręciłam. Znów biegłam dawno nie odwiedzaną przeze mnie ścieżką wzdłuż jezioram ale tym razem w stronę Genewy. Straszyli deszczem, rano trochę kapało, jak szłam do pracy i na takie też warunki zabrałam ekwipunek - nie do końca się sprawdził, bo było cieplutko, słonecznie i sucho. Wiosna w takim rozkwicie, że naprawdę nie chce się wierzyć w zapowiadany na czwartek powrót zimy.
1h easy, buty SKORA FORM
Nie mogłam się wczoraj zdecydować, co na dziś zaplanować, stwierdziłam, że decyzja zapadnie on the fly. Jak ruszyłam, to okazało się, że nogi raczej ciężkie, więc zamiast seansu podbiegów padło na opcję B - godzinka w przyjemnie niewymagającym tempie. Na poczętek dość sztywno, ale po połowie się rozkręciłam. Znów biegłam dawno nie odwiedzaną przeze mnie ścieżką wzdłuż jezioram ale tym razem w stronę Genewy. Straszyli deszczem, rano trochę kapało, jak szłam do pracy i na takie też warunki zabrałam ekwipunek - nie do końca się sprawdził, bo było cieplutko, słonecznie i sucho. Wiosna w takim rozkwicie, że naprawdę nie chce się wierzyć w zapowiadany na czwartek powrót zimy.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Środa 13/03/2013
29' żwawo, buty SKORA FORM
A jednak zima nie zawiodła, ponuro, pociągliwie i zawiewa lodową kaszą. A ja zapomniałam, że na ten tydzień do pracy zabrałam raczej wiosenny zestaw biegowy. Na szczęście po pogrzebaniu w głębi szafki + dorzuceniu bluzy wspinaczkowej udało się opakować jak trzeba. Bieg tą samą trasą, co tydzień temu, tylko pętla na ścieżce fińskie w przeciwnym kierunku - dla odmiany.
29' żwawo, buty SKORA FORM
A jednak zima nie zawiodła, ponuro, pociągliwie i zawiewa lodową kaszą. A ja zapomniałam, że na ten tydzień do pracy zabrałam raczej wiosenny zestaw biegowy. Na szczęście po pogrzebaniu w głębi szafki + dorzuceniu bluzy wspinaczkowej udało się opakować jak trzeba. Bieg tą samą trasą, co tydzień temu, tylko pętla na ścieżce fińskie w przeciwnym kierunku - dla odmiany.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Dalsza część środy
Wspinaczka 3h
Na początek jakoś strasznie wkurzona byłam, na jedną taką trudną drogę, nad którą pracuję, to prawie ze złości nakrzyczałam.
Potem nieźle się zmęczyłam na drodze przewieszonej, a jak już mi się zdawało, że nie mam siły, to wreszcie pokanałam inną drogę, która wcześniej nawet na świeżo zmuszała mnie do co najmniej jednego odpoczynku w trakcie. Siła w głowie.
A dziś odpoczynek, na zewnątrz bise duje okrutnie, więc dzień na regenerację idealny. Jutro - ostatni już chyba w sezonie - snowboard.
Wspinaczka 3h
Na początek jakoś strasznie wkurzona byłam, na jedną taką trudną drogę, nad którą pracuję, to prawie ze złości nakrzyczałam.


A dziś odpoczynek, na zewnątrz bise duje okrutnie, więc dzień na regenerację idealny. Jutro - ostatni już chyba w sezonie - snowboard.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Piątek 15/03/2013
Snowboard, w zasadzie pół dnia
Ostatnie szusowanie w sezonie najprawdopodobniej. W nowej dla nas stacji, na początek nudno, potem fajniej, ale ziiimno, więc bez żalu zjechaliśmy przed końcem dniówki do knajpki na dole na posiłek regeneracyjny i kawkę z koleżanką.
Jutro mam w planie longa, a w niedzielę wyruszam na obóz wysokogórski biegówkowy tj. wyjeżdżam służbowo na konferencję do St Moritz.
Snowboard, w zasadzie pół dnia
Ostatnie szusowanie w sezonie najprawdopodobniej. W nowej dla nas stacji, na początek nudno, potem fajniej, ale ziiimno, więc bez żalu zjechaliśmy przed końcem dniówki do knajpki na dole na posiłek regeneracyjny i kawkę z koleżanką.
Jutro mam w planie longa, a w niedzielę wyruszam na obóz wysokogórski biegówkowy tj. wyjeżdżam służbowo na konferencję do St Moritz.

- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Sobota 16/03/2013
Long run 1h30', 13km z hakiem po jakieś ok. 6:50 min/km, buty WT110
Piękna pogoda, tylko jak wyszliśmy z domu to coś za świeżo - w okolicach jeziora ciągle bise się daje we znaki. Na szczęście w lesie zaciszniej i z każdym kilometrem cieplej. Pobiegliśmy najdłuższą pętlę z dedykowanych tras biegowych. Na początku jakoś ciężko i sztywno, bardzo powoli, ale tak od trzeciego km zaczęliśmy się rozkręcać i nawet na głównej atrakcji trasy - soczystym podbiegu, tempo raczej wzrosło niż spadło. I w sumie się ten podbieg nacznie mniejszy wydał niż np. w zeszłym roku. Końcówka nie szła tak ostro w górę, ale dość długo jednak pochyło było. Pocisnęliśmy tam, bo tuż przed rozpoczęciem podbiegu wyprzedziliśmy panią z dwoma pieskami i nie chcieliśmy dać się złapać.
Jak skończyliśmy pętelkę dwunasto kilometrową, to w ramach schłodzenia spokojnie truchtaliśmy wzdłuż lasu aż 1h30' wybiło. Nawierzchnia dziś bardzo różnorodna - od lodu przez zmrożone koleiny do błota po kostki. Samopoczucie po biegu - super.
Mały posiłek regeneracyjny a potem:
Wspinaczka 2h30
W zasadzie za bardzo się nie zmęczyłam, bo taka blokada w głowie, że komlpetna porażka.
Long run 1h30', 13km z hakiem po jakieś ok. 6:50 min/km, buty WT110
Piękna pogoda, tylko jak wyszliśmy z domu to coś za świeżo - w okolicach jeziora ciągle bise się daje we znaki. Na szczęście w lesie zaciszniej i z każdym kilometrem cieplej. Pobiegliśmy najdłuższą pętlę z dedykowanych tras biegowych. Na początku jakoś ciężko i sztywno, bardzo powoli, ale tak od trzeciego km zaczęliśmy się rozkręcać i nawet na głównej atrakcji trasy - soczystym podbiegu, tempo raczej wzrosło niż spadło. I w sumie się ten podbieg nacznie mniejszy wydał niż np. w zeszłym roku. Końcówka nie szła tak ostro w górę, ale dość długo jednak pochyło było. Pocisnęliśmy tam, bo tuż przed rozpoczęciem podbiegu wyprzedziliśmy panią z dwoma pieskami i nie chcieliśmy dać się złapać.

Mały posiłek regeneracyjny a potem:
Wspinaczka 2h30
W zasadzie za bardzo się nie zmęczyłam, bo taka blokada w głowie, że komlpetna porażka.

- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Podsumowanie tygodnia 11.03 - 17.03.2013
Ilość treningów: 3
Kilometraż: ?
Biegi spokojne: 2 (w tym jeden żwawiej)
Wybieganie: 1 (na butach, 1h30')
Pozostała aktywność: wspinaczka x 3, snowboard x 1
Trzy fajne treningi, 4 odpuszczony celowo, bo ciężko by o było zregenerować przy innych aktywnościach.
Ilość treningów: 3
Kilometraż: ?
Biegi spokojne: 2 (w tym jeden żwawiej)
Wybieganie: 1 (na butach, 1h30')
Pozostała aktywność: wspinaczka x 3, snowboard x 1
Trzy fajne treningi, 4 odpuszczony celowo, bo ciężko by o było zregenerować przy innych aktywnościach.
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Wróciłam, tydzień przerwy od forum za mną, za to ponad 80km na nartach zrobione. Warunki były doskonałe, trzeba to będzie dokładniej opisać. Ale chyba nie teraz, bo idę pobiegać. 

- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
No to jestem Wam winna sprawozdanie z mini-obozu wysokogórskiego.
Niedziela 17/03/2013
6h w pociągu w tym 1/3 to przejazd niesamowitą koleją retycką z Chur do St.Moritz. Z wiosny na 390 m n.p.m. na 1800 m n.p.m. gdzie śnieg leży przez 7 miesięcy w roku. W chwili przyjazdu sypał gęsto i tak jeszcze przez następną dobę. Jesteśmy w Upper Engandine, mekce szwajcarskiego narciarstwa biegowego, gdzie co roku na początku marca rozgrywany jest słynny maraton.
Poniedziałek 18/03/2013
Niby przedpołudnie wolne, ale decydujemy poświęcić je na doszlifowanie prezentacji - było warto, poszło nam bardzo dobrze. Tylko mały spacer po wsi w celu zdobycia lunchu - mnóstwo śniegu i lodu, a z nieba dalej sypie. No będzie jak znalazł na jutro, byle tylko się rozjaśniło.
Wtorek 19/03/2013
Wczesne śniadanie i nareszcie można założyć narty. Ruszamy wprost spod drzwi hotelu, najpierw po lekko zalodzonej ulicy, potem przez pełną puchu łakę, by po drugiej stronie rzeki wreszcie złapać profesjonalny ślad. Jesteśmy we trzy, z moją biegową koleżanką Dunką i świeżo poznaną Hiszpanką, która w poniedziałek miała pierwszą i jedyną lekcję na biegówkach, ale radzi sobie świetnie. Na koniec przyznała się, że jest biegaczką, a wcześniej trenowała pływanie.
Trasa tego dnia: Champfer-Silvaplana-Sils-Maloja. W większości po zamarzniętych jeziorach, trasą maratonu, bardzo płasko i równo, słońce grzeje mocno, narty niosą pięknie, tylko przy próbie szybszego podbiegu na (rzadkie) mini-pagórki czuć od razu na jakiej wysokości się znajdujemy. Razem około 15km, powrót z Maloja autobusem.
Środa 20/03/2013
Gorsza pogoda, pochmurno, ale już od 11.30 mamy wolne, więc żal nie wykorzystać tego czasu. Tym razem ruszamy w drugą stronę, w kierunku Pontresiny. To najbardziej pofałdowany odcinek trasy maratonu, sporo w lesie, który szczęśliwie osłania do wiatru. Podjazdy i zjazdy tym razem dały nieco w kość naszej Hiszpance, ale była bardzo dzielna. Za Pontresiną trochę błądzimy, pierwotny plan był, by ruszyć do Morteratsch, ale to się okazuje być dwa razy dalej, niż wyczytałyśmy z mapki, a tu dodatkowo zaczyna sypać i jest dość zimno. Zmęczone dziewczyny w końcu decydują się na powrót autobusem z Pontresiny, a ja czuję się wyjątkowo dobrze, więc żal mi kończyć. Ruszam najpierw w kierunku Celeriny, najwyżej tam złapię autobus. W biegu szybko się rozgrzewam, więc zamiast do autobusu pod Celeriną skręcam na trasę maratonu w kierunku Samedan i Bever. W głowie rodzi się szatański plan zaliczenia pierwszej trzydziestki na nartach i zwiedzenia jeszcze Doliny Bever aż do początku tunelu pod przełęczą Albula. Przed Bever mam lekki kryzys, ale jem batona i jednak ruszam dalej. Czuć zmęczenie, mam wątpliwości, czy powinnam w takim wypadku ruszać w taki odludny region. No zobaczny chociaż ze 2km. Trochę biegnę, trochę człapię. Miało być 100m w górę na 4km, ale jakoś górek nie widać. Okolica cudna, mnóstwo śniegu i strzeliste skalne ściany doliny wystrzelające na ponad 3000m. Tylko tak ponuro, czy zdążę wrócić przed nocą? Unoszę okulary przeciwsłoneczne i eureka - w rzeczywistości jeszcze daleko do wieczora, od razu mi się nastrój poprawia, zwłaszcza, że za moment spotykam spacerowiczów - nie będę tu sama. Pętelka wokół stacji kolejowej Spinas i kierunek dworzec w Bever, wstąpiły we mnie nowe siły, zwłaszcza, że w dół narty niosą prawie same - dolina wznosiła się z tak jednostajnym nachyleniem, że nie załapałam, że cierpliwie podchodzę, dopiero teraz na zjeździe odczułam zyskaną wysokość. Z Bever autobus do hotelu, mam niesamowitą satysfakcję.
Trasa: Champfer-St.Moritz Bad-Lej da Staz-Pontresina-Celerina-Samedan-Bever-Spinas-Bever, razem ok.31km.
Czwartek 21/03/2013
Znów w planie najpierw Morteratsch, ale słońce jakoś się spóźnia, więc ruszamy znów przez jeziora w kierunku Maloja. Słońce szybko nas dogania i suniemy tak - zdawałoby się - zupełnie bez wysiłku, w jednostajnym rytmie. Jesteśmy we dwie z koleżanką Dunką, mnie kusi wypad w jakąś boczną dolinkę, jej narty niezbyt się sprawdzają na podejściach, więc woli poopalać się na jeziorach. W Sils więc się rozstajemy, ja ruszam na czarną trasę w Dolinę Fex. Już niemal od początku jest ciekawie - podejście do góry nartostradą, dobrze, że o tej porze zjazdowców jeszcze mało. Potem mój szlak odbija, niemniej wciąż ostro wspinam się pod górę aż staję na progu tej bocznej doliny. Przepiękny krajobraz, totalny spokój oprócz śpiewu ptaków, wszystko to w zasięgu wzroku o tej porze jest tylko dla mnie. Pod warunkiem, że zjadę ten stromy kawałek u mych stóp. Już prawie zdejmowałam narty, ale w końcu odważam się i daję radę, duma rozpiera! Chwilę płaskiego i potem następna seria podejść. W tej części spotykam już innych narciarzy i piechurów oraz turystów przysypiających w ciągniętych przez konie powozach. Co ciekawe ci wiezieni są zwykle młodsi niż narciarze i piechurzy.
Słońce grzeje na maksa, po twarzy pot leje mi się strumieniami, już wiem, czemu we wtorek przypaliłam lekko nos pomimo kremu z filtrem.
Docieram do restauracji w Curtins i niestety nieubłaganie czas wracać, by nie spóźnic się na wykłady, wspiełam się prawie 200m w górę, ale do lodowca Fex zostało jeszcze kilka km. By sobie to wynagrodzić dokładam jednak widokową pętelkę w późniejszej części, gdy już przeżyłam szalony zjazd serpentynami. Z krańcowego punku faktycznie widok ładny na okolice przełęczy Maloja, tylko zdjęcia nie dało się zrobić, bo stojąc na metrze śniegu głową lądowało się w gałęziach. Na koniec czekał mnie jeszcze główny karkołomny zjazd, na snowboardzie byłoby akurat, na biegówkach naprawdę challenge. Prawdziwa czarna trasa.
Trasa: Champfer-Silvaplana-Sils Maria-Fex Crasta-Curtins-Crasta-Sils Maria, ok. 20km.
Piątek 22/03/2013
Koleżanka wróciła do Lozanny porannym pociągiem, jak nie mogłam jednak odpuścić tego ostatniego dnia i postanowiłam w końcu wybrać się do Morteratsch. By nie czekać za długo na przystanku to poszusowałam do St.Moritz Bad, skąd autobusem do Pontresiny. Z Pontresiny na początek ostre podejście kawałkiem czarnej trasy, a potem miał być luzik na niebieskiej do Morteratsch. Tylko słońce tak już grzało, że śnieg lepił się okropnie i dawno się tak nie styrałam jak na tych 6km, do tego dość nudnych. Wreszcie na nartach zajechałam na peron stacji Morteratsch, sprawdziłam pociąg powrotny (bo ani mi się śniło znów te 6km drałować). Rozkład nie był idealny, jedyny dobry pociąg za 45 minut, nastęony za późno. A tu czeka na mnie pętelka ku lodowcowi Morteratsch. No nic, podejdę chociaż kawałek. Rzucam się z zapałem na drugą stronę torów na tę znów czarną trasę (po przepuszczeniu Bernina Expressu). Po pierwszym zakręcie ukazuje mi się lodowiec i dech mi zapiera - imponujący. Drałuję ile sił, wyprzedzam, migają mi kolejne tabliczki obrazujące zasięg języka lodowca w 1900, 1910, 1920 itd. roku. Ostatecznie dobiegłam do 1990 roku, dalej był zjazd pod sam lodowiec, ale do pociągu jedynie 20 minut. Ostatnie zdjęcie i ruszam w dół. To była prawdziwa przyjemność, całe 2.5km łagodnego zjazdu, już po 13 minutach na dole, pewnie bym zdążyła jednak pod lodowiec...Choć przystanek pociągu był na żądanie, lepiej było nie stawiać się w ostatnim momencie. Do Pontresiny pociąg dojechał z opóźnieniem, uciekł mi autonbus do Champfer, część więc innym autobusem, część na nartach. Kwadrans na przebranie i zebranie dobytku i na pociąg do Lozanny.
Trasa: Champfer-St. Moritz Bad; Pontresina - Morteratsch RhB - Morteratsch glacier (prawie) - Morteratsch RhB; St. Moritz Bad - Champfer, ok. 16km.
Razem w ciągu 4dni - ok. 82km
Niedziela 17/03/2013
6h w pociągu w tym 1/3 to przejazd niesamowitą koleją retycką z Chur do St.Moritz. Z wiosny na 390 m n.p.m. na 1800 m n.p.m. gdzie śnieg leży przez 7 miesięcy w roku. W chwili przyjazdu sypał gęsto i tak jeszcze przez następną dobę. Jesteśmy w Upper Engandine, mekce szwajcarskiego narciarstwa biegowego, gdzie co roku na początku marca rozgrywany jest słynny maraton.
Poniedziałek 18/03/2013
Niby przedpołudnie wolne, ale decydujemy poświęcić je na doszlifowanie prezentacji - było warto, poszło nam bardzo dobrze. Tylko mały spacer po wsi w celu zdobycia lunchu - mnóstwo śniegu i lodu, a z nieba dalej sypie. No będzie jak znalazł na jutro, byle tylko się rozjaśniło.
Wtorek 19/03/2013
Wczesne śniadanie i nareszcie można założyć narty. Ruszamy wprost spod drzwi hotelu, najpierw po lekko zalodzonej ulicy, potem przez pełną puchu łakę, by po drugiej stronie rzeki wreszcie złapać profesjonalny ślad. Jesteśmy we trzy, z moją biegową koleżanką Dunką i świeżo poznaną Hiszpanką, która w poniedziałek miała pierwszą i jedyną lekcję na biegówkach, ale radzi sobie świetnie. Na koniec przyznała się, że jest biegaczką, a wcześniej trenowała pływanie.
Trasa tego dnia: Champfer-Silvaplana-Sils-Maloja. W większości po zamarzniętych jeziorach, trasą maratonu, bardzo płasko i równo, słońce grzeje mocno, narty niosą pięknie, tylko przy próbie szybszego podbiegu na (rzadkie) mini-pagórki czuć od razu na jakiej wysokości się znajdujemy. Razem około 15km, powrót z Maloja autobusem.
Środa 20/03/2013
Gorsza pogoda, pochmurno, ale już od 11.30 mamy wolne, więc żal nie wykorzystać tego czasu. Tym razem ruszamy w drugą stronę, w kierunku Pontresiny. To najbardziej pofałdowany odcinek trasy maratonu, sporo w lesie, który szczęśliwie osłania do wiatru. Podjazdy i zjazdy tym razem dały nieco w kość naszej Hiszpance, ale była bardzo dzielna. Za Pontresiną trochę błądzimy, pierwotny plan był, by ruszyć do Morteratsch, ale to się okazuje być dwa razy dalej, niż wyczytałyśmy z mapki, a tu dodatkowo zaczyna sypać i jest dość zimno. Zmęczone dziewczyny w końcu decydują się na powrót autobusem z Pontresiny, a ja czuję się wyjątkowo dobrze, więc żal mi kończyć. Ruszam najpierw w kierunku Celeriny, najwyżej tam złapię autobus. W biegu szybko się rozgrzewam, więc zamiast do autobusu pod Celeriną skręcam na trasę maratonu w kierunku Samedan i Bever. W głowie rodzi się szatański plan zaliczenia pierwszej trzydziestki na nartach i zwiedzenia jeszcze Doliny Bever aż do początku tunelu pod przełęczą Albula. Przed Bever mam lekki kryzys, ale jem batona i jednak ruszam dalej. Czuć zmęczenie, mam wątpliwości, czy powinnam w takim wypadku ruszać w taki odludny region. No zobaczny chociaż ze 2km. Trochę biegnę, trochę człapię. Miało być 100m w górę na 4km, ale jakoś górek nie widać. Okolica cudna, mnóstwo śniegu i strzeliste skalne ściany doliny wystrzelające na ponad 3000m. Tylko tak ponuro, czy zdążę wrócić przed nocą? Unoszę okulary przeciwsłoneczne i eureka - w rzeczywistości jeszcze daleko do wieczora, od razu mi się nastrój poprawia, zwłaszcza, że za moment spotykam spacerowiczów - nie będę tu sama. Pętelka wokół stacji kolejowej Spinas i kierunek dworzec w Bever, wstąpiły we mnie nowe siły, zwłaszcza, że w dół narty niosą prawie same - dolina wznosiła się z tak jednostajnym nachyleniem, że nie załapałam, że cierpliwie podchodzę, dopiero teraz na zjeździe odczułam zyskaną wysokość. Z Bever autobus do hotelu, mam niesamowitą satysfakcję.
Trasa: Champfer-St.Moritz Bad-Lej da Staz-Pontresina-Celerina-Samedan-Bever-Spinas-Bever, razem ok.31km.
Czwartek 21/03/2013
Znów w planie najpierw Morteratsch, ale słońce jakoś się spóźnia, więc ruszamy znów przez jeziora w kierunku Maloja. Słońce szybko nas dogania i suniemy tak - zdawałoby się - zupełnie bez wysiłku, w jednostajnym rytmie. Jesteśmy we dwie z koleżanką Dunką, mnie kusi wypad w jakąś boczną dolinkę, jej narty niezbyt się sprawdzają na podejściach, więc woli poopalać się na jeziorach. W Sils więc się rozstajemy, ja ruszam na czarną trasę w Dolinę Fex. Już niemal od początku jest ciekawie - podejście do góry nartostradą, dobrze, że o tej porze zjazdowców jeszcze mało. Potem mój szlak odbija, niemniej wciąż ostro wspinam się pod górę aż staję na progu tej bocznej doliny. Przepiękny krajobraz, totalny spokój oprócz śpiewu ptaków, wszystko to w zasięgu wzroku o tej porze jest tylko dla mnie. Pod warunkiem, że zjadę ten stromy kawałek u mych stóp. Już prawie zdejmowałam narty, ale w końcu odważam się i daję radę, duma rozpiera! Chwilę płaskiego i potem następna seria podejść. W tej części spotykam już innych narciarzy i piechurów oraz turystów przysypiających w ciągniętych przez konie powozach. Co ciekawe ci wiezieni są zwykle młodsi niż narciarze i piechurzy.


Trasa: Champfer-Silvaplana-Sils Maria-Fex Crasta-Curtins-Crasta-Sils Maria, ok. 20km.
Piątek 22/03/2013
Koleżanka wróciła do Lozanny porannym pociągiem, jak nie mogłam jednak odpuścić tego ostatniego dnia i postanowiłam w końcu wybrać się do Morteratsch. By nie czekać za długo na przystanku to poszusowałam do St.Moritz Bad, skąd autobusem do Pontresiny. Z Pontresiny na początek ostre podejście kawałkiem czarnej trasy, a potem miał być luzik na niebieskiej do Morteratsch. Tylko słońce tak już grzało, że śnieg lepił się okropnie i dawno się tak nie styrałam jak na tych 6km, do tego dość nudnych. Wreszcie na nartach zajechałam na peron stacji Morteratsch, sprawdziłam pociąg powrotny (bo ani mi się śniło znów te 6km drałować). Rozkład nie był idealny, jedyny dobry pociąg za 45 minut, nastęony za późno. A tu czeka na mnie pętelka ku lodowcowi Morteratsch. No nic, podejdę chociaż kawałek. Rzucam się z zapałem na drugą stronę torów na tę znów czarną trasę (po przepuszczeniu Bernina Expressu). Po pierwszym zakręcie ukazuje mi się lodowiec i dech mi zapiera - imponujący. Drałuję ile sił, wyprzedzam, migają mi kolejne tabliczki obrazujące zasięg języka lodowca w 1900, 1910, 1920 itd. roku. Ostatecznie dobiegłam do 1990 roku, dalej był zjazd pod sam lodowiec, ale do pociągu jedynie 20 minut. Ostatnie zdjęcie i ruszam w dół. To była prawdziwa przyjemność, całe 2.5km łagodnego zjazdu, już po 13 minutach na dole, pewnie bym zdążyła jednak pod lodowiec...Choć przystanek pociągu był na żądanie, lepiej było nie stawiać się w ostatnim momencie. Do Pontresiny pociąg dojechał z opóźnieniem, uciekł mi autonbus do Champfer, część więc innym autobusem, część na nartach. Kwadrans na przebranie i zebranie dobytku i na pociąg do Lozanny.
Trasa: Champfer-St. Moritz Bad; Pontresina - Morteratsch RhB - Morteratsch glacier (prawie) - Morteratsch RhB; St. Moritz Bad - Champfer, ok. 16km.
Razem w ciągu 4dni - ok. 82km
- strasb
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4779
- Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Lozanna
Sobota 23/03/2013
Wspinaczka 2.5h
Chyba przerwa nieco pomogła, blokada psychiczna na drodze z przed tygodnia została pokonana, choć zmęczenie dopadło mnie szybko potem. Po powrocie padłam spać natychamist i spałam 12 godzin - to chyba aklimatyzacja.
Niedziela 24/03/2013
Długie wybieganie 1h55, 15.2 km (śr.7:34 min/km), buty WT110
W Lozannie wiosna, nas jednak skusił lasek, a tam masakra. Solidna warstwa śniegu, na solidnej warswie błota, przedeptane przez ludzi i konie, miejscami mocno podtopione. Stąd właśnie takie tempo, byliśmy z panem małżonkiem niesamowicie dumni, jak po dużej pętli jeszcze dokręciliśmy ma tych sponiewieranych nogach bonusowo tę najmniejszą. Po powrocie do domu obowiązkowe wypłukowanie błota z wnętrza butów - podczas biegu szybko przestaliśmy się przejmować kolejnymi falami przelewającymi się przez buty, ważniejsze było utrzymanie pionu.
Wspinaczka 2.5h
Chyba przerwa nieco pomogła, blokada psychiczna na drodze z przed tygodnia została pokonana, choć zmęczenie dopadło mnie szybko potem. Po powrocie padłam spać natychamist i spałam 12 godzin - to chyba aklimatyzacja.

Niedziela 24/03/2013
Długie wybieganie 1h55, 15.2 km (śr.7:34 min/km), buty WT110
W Lozannie wiosna, nas jednak skusił lasek, a tam masakra. Solidna warstwa śniegu, na solidnej warswie błota, przedeptane przez ludzi i konie, miejscami mocno podtopione. Stąd właśnie takie tempo, byliśmy z panem małżonkiem niesamowicie dumni, jak po dużej pętli jeszcze dokręciliśmy ma tych sponiewieranych nogach bonusowo tę najmniejszą. Po powrocie do domu obowiązkowe wypłukowanie błota z wnętrza butów - podczas biegu szybko przestaliśmy się przejmować kolejnymi falami przelewającymi się przez buty, ważniejsze było utrzymanie pionu.