RYBNICKI PÓŁMARATON KSIĘŻYCOWY
Dystans 21.73 km
Czas trwania 2g:33m:48s
Średnia prękość 7:05 min/km
UDAŁO MI SIĘ!!! Ukończyłam ten bieg. Cudowne uczucie.
Do Rybnika przyjechaliśmy o 19. Odebraliśmy pakiety i poszliśmy na rynek (jedni na piwo a ja na cole). Potem wróciliśmy na miejsce by się przebrać i rzekomo porozgrzewać - choć bardziej polegało to na odganianiu komarów. Załapaliśmy się na dwa wywiady (jeden osobiście ze mną :P). W ogóle ciekawa ta ekipa była - 7 facetów i jedna ja. W dyskusji na temat butów biegowych powiedzieli mi że będę płakać po biegu bo moje buty się nie nadają - mówię że tyle startów w tych butach już miałam i więc nie wierzę by teraz miało być źle.
Punkt 22 ruszyliśmy - 900 ludzi ruszyło ulicami pięknego Rybnika. Ludzie machają dopingują - euforia. Muzyka w uszach i pierwsza pętla minęła mi nawet nie wiem kiedy. Zanotowałam sobie że w połowie trasy jest toi toi tak jakbym wiedziała że ta wiedza może okazać się przydatna. Podbiegów było kilka z czego jeden naprawdę długi. Na 5 km czułam że jest dobrze ale jednocześnie endo poinformowało mnie, że biegnę tempem 6:30 więc zwolniłam. Na 6 km minęli mnie Kenijczycy - jakby mieli motorki w dupie to by zrobili "wziuuuum" - jakie to jest tempo

Drugie okrążenie i dalej euforia... 10 km minęło nie wiem kiedy w czasie 1h.02m. myślę sobie że dalej za szybko. więc znów ciut zwolniłam. Na rynku ludzie wystawiali ręce by przybijać piątki to przybijałam - poruszałam rękami w rytm muzyki i chyba niektórzy to widzieli bo tańczyli razem ze mną :D Chwilę później minął mnie Mar_jas :D Zahaczyłam do toi toi'a nie tracą przy tym pozycji po nikt za mną nie biegł :D Dalej czułam się cudownie. Trzecie okrążenie biegłam już zupełnie sama - nikogo przede mną nikogo za mną. I tu już się zaczęła walka z organizmem który strasznie chciał się zatrzymać. Wskoczyłam na szybko znowu do toi toi'a tym razem na ciut dłużej. Ale mniej niż leci jedna piosenka. I dalej nikogo za mną nie widziałam - kurczę ostatnia jestem??? A kij z tym trzeba dobiec. Na 17 km endo poinformowało mnie
GPS on lost - i już biegałam nie znając swojego tempa na zegarze na ratuszu czy dworcu który był kilometr przed metą widzę że jest 0:24 - chciałam się pokusić o łamanie 2:30 ale wiedziałam że to oznaczałoby że trzeba przyspieszyć - a od 18 km nogi miałam jak z kamienia więc to nie wchodziło w grę :/ Gdy skręciłam w ulicę na której stoi meta spiker zaczął wykrzykiwać moje imię (znajomi wraz moim wujkiem musieli go poinformować:P) cudowne uczucie - jakbym skrzydeł dostała i ostatnie 100 metrów pokonałam sprintem
Zatrzymałam się i.... nie umiałam dojść po izotonik. Nogi były tak sztywne, że musiałam się trzymać barierek.
Buty do wyrzucenia... nie nadają się na takie dystanse... trzeba zainwestować w coś lepszego.
2013-06-30 12.21.57.jpg
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.