Środa, 7 listopad, Minimusy.
Przedpołudnie wolne, ale syfi z nieba. Niewiele myśląc wsiadłem w auto i pojechałem do Puszczy Zielonki, gdzie niby jest więcej piachu. Trochę za daleko te 10km, z czego połowa po mieście, następnym razem podjazdę nad Wartę, to tylko 2.5km, a ścieżki też fajne. Trzeba szukać nowych terenów

.
Leśne drogi nieco porozjeżdżane i w powierzchownym błotku, więc Minimusy szybko przemokły, ale to nie przeszkadza. Po 3km totalny offroad po liściastym lesie i sporych górkach w okolicach Dziewiczej Góry. Mokro. Jak się wydostałem na drogę postanowiłem raczej trzymać się duktów

. Zawinąłem sporą pętlę, sporo podbiegów, tempo na względnie płaskich odcinkach ~5:15, czułem się komfortowo, więc nie zwalniałem. Raczej w tym stylu będę trenował cały listopad, żeby wejść spokojnie w objętość około 50km/tydz. Dołożę pewnie jakieś przebieżki tylko. Ostatnia kontuzja nauczyła mnie, że nie opłaca się jednocześnie zwiększać i objętości i intensywności

.
W okolicach 12km przez chwilę lekko bolały głowy czwórek. Staram się rozluźniać łydy w czasie biegu, więc większe obciążenie idzie w czwórki, pewnie dlatego, zresztą szybko przeszło.
Nawiasem mówiąc, dla mnie nauczonego pedałować w całym zakresie obrotu korby, gdy mięśnie łydki praktycznie cały czas pracują, strasznie ciężko jest puścić łydę luźno i pracować głównie biodrami i udem. Stąd pewnie moja bardzo słaba ekonomika przy dużych prędkościach.
Trasa.
17,57km, 1:33:28, średnie tempo 5:19/km, avhr 152, hrmax 161.
Na koniec z 500m truchciku boso po listopadowym błocie. Rozkosz takie chłodzenie stóp, przynajmniej zanim nie zaczną marznąć

.
A właśnie. W niedzielę pojechałem na ustawkę kolarską bez uzupełniania glikogenu, całość węgli które zjadłem po GP Poznania to przydziałowa drożdżówka i kilka pomidorów. W niedzielę bez śniadania w dodatku. I dałem radę, mimo kilku wejść w naprawdę konkretny beztlen, bo było kilka zaciągów powyżej 50km/h, a średnia wyszła 35km/h. Po 74km czułem się świetnie, bardzo niewielkie zmęczenie. Bardzo to umocniło moją wiarę, że "da się" na minimalnej ilości węgli.
The faster you are, the slower life goes by.