sebbor - od kontuzji po Berlin Marathon 2024
Moderator: infernal
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Środa 06.03.2019
EASY/II ZAKRES
5km 23:11 ~4:38/km ~HR137 + 4x(1km 4:00/1km 4:20) + 1,6km ~4:40/km RAZEM 14,6km
W sumie całość zamknąłem na tętnie 147 więc można powiedzieć, że to było tlenowo, luźno. Te kilka ciut szybszych kilometrów pozwoliło na urozmaicenie treningu, szybciej zleciało a dodatkowo zrobiłem adaptację na większych prędkościach.
EASY/II ZAKRES
5km 23:11 ~4:38/km ~HR137 + 4x(1km 4:00/1km 4:20) + 1,6km ~4:40/km RAZEM 14,6km
W sumie całość zamknąłem na tętnie 147 więc można powiedzieć, że to było tlenowo, luźno. Te kilka ciut szybszych kilometrów pozwoliło na urozmaicenie treningu, szybciej zleciało a dodatkowo zrobiłem adaptację na większych prędkościach.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Czwartek 07.03.2019
Interwały
2,5km + 2x120m + Gr7' + 3'/4'/5'/4'/3' przerwa 2'/3'/3'/3' + 2,3km RAZEM 12,2km
3' 960m ~3:08/km
4' 1250m ~3:13/km
5' 1540m ~3:15/km
4' 1250m ~3:13/km
3' 970m ~3:07/km
Nogi były mocno zrobione po wtorkowej siłowni. Duża bolesność mięśniowa w dwójkach i na dupie -zakładałem, że ciężko będzie się biegało te odcinki. A tu nic takiego! Już na pierwszym był ogień! Na pięciominutówce trochę się hamowałem, bo bałem się, że jak zacznę po 3:10 to do końca odcinka się wystrzelam i dalej będzie agonia. Cały trening biegało się wyśmienicie. Super pogoda i dobra nawierzchnia w lasku, w którym biegałem. Zmęczenie duże, ale jednak wszystko pod pełną kontrolą. Jakby trzeba było to ostatni odcinek zrobiłbym 1000m w te 3 minuty. To zwiastun nadchodzącej formy, którą jednak troszkę trzeba jeszcze wstrzymać
Tętno max na tym treningu to 189. W końcu udało się dobić prawie do 190. I tutaj kilka słów o pulsie. Starzeję się Tętno jakie mam na treningach jest wyraźnie i kilka dygnięć niższe niż jeszcze 2-3 lata temu. Wtedy za swojego maksa przyjmowałem 203, teraz zdecydowanie poniżej 200, może jakieś 195. Zresztą nawet na najmocniejszych jednostkach albo zawodach trudno mi się do tego zbliżyć. Nie wiem na ile może na to mieć wpływ wytrenowanie, wzrost poziomu sportowego (taką tezę rzucił kiedyś na swoim blogu Bartek Olszewski). Jest jeszcze kwestia urządzenia, może moje Suunto z jakąś aktualizacją zaczęło coś inaczej przeliczać, albo po prostu pasek się zużył? Może na wszelki wypadek wymienię jeszcze baterie...
Piątek 08.03.2019
planowe wolne, bo wyjście na Dzień Kobiet
Interwały
2,5km + 2x120m + Gr7' + 3'/4'/5'/4'/3' przerwa 2'/3'/3'/3' + 2,3km RAZEM 12,2km
3' 960m ~3:08/km
4' 1250m ~3:13/km
5' 1540m ~3:15/km
4' 1250m ~3:13/km
3' 970m ~3:07/km
Nogi były mocno zrobione po wtorkowej siłowni. Duża bolesność mięśniowa w dwójkach i na dupie -zakładałem, że ciężko będzie się biegało te odcinki. A tu nic takiego! Już na pierwszym był ogień! Na pięciominutówce trochę się hamowałem, bo bałem się, że jak zacznę po 3:10 to do końca odcinka się wystrzelam i dalej będzie agonia. Cały trening biegało się wyśmienicie. Super pogoda i dobra nawierzchnia w lasku, w którym biegałem. Zmęczenie duże, ale jednak wszystko pod pełną kontrolą. Jakby trzeba było to ostatni odcinek zrobiłbym 1000m w te 3 minuty. To zwiastun nadchodzącej formy, którą jednak troszkę trzeba jeszcze wstrzymać
Tętno max na tym treningu to 189. W końcu udało się dobić prawie do 190. I tutaj kilka słów o pulsie. Starzeję się Tętno jakie mam na treningach jest wyraźnie i kilka dygnięć niższe niż jeszcze 2-3 lata temu. Wtedy za swojego maksa przyjmowałem 203, teraz zdecydowanie poniżej 200, może jakieś 195. Zresztą nawet na najmocniejszych jednostkach albo zawodach trudno mi się do tego zbliżyć. Nie wiem na ile może na to mieć wpływ wytrenowanie, wzrost poziomu sportowego (taką tezę rzucił kiedyś na swoim blogu Bartek Olszewski). Jest jeszcze kwestia urządzenia, może moje Suunto z jakąś aktualizacją zaczęło coś inaczej przeliczać, albo po prostu pasek się zużył? Może na wszelki wypadek wymienię jeszcze baterie...
Piątek 08.03.2019
planowe wolne, bo wyjście na Dzień Kobiet
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 09.03.2019
EASY
14km ~4:36 + 4,3km ~4:48 RAZEM 18,3km
Drugi odcinek dokręcany po przerwie na około godzinne zakupy w marketach
Niedziela 10.03.2019
LONG/II ZAKRES
1km ~5:00/km + 21,1km 1:24:29 ~4:00/km ~HR 164 + 4,2km ~4:55/km RAZEM 26,3km
W planie był długi bieg jako szybsze rozbieganie. To strefa do tej pory przeze mnie mało biegana, bo albo był to long w spokojnym tempie easy (z ewentualnymi przyspieszeniami), albo od razu maraton pace. Na tych prędkościach pomiędzy mało biegałem, szczególnie długich jednostek - prawie wcale. A do maratonu się to przydaje, do ultra też. W tę niedzielę asekuracyjnie zakładałem po prostu szybkie rozbieganie, tempo 4:10. Najpierw kilometr rozbiegowy w 5 minut, na odmulenie i ruszyłem mocniej. Początek w okolicy 4:20. Nogi jednak dobrze biegły, po dwóch, trzech kilometrach złapałem tempo w okolicy 4 minut i było spoko. Był więc to +/- mój drugi zakres, w tętnie też tak wychodziło. Kilometry mijały, 15tkę miałem po 4:04. Pod koniec zrobiłem jeszcze 2 kilometry w maratońskim, po 3:45. Ogólnie luz, tylko zmulenie jak to po długim ciągłym. W sumie wyszedł półmaraton równo po 4:00. Bardzo good. Wszystko po lesie/nad Wartą w warunkach bardzo dobrych choć momentami były jakieś przeszkadzajki, na których zapewne trochę sekund straciłem. Po drodze miałem schowane pół litra izotonika i żel.
Tydzień ~82km.
Poniedziałek 11.03.2019
wolne
Niestety znowu sprawy prywatne. Myślałem, ze uda się wyjść choć na ósemkę, ale miałem czas dopiero po 21:30 i już kompletnie nie miałem siły.
EASY
14km ~4:36 + 4,3km ~4:48 RAZEM 18,3km
Drugi odcinek dokręcany po przerwie na około godzinne zakupy w marketach
Niedziela 10.03.2019
LONG/II ZAKRES
1km ~5:00/km + 21,1km 1:24:29 ~4:00/km ~HR 164 + 4,2km ~4:55/km RAZEM 26,3km
W planie był długi bieg jako szybsze rozbieganie. To strefa do tej pory przeze mnie mało biegana, bo albo był to long w spokojnym tempie easy (z ewentualnymi przyspieszeniami), albo od razu maraton pace. Na tych prędkościach pomiędzy mało biegałem, szczególnie długich jednostek - prawie wcale. A do maratonu się to przydaje, do ultra też. W tę niedzielę asekuracyjnie zakładałem po prostu szybkie rozbieganie, tempo 4:10. Najpierw kilometr rozbiegowy w 5 minut, na odmulenie i ruszyłem mocniej. Początek w okolicy 4:20. Nogi jednak dobrze biegły, po dwóch, trzech kilometrach złapałem tempo w okolicy 4 minut i było spoko. Był więc to +/- mój drugi zakres, w tętnie też tak wychodziło. Kilometry mijały, 15tkę miałem po 4:04. Pod koniec zrobiłem jeszcze 2 kilometry w maratońskim, po 3:45. Ogólnie luz, tylko zmulenie jak to po długim ciągłym. W sumie wyszedł półmaraton równo po 4:00. Bardzo good. Wszystko po lesie/nad Wartą w warunkach bardzo dobrych choć momentami były jakieś przeszkadzajki, na których zapewne trochę sekund straciłem. Po drodze miałem schowane pół litra izotonika i żel.
Tydzień ~82km.
Poniedziałek 11.03.2019
wolne
Niestety znowu sprawy prywatne. Myślałem, ze uda się wyjść choć na ósemkę, ale miałem czas dopiero po 21:30 i już kompletnie nie miałem siły.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Wtorek 12.03.2019
EASY/Siłownia
17:00 4,8km
20:00 1,2km + 45' obwód + 1km + 10'GR
Szkoda mi poniedziałkowych straconych kilometrów. W ramach nadrabiania kilka spraw, które miałem do załatwienia na osiedlu załatwiłem... biegiem I wyszła prawie piątka. Później już planowo siłownia. Było trochę na nogi ale bez zajazdu.
Może ktoś powiedzieć coś o trasach Półmaratonu Warszawskiego i maratonu Cracovia? Profile nie wyglądają źle, ale nigdy tam nie biegłem. Ktoś coś?
EASY/Siłownia
17:00 4,8km
20:00 1,2km + 45' obwód + 1km + 10'GR
Szkoda mi poniedziałkowych straconych kilometrów. W ramach nadrabiania kilka spraw, które miałem do załatwienia na osiedlu załatwiłem... biegiem I wyszła prawie piątka. Później już planowo siłownia. Było trochę na nogi ale bez zajazdu.
Może ktoś powiedzieć coś o trasach Półmaratonu Warszawskiego i maratonu Cracovia? Profile nie wyglądają źle, ale nigdy tam nie biegłem. Ktoś coś?
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Środa 13.03.2019
INT/THR
2,8km + 2x100 + GR7' + 2x1000m I + 3km T + 2x800m I wszystkie przerwy 2' + 3,3km RAZEM 13,6km
3:12.2 (z wiatrem)
3:17.3 (pod wiatr)
10:22.6 ~3:27/km (prawie całe z wiatrem)
2:31.0 ~3:08/km (pod wiatr)
2:33.0 ~3:11/km (pod wiatr)
Nogi zajechane jednak po wtorku, mimo, że na siłce aż tak ich nie cisnąłem. Wiało solidnie i te odcinki pod wiatr były wyraźnie trudniejsze. Lekkości w kroku może brakowało, ale prędkości i tak wyszły fajne. Te osiemsetki biegane w konwencji ostatnie 200m mocniej. Chociaż pod ten wiatr to już brakowało na końcu pary Ogólnie jestem zadowolony. Tętno dobiłem do 188 maksymalnie.
INT/THR
2,8km + 2x100 + GR7' + 2x1000m I + 3km T + 2x800m I wszystkie przerwy 2' + 3,3km RAZEM 13,6km
3:12.2 (z wiatrem)
3:17.3 (pod wiatr)
10:22.6 ~3:27/km (prawie całe z wiatrem)
2:31.0 ~3:08/km (pod wiatr)
2:33.0 ~3:11/km (pod wiatr)
Nogi zajechane jednak po wtorku, mimo, że na siłce aż tak ich nie cisnąłem. Wiało solidnie i te odcinki pod wiatr były wyraźnie trudniejsze. Lekkości w kroku może brakowało, ale prędkości i tak wyszły fajne. Te osiemsetki biegane w konwencji ostatnie 200m mocniej. Chociaż pod ten wiatr to już brakowało na końcu pary Ogólnie jestem zadowolony. Tętno dobiłem do 188 maksymalnie.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Czwartek 14.03.2019
EASY
13,5km 1:00:10 ~4:28/km ~HR142
Początek topornie, ale spodziewałem się tego po combo siłownia + interwały. Nogi raczej ciężkie. Pierwszy km w 5 minut ale później nogi się rozbiegały i na powrocie, z wiatrem w plecy, łapałem na luzie tempo 4:15-4:20.
EASY
13,5km 1:00:10 ~4:28/km ~HR142
Początek topornie, ale spodziewałem się tego po combo siłownia + interwały. Nogi raczej ciężkie. Pierwszy km w 5 minut ale później nogi się rozbiegały i na powrocie, z wiatrem w plecy, łapałem na luzie tempo 4:15-4:20.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Piątek 15.03.2019
EASY
8,1km ~4:44/km ~HR140
spokojny rozruch, żeby dołożyć kilometrów i w sobotę na zawodach nie być zbyt świeżym
Sobota 16.03.2019
START
2,5km + 3x100 + GR10' + 0,6km + 100 + 10,34km 40:31 ~3:55/km ~HR178 +250m/-250m 5. miejsce + 2km
Finałowy, szósty bieg edycji 2018/2019. Nastawienie było bojowe. W generalce, po 5 biegach, byłem trzeci i żeby mieć szansę wskoczyć na drugie warunkiem koniecznym było moje zwycięstwo. Gdyby skład był podobny jak zazwyczaj byłoby to nawet możliwe. Niestety ostatni bieg marcowy charakteryzuje się tym, że pojawiają się mocni zawodnicy. Tak był też tym razem. Na starcie Łukasz Nowak, olimpijczyk-chodziarz, który teraz biega piątkę w 15 minut. Pozamiatane. Trochę morale mi spadło, bo w sumie nie było o co walczyć. Priorytetem stało się zrobienie dobrego, mocnego treningu i powalczenie o swój rekord na tej trasie.
Początek jak zwykle szaleńczy. Kiedy po 150m zegarek pokazywał mi tempo chwilowe 3:00 wyraźnie zwolniłem i ustawiłem się na koniec czołowej grupy. Ale i tak było szybko. W końcu jednak lider uciekł a na kolejnych miejscach były przetasowania przez cały bieg. Pierwsze kółko było w 19:39. Bardzo mocno! Nigdy tam tak szybko nie otworzyłem. Nigdy poniżej 20 minut... Na początku drugiego okrążenia tempo lekko siadło, chyba wszyscy mieli zadyszkę po pierwszym. Starałem się trzymać swoje tempo i nie oglądać na innych. Było dość ciężko. Na dużym podbiegu przed znacznikiem 8km niestety zalało mi nogi ołowiem. Nie mogłem już mocniej i chłopaki odeszli mi na 10-20m. Na zbiegu jakoś nie mogłem tego zniwelować i przed ostatnią górką wiedziałem już, że ciężko będzie dogonić. Byłem ujechany. I tak samotnie, już bez walki dobiegłem do mety pobijając i tak swój rekord o 24 sekundy. Tego dnia zabrakło trochę nóg. Oddechowo bardzo fajnie, na prostych zyskiwałem i czułem, że mocne tempo 3:20 mnie nie zabija. Mięśniowo gorzej, pod koniec górki mnie niszczyły i brakło mocy w nodze. Zmęczenie 9/10. Trening zrobiony jak trzeba. dodatkowo frajda z pudła w generalce
Niedziela 17.03.2019
LONG
32km 2:26:30 ~4:34/km
I 16km 1:15:40 ~4:44/km
II 16km 1:10:50 ~4:26/km
W ten weekend wykorzystałem zawody do zrobienia klasycznego combo. W sobotę start na dychę, mocno, a w niedzielę rano na deficycie energetycznym i zmęczeniu - long. Pierwsza połówkę biegłem spokojnie, dużo pod wiatr. Czułem, że brakuje świeżości w kroku Na powrocie zacząłem się rozpędzać i zrobiłem małe BNP 8km, po którym znowu spokojnie dobiegłem resztę. Trasa prowadziła przez Wielkopolski Park Narodowy, więc płasko ani równo nie było. Te szybkie kilometry nie były łatwe w tym terenie i plecaku, który miałem. Rozpędziłem się do tempa 3:40. Słońce dopisało, więc sporo się wypociłem. Po drodze batonik, żel, cola i litr izo. Weszło całkiem dobrze. Lekko nie było, ale kilometry fajnie, szybko mijały. Szkoda, że biegłem bez paska, bo nie mam widoku jak było z pulsem. Poniżej screen jak wyglądało to moje przyspieszenie.
Tydzień 90km i w tych przygotowaniach to jest poziom maksymalny.
EASY
8,1km ~4:44/km ~HR140
spokojny rozruch, żeby dołożyć kilometrów i w sobotę na zawodach nie być zbyt świeżym
Sobota 16.03.2019
START
2,5km + 3x100 + GR10' + 0,6km + 100 + 10,34km 40:31 ~3:55/km ~HR178 +250m/-250m 5. miejsce + 2km
Finałowy, szósty bieg edycji 2018/2019. Nastawienie było bojowe. W generalce, po 5 biegach, byłem trzeci i żeby mieć szansę wskoczyć na drugie warunkiem koniecznym było moje zwycięstwo. Gdyby skład był podobny jak zazwyczaj byłoby to nawet możliwe. Niestety ostatni bieg marcowy charakteryzuje się tym, że pojawiają się mocni zawodnicy. Tak był też tym razem. Na starcie Łukasz Nowak, olimpijczyk-chodziarz, który teraz biega piątkę w 15 minut. Pozamiatane. Trochę morale mi spadło, bo w sumie nie było o co walczyć. Priorytetem stało się zrobienie dobrego, mocnego treningu i powalczenie o swój rekord na tej trasie.
Początek jak zwykle szaleńczy. Kiedy po 150m zegarek pokazywał mi tempo chwilowe 3:00 wyraźnie zwolniłem i ustawiłem się na koniec czołowej grupy. Ale i tak było szybko. W końcu jednak lider uciekł a na kolejnych miejscach były przetasowania przez cały bieg. Pierwsze kółko było w 19:39. Bardzo mocno! Nigdy tam tak szybko nie otworzyłem. Nigdy poniżej 20 minut... Na początku drugiego okrążenia tempo lekko siadło, chyba wszyscy mieli zadyszkę po pierwszym. Starałem się trzymać swoje tempo i nie oglądać na innych. Było dość ciężko. Na dużym podbiegu przed znacznikiem 8km niestety zalało mi nogi ołowiem. Nie mogłem już mocniej i chłopaki odeszli mi na 10-20m. Na zbiegu jakoś nie mogłem tego zniwelować i przed ostatnią górką wiedziałem już, że ciężko będzie dogonić. Byłem ujechany. I tak samotnie, już bez walki dobiegłem do mety pobijając i tak swój rekord o 24 sekundy. Tego dnia zabrakło trochę nóg. Oddechowo bardzo fajnie, na prostych zyskiwałem i czułem, że mocne tempo 3:20 mnie nie zabija. Mięśniowo gorzej, pod koniec górki mnie niszczyły i brakło mocy w nodze. Zmęczenie 9/10. Trening zrobiony jak trzeba. dodatkowo frajda z pudła w generalce
Niedziela 17.03.2019
LONG
32km 2:26:30 ~4:34/km
I 16km 1:15:40 ~4:44/km
II 16km 1:10:50 ~4:26/km
W ten weekend wykorzystałem zawody do zrobienia klasycznego combo. W sobotę start na dychę, mocno, a w niedzielę rano na deficycie energetycznym i zmęczeniu - long. Pierwsza połówkę biegłem spokojnie, dużo pod wiatr. Czułem, że brakuje świeżości w kroku Na powrocie zacząłem się rozpędzać i zrobiłem małe BNP 8km, po którym znowu spokojnie dobiegłem resztę. Trasa prowadziła przez Wielkopolski Park Narodowy, więc płasko ani równo nie było. Te szybkie kilometry nie były łatwe w tym terenie i plecaku, który miałem. Rozpędziłem się do tempa 3:40. Słońce dopisało, więc sporo się wypociłem. Po drodze batonik, żel, cola i litr izo. Weszło całkiem dobrze. Lekko nie było, ale kilometry fajnie, szybko mijały. Szkoda, że biegłem bez paska, bo nie mam widoku jak było z pulsem. Poniżej screen jak wyglądało to moje przyspieszenie.
Tydzień 90km i w tych przygotowaniach to jest poziom maksymalny.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 18.03.2019
EASY
13km ~4:35/km
Po weekendowym combo lekko nie było. Początek ciężki, nogi swoje ważyły i tempo 5 minut... Później się rozkulało i z wiatrem już to fajnie szło.
EASY
13km ~4:35/km
Po weekendowym combo lekko nie było. Początek ciężki, nogi swoje ważyły i tempo 5 minut... Później się rozkulało i z wiatrem już to fajnie szło.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Wtorek 19.03.2019
Siłownia
1km + obwód 45' + 1km + stretching&core 15'
Ostatnia siłownia przed połówką, bo w przyszłym tygodniu całkowicie odpuszczę. Bez szaleństw, małe ciężary, żeby nie kusić losu o kontuzję czy jakieś przeciążenie teraz u progu sezonu.
Siłownia
1km + obwód 45' + 1km + stretching&core 15'
Ostatnia siłownia przed połówką, bo w przyszłym tygodniu całkowicie odpuszczę. Bez szaleństw, małe ciężary, żeby nie kusić losu o kontuzję czy jakieś przeciążenie teraz u progu sezonu.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Środa 20.03.2019
Marathon Pace
2,7km + 2x100 + 12km 44:50 ~3:44/km ~HR164 + 1km
Czwartek 21.03.2019
Repetitions
4km + 2x100 + GR5' + 4x500m przerwa 3' + 3,2km RAZEM 10,5km
Piątek 22.03.2019
planowe wolne
Dobre jednostki wpadły. W środę w końcu trochę maratońskiego. Pilnowałem tempa 3:45 i łapania czwórek w 15 minut W sumie całkiem nieźle się to biegało, zmęczenie w normie pomimo, że w nogach, w dupie, siedziała siłownia. Tętno niskie, ale tu nie mam zaufania ostatnio do zegarka, a raczej do paska, bo w czwartek to już w ogóle głupoty pokazywał. Koniecznie muszę tę baterię w końcu zmienić i zobaczymy czy coś to da. A jak nie - to znaczy, że lekko było, bo HR164 jak na MP to luźno W czwartek tempo, żeby poczuć trochę prędkości i się nie zamulić. Wyszło to bardzo szybko, ale też lekki dym był, bo ostatnie 200m odcinków to już nogi mi zalewało Uważam, że czasami warto takie coś pobiegać nawet w treningu maratońskim - dla odmulenia i przełamania się do dużych prędkości. Bo na mnie tempo poniżej 3:00 już robi wrażenie //Pięćsetki robione na asfalcie.
500m 1:28.0 ~2:56/km
500m 1:25.6 ~2:50/km
510m 1:28.8 ~2:55/km
500m 1:25.6 ~2:50/km
Marathon Pace
2,7km + 2x100 + 12km 44:50 ~3:44/km ~HR164 + 1km
Czwartek 21.03.2019
Repetitions
4km + 2x100 + GR5' + 4x500m przerwa 3' + 3,2km RAZEM 10,5km
Piątek 22.03.2019
planowe wolne
Dobre jednostki wpadły. W środę w końcu trochę maratońskiego. Pilnowałem tempa 3:45 i łapania czwórek w 15 minut W sumie całkiem nieźle się to biegało, zmęczenie w normie pomimo, że w nogach, w dupie, siedziała siłownia. Tętno niskie, ale tu nie mam zaufania ostatnio do zegarka, a raczej do paska, bo w czwartek to już w ogóle głupoty pokazywał. Koniecznie muszę tę baterię w końcu zmienić i zobaczymy czy coś to da. A jak nie - to znaczy, że lekko było, bo HR164 jak na MP to luźno W czwartek tempo, żeby poczuć trochę prędkości i się nie zamulić. Wyszło to bardzo szybko, ale też lekki dym był, bo ostatnie 200m odcinków to już nogi mi zalewało Uważam, że czasami warto takie coś pobiegać nawet w treningu maratońskim - dla odmulenia i przełamania się do dużych prędkości. Bo na mnie tempo poniżej 3:00 już robi wrażenie //Pięćsetki robione na asfalcie.
500m 1:28.0 ~2:56/km
500m 1:25.6 ~2:50/km
510m 1:28.8 ~2:55/km
500m 1:25.6 ~2:50/km
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Na wstępie zaznaczę, że w piątek czułem się fatalnie. Niewyspany, zmęczony a do tego po południu głowa robiła się jakaś ciężka... Znam to uczucie oznaczające, że łapie mnie jakieś choróbsko siedziałem zatem w domu, wziąłem podstawowe leki, do tego napary, imbir, czosnek itp. Objawów, poza osłabieniem i ciężką głową nie było. Temperatura mini-minimalnie podwyższona 36,8. Poszedłem spać szybko.
Sobota 23.03.2019
EASY
20km 1:30:23 ~4:31/km ~HR152
Wstałem wcześnie. I niby czułem się dobrze. Niby. Bo jednak jakieś zamulenie z rana było. I wątpliwości czy to nie rozwija się przeziębienie... Temperatura 36,6. Kataru, kaszlu, bólu gardła brak. A jednak ta niepewność w obliczu gorszego samopoczucia, którą pewnie wielu zna - iść na trening czy odpuścić!? Zawody w końcu za pasem...
Poszedłem, bo przecież ja się dobrze czułem!!! Biegło się super. Było dość wcześnie, 9 rano, więc jeszcze chłodno i rześko. Jedynie tętno wyższe niż zawsze, sugerujące, że jednak jakieś osłabienie jest, organizm coś chyba zwalczał. W planie miałem wpleść w tę dwudziestkę jeszcze 20' progowo, ale w obliczu niepewnego zdrowia przeniosłem to na osobną jednostkę na niedzielę. I dobrze, że się nie dorzynałem, bo wieczorem znów czułem się delikatnie niepewnie, nawet jakieś gilganie w gardle się pojawiło. Wyspałem się i w niedzielę było już OK. Choroba została zwalczona w zarodku. Taką mam nadzieję.
Niedziela 24.03.2019
Threshold
3,2km + 2x100 + GR7' + 7km 24:21 ~3:29/km ~HR175 + 2,1km
Dobrze to weszło. Tempo mocne, a odczucia luźne. Dopiero po 5km było trudno.
Tydzień 74km.
Sobota 23.03.2019
EASY
20km 1:30:23 ~4:31/km ~HR152
Wstałem wcześnie. I niby czułem się dobrze. Niby. Bo jednak jakieś zamulenie z rana było. I wątpliwości czy to nie rozwija się przeziębienie... Temperatura 36,6. Kataru, kaszlu, bólu gardła brak. A jednak ta niepewność w obliczu gorszego samopoczucia, którą pewnie wielu zna - iść na trening czy odpuścić!? Zawody w końcu za pasem...
Poszedłem, bo przecież ja się dobrze czułem!!! Biegło się super. Było dość wcześnie, 9 rano, więc jeszcze chłodno i rześko. Jedynie tętno wyższe niż zawsze, sugerujące, że jednak jakieś osłabienie jest, organizm coś chyba zwalczał. W planie miałem wpleść w tę dwudziestkę jeszcze 20' progowo, ale w obliczu niepewnego zdrowia przeniosłem to na osobną jednostkę na niedzielę. I dobrze, że się nie dorzynałem, bo wieczorem znów czułem się delikatnie niepewnie, nawet jakieś gilganie w gardle się pojawiło. Wyspałem się i w niedzielę było już OK. Choroba została zwalczona w zarodku. Taką mam nadzieję.
Niedziela 24.03.2019
Threshold
3,2km + 2x100 + GR7' + 7km 24:21 ~3:29/km ~HR175 + 2,1km
Dobrze to weszło. Tempo mocne, a odczucia luźne. Dopiero po 5km było trudno.
Tydzień 74km.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 25.03.2019
EASY
14km 1:01:18 ~4:22/km ~HR141
Wtorek 26.03.2019
wolne
Środa 27.03.2019
Threshold
2,7km + 2x100 + GR6' + 5x1200 przerwa 1' + 2,6km
4:05.5 ~3:24/km
4:07.0 ~3:26/km
4:06.1 ~3:25/km
4:09.4 ~3:27/km
4:06.1 ~3:25/km
Tydzień przedstartowy, odpuszczanie. Wczoraj ostatnia mocniejsza jednostka na pobudzenie. Tempo okołoprogowe. Biegane luźno, nogi lekkie, w końcu niezajechane, naprawdę fajnie. Nie było w tym interwałowej spiny. Pomimo tylko minuty przerwy czułem komfort i kontrolę. Myślę że i 10 takich odcinków by mogło wjechać. To dobry znak, czekam na wybuch formy w niedzielę
EASY
14km 1:01:18 ~4:22/km ~HR141
Wtorek 26.03.2019
wolne
Środa 27.03.2019
Threshold
2,7km + 2x100 + GR6' + 5x1200 przerwa 1' + 2,6km
4:05.5 ~3:24/km
4:07.0 ~3:26/km
4:06.1 ~3:25/km
4:09.4 ~3:27/km
4:06.1 ~3:25/km
Tydzień przedstartowy, odpuszczanie. Wczoraj ostatnia mocniejsza jednostka na pobudzenie. Tempo okołoprogowe. Biegane luźno, nogi lekkie, w końcu niezajechane, naprawdę fajnie. Nie było w tym interwałowej spiny. Pomimo tylko minuty przerwy czułem komfort i kontrolę. Myślę że i 10 takich odcinków by mogło wjechać. To dobry znak, czekam na wybuch formy w niedzielę
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Czwartek 28.03.2019
EASY
11,2km ~4:45 ~HR138
Piątek - Sobota 29-30.03.2019
nic
Dziś miał być rozruch ale nic nie będzie. Boli mnie głowa, temperatura 36,9 -37,0. Raz mi ciepło a raz zimno, atakuje mnie jakieś przeziębienie... Super... Walczę! Jutro od rana wyjazd do Wawy i mam nadzieję, że organizm zwalczy to gówno żebym w niedzielę rano mógł stanąć w pełni zdrowy do startu.
Miał być wpis o mojej siłowni, nawet połowę już mam, ale reszty nie będzie dzisiaj. Sorki bardzo.
Źle się czuję, jestem wkurzony i nie mam teraz weny i siły na siedzenie przed kompem i pisanie. Będzie w przyszłym tygodniu.
EASY
11,2km ~4:45 ~HR138
Piątek - Sobota 29-30.03.2019
nic
Dziś miał być rozruch ale nic nie będzie. Boli mnie głowa, temperatura 36,9 -37,0. Raz mi ciepło a raz zimno, atakuje mnie jakieś przeziębienie... Super... Walczę! Jutro od rana wyjazd do Wawy i mam nadzieję, że organizm zwalczy to gówno żebym w niedzielę rano mógł stanąć w pełni zdrowy do startu.
Miał być wpis o mojej siłowni, nawet połowę już mam, ale reszty nie będzie dzisiaj. Sorki bardzo.
Źle się czuję, jestem wkurzony i nie mam teraz weny i siły na siedzenie przed kompem i pisanie. Będzie w przyszłym tygodniu.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
W Sobotę wstałem wcześnie, 6 rano, wyjazd do Wawy. Samopoczucie średnie. W gardle drapie, stopy zimne i jakoś tak dziwnie... W sumie przez cały dzień nie czułem się dobrze. Raz lepiej, raz gorzej, raz mi było zimno, raz ciepło, bolała głowa. Wyssałem milion tabletek na gardło, herbaty z cytryną i imbirem, witaminy C i niestety również ibuprofenu. Widziałem, że bez leczenia szybko z tego syfu nie wyjdę, więc postawiłem wszystko na jedną kartę - uderzeniowa dawka leków z myślą, że zadziała i w niedzielę rano odczuję ulgę. I że wątroba jakoś da radę po tych wszystkich medykamentach. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że nie pobiegnę wcale - co to to nie! Ale sobota leciała a ja ciągle niewyraźny... W mojej głowie kiełkowała myśl, że może to być tylko trening. Jeśli będę się źle czuł to nie będzie sensu cisnąć, pozostanie biegowe zwiedzanie Warszawy. Brakowało bojowego nastawienia, w zasadzie mało o starcie myślałem. Wszystko odkładałem - "zobaczymy jak będzie rano..."
Obudziłem się godzinę przed budzikiem. Śniły mi się jakieś głupoty - m. in. że spóźniam się na start Zasnąć już niestety nie mogłem. Chyba zaczynała się adrenalinka przedstartowa, ale... czułem się dobrze! Nie wiem na ile to zasługa tej adrenaliny a na ile zwalczyłem przeziębienie, ale było o niebo lepiej. Głowa w porządku, gardło też - nic! Wcale nie czułem się słabo. Dopiero teraz zacząłem się pozytywnie nakręcać, ale jeszcze z hamulcem - "zobaczymy na rozgrzewce"... Na start mieliśmy blisko. Wszędzie wokoło już pełno biegaczy. Zrobiłem swój standardowy secik rozgrzewkowy i było cały czas dobrze. Przebieżki - luźno. Jest moc - trzeba próbować i pobiec 1:14 czyli po 3:30/km! Gdzieś z tyłu głowy cały czas była obecna myśl na plan awaryjny, że jeśli jednak osłabienie mnie zetnie to resztę trasy dobiegnę sobie bez spiny i agonii, spokojnie, maratońskim tempem. Takie myśli mogą być bardzo niebezpieczne i położyć bieg...
Niedziela 31.03.2019
14. PZU Półmaraton Warszawski
2km + 2x120m + GR8' + 21,31km 1:14:56 ~3:31/km ~HR175 + 1,5km
Na starcie byłem daleko, bo w tej strefie za elitą dopiero w ~10 linii. Po pierwszych 200m wciąż wielki tłum, przede mną chyba ze 200 osób i czuję, że trochę mnie hamują. Obiegam po zewnętrznej dużą grupę i wciskam się w bardziej komfortowym miejscu. Tutaj tempo chwilowe jest ok - 3:30/km. Pierwszy kilometr 3:28. Ideał. Dwójka 6:58 a ja czuję, że jest naprawdę luz a w dodatku z górki. Usadowiłem się za plecami dwóch pewnie wyglądających biegaczy, którzy dyktowali równe tempo. Pod górkę na most ciut odpuściłem, nie chciałem się tam ujeżdżać, ale dość szybko na moście nadrobiłem stracone metry. Piątka 17:36. Te kilka sekund stracone pod górę, więc jest w sumie planowo. Nadal biegnę za plecami tej dwójki, długa prosta idzie dobrze, ale po 7. kilometrze coś tempo zaczyna mi nie pasować. Zwalniamy. Wychodzę na czoło - "teraz ja poprowadzę" - myślałem. Grupka jednak zaczęła się wtedy sypać. Nie poszli za mną, zostali ciut z tyłu. Ciągnąłem sam doganiając kilku innych biegaczy, którzy też zwalniali. Walczyłem samotnie i niestety te kilometry raz, że wychodziły po 3:35 to jeszcze kosztowały mnie sporo sił. Moje samopoczucie bardzo szybko się pogorszyło. Dycha w 35:18 czyli niby nie ma tragedii, ale te sekundy znowu pouciekały i 1:14.00 zaczęło odjeżdżać. Było już ciężko. Mój umysł zaczął mi podpowiadać mój plan awaryjny - drugą połowę zwolnij i zrób sobie trening maratoński - po co się tak męczyć skoro i tak nie złamiesz 1.14... O tym nie było mowy, bo już dawno założyłem sobie, że do 13-14km biegnę na pewno w tempie. Za dyszką złapałem zawodnika, z którym powieźliśmy się razem do mostu wracając do tempa 3:30. Na moście wiatr w twarz, ciężko, a jeszcze z tyłu dogoniła nas jakaś grupa. Ktoś poszedł mocno do przodu, ktoś został, totalne przegrupowanie sił. Ja uczepiłem się zawodnika, za którego plecami biegłem na początku, bo znowu pojawił się w peletonie. I to "trzymanie koła" nie było łatwe mimo, że kilometry 13-14 były dość wolne, powyżej 3:35. Powiedziałem sobie, że do 15km muszę jakoś wytrzymać, a potem się zobaczy. Morale spadało, bo Piętnastka w 53:12 zwiastowała, że nawet złamanie 1:15 zaczyna być niepewne. Zaczynało mi brakować pary w płucach. Zmęczenie ciągle rosło. Tutaj ponownie moja głowa chciała mnie przekonać, że czas się poddać, zakończyć szybki etap tego treningu i dobiec sobie spokojnie na 1:17-18. Nie umiałem jednak tego zrobić, bo wiedziałem, że po 16 km będzie ciut w dół po Agrykoli i do 17.km jakoś się dokulam. I na tym odcinku się skupiłem. Po drodze zagrała fajna muzyka reggae, która mnie pobudziła do walki. Wciąż próbowałem utrzymać się za tym samym biegaczem i to była moja motywacja, żeby nie odpuścić. Za 17. km był moment, że odszedł mi na kilka metrów, ale udało się podciągając tempo, skleić. Wiatr zawiewał z różnych stron i nie ułatwiał zadania. Metry leciały, a ja już wiedziałem, że to trzeba wytrzymać. Widziałem, że jestem na styk ze złamaniem 1.15. Wpadłem w rodzaj transu, okraszonego biegowym cierpieniem. Grymas na twarzy, ścisk w brzuchu, wyplute płuca, a ja po prostu biegnę ile mogę i nie zastanawiam się już 'dlaczego', 'po co' i 'czy', nie było już opcji, żeby celowo zwolnić. I tak minąłem 18. kilometr i zbliżyłem się do 19. I niewiele więcej z tego etapu pamiętam. Dopiero na wejściu do tunelu nieco się ocknąłem. Minęliśmy dziewiętnastkę i z górki wyraźnie minąłem mojego kompana. Na zbiegu dostałem fajnego kopa energii. W tunelu chłodno, ciemno, oczy potrzebowały chwili, by się przyzwyczaić. Ale było rześko. Wszedłem w mocne tempo, choć tak naprawdę to było wciąż to samo tempo tylko zmęczenie coraz to większe. Z tyłu słyszałem, że ktoś też ostro napiera. Wyjście z tunelu - podbieg. Ciężko, i to bardzo, ale to już końcówka. Pocieszałem się, że to już bardzo blisko. Za chwilę mijamy 20. kilometr, klikam lapa na zegarku, ale już nie spoglądam na czas. To już nie ma znaczenia. Widzę metę, jeszcze tylko chwila. Walczę. Nikt mnie nie wyprzedza, więc jest dobrze. Przy balonie NB, 500m do mety, gość z mikrofonem fajnie zagrzewa do walki. Dociskam. Za chwilę ktoś wyskakuje mi z za pleców finiszując. Oj nie - nie dam się. Wchodzę w maksymalny rytm, odpieram atak. Upragniona meta i w końcu można odetchnąć. 1:14:56. Dałem radę złamać 1.15. Po chwili na wyrównanie oddechu czuję się już bardzo dobrze i jestem w stanie nawet potruchtać. Prawdziwe zmęczenie przychodzi później, wieczorem.
Jestem bardzo zadowolony. Cel był na 1.14.00. W okolicznościach jakie były czyli przeziębienie zaraz przed startem, ładowanie się lekami dzień przed - to jest dobry wynik. Bliski celu. Była przecież obawa, że tylko przetruchtam dystans. Powalczyłem do końca i z tego jestem najbardziej zadowolony. Umiałem zmusić się do maksymalnego wysiłku mimo przeciwności i wygrałem z głową i jej niecnym planem. Dało mi to dużo pewności przed maratonem. W sumie to jest nawet to tytułowe 1.14
Obudziłem się godzinę przed budzikiem. Śniły mi się jakieś głupoty - m. in. że spóźniam się na start Zasnąć już niestety nie mogłem. Chyba zaczynała się adrenalinka przedstartowa, ale... czułem się dobrze! Nie wiem na ile to zasługa tej adrenaliny a na ile zwalczyłem przeziębienie, ale było o niebo lepiej. Głowa w porządku, gardło też - nic! Wcale nie czułem się słabo. Dopiero teraz zacząłem się pozytywnie nakręcać, ale jeszcze z hamulcem - "zobaczymy na rozgrzewce"... Na start mieliśmy blisko. Wszędzie wokoło już pełno biegaczy. Zrobiłem swój standardowy secik rozgrzewkowy i było cały czas dobrze. Przebieżki - luźno. Jest moc - trzeba próbować i pobiec 1:14 czyli po 3:30/km! Gdzieś z tyłu głowy cały czas była obecna myśl na plan awaryjny, że jeśli jednak osłabienie mnie zetnie to resztę trasy dobiegnę sobie bez spiny i agonii, spokojnie, maratońskim tempem. Takie myśli mogą być bardzo niebezpieczne i położyć bieg...
Niedziela 31.03.2019
14. PZU Półmaraton Warszawski
2km + 2x120m + GR8' + 21,31km 1:14:56 ~3:31/km ~HR175 + 1,5km
Na starcie byłem daleko, bo w tej strefie za elitą dopiero w ~10 linii. Po pierwszych 200m wciąż wielki tłum, przede mną chyba ze 200 osób i czuję, że trochę mnie hamują. Obiegam po zewnętrznej dużą grupę i wciskam się w bardziej komfortowym miejscu. Tutaj tempo chwilowe jest ok - 3:30/km. Pierwszy kilometr 3:28. Ideał. Dwójka 6:58 a ja czuję, że jest naprawdę luz a w dodatku z górki. Usadowiłem się za plecami dwóch pewnie wyglądających biegaczy, którzy dyktowali równe tempo. Pod górkę na most ciut odpuściłem, nie chciałem się tam ujeżdżać, ale dość szybko na moście nadrobiłem stracone metry. Piątka 17:36. Te kilka sekund stracone pod górę, więc jest w sumie planowo. Nadal biegnę za plecami tej dwójki, długa prosta idzie dobrze, ale po 7. kilometrze coś tempo zaczyna mi nie pasować. Zwalniamy. Wychodzę na czoło - "teraz ja poprowadzę" - myślałem. Grupka jednak zaczęła się wtedy sypać. Nie poszli za mną, zostali ciut z tyłu. Ciągnąłem sam doganiając kilku innych biegaczy, którzy też zwalniali. Walczyłem samotnie i niestety te kilometry raz, że wychodziły po 3:35 to jeszcze kosztowały mnie sporo sił. Moje samopoczucie bardzo szybko się pogorszyło. Dycha w 35:18 czyli niby nie ma tragedii, ale te sekundy znowu pouciekały i 1:14.00 zaczęło odjeżdżać. Było już ciężko. Mój umysł zaczął mi podpowiadać mój plan awaryjny - drugą połowę zwolnij i zrób sobie trening maratoński - po co się tak męczyć skoro i tak nie złamiesz 1.14... O tym nie było mowy, bo już dawno założyłem sobie, że do 13-14km biegnę na pewno w tempie. Za dyszką złapałem zawodnika, z którym powieźliśmy się razem do mostu wracając do tempa 3:30. Na moście wiatr w twarz, ciężko, a jeszcze z tyłu dogoniła nas jakaś grupa. Ktoś poszedł mocno do przodu, ktoś został, totalne przegrupowanie sił. Ja uczepiłem się zawodnika, za którego plecami biegłem na początku, bo znowu pojawił się w peletonie. I to "trzymanie koła" nie było łatwe mimo, że kilometry 13-14 były dość wolne, powyżej 3:35. Powiedziałem sobie, że do 15km muszę jakoś wytrzymać, a potem się zobaczy. Morale spadało, bo Piętnastka w 53:12 zwiastowała, że nawet złamanie 1:15 zaczyna być niepewne. Zaczynało mi brakować pary w płucach. Zmęczenie ciągle rosło. Tutaj ponownie moja głowa chciała mnie przekonać, że czas się poddać, zakończyć szybki etap tego treningu i dobiec sobie spokojnie na 1:17-18. Nie umiałem jednak tego zrobić, bo wiedziałem, że po 16 km będzie ciut w dół po Agrykoli i do 17.km jakoś się dokulam. I na tym odcinku się skupiłem. Po drodze zagrała fajna muzyka reggae, która mnie pobudziła do walki. Wciąż próbowałem utrzymać się za tym samym biegaczem i to była moja motywacja, żeby nie odpuścić. Za 17. km był moment, że odszedł mi na kilka metrów, ale udało się podciągając tempo, skleić. Wiatr zawiewał z różnych stron i nie ułatwiał zadania. Metry leciały, a ja już wiedziałem, że to trzeba wytrzymać. Widziałem, że jestem na styk ze złamaniem 1.15. Wpadłem w rodzaj transu, okraszonego biegowym cierpieniem. Grymas na twarzy, ścisk w brzuchu, wyplute płuca, a ja po prostu biegnę ile mogę i nie zastanawiam się już 'dlaczego', 'po co' i 'czy', nie było już opcji, żeby celowo zwolnić. I tak minąłem 18. kilometr i zbliżyłem się do 19. I niewiele więcej z tego etapu pamiętam. Dopiero na wejściu do tunelu nieco się ocknąłem. Minęliśmy dziewiętnastkę i z górki wyraźnie minąłem mojego kompana. Na zbiegu dostałem fajnego kopa energii. W tunelu chłodno, ciemno, oczy potrzebowały chwili, by się przyzwyczaić. Ale było rześko. Wszedłem w mocne tempo, choć tak naprawdę to było wciąż to samo tempo tylko zmęczenie coraz to większe. Z tyłu słyszałem, że ktoś też ostro napiera. Wyjście z tunelu - podbieg. Ciężko, i to bardzo, ale to już końcówka. Pocieszałem się, że to już bardzo blisko. Za chwilę mijamy 20. kilometr, klikam lapa na zegarku, ale już nie spoglądam na czas. To już nie ma znaczenia. Widzę metę, jeszcze tylko chwila. Walczę. Nikt mnie nie wyprzedza, więc jest dobrze. Przy balonie NB, 500m do mety, gość z mikrofonem fajnie zagrzewa do walki. Dociskam. Za chwilę ktoś wyskakuje mi z za pleców finiszując. Oj nie - nie dam się. Wchodzę w maksymalny rytm, odpieram atak. Upragniona meta i w końcu można odetchnąć. 1:14:56. Dałem radę złamać 1.15. Po chwili na wyrównanie oddechu czuję się już bardzo dobrze i jestem w stanie nawet potruchtać. Prawdziwe zmęczenie przychodzi później, wieczorem.
Jestem bardzo zadowolony. Cel był na 1.14.00. W okolicznościach jakie były czyli przeziębienie zaraz przed startem, ładowanie się lekami dzień przed - to jest dobry wynik. Bliski celu. Była przecież obawa, że tylko przetruchtam dystans. Powalczyłem do końca i z tego jestem najbardziej zadowolony. Umiałem zmusić się do maksymalnego wysiłku mimo przeciwności i wygrałem z głową i jej niecnym planem. Dało mi to dużo pewności przed maratonem. W sumie to jest nawet to tytułowe 1.14
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 01.04.2019
wolne
Zamulenie po biegu, choć mięśniowo czułem się całkiem OK. Takie raczej zmęczenie ogólne w szczególności w klacie, na płucach.
Wtorek 02.03.2019
Siłownia
1km + 30' obwodzik + stretch&core 12' + 1km
W najbliższych dniach wrzucę zaległy post o moim treningu siłowym.
wolne
Zamulenie po biegu, choć mięśniowo czułem się całkiem OK. Takie raczej zmęczenie ogólne w szczególności w klacie, na płucach.
Wtorek 02.03.2019
Siłownia
1km + 30' obwodzik + stretch&core 12' + 1km
W najbliższych dniach wrzucę zaległy post o moim treningu siłowym.