10 stycznia
Znowu trochę dłużej, tętno dzisiaj bardzo niskie, jak na tę intensywność. Nie wiem czy to kolejny etap adaptacji czy zwyczajny "dzień konia". Brzuch bez zmian, mimo pozytywnej opinii lekarza zaczynam się zastanawiać czy nie zrobić kilku(nastu?) dni przerwy, żeby to się zregenerowało, bo póki co to z pleców bez przekręcenia się na bok nie dam rady wstać a kichnięcia to obawiam się jak największego kataklizmu

Najgorszy jest początek, potem jakoś to idzie no i potem jak ostygnę to dolegliwości się nasilają. Jak idę - jest ok., z chwila, gdy zaczynam biec jest już dużo gorzej. Waga: 77,2 kg (+0,6 kg)
18,07 km: 1:40:01; śr. 5:32/km; HR śr./max.:138/153
11 stycznia
Trening dzień po dniu, chciałem zobaczyć jak zareaguje organizm. Zacząłem normalnym BS-owym tempem, oddechowo i mięśniowo też, ale brzuch ciągnie. Podjąłem decyzję - do końca stycznia odpuszczam, jeżeli będzie poprawa to ok., jeżeli nie to szukam pomocy u innego lekarza czy ogarniam jakieś badania. Szkoda, bo całkiem fajnie to już wyglądało, ale trudno: nie ma sensu robić sobie świadomie krzywdy

Waga: 76,9 kg (-0,4 kg)
12,77 km: 1:10:01; śr. 5:29/km; HR śr./max.: 139/155
15 stycznia
Ciężko wytrwać w postanowieniu mając świadomość że można sporo stracić, ale najwyraźniej nie ma rady. Paradoksalnie utwierdził mnie w tym przekonaniu dzisiejszy trening, bo po trzech dniach przerwy czułem różnicę in plus. Kilka godzin po biegu już gorzej, nie ma rady - odpoczywam.
13,74 km: 1:15:01; śr. 5:28/km; HR śr./max.: 143/155
1 lutego
No i jestem. Przez te dwa tygodnie odpuściłem i bieganie i rower (tu akurat zaważyły kwestie ode mnie niezależne) i dietę - jadłem wszystko co popadnie i w dużych ilościach

. Trochę siadła głowa więc i hamulce puściły. Przez ten czas kilkukrotnie korciło mnie już żeby pobiec, ale rozsądek brał górę nad chęciami. Dzisiaj wybiegłem - bardzo spokojnie, najmniejsza "danielsowska" dawka

- 40 minut, bo akurat tak się ułożyło - i bardzo dobrze! Z pleców już prawie wstaje, lekkie kłucie jeszcze czuję, ale o 70% mniejsze niż poprzednio.Biegło się bardzo przyjemnie, znowu kusiło więcej, ale spokojnie - póki co trzy razy w tygodniu, wszystko na samopoczucie i z głową. Tylko lekkie rozciąganie, żadnych przysiadów czy wspięć (kurde, tego mi mocno brakuje). Dopóki się nie polepszy (albo chociaż nie pogorszy) będę tak sobie truchtał, a potem zobaczymy. Waga: .... 79,1 kg (+ 2,2 kg) - myślałem, ze będzie dużo gorzej...
7,06 km: 40:01; śr. 5:40/km; HR śr./max.: 143/153