Strasb - w pogoni za formą

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Poniedziałek 10/12/2012

Wspinaczka 2h

Ostatnie zajęcia z kursu dla początkujących. Obiecałam sobie, że tym razem nie będzie ataku paniki. Zjadłam też małe co nieco przed treningiem. Po wejściu na salę poczułam, że jest okropnie gorąco (na ściance, gdzie jeździmy wieczorem, jest raczej chłodno, no tak na długi rękaw temperatura). Przez pierwszą godzinę były ćwiczenia-zabawy na boulderze, fajne choć nie zawsze mi dobrze szło. Druga godzina na ściance, do wyboru było wspinanie ze sztywnymi ramionami, z zasłoniętymi oczami albo z łańcuszkami z karabinków u nóg. Pobawiłyśmy się trochę i postanowałam zaatakować na TĘ DROGĘ, która wybrałam sobie jako cel na początku kursu. Zablokowałam się tam gdzie tydzień temu, pot lał się ciurkiem, nie pomagała magnezja na ręcę, w głowie się kręciło. Po dłuższej chwili chociaż zeszłam na dół. No kiepski koniec tego kursy, ale całą ekipą obiecaliśmy sobie spotkać się na kursie dla zaawansowanych.
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Ależ mam zaległości forumowe! Ostatnio życie się toczy w szalonym tempie. I dopiero teraz mogę po prostu usiąść i się niegdzie nie spieszyć. Napiszę, krótko co mi się udało zawojować, a potem lecę Wasze blogi nadrabiać.

Środa 12/12/12

34' biegu, 5.3 km (6:20 min/km), buty Light Silence

Trzy kwadranse naprawdę wyszarpnięte pracy w południe, wahałam się, ale słońce tak kusiło.
Niby ze 4 stopnie mrozu było, ale legginsy 3/4 i bezskarpecie dalej rządzą. :hahaha:

Czwartek 13/12/12

Wspinaczka, ok. 3h

W pracy wszyscy już wyraźnie potrzebują urlopu, bo iskrzy, oj iskrzy. :sss: Moja koleżanka wspinaczkowa miała podobnie, więc z tym większą przyjemnością udaliśmy się skanalizować tę negatywną energię na ściance. Okazało się, że na ściance był "wieczór świąteczny". Darmowa zupka z dyni przy recepcji a po dalszy poczęstunek trzeba było się wspiąć. Pod sufitem wisiała taka platforma - stół z ławami. Żeby do niego dotrzeć trzeba było wejść po ścianie + całą szerokość sufitu. Koleżance się udało, małżonek skapitulował przy przejściu na sufit, a ja ich wspierałam duchowo (to była droga z dolną asekuracją, na wedkę bym pewnie spróbowała). Nie zrobiliśmy tego wieczoru jakoś szaleńczo dużo dróg, ale np. spróbowałam drogę, której nie ruszałam z miesiąc i szok o ile łatwiejsza ona teraz jest - technika robi swoje! :spoczko: Żeby tylko jeszcze mniejszym cykorem być... :echech:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wczoraj miałam pohasać po świeżym śniegu, ale nawet na 30 minut nie udało się wyjść, dziś za to leeeeje. A ja wieczorem bięgnę na 5km po uliczkach w centrum - Christmas Midnight Run. W śniegu padającym to by było klimatycznie ale na deszcz mówię nieeeee.

Jutro za to nauka biegówek.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 15/12/2012

Christmas Midnight Run
5km 29:13.76 (netto, Garmin), buty Light Silence


Występ raczej na luzie niż ściganie na serio, ale zabawa przednia. Kręciliśmy kółka po wąskich uliczkach centrum Lozanny udekorowanych świątecznie. Główny bieg na 7.5km kończył się faktycznie około północy, mój startował o 22ej. Cóż, nie zdażyło mi się jeszcze biegać po kolacji, kiedyś musi być ten pierwszy raz. :oczko: Kolacja nie była jakoś specjalnie pro-biegowa. Po niej pośpieszne przymierzanie stroju i wylot z domu na ostatnią chwilę przed umówionym spotkaniem z koleżanką wspinaczkową. Miałam pełnić rolę jej prywatnego zająca, ale dla kamuflażu na strój zdecydowałam się taki:
przed.jpg
Kusiło wrzucić do torby ze dwie pary butów na wybór w ostatniej chwili (raz lało, raz nie), ale w końcu wzięłam tylko pasujące pod kolor Light Silence. W metrze zorientowałam się, że nie mam przy sobie żadnego dokumentu tożsamości, nie wzięłam też agrafek do przypięcia numery startowego. Na miejscu chwila emocji i ufff nie chcieli dokumentów przy wydawaniu numeru, co więcej agrafki dali. Miałyśmy ponad godzinę do startu, dobrze, że można było czekać w ciepłym namiocie. Dla zabicia czasu walnęłam sobie grzane winko, pooglądałyśmy przebrania innych biegaczy - niektóre kapitalne - i jakoś czas zleciał do zbiorowej rozgrzewki. Chcemy na nią wyjść, a tu pada. No nic, najtrudniejszy pierwszy krok. Potem skakanie do muzyki pod sceną było całkiem fajne. Do pierwszej linii wepchali się w połowie nieco podchmieleni imprezowicze przechodzący przez plac. Nieco im się nóżki plątały. :bum:

Wyskakane weszłyśmy do strefy startowej i przezornie wycofałyśmy się choć do połowy, by nie zostać stratowane i złokciowane. Odliczanie, strzał i biegniemy! Tzn. najpierw idziemy a potem drobimy w ścisku do pierwszego ciasnego wirażu. Po nim zbieg i wreszcie szerzej. Zbiegamy mokrym asfaltem, nie jest jeszcze źle, ale pojawiające się co jakiś czas rządki gładkich płytek na wszelki wypadek przeskakuję. W połowie zbiegu ostro w lewo pod kościołem po polerowanych płytach i jest pełen odjazd. :trup: Trzeba było zdecydowanie wziąć coś z gumą pod podeszwą, nawet nie pasujące kolorystycznie. :bum: Dalsza część biegu po bruku, nieco lepiej, ale ja się decyduję nawet na idące wzdłuż tego bruku takie schody o bardzo długich stopniach. Nie są równej wielkości, trzeba być czujnym, ale przyczepność lepsza. Problem szybko się kończy, bo zaczynamy podbiegać. Kibice zagrzewają gorąco, stawka jeszcze dość zwarta, jesteśmy nieco przyblokowane. Znów z górki na pazurki i atakujemy podbieg główny. Najpierw jedna stroma górka a za zakrętem, jak już myślisz, że wreszcie koniec, zaczyna się druga, mniej stroma ale po horyzont. :hej: Za pierwszym razem jakoś weszła, ale sapiemy mocno. Koleżanka naprawdę dobrze się trzyma. Tempo biegu na czuja i wg chwilowych warunków. Niestety łapie mnie coś pomiędzy kolką a bólem brzucha, utrzymać tempo się daje, ale myślę sobie, że podbiegi na drugim kółku mi dadzą do wiwatu. Na tym już tylko ostatni podbieg pod katedrę i fantastyczny zbieg, gdzie lecę ryzykancko zważywsze na nieadekwatne kopytka, ale raz się żyje. :bum: Gdy mamy już w zasięgu wzroku bramę startową tj. koniec pierwszego kółka zza pleców wyskakuje nam zwycięzca sprintujący do mety. A nas czeka jeszcze następny kwadransik.

Swoją drogą profil trasy:

Obrazek

Koleżanka mówi, że zmęczona, ale zapodaje równo. Stawka się rozluźniła, mamy miejsce do biegu (o omijania bardziej śliskiej nawierchni). Podbieg główny boli, oj boli, choć brzuch odpuścił. Koleżanka stęka, ale nie daje się namówić ma marsz (a sama bym chętnie skorzystała :ble: ). Na szczycie chwile zwalniamy, by złapała oddech, ale podbieg pod katedrę atakujemy ze złością. Spod katedry lecimy na złamanie karku, zakręt i wznosząca się prosta do mety. Rzucam "trzymaj się moich pleców" i przyspieszam, ładnie mijamy ludzi. Na samym placu rura sprintem i jeszcze wzięłam kilka osób przed samą metą (no musiałam się choć wtedy pościgać :oczko: ). Spojrzenie na zegarek i czas zdecydowanie zacny, do tego negative split! A koleżanka biega średnio raz na dwa tygodnie i mówiła, że na 5km robi 33-35' na zawodach. A tu na naprawdę trudnej trasie złamałyśmy trzydziestkę. Taki miałam szatański plan, ale nie chciałam jej straszyć. :ble: Dumna z niej jestem jak nie wiem, waleczna bestia bardzo! Przybiegłyśmy w pierwszej połowie naszej kategorii wiekowej. Na wiosnę spróbujemy wspólnie dyszkę.
po1.jpg
po2.jpg
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 16/12/2012

Narty biegowe, ok. 9km?, buty ... Salomon, takie mieli w wypożyczalni :bum:

Wyruszyliśmy z Lozanny w mżawce, na autostradzie lało, ale powtarzaliśmy sobie jak mantrę słowa z wieczornego maila od instruktorki - na górze będzie co najwyżej padać śnieg. Przystanek na wypożyczenie nart - mżawka, ale panowie w serwisie zapewnieją, że w La Givrine pięęęęknie. Dojeżdżamy po chwili na miejsce. Co tu ukryć - pada. Czekamy na resztę towarzystwa - pada mocno. Zmieniam bluzę na kurtkę z membraną, na legginsy wciągam portki nieprzemakalne, cienkie rękawiczki na dawne rękawice na mrozy do jazdy konnej. Jesteśmy twardzi - ruszamy wpinać narty. Okazuję się być jedyną osobą, która nie jeździ na nartach zjazdowych, dostaję obietnicę ekstra opieki pedagogicznej na zjadach. Uczymy się iść, obracać, upadać, wstawać. Potem iść pod górę i w końcu biec. To idzie mi super, dopóki nie pomyślę, że coś za szybko mknę i wtedy - bach. :hej: Dokładnie według mechanizmu opisanego 2 minuty wcześniej przez instruktorkę - jak się przestraszyłam, to odchyliłam się do tyłu i siedzenie zaciążyło.

No nic, zebrałam się, podchodzimy dalej, robi się cieplutko. Następnie trenujemy zjazdy. Stracha mam jak nie wiem, w sumie niepotrzebnie, bo śnieg miękki. Po chwili już płużę jako tako. Następnie piękna ścieżka przez las z dobrej jakości śladem, płyniemy z panem małżonkiem na czele grupy i zbieramy pochwały od instruktorki. Przydaje się kondycja z biegania. Potem przerwa na herbatkę i ciasteczko a po niej zjazd - weryfikator. Ponoć błysnęliśmy takim talentem jako grupa, że jako pierwszy żółtodzioby zostaliśmy tam zabrani. Jak zjedziemy w jednym kawałku, to możemy gdziekolwiek w okolicy śmigać samodzielnie. Z duszą na ramieniu atakuję, było dobrze przez chwilę, ale bam! Następny kawałek jadę więc z instruktorką trzymającą się z tyłu moich kijów, poprawiamy technikę i niebawem sunę sama. Następna wywrotka była dopiero na płaskim. :hahaha: Po dokończeniu pętli zasłużony obiadek w knajpie i jako jedyni nie do zdarcia ruszamy z instruktorką na jeszcze nieco biegania. Tym razem nie było tak gładko, znów zaczął padać deszcz. Nie było założonego dobregu śladu i zmęczenie coraz wyraźniej dawało się we znaki. Niemniej ponad 2km w górę i w dół jeszcze dokręciliśmy, odważyłam się na zjazd na krechę z długiej górki nawet i nie pacnęłam w zaspę z wrażenia. :hej: To na pewno nie były nasze ostatnie biegówki.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

A to na dowód, że mi się podobało. Technika jeszcze kuleje, ale jest radość:
Photo6.jpg
Photo10.jpg
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wtorek 18/12/2012

W zasadzie nie było treningu, ale mieliśmy wieczorem imprezkę świąteczną w restauracji zagubionej pośród lasów nad Lozanną. I do tejże przedzieraliśmy się ze 2h w śniegu i deszczu, chyba liczy się jako nieco sportu? :bum:

Środa 19/12/2012

37' niegu, buty Light Silence

Taka piękna się wreszcie pogoda zrobiła, słoneczko, ciepło w południe - tylko czasu zbrakło na bieganie. Udało się wcisnąć mikrotrening wieczorem dzięki kooperacji z mężem - on przyjechał po moje wszystkie codzienne i przedurlopowe tobołki do pracy, a ja pobiegłam do domu. Mocy nie było, ale pod domowy pagórek wbiegłam. Ależ mi się potem nie chciało pakować!

Czwartek - ponad 1300km autkiem. Już po tysiącu bolały plery i ściegna przy kostkach - deja vu...Piątek - typowy dzień emigranta na wakacjach w macierzy - auto do warsztatu, kot do weterynarza, strasb do dentysty :bum: Nie biegałam, niech sobie ścięgna dobrze odpoczną, jeszcze zdążę zmarznąć jutro i pojutrze, i po pojutrze...
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 22/12/2012

1h dość luźno, 9.45km (śr.6:20 min/km), buty Light Silence

Pierwsze bieganie świąteczne w Polsce i drugie w ogóle w mej karierze bieganie u teściów. Poranek był mroźny, więc po wyjściu bez zastanawiana ruszyłam przed siebie. I bardzo szybko poczułam to, o czym często wspominała w swoich postach Kanas - okrutny smród tego, czym palą w domkach jednorodzinnych. Nie było wiatru, wisiało to niezłą czapą. Postanowiłam uciec przez pola ku lasowi, nie do końca wyszło, bo to, co uważałam za lasek, to był nędzny zagajnik, a za nim znów domki. Szczęście w nieszczęściu gdy robiłam w tył zwrot, zaczęło wiać. W twarz. Nie biegło się łatwo, ale przynajmniej było czym oddychać. W końcówce jedno spotkanie z glebą - na ścieżce przez chaszcze omijającej cmentarz. Prawie pionowy odcinek w dół po skarpie, 2/3 zeszłam, pozostał ostatni krok - i buty bez bieżnika się zemściły. Lot nie był długi, ale i ziemia, i udo nieźle zmrożone - twarde spotkanie. Końcówka po chodnikach jak sarenka, nowe siły we mnie wstąpiły, długi finisz w stylu Ani - na ostatniej ulicy nawet poniżej 5min/km.

Prawdziwe sarenki w sumie też widziałam w trakcie treningu, nie spłoszyły się za bardzo, widać rozpoznały brata renifera. :oczko: Nowe gatki z H&M całkiem niezłe na takie zimowe śmiganie, choć jak zaczęło wiać, to nie ma mocnych. -7 stopni wciąż dobrze smakuje bez skarpetek. :oczko:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 23/12/2012

Wspinaczka, 3h?

Rano miałam pobiegać, ale zamiast tego długo pospałam. Zresztą w poprzedni wieczór zaczęło mnie boleć gardło i czułam się rozbita, wizja kolejnych Świąt przechorowanych zawisła w powietrzu - szczególnie, że u teściów w domu zakatarzonych, kaszlących, gorączkujących do wyboru do koloru. Zatem długie wybieganie na mrozie i tak nie byłoby najlepszym pomysłem. W każdym razie wieczorem mieliśmy w Łodzi spotkanie wigilijne licealnej klasy pana małżonka. Pojechaliśmy wcześniej by zaliczyć przy okazji i ściankę wspinaczkową. Nie czułam się najlepiej, no ale obiecałam, więc jednak pojechałam. I spotkanie ze znajomymi nie żałowałam, ale na ściance było kiepsko. Raz że byłam chora a dwa... no nie podeszło nam to miejsce i jego obsługa. :lalala:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wtorek 25/12/2012

1h04', 10.13km (6:21min/km), buty Light Silence

W Wigilię udałoby się pobiegać tylko jeśli wstałabym wcześniej, ale po nocnym przedzieraniu się przez zaśnieżone drogi z Łodzi i tak nie miałoby to sensu. Dziś scenariusz podobny, ale winna była książka, a nie nocne podróże. Jak już odespałam i przetrawiłam śniadanko to jednak wytoczyłam się na okoliczne błota. Pierwsze kilometry szybciutko, niósł świąteczny carboloading, oj niósł. :hahaha: Zamiast mrozów przedwiośnie, a w związku z tym błotko, pechowe chaszcze i skarpy koło cmentarza ominęłam, ale i tak ślizgałam się bardzo na polnych drogach, niemniej gleby brak! I biegło mi się w sumie super, jak trzeba się skupić na pilnowaniu azymutu, to się nie myśli, że może by już przestać się meczyć i zawinąć szybciej do domu. Pobiegłabym sobie eleganckie długie wybieganie, ale ściągnięto mnie telefonem na obiad, o którym zapomniano mnie przed wyjściem poinformować. Ostatnie 10 minut więc mocno, tak po 5:20 min/km.

Zbliża się czas noworocznych postanowień i chyba moim będzie wrócenie do sumiennego biegania 4 razy w tygodniu i bardziej skrupulatnego rozliczania wykonania planu. Urlop na razie zbytnio biegowy nie był, ale uznajmy, że od tego tygodnia liczymy na nowo. :oczko:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Jako że gorączka nareszcie wyraźnie odpuszcza i przez Wasze blogi też już się przekopałam, czas na uzupełnienie działalności własnej. Koncówka starego roku była biegowo udana.

Czwartek 27 grudnia 2012

56'11'', 8.54 km (6:34 min/km); buty Light Silence

Pospałam długo i śniadanko kusiło, ale jednak wyprawiłam się najpierw na bieganie. Temperatura na plusie, przede mną wizja udeptywania osiedlowych chodników i parkowych alejek, więc na nogach znów Light Silence. Ale jak tylko zatrzasnęłam za sobą furtkę to zamiast w stronę blokowiska skręciłam ku łąkom ciągnącym się w stronę granicy miasta, na których upływała nam dzieciakom z okolicy część szczęśliwego dzieciństwa. Szybko okazało się, że na łąkach panuje jakże interesująca mieszkanka odwilżowego błota z wciąż dobrze się trzymającym błotem - czyli znów miałam kiepsko dopasowane buty. :bum: Bieg zatem był nieco w przyczajeniu, bardziej taka gra sprawnościowa, w sumie fajne. Na dłuższą chwilę zatrzymał mnie strumyk przecinający ścieżkę. Dało by się przeskoczyć, gdyby odbicie nie wypadało na pochyłości w głębokim błocie. W ostatnim momencie wypatrzyłam jednak resztki kładki ukryte pod trwami obok dróżki, więc poleciałam dalej, w nieznany mi w sumie zagajnik. Na jego wylocie było już konkretne lodowisko, ale przed glebami dzielnie się broniłam. Na końcie miałam tylko jeden ślizg na oblodzonej trawie jeszcze na dobiegu do łąk - o tyle ciekawy, że mógł się zakończyć kąpielą w potoku. :oczko:
Ostatnio zmieniony 06 sty 2013, 13:10 przez strasb, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Piątek 28 grudnia

Wspinaczka 3h

Ścianka niedaleko rodzinnej siedziby w Krakowie, dużo bardziej nam przypasowała niż ta w Łodzi. Sympatyczna obsługa, ciekawe trasy. Zostalibyśmy dłużej, ale w grafiku były kolejne punkty programu. Mieliśmy tak pozytywne doświadczenie tym razem, że nie omieszkaliśmy zamienić na ten temat parę słów z obsługą. Gdy usłyszeli, że uważamy, że jest czysto, to chcieli to dostać na piśmie to okazania szefowi. :hej:

Sobota 29 grudnia 2012

57'57'', ok. 9km?; buty WT110

Znów wyprawa na łąki w pięknym słońcu choć okazało się, że temperatura wyraźnie niższa niż w czwartek. Na szczęście dłonie (bez rękawiczek) po około 10 minutach się rozgrzały. Na nogach zapobiegliwe trailówy, ale niewiele to zmieniło, bo błotko całkowicie zamarzło, a lodu to trzymają się tylko kolce. Nie miałam footpoda, więc biegłam całkowicie na wyczucie, ale przy słupku przystankowym, gdzie nawracałam zameldowałam się praktycznie po takim samym czasie jak wczoraj. W drodze powrotnej postanowiłam nieco pokombinować. Skręciłam we wcześniejszą ścieżkę w las z nadzieją ominięcia wcześniej wspomnianego lodowiska. Pierwsza ścieżka szybko prowadziła po łuku do punktu startu, druga wypróbowana biegła w lepszym kierunku - aż niespodziewane urywała się w środku zagajnika. No to podążyłam na przełaj - nie było co się długo zastanawiać, bo pod cienką warstwą zmarzliny chyba było bagienko. :bum: Wyczucie kierunku miałam dobre - wychynęłam na ścieżkę powrotną w sam raz za lodowiskiem na zakręcie z wyrzuconym starym zlewem kuchennym. W dalszej części drogi powrotnej raz źle skręciłam, dzięki czemu nie musiałam dorabić pętelki po osiedlu na koniec, by wybiegać około godzinki.

Co prawda mocno się te łąki już skurczyły kosztem kolejnych osiedli szeregowców, ale fajnie, że da się wciąż na nich machnąć dzyszkę na łonie natury (jeśli zignorujemy trasy szybkiego ruchu na dwóch obrzeżach :oczko: ). Zwierzaków też sporo jeszcze się ostało, osobiście wypłoszyłam sarnę, a i część lodowiska wzdłuż potoku, na którym uprawiałam balet, zdaje się zawdzięczać swe istnienie bobrom (a nie jak sądziłam śmieciom niesionym prądem rzeki).

A po południu na dobicie jeszcze ścianka. Rozsądniej byłoby zrobić dzień przerwy, ale czuliśmy się świeżo i niedzielny grafik mniej sprzyjający był. Zatem

Wspinaczka 4.5h

Dobiło jak należy. :bum:
Ostatnio zmieniony 06 sty 2013, 13:11 przez strasb, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 30/12/2012

wybieganie 12.54km, 1h21'30'' (6:30 min/km), buty Light Silence

Nerwowy był to dzień, bo nie byłam pewna, czy wszystkie plany uda się pogodzić. Do biegania przed świtem mnie to jednak nie zmotywowało. Po powrocie z wizyty zamiejscowej niby nie było późno i drzemka w aucie pozwoliła lepiej zmetabolizować wciągnięte białe szwajcarskie. Niestety zamiast iść biegać wpadliśmy z kolejną wizytą o rzut beretem. Tym razem czerwone włoskie. Niemniej znów po wyjściu nie było tragicznie późno tylko zmotywować się nieco ciężko, bo ciemno. Mąż krzywo patrzył na trening po tych wszystkich lampach, ale się zawzięłam, komórę na jak by co w kieszeń zapakowałam i ruszyłam. Jako, że po ciemko to chodnikami. Krążyć 1.5h po osiedlu szybko się nudzi, więc należało wymyślić jakiś szalony plan. No to sobie powiedziałam - do biegowej mekki, honorowe kółeczko i powrót. No to zaczęłam przedzierać się na Błonia. Z początku gnało mnie nieźle, nic winko nie ciążyło, tempo zwolniłam dopiero kończąc obieg Błoń, ale potem pomimo wolniejszego tempa odczuciowo biegło się dobrze - bo w stronę domu. :oczko: Sporą satysfakcję dał ten trening, nie dałam się leniowi, tylko nawet jeszcze ładny dystans walnęłam. Pewnie gdybym nie napisała tu obietnicy biegania 4x w tygodniu i rozliczania się z każdego tygodnia, to byłoby sporo łatwiej ulec leniowi.

Taką obserwację jeszcze poczyniłam - że w zasadzie w Lozannie to ja nie mam takich typowych chodników, jakich na tej krakowskiej trasie nie brakowało. Raczej wszędzie asfaltowane alejki, kostka brukowa też mało popularna (oprócz tej w ścisłym centrum, co się na niej na zawodach zabijałam) :oczko:
Ostatnio zmieniony 06 sty 2013, 13:16 przez strasb, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Podsumowanie tygodnia 24-30.12.2012

Ilość treningów: 4
Kilometraż: ok. 40km
Biegi spokojne: 3
Wybieganie: 1
Inne bodźce: -
Pozostała aktywność: wspinaczka x 2

Czyli wykonanie 100%. W bieżącym tygodniu tak pięknie nie będzie, bo na sylwestrowej imprezce dopadła mnie grypa, której myślałam, że już się wywinęłam. Od dwóch dni lężę w łożeczku rozgrzewając się okładami z kotów i herbatą góralską. Jutro powrót do Szwajcarii.
Ostatnio zmieniony 06 sty 2013, 13:17 przez strasb, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Pierwszy dzień bez gorączki, jeszcze tylko przestać chrypieć i kaszleć a od nowego tygodnia będzie można śmigać. Korzystając z wolnego czasu zrobiłam przegląd opcji startowych na 2013 i pewne notatki poczyniłam. Jednym z planów na 2013 jest ... by za dużo nie planować. :hahaha: Tzn. nie planuję w tym roku startów w dużych, drogich zawodach, na które trzeba się zapisywać niewiadomo ile przed i jechać wiele kilometrów. No chyba, że trafi się coś extra i postanowimy połączyć z wypadem turystycznym, to może pobiegnę gdzieś dalej. :oczko:

Niemniej z grubsza wiem, co mam zamiar w tym roku robić:

-przebiec pierwsze zawody po śniegu (trail blanc)
- przebiec pierwsze zawody >30km
- przebiec pierwsze zawody >1000m +
- jak sezon będzie się dobrze rozwijał to przebiec pierwsze zawody >2000m +

wszystko powyższe w terenie ma się rozumieć

- starty na ulicy - tylko lokalne dyszki


Imprezy, w których części zapewne wystartuję:

19.01 - Xtreme Trail Blanc Mouthe - 7 lub 13 km po ośnieżonych pagórach
a jak mi się spodoba to w lutym jest możliwość
11km (300m+/300m-) i 17km (+600m) również we Francji

07.04 - Trail de Reculees - 16km/36km 561m+/1720m+ (pewnie na trzydziestkę nieco wcześnie...)

06.05 - Montee du Nozon 13.6km (+600m) (bardzo mi polecano tę imprezę)

12.05 - Trail du Saleve 37km/18km
lub 19.05 - Trail de Valee de Joux 36km/20km

30.06 - Aletsch Glacier Halbmarathon - chyba słusznie reklamowany jako najpiękniejszy półmaraton, już w zeszłym roku wybierałam się obejrzeć ten lodowiec, to sobie w tym skoczę biegiem :hahaha:

Obrazek

12.10 - Defis de Jubilee po raz kolejny, jaki dystnas, to się jeszcze okaże
ODPOWIEDZ