6 VII

IV Puszczykowski Bieg Przełajowy ~4 km - 2 msce open
Zupełnie szalony dzień. Zaspałem. Obudziłem się o 8:30, czyli godzinę przed startem. Szybka kalkulacja w głowie i postanowiłem spróbować zdążyć. Założyłem od razu w ciuchy do biegania, zapakowałem wodę i wskoczyłem na rower. Jak wychodziłem z domu miałem do startu 50 minut, a musiałem jeszcze odebrać numer. Niby do przejechania niecałe 20 kilometrów, ale po drodze pół miasta, więc nie dało się jechać cały czas płynnie. Musiałem dość żwawo pokręcić, żeby zdążyć. Chyba cały czas wiało w plecy, bo udało mi się nie zajechać. O 9:25 odebrałem numer o 9:30 stałem na starcie.
Byłem w świetnym nastroju, bo udało mi się zdążyć. Ruszyliśmy bez jakichkolwiek kalkulacji. Od razu wskoczyłem na najwyższą intensywność i już po kilkudziesięciu metrach byłem zmęczony

W sumie to przewidziałem jak ułoży się ten bieg: bardzo mocny początek i próba utrzymania swojej pozycji. Po stu metrach byłem trzeci. Potem biegnący przede mną Bartek powiedział, żebym szedł, bo on biegnie raczej rekreacyjnie. Chcąc nie chcąc wyprzedziłem go i starałem się trochę oddalić. Pierwszego zawodnika widziałem tylko na długich prostych. Po mocnym początku umierałem i starałem się myśleć tylko o kolejnym kroku.
Do końca nic się nie zmieniło, przybiegłem drugi.
Po drodze miałem przygodę, bo tuż przed końcem skręciłem w złą drogę i pobiegłem równoległą ścieżką. Skróciłem przez to około 20 metrów. Nie wiem czy ktoś zauważył, ale po biegu poszedłem do szefa biegu i powiedziałem mu co i jak. Ponieważ błąd nie miał wpływu na klasyfikację (przebiegłem prawie minutę przed trzecim zawodnikiem) uznano, że będę zaklasyfikowany.
Bardzo lubię takie zawody. Mało biegaczy, rodzinna atmosfera, pełen luz. Na mecie pyszne ciastka i woda. Najważniejszym elementem imprezy jest sam bieg i tak powinno być.
Nie chciało mi się szukać słynnej lodziarni i pojechałem sobie do domu na śniadanie.