25.01.2020r.
BS + 7km@4:10 + BS
Dystans: 9,17 km
Czas: 39m:43s
Średnie tempo: 04:20 min/km
Wstałem dziś dość wcześnie jak na dzień wolny od pracy, mimo to nie spieszyłem się do biegania. Baa, cholernie się nie chciało. Na dodatek -1 na dworze nie zachęcał mnie dziś do szybszego przebierania nogami. Co gorsza, okazało się że nie mam legginsów wypranych. Koniec końców, wypiłem kawę minęła 9 a ja nie chciałem ruszyć tyłka to jeszcze miałem wymówkę. Powiedziałem jednak sobie, nie ma zmiłuj. Wziąłem legginsy...dziewczyny.
Trening:
1km rozgrzewki - gwiazdy tańczą na lodzie. Przymrozek spowodował, że co 100metrów chodniki były oblodzone.
7km@4:10 - miało być z marszu, więc bez zbędnego gadania ruszyłem. Ostrożnie, bo jednak ciągle jeszcze nie na bieżni. Pare razy bym szlifa zaliczył, ale wiedziałem że jakoś dam radę. Po 1km już byłem na bieżni a ten, wyszedł w 4:08. Mówię sobie w punkt. Zacząłem krążyć bo bieżni, która również (a jakże!) miała 50m oszronione/oblodzone. Reszta jednak była zdatna. Trening ciężki. O ile oddechowo jako tako, tak nogi strasznie mnie bolały już po 3-4km a to była dopiero połowa. Na 5,5km rozwiązał mi się buty i co...biegłem z rozwiązanym ale uznałem że jak się zatrzymam to nie ruszę/to nie będzie zrobione ciągiem co ważniejsze. Dobiegłem. Uff koniec. Nogi jak beton.
1km do domu
czasy: 4:08, 4:09, 4:07, 4:05, 4:06, 4:09, 4:09 - z przykazaniem, równiutko.
26.01.2020r.
BS + 6x300m w 52s P 3' + 5km@5:00
Dystans: 10,65 km
Czas: 54m:53s
Średnie tempo: 05:09 min/km
Standardowo biegane po kawie i przebudzeniu się. Tego dnia pospałem.
2km - rozgrzewka i już wiedziałem, jest dobrze
![:niewiem:](./images/smilies/niewiem.gif)
Tempo 4:35-45 na rozgrzewce bez przymusu
Bieżnia otwarta, -1 C na dworze aczkolwiek brak jakiś oblodzeń. Tutaj miała być zamiana na 200tki w związku że wczoraj nogi były cięższe, ale postanowiłem że biorę 300tki. Mam nadzieję, że Rolli wybaczy. Przerwę ustawiam na 4min.
Czasy: 49s, 48s, 55s (ops), 51s, 51s, 49s.
Po pierwszym powtórzeniu ustawiłem na 3minuty odpoczynek. Stwierdziłem, że czuję się jak nowo narodzony i nie ma co tego marnować. Jedno powtórzeniu zawaliłem, za wolno ruszyłem ale poza tym kolejne wychodziły dobrze. Za dobrze. Delikatnie za szybko, ale idealnie co do sekundy wiadomo ze się nie wstrzelę. Nie biegałem ich na maksa, a to ważne. Przerwy raczej w marszu, by właśnie w pełni odpocząć - przy 4 minutach mogłem bardziej na tuptanie sobie pozwolić.
5km@5:00 - luzik pełen i swoboda.