Wróciłem, urlop udany, było ciekawie, ciepło, choć z bieganiem gorzej

Więcej poniżej.
Sobota 04.08.2018
EASY
14km ~4:39/km ~HR151
Ciepło. Asfalt + Park gdzie łapałem choć trochę cienia. Tętno wysokie dość, ale to upał, bo samopoczucie normalne.
Niedziela 05.08.2018
LONG
35,1km 2:46:25 ~4:44/km +350m/-350m ~HR151
Po asfalcie, z plecakiem i wodą, pętlą półmaratonu w Jaworze, który mnie tak sponiewierał w czerwcu. Noga kręciła. Nawet podbieg który tam jest zrobiłem dwa razy. Po pierwszym wbiegu zrobiłem w tył zwrot, na dół i jeszcze raz zdobywałem to wzniesienie. Z każdym razem jak tam jestem górka jest dla mnie coraz łatwiejsza

W dół bez szaleństw, ale żwawo po 4:10. Całość wyszła w dobrym tempie na fajnym samopoczuciu. Zmęczenie było, ale w normie. Najbardziej odczuwałem pragnienie. Podczas tego treningu wypiłem około 2 l płynów. Sporo. Na tym treningu czułem, że jest moc. Tydzień na ponad 93km.
Poniedziałek 06.08.2018
wycieczka piesza na Śnieżnik, około 5h
Wtorek 07.08.2018
BNP
8km 36:36 ~4:35/km + 6km 23:25 ~3:54/km + 1km 3:38 + 500m 1:44 ~3:18/km + 3km
RAZEM 18,5km
Ciężki trening. Niby odcinki nie takie długie, ale upał, duchota i może jakieś lekkie zmęczenie sprawiły, że musiałem się tu sporo napracować. Już odcinek EASY żwawo, mimo, ze miałem tam kawałek pod mocny wiatr. Tętno średnie 146 czyli OK. Później tempo maratońskie, które przez 3-4km było miłe, a później zaczęło męczyć. Tętno średnie tego odcinka 169 czyli niby OK, ale końcówka już ponad 175! Już było naprawdę ciężko. Na koniec miał być odcinek progowy 2km, ale zamieniłem go na 1km + 500m mocno, bo już nie mogłem!

Kilometr udało się zrobić w 3:38 ale w wielkiej męce i tętnie wyskakującym już ponad 185. Była bomba. Końcówka już na miękkich nogach z dojściem do tętna 194. Jestem bardzo zadowolony z tej jednostki, może czasy nie powalają, ale wysiłek w tej aurze był spory, a głowa jakoś wytrzymała.
-----------------------------------------
Środa 08.08.2018
pobudka o 4:00 i podróż do
Zakopanego i od razu wycieczka, trasa Kiry-Ciemniak-Małołączniak-Kobylarz-Kiry. 15,5km i 1400m w górę.
Czwartek 09.08.2018
Na Morskie Oko, przez Świstówkę do Doliny Pięciu Stawów i z powrotem Doliną Roztoki. 24km i 1250m w górę.
Piątek 10.08.2018
Z Doliny Chochołowskiej przez Grzesia na Wołowiec i w dół zielonym z powrotem. 20km 1280m w górę.
Sobota 11.08.2018
Wszystkie 3 wymienione wycieczki to były wycieczki piesze z moją dziewczyną. Taki był główny cel wyjazdu, bo to nie był mój obóz biegowy tylko wspólne wakacje. Zresztą od czasów szkolnych to ja w Tatrach nie byłem, więc można powiedzieć, że jestem świeżakiem w tych górach i ich nie znam. Tempo mamy niezłe, zawsze sporo szybsze od tego co pokazują na znakach. Oczywiście ja jednak chciałem przy okazji po Tatrach pobiegać, jednak to okazało się nie takie proste... Przede wszystkim takie 8 godzinne marsze jednak mnie solidnie męczyły (chyba nawet bardziej niż bieganie

) i po powrocie, wieczorem nie miałem już sił na bieganie. Wstawanie rano o 5 i bieganie przed tymi długimi tripami też było dla mnie mało sensowne. Te 3 wycieczki uznałem więc za dobry trening

Swój długi bieg planowałem na sobotę rano, w dzień odpoczynkowy dla nas. Był to też dzień załamania pogody. Od rana lało, z przerwami, ale akurat kiedy ja wychodziłem na trasę było oberwanie chmury... Przeczekałem w aucie 20 minut i kiedy padało już mniej wyszedłem na trening. Po kilku minutach gruchnęło wodą znowu. Momentalnie byłem cały mokry, aż do gaci, mimo kurtki, ale Inov Ultrashell nie jest na takie ulewy. Kamienie mokre, ja mokry, zrobiło mi się od tej wody nawet zimno i wtedy zrezygnowałem. To nie miało sensu, szczególnie jeśli miałbym się jeszcze rozchorować. Zły byłem okrutnie przez cały dzień...

W sumie wyszły 3km biegu... Oczywiście później pogoda się poprawiła, przestało padać, ale ja już miałem wtedy inne zajęcia i plany. Dupa.
Niedziela 12.08.2018
Pieszo na Kasprowy Wierch i w dół. 14km 1100m w górę. Później już podróż do Katowic. Tatry piękne, było super, szkoda, że przebiegłem tam tylko 3 km... Bardzo szkoda. Trudno. Przynajmniej przechodziłem ponad 70.
------------------------------------------------
Poniedziałek 13.08.2018 - Poniedziałek 20.08.2018
Wakacje w Albanii
Dzień w dzień upał 32 stopnie. W samej Albanii ciekawie, bardziej dziko i swojsko niż np w Grecji. Zrobiłem tam tylko 2 upalne treningi (mimo, że biegałem dość wcześnie rano i tak był już palnik). Dyszkę po 4:47 i ósemkę po 4:49. Tyle. Poza tym plażing, smażing i relaksowanie oraz kilka wycieczek. Celem tego wyjazdu był maksymalny odpoczynek, zarówno po Tatrach jak i po całych ostatnich miesiącach. Też psychiczny. Potrzebowałem tego. Resetu od Poznania, od pracy, od codzienności, od spraw rodzinnych, bo ostatnie miesiące dały mi w kość. Udało się! Wróciłem z nową energią i nastawieniem.
Biegowo przez 2 tygodnie była bieda, forma ciut oklapła, co na 3 tygodnie przed ważnymi zawodami może wyglądać dla niektórych mało optymistycznie. Ale myślę, że ten głęboki odpoczynek wyjdzie mi właśnie na dobre. Teraz mam jeszcze 10 dni treningu, tak żeby wróciła dyspozycja sprzed urlopu i wystarczy. Wierzę, że będzie dobrze.

Zresztą w książce, którą czytałem na urlopie trafiłem na historię Bannistera, który zrobił podobnie i to biorę za swoje alibi i motywator
bannister.png
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.