14.12 Sobota
Trening: Rozbieganie 10km
Avg pace: 6:16
Spokojniej się nie dało, nie pamiętam, to było dawno i nieprawda. A, biegłam na głodny żołądek i końcówka już trochę na rezerwie-biegam na głodzie, bo zależy mi na redukcji.
15.12 Niedziela
GP Łodzi 2 z 6
Dystans: 5km-ja zrobiłam 6.6 (miało być treningowo 7, ale nie chciało mi się już po przekroczeniu linii mety wyrabiać do tej siódemki dla liczby-bez sensu).
Czas: 30:53
Tym razem z Wolfem, treningowo. Wolf miał w planie 15km, więc dołączył na ostatnią piątkę. Słabiutka byłam, dyszałam jak głupia, rwane tempo-to nie był mój dzień. Wyskoczyło mi zimno na buzi i to już powinno mi dać do myślenia-że nadchodzi albo osłabienie, albo przeziębienie. No i prognoza się sprawdziła. Przemarzłam jakoś w tą niedzielę i już po powrocie do domu złapał mnie mega katar. Ale nie byliśmy ostatni
Nawet znalazłam filmik, który uwidacznia wszystkie moje ułomności związane z "bieganiem"-najgorsze jest to, że w ogóle nie zginam nóg w kolanach, truchtam na wyprostowanych nogach-czyli biegnę na misia

dobrze, że są takie filmy z zawodów, można wyhaczyć swoje błędy i je poprawiać.
W związku z przeziębieniem wyszłam pobiegać dopiero dziś-to był jednak durny pomysł, nie do końca przegnałam choróbsko i w sumie biegłam na przetrwanie... planowo miało być:
18.12 Środa
Trening: 6km rozbieganie+8x100 rytmy
Wróciłam z pracy po 15:00, zjadłam obiad a potem położyłam się na chwilę na boku..i wstałam w wielkim szoku tuż przed 19:00
Żałuję, że poszłam. To 6km było na przetrwanie... rytmy zrobiłam, ale kompletnie poza swoim tempem, za wolno. I zamiast 8 powtórzeń, zrobiłam 6-w trakcie odpoczywania niestety jest już za zimno i trochę mnie przewiało...

mam nadzieję, że nie zejdę przed świętami
No i starałam się ze wszystkich sił podnosić uda wyżej, zginać te kulasy, co powiem szczerze nieźle mnie wymęczyło.
A z innych wieści... poszłam na wizytę do nowego orto... miałam wielkie szczęście-trafiłam na ortopedę, który biega. Okazał się świetnym fachowcem i generalnie fajnym człowiekiem, ze zrozumieniem dla pacjenta. Opowiadam więc o tym piszczelu, napomykam o USG, a lekarz na to: phi, USG to nic nie da. Se myślę: acha, no to pozamiatane. Ale lekarz wypytuje dalej, gdzie biegam, na jakich zawodach, ile biegam, i tak opowiadam i opowiadam, on też trochę o tym swoim bieganiu i mówi: i co ja mam z panią zrobić.. klepie sobie coś cały czas na komputerku, gadamy i gadamy z dobre pół godziny-podaje mi wydrukowane dokumenty i mówi: ma tu pani skierowanie na rezonans magnetyczny. SZOK! Osłupiałam! Zrobiłam oczy jak 5 złotych, serdecznie podziękowałam, i wyleciałam z gabinetu jak na skrzydłach-nigdy nie opuszczałam chyba z taką radością gabinetu lekarskiego!!!! Hurra. Badanie umówione na 8stycznia!! Ale żeby nie było tak kolorowo, wracając do domu miałam pecha-awaria tramwaju...i z tym swoim przeziębieniem drałowałam pieszo dobrych parę kaemów do kolejnego przystanku tramwajowego, gdzie z kolei tramwaj umknął mi sprzed nosa... oblana siódmymi potami nie miałam już siły go gonić po tym przymusowym spacerze
A druga dobra wieść a przy okazji mała reklama firmy Compressport- wracając ze środowego treningu w zeszłym tygodniu zauważyłam, że na jednej opasce puściło mi oczko... napisałam do producenta, kazali odesłać opaski i już kolejnego dnia wysłali mi nową parę na wymianę!! Firma lux. Będę wiernym klientem
Matko, ale się rozpisałam. Chciałam jeszcze dodać fotę z 2 GP z Wolfem, ale to już kolejnym razem.
Ahoj!