sebbor - od kontuzji po Berlin Marathon 2024
Moderator: infernal
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Piątek 09.02.2018
EASY
11,2km 49:29 ~4:24/km ~HR151 (75%)
Sobota 10.02.2018
EASY
9km 44:30 ~4:57/km ~HR141(70%)
Niedziela 11.02.2018
wolne
Weekend miałem pracujący. Sobota i niedziela od rana do 17 siedziałem w serwerowni. Niby klima wyłączona była, ale przemarzłem trochę. I właśnie cały weekend czułem się zaziębiony. Objawiło się to totalnym brakiem sił. W sobotę wymęczyłem spokojną dziewiątkę. W niedzielę NIC. W planie miałem ambitny akcent, niestety raz, że nie miałem na niego czasu, to i siły, bo ciągle byłem zmarznięty. Odpuściłem z planem przełożenia tego na poniedziałek, czyli mikrocykl tygodniowy wydłużyłem do 8 dni, żeby zakończyć go długim biegiem Nie chciałem się zajeżdzać gorzej się czując.
Poniedziałek 12.02.2018
BNP
9,8km easy + 8,2km marathon pace + 3km threshold + 0,1km Repetition RAZEM 21,1km 1:28:26 + 1,5km
Energetyczny kryzys z weekendu mija, pobiegałem co było do pobiegania, załapałem się nawet częściowo jak było jasno. Dlatego easy + mp było jeszcze po lesie, a końcówka po chodniku. Wyszło fajnie i kolejna obserwacja, że tętno niższe niż kiedyś. Albo suunto coś pogrzebało w ostatniej aktualizacji, albo bateria w pasku, albo faktycznie mi HRmax spadł znacząco w ostatnim czasie. Albo za wolno biegłem, ale wysiłkowo wydawało mi się to na odpowiednim poziomie. Ostatnie 3 km już były mocno, ciężko. Tak czy siak, jestem zadowolony. Dobry prognostyk. W tym tyg jeszcze dwa akcenty, w czwartek i w niedzielę long.
5km 24:15 ~4:51/km ~HR141
4,8km 21:22 ~4:27/km ~HR150
8,2km 31:36 ~3:51/km ~HR163
3km 10:53 ~3:38/km ~HR176
0,1km 19sek
EASY
11,2km 49:29 ~4:24/km ~HR151 (75%)
Sobota 10.02.2018
EASY
9km 44:30 ~4:57/km ~HR141(70%)
Niedziela 11.02.2018
wolne
Weekend miałem pracujący. Sobota i niedziela od rana do 17 siedziałem w serwerowni. Niby klima wyłączona była, ale przemarzłem trochę. I właśnie cały weekend czułem się zaziębiony. Objawiło się to totalnym brakiem sił. W sobotę wymęczyłem spokojną dziewiątkę. W niedzielę NIC. W planie miałem ambitny akcent, niestety raz, że nie miałem na niego czasu, to i siły, bo ciągle byłem zmarznięty. Odpuściłem z planem przełożenia tego na poniedziałek, czyli mikrocykl tygodniowy wydłużyłem do 8 dni, żeby zakończyć go długim biegiem Nie chciałem się zajeżdzać gorzej się czując.
Poniedziałek 12.02.2018
BNP
9,8km easy + 8,2km marathon pace + 3km threshold + 0,1km Repetition RAZEM 21,1km 1:28:26 + 1,5km
Energetyczny kryzys z weekendu mija, pobiegałem co było do pobiegania, załapałem się nawet częściowo jak było jasno. Dlatego easy + mp było jeszcze po lesie, a końcówka po chodniku. Wyszło fajnie i kolejna obserwacja, że tętno niższe niż kiedyś. Albo suunto coś pogrzebało w ostatniej aktualizacji, albo bateria w pasku, albo faktycznie mi HRmax spadł znacząco w ostatnim czasie. Albo za wolno biegłem, ale wysiłkowo wydawało mi się to na odpowiednim poziomie. Ostatnie 3 km już były mocno, ciężko. Tak czy siak, jestem zadowolony. Dobry prognostyk. W tym tyg jeszcze dwa akcenty, w czwartek i w niedzielę long.
5km 24:15 ~4:51/km ~HR141
4,8km 21:22 ~4:27/km ~HR150
8,2km 31:36 ~3:51/km ~HR163
3km 10:53 ~3:38/km ~HR176
0,1km 19sek
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Wtorek 13.02.2018 - Środa 14.02.2018
wolne
o ile środa była zaplanowana na niebieganie (walentynki, wiadomo) to we wtorek wypadły mi sprawy prywatne i nie dało rady. Niestety ostatnio żyję trochę w biegu, każdy dzień zapełniony calusieńki w moim kalendarzu. Jeśli wypadnie mi coś ważnego, tak jak we wtorek, to i trening może przepaść Przez to trudno mi potem nakręcić wiekszy kilometraż...
Czwartek 15.02.2018
Threshold
2,9km ~4:57/km + 2x100 + GR 6' + 30:00 8,39km ~3:35/km ~HR176 + 2,5km RAZEM 14km
Po dwudniowej przerwie podchodziłem do tego wypoczęty. Plan był biegać pół godziny i to nie wolniej niż 3:40, w zakresie 3:35-40. Poszło świetnie po 3:35, noga kręci. Końcówka już nie była lekka, ale też bez zarzynania. Dobrze się czuję już na takich prędkościach.
wolne
o ile środa była zaplanowana na niebieganie (walentynki, wiadomo) to we wtorek wypadły mi sprawy prywatne i nie dało rady. Niestety ostatnio żyję trochę w biegu, każdy dzień zapełniony calusieńki w moim kalendarzu. Jeśli wypadnie mi coś ważnego, tak jak we wtorek, to i trening może przepaść Przez to trudno mi potem nakręcić wiekszy kilometraż...
Czwartek 15.02.2018
Threshold
2,9km ~4:57/km + 2x100 + GR 6' + 30:00 8,39km ~3:35/km ~HR176 + 2,5km RAZEM 14km
Po dwudniowej przerwie podchodziłem do tego wypoczęty. Plan był biegać pół godziny i to nie wolniej niż 3:40, w zakresie 3:35-40. Poszło świetnie po 3:35, noga kręci. Końcówka już nie była lekka, ale też bez zarzynania. Dobrze się czuję już na takich prędkościach.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Piątek 15.02.2018
Siłownia
1km + obwód 40' (w sztanga na przysiadach i wyskokach) + rozciąganie 12' + podbieg na bieżni 12'
Sobota 16.02.2018
wolne
Znowu sobota pracująca. Znowu wymarzłem w serwerowni. Znowu aż do 17. Potem zakupy, inne obowiązki i na planowane easy12 nie miałem już czasu...
Niedziela 17.02.2018
LONG
11km 52:17 ~4:45/km ~HR143 + 14km 1:06:06 ~4:43/km ~HR152 + 5km MP 18:45 ~3:45/km ~HR174 + 2km ~4:55 RAZEM 32km 2:26:59
Najpierw 11km w trakcie treningu mojej dziewczyny, żeby nie marnować czasu, potem w auto, szybki powrót do domu, wyszło jakieś 15 minut przerwy. Kolejna czternastka w dobrym tempie jak na warunki, bo miejscami biegałem po dużym błocie. Próbowałem nawet nad Wartą, gdzie wpadłem po kostki w bagno i wybiłem to sobie z głowy. Po tym, czyli z 25km w nogach wszedłem w przyspieszenie. Miało być Marathon Pace, sam byłem ciekaw ile wycisnę na zmęczeniu, a momentami wchodziłem w prędkości progowe, 3:35-40. Na koniec dwójka dotruchtania. Fajny LONG, nieco przerywany z konieczności, ale tak mi było wydajniej czasowo. 13:00 a ja miałem długi trening już zrobiony. I co ważne: druga część biegana z plecakiem w pełnym ekwipunku, czyli 2 pełne bidony i kilka rzeczy upchnięte w plecak, żeby symulować obciążenie startowe. Od razu poczułem spadek prędkości i wzrost tętna w stosunku do pierwszej jedenastki. W końcu to jakieś 1,5-2km więcej dźwigania. Polecam jednak takie treningi, jesli ktoś zaczyna biegać ultra. Plecak na ultra potrafi swoje ważyć, lepiej nie zdziwić się na starcie, tylko z tym trenować.
Siłownia
1km + obwód 40' (w sztanga na przysiadach i wyskokach) + rozciąganie 12' + podbieg na bieżni 12'
Sobota 16.02.2018
wolne
Znowu sobota pracująca. Znowu wymarzłem w serwerowni. Znowu aż do 17. Potem zakupy, inne obowiązki i na planowane easy12 nie miałem już czasu...
Niedziela 17.02.2018
LONG
11km 52:17 ~4:45/km ~HR143 + 14km 1:06:06 ~4:43/km ~HR152 + 5km MP 18:45 ~3:45/km ~HR174 + 2km ~4:55 RAZEM 32km 2:26:59
Najpierw 11km w trakcie treningu mojej dziewczyny, żeby nie marnować czasu, potem w auto, szybki powrót do domu, wyszło jakieś 15 minut przerwy. Kolejna czternastka w dobrym tempie jak na warunki, bo miejscami biegałem po dużym błocie. Próbowałem nawet nad Wartą, gdzie wpadłem po kostki w bagno i wybiłem to sobie z głowy. Po tym, czyli z 25km w nogach wszedłem w przyspieszenie. Miało być Marathon Pace, sam byłem ciekaw ile wycisnę na zmęczeniu, a momentami wchodziłem w prędkości progowe, 3:35-40. Na koniec dwójka dotruchtania. Fajny LONG, nieco przerywany z konieczności, ale tak mi było wydajniej czasowo. 13:00 a ja miałem długi trening już zrobiony. I co ważne: druga część biegana z plecakiem w pełnym ekwipunku, czyli 2 pełne bidony i kilka rzeczy upchnięte w plecak, żeby symulować obciążenie startowe. Od razu poczułem spadek prędkości i wzrost tętna w stosunku do pierwszej jedenastki. W końcu to jakieś 1,5-2km więcej dźwigania. Polecam jednak takie treningi, jesli ktoś zaczyna biegać ultra. Plecak na ultra potrafi swoje ważyć, lepiej nie zdziwić się na starcie, tylko z tym trenować.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 19.02.2018
EASY
11km ~4:24/km ~HR146
Tu istotne, że po niedzielnej trzydziestce nie było śladu. Zero zamulenia czy ciężkich nóg. Lekkość. Ogólnie takie 30stki mniej mnie niszczą niż kiedyś i bardzo to zauważam. Kilka lat temu dobiegałem longi na ostatnich nogach. Teraz wciskam ostatnia piątkę bardzo mocno i następnego dnia jestem świeży. Fajnie
EASY
11km ~4:24/km ~HR146
Tu istotne, że po niedzielnej trzydziestce nie było śladu. Zero zamulenia czy ciężkich nóg. Lekkość. Ogólnie takie 30stki mniej mnie niszczą niż kiedyś i bardzo to zauważam. Kilka lat temu dobiegałem longi na ostatnich nogach. Teraz wciskam ostatnia piątkę bardzo mocno i następnego dnia jestem świeży. Fajnie
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Wtorek 20.02.2018
EASY
9,3km 42:11 ~4:31/km ~HR148
Na trening miałem tylko 45 minut. Pobiegłem zaraz po pracy w teren, jeszcze było jasno. Każde pierwsze 100m każdego kilometra robiłem przyspieszenie, luźną przebieżkę. Do tego różnorodny teren, trochę błota. Krótko, ale cokolwiek udało się zrobić i powiem, że to urozmaicenie było fajne. Elementy biegu zmiennego.
EASY
9,3km 42:11 ~4:31/km ~HR148
Na trening miałem tylko 45 minut. Pobiegłem zaraz po pracy w teren, jeszcze było jasno. Każde pierwsze 100m każdego kilometra robiłem przyspieszenie, luźną przebieżkę. Do tego różnorodny teren, trochę błota. Krótko, ale cokolwiek udało się zrobić i powiem, że to urozmaicenie było fajne. Elementy biegu zmiennego.
Ostatnio zmieniony 23 maja 2018, 15:25 przez sebbor, łącznie zmieniany 1 raz.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Środa 21.02.2018
Siłownia
1km + obwód 45' (wykroki) + GR 15'
Czwartek 22.02.2018
wolne
tutaj miał być trening z piątku, ale sprawy prywatne spowodowały, że musiałem zamienić i tak wyszło weekendowe combo
Piątek 23.02.2018
HILLS
11km ~4:45 ~HR151 +200m/-200m
Górka w Mosinie, po rozgrzewce 5x~700m podbiegu i zbiegu. Solidnie pobiegane narastającym zmęczeniem. HRmax 189 na ostatnim mocnym podbiegu.
Sobota 24.02.2018
Threshold
2,8km ~4:45/km + 2x100 + GR7' + 6km 21:01 ~3:30/km ~HR174 + 2,5km. RAZEM 11,5 km
Nogi zarżnięte po podbiegach, mega zakwas na łydce. Typowy danielsowski TR 20' tylko dokręciłem do szóstki. Super tempo jak na ten mróz, było całkiem spoko, luźno, jestem zadowolony.
Niedziela 25.02.2018
LONG
26km 1:53:04 ~4:20/km ~HR156
Miało być żwawe 26, celowałem w tempo 4:30, ale skoro szybciej pykło to nie hamowałem się specjalnie. Nice. Zimnoooooo Tydzień jakoś 70km i trudno mi więcej obecnie.
Siłownia
1km + obwód 45' (wykroki) + GR 15'
Czwartek 22.02.2018
wolne
tutaj miał być trening z piątku, ale sprawy prywatne spowodowały, że musiałem zamienić i tak wyszło weekendowe combo
Piątek 23.02.2018
HILLS
11km ~4:45 ~HR151 +200m/-200m
Górka w Mosinie, po rozgrzewce 5x~700m podbiegu i zbiegu. Solidnie pobiegane narastającym zmęczeniem. HRmax 189 na ostatnim mocnym podbiegu.
Sobota 24.02.2018
Threshold
2,8km ~4:45/km + 2x100 + GR7' + 6km 21:01 ~3:30/km ~HR174 + 2,5km. RAZEM 11,5 km
Nogi zarżnięte po podbiegach, mega zakwas na łydce. Typowy danielsowski TR 20' tylko dokręciłem do szóstki. Super tempo jak na ten mróz, było całkiem spoko, luźno, jestem zadowolony.
Niedziela 25.02.2018
LONG
26km 1:53:04 ~4:20/km ~HR156
Miało być żwawe 26, celowałem w tempo 4:30, ale skoro szybciej pykło to nie hamowałem się specjalnie. Nice. Zimnoooooo Tydzień jakoś 70km i trudno mi więcej obecnie.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
od ostatniego wpisu minęło trochę, więc machnę tego na dwa razy. Ostatni tydzień lutego - wiedziałem, że będzie ciężki do realizacji, bo miałem wtedy dwie imprezy i faktycznie wypadły z treningu dwa dni, a ogólnie ciężko było mi tamten grafik zamknąć, tyle było spraw. Stąd był to dość lajtowy tydzień w sensie biegowym. Dobrze wyszedł weekendowy crossowy marathon pace. Najpierw 6km po płaskim lesie, gdzie łatwo latałem na prędkościach ~3:43 a potem wejście na crossową pętelkę gdzie tempo oczywiście spadło do 3:5x przy podobnej, a nawet większej intensywności, już takiej progowej.
Kolejny tydzień, ten przed ZUKiem. Historia podobna do zeszłorocznej z przed Orlenu. Niby się pilnuję, uważam a i tak łapie mnie przeziębienie przed samym startem. Od wtorku zawalone gardło, gorsze samopoczucie i wchodzę w branie leków. Odpuszczam bieganie do czwartku. W piątek jest już lepiej, wychodzę kontrolnie na rozruch. Nie jest źle, choć do ideału ciut brakuje, nogi lekkie. Pogoda w Karpaczu ładna, na sobotę zapowiadane pogorszenie. Zasypiam wieczorem z myślą, że w sobotę rano będę już w 100% zdrowy...
Ciąg dalszy w kolejnym poście.
Poniedziałek 26.02.2018
EASY
8km ~4:29/km ~HR144
Wtorek 27.02.2018
Siłownia
1km + obwód (w tym wyskoki ze sztangą 20kgx10x6serii) + podbieg 20' na bieżni mech 3-15% narastająco
Środa 28.02.2018
wolne
Czwartek 01.03.2018
EASY
11km ~52minuty
Piątek 02.03.2018
EASY
12,2km 55:00 ~4:30/km
Sobota 03.03.2018
nic
Niedziela 04.03.2018
MP/TR
3,5km + 2x100 + 12km 46:00 ~3:49/km + 2,1km RAZEM 17,8km
Poniedziałek 05.03.2018
EASY
12km 55:17 ~4:36/km
Wtorek 06.03.2018
wolne
Środa 07.03.2018
wolne
Czwartek 08.03.2018
wolne
Piątek 09.03.2018
EASY
4,6km ~4:40/km w tym 2x100 na koniec
Kolejny tydzień, ten przed ZUKiem. Historia podobna do zeszłorocznej z przed Orlenu. Niby się pilnuję, uważam a i tak łapie mnie przeziębienie przed samym startem. Od wtorku zawalone gardło, gorsze samopoczucie i wchodzę w branie leków. Odpuszczam bieganie do czwartku. W piątek jest już lepiej, wychodzę kontrolnie na rozruch. Nie jest źle, choć do ideału ciut brakuje, nogi lekkie. Pogoda w Karpaczu ładna, na sobotę zapowiadane pogorszenie. Zasypiam wieczorem z myślą, że w sobotę rano będę już w 100% zdrowy...
Ciąg dalszy w kolejnym poście.
Poniedziałek 26.02.2018
EASY
8km ~4:29/km ~HR144
Wtorek 27.02.2018
Siłownia
1km + obwód (w tym wyskoki ze sztangą 20kgx10x6serii) + podbieg 20' na bieżni mech 3-15% narastająco
Środa 28.02.2018
wolne
Czwartek 01.03.2018
EASY
11km ~52minuty
Piątek 02.03.2018
EASY
12,2km 55:00 ~4:30/km
Sobota 03.03.2018
nic
Niedziela 04.03.2018
MP/TR
3,5km + 2x100 + 12km 46:00 ~3:49/km + 2,1km RAZEM 17,8km
Poniedziałek 05.03.2018
EASY
12km 55:17 ~4:36/km
Wtorek 06.03.2018
wolne
Środa 07.03.2018
wolne
Czwartek 08.03.2018
wolne
Piątek 09.03.2018
EASY
4,6km ~4:40/km w tym 2x100 na koniec
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 10.03.2018
Zimowy Ultramaraton Karkonoski
53,73km (wg mojego Suunto) 5:44:15 12miejsce OPEN
Mimo gorszego samopoczucia w ostatnich dniach, rano wstałem rześki i zdrowy. Tak mi się wydawało. Ale może to adrenalina już działała. Szybka owsianka, łazienka, ostatnie szykowanie. Około 6.00 rano byłem już na miejscu zbiórki. Zgłosiłem się do odprawy sprzętu i zasiadłem wygodnie w autokarze. Droga była długa. Z Karpacza do Szklarskiej ponad pół godziny, przez co już na samym starcie nie było długiego oczekiwania. Zdanie depozytu i na start. Dobrze, bo ciepło nie było i coś tam padało. Pogoda się trochę załamała w stosunku do piątku gdzie było słonecznie, ciepło i bezchmurnie. Moim celem w tej mocnej stawce było TOP10. Od razu więc łapię się w granicach 12 miejsca, w 3 grupie, z planem spokojnego podejścia na Szrenicę i mocnego depnięcia na grzbiecie, gdzie podobno warunki były mocno biegowe. Na podejściu aż tak lekko nie jest, w dodatku lekko uślizguję się w moich butach Kalenji Kiprun Trail XT6. Być może jednak już się wysłużyły i w tym śniegu jaki był - były niewystarczające. Bieżnik niby mają solidny, choć już może trochę"zeszlifowany" upływem czasu. Tragadii nie było. Od Hali Szrenickiej mocna mgła, mała widoczność, wiatr zawiewający w mordę. Od Szrenicy faktycznie zrobiło się dość płasko, ale ideałem do biegania bym tego nie nazwał. Niby całkiem twardo pod nogą, ale miejscami jednak but się zapadał. Do
Odrodzenia jakoś to szło, kogoś wyprzedziłem. Później zabójczy trawers gdzie biegło się bardzo trudno, siłowo, nogi się uślizgiwały. Dużo sił to pochłoneło i czekałem tylko na koniec tego odcinka. Minęły mnie tam chyba aż 3 osoby. Nie czułem zbyt dużej mocy w swoich nogach. Piłem i jadłem mało. Nie chciało się w tej pogodzie. Miałem ze sobą 2 bidony czyli razem 1,1 litra izotonika. Wystarczyło mi to aż do 38km, gdzie na ostatnim checkpoincie zatankowałem pół litra wody. Przez cały bieg zjadłem 2 batony i 3 żele. Oszczędziłem czas nie zatrzymując się wcale na pierwszych trzech bufetach. Nie było takiej potrzeby. Podejście na Śnieżkę dość śliskie, ale pod kontrolą. Na szczycie widoczność minimalna. Ciężko było zobaczyć w którym kierunku zbiegać. Całe szczęście leciałem wtedy obok innego zawodnika co ułatwiało orientację i nawigację. Za śnieżką miało być już tylko łatwo. I było całkiem przyjemnie. Przed Okrajem tempo zbiegów mojego kompana wydało mi się już zbyt wolne i poleciałem mocniej. Na punkcie dowiedziałem się że jestem dopiero 14 i mam kilka minut straty. Leciałem więc już bez spinki, na luzie. Kolejne kilka kilometrów zbiegów minęło szybko, droga robiła się coraz mniej śnieżna. Czułem jednak w płucach, że coś mnie blokuje przed puszczeniem się bardzo mocno w dół, byłem już solidnie zmęczony, mocno pracowały płuca. Nogi mniej, nie czułem się zniszczony mięśniowo. Na podejściu do Budnik dogoniłem dwie osoby, które maszerowały za skurczami. Nikt mnie nie gonił, więc nadal na luzie. Końcówka po stoku była ciekawym przeżyciem, choć na tak dużym nachyleniu coś zabolało mi niegroźnie w kolanie. Pierwszy raz na tym biegu i ostatni. Na mecie w sumie radość, że przeżyłem tę ciekawą przygodę, w niełatwych na górze warunkach, choć też trochę niedosyt. To nie był "mój dzień" na bardzo mocne bieganie. Przeziębienie pewnie jakiś wpływ miało, ale też widziałem, że mocno przegrywam z prawdziwymi góralami, zabrakło tej górskiej mocy. Ostatecznie 11 mężczyzna i 12 open. Do tej dziesiątki zabrakło niewiele. Super miejsca nie było, na pewno był dobry, mocny długi trening. To się przyda do maratonu. Biegłem bez paska, więc wykresu tętna nie znam. ZUK to jest naprawdę fajny bieg, z klimatem, niełatwy. Niby marzec, ale w Karkonoszach jeszcze zima. Polecam. Zakwasy w niedzielę były, ale nie takie największe. W poniedziałek miałem masaż i po tym już całkowicie wszystko ze mnie wyszło. Niestety przyszła kolejna część przeziębienia i musiałem odpoczywać aż do czwartku. Teraz misja maraton. Ten tydzień jeszcze odpoczynkowy po ZUKu, potem 3 tygodnie szlifów i czekamy na 15.04
Niedziela 11.03.2018
spacer po górach ~2,5h
Poniedziałek 12.03.2018
przeziębienie, nieziemski katar
Wtorek 13.03.2018
przeziębienie
Środa 14.03.2018
Czwartek 15.03.2018
EASY
10km ~4:31/km
Piątek 16.03.2018
wolne
Zimowy Ultramaraton Karkonoski
53,73km (wg mojego Suunto) 5:44:15 12miejsce OPEN
Mimo gorszego samopoczucia w ostatnich dniach, rano wstałem rześki i zdrowy. Tak mi się wydawało. Ale może to adrenalina już działała. Szybka owsianka, łazienka, ostatnie szykowanie. Około 6.00 rano byłem już na miejscu zbiórki. Zgłosiłem się do odprawy sprzętu i zasiadłem wygodnie w autokarze. Droga była długa. Z Karpacza do Szklarskiej ponad pół godziny, przez co już na samym starcie nie było długiego oczekiwania. Zdanie depozytu i na start. Dobrze, bo ciepło nie było i coś tam padało. Pogoda się trochę załamała w stosunku do piątku gdzie było słonecznie, ciepło i bezchmurnie. Moim celem w tej mocnej stawce było TOP10. Od razu więc łapię się w granicach 12 miejsca, w 3 grupie, z planem spokojnego podejścia na Szrenicę i mocnego depnięcia na grzbiecie, gdzie podobno warunki były mocno biegowe. Na podejściu aż tak lekko nie jest, w dodatku lekko uślizguję się w moich butach Kalenji Kiprun Trail XT6. Być może jednak już się wysłużyły i w tym śniegu jaki był - były niewystarczające. Bieżnik niby mają solidny, choć już może trochę"zeszlifowany" upływem czasu. Tragadii nie było. Od Hali Szrenickiej mocna mgła, mała widoczność, wiatr zawiewający w mordę. Od Szrenicy faktycznie zrobiło się dość płasko, ale ideałem do biegania bym tego nie nazwał. Niby całkiem twardo pod nogą, ale miejscami jednak but się zapadał. Do
Odrodzenia jakoś to szło, kogoś wyprzedziłem. Później zabójczy trawers gdzie biegło się bardzo trudno, siłowo, nogi się uślizgiwały. Dużo sił to pochłoneło i czekałem tylko na koniec tego odcinka. Minęły mnie tam chyba aż 3 osoby. Nie czułem zbyt dużej mocy w swoich nogach. Piłem i jadłem mało. Nie chciało się w tej pogodzie. Miałem ze sobą 2 bidony czyli razem 1,1 litra izotonika. Wystarczyło mi to aż do 38km, gdzie na ostatnim checkpoincie zatankowałem pół litra wody. Przez cały bieg zjadłem 2 batony i 3 żele. Oszczędziłem czas nie zatrzymując się wcale na pierwszych trzech bufetach. Nie było takiej potrzeby. Podejście na Śnieżkę dość śliskie, ale pod kontrolą. Na szczycie widoczność minimalna. Ciężko było zobaczyć w którym kierunku zbiegać. Całe szczęście leciałem wtedy obok innego zawodnika co ułatwiało orientację i nawigację. Za śnieżką miało być już tylko łatwo. I było całkiem przyjemnie. Przed Okrajem tempo zbiegów mojego kompana wydało mi się już zbyt wolne i poleciałem mocniej. Na punkcie dowiedziałem się że jestem dopiero 14 i mam kilka minut straty. Leciałem więc już bez spinki, na luzie. Kolejne kilka kilometrów zbiegów minęło szybko, droga robiła się coraz mniej śnieżna. Czułem jednak w płucach, że coś mnie blokuje przed puszczeniem się bardzo mocno w dół, byłem już solidnie zmęczony, mocno pracowały płuca. Nogi mniej, nie czułem się zniszczony mięśniowo. Na podejściu do Budnik dogoniłem dwie osoby, które maszerowały za skurczami. Nikt mnie nie gonił, więc nadal na luzie. Końcówka po stoku była ciekawym przeżyciem, choć na tak dużym nachyleniu coś zabolało mi niegroźnie w kolanie. Pierwszy raz na tym biegu i ostatni. Na mecie w sumie radość, że przeżyłem tę ciekawą przygodę, w niełatwych na górze warunkach, choć też trochę niedosyt. To nie był "mój dzień" na bardzo mocne bieganie. Przeziębienie pewnie jakiś wpływ miało, ale też widziałem, że mocno przegrywam z prawdziwymi góralami, zabrakło tej górskiej mocy. Ostatecznie 11 mężczyzna i 12 open. Do tej dziesiątki zabrakło niewiele. Super miejsca nie było, na pewno był dobry, mocny długi trening. To się przyda do maratonu. Biegłem bez paska, więc wykresu tętna nie znam. ZUK to jest naprawdę fajny bieg, z klimatem, niełatwy. Niby marzec, ale w Karkonoszach jeszcze zima. Polecam. Zakwasy w niedzielę były, ale nie takie największe. W poniedziałek miałem masaż i po tym już całkowicie wszystko ze mnie wyszło. Niestety przyszła kolejna część przeziębienia i musiałem odpoczywać aż do czwartku. Teraz misja maraton. Ten tydzień jeszcze odpoczynkowy po ZUKu, potem 3 tygodnie szlifów i czekamy na 15.04
Niedziela 11.03.2018
spacer po górach ~2,5h
Poniedziałek 12.03.2018
przeziębienie, nieziemski katar
Wtorek 13.03.2018
przeziębienie
Środa 14.03.2018
Czwartek 15.03.2018
EASY
10km ~4:31/km
Piątek 16.03.2018
wolne
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 17.03.2018
REPS
~3km + 12x~30'' przerwa ~60'' + 3km
Plan był taki, że jadę z dziewczyną na siłkę i podczas jej zajęć robię godzinny trening. W planie 12 trzydziestosekundówek. Psikus taki... że zapomniałem zegarka Nic straconego, biegałem na czuja. Szybkie odcinki ~150m i przerwa na czuja. Wyszło akurat, bo po 9 odcinkach już byłem zmęczony Trening na ostateczne odmulenie po ZUKu.
Niedziela 18.03.2018
EASY
13km ~4:24/km
Po raz pierwszy od dawna skróciłem trening przez pogodę. Cholernie zimno w tym wietrzysku. Mam już tego serdecznie dość. Wiosno - przybywaj! W planie było kilka kilometrów więcej, ale nie miałem humoru na takie bieganie.
Poniedziałek 19.03.2018
Siłownia
1km + obwód, nogi + plecy + 1km + GS 15'
Przede mną 3 tygodnie (plus tydzień luzowania) szlifów do maratonu w Gdańsku, które chcę solidnie przepracować. W planie 2 maraton pejsy, LONG, i sporo kilometrów thresholdowych. Zobaczymy na jakich prędkościach będę biegał, wtedy określę finalny plan czasowy na maraton.
REPS
~3km + 12x~30'' przerwa ~60'' + 3km
Plan był taki, że jadę z dziewczyną na siłkę i podczas jej zajęć robię godzinny trening. W planie 12 trzydziestosekundówek. Psikus taki... że zapomniałem zegarka Nic straconego, biegałem na czuja. Szybkie odcinki ~150m i przerwa na czuja. Wyszło akurat, bo po 9 odcinkach już byłem zmęczony Trening na ostateczne odmulenie po ZUKu.
Niedziela 18.03.2018
EASY
13km ~4:24/km
Po raz pierwszy od dawna skróciłem trening przez pogodę. Cholernie zimno w tym wietrzysku. Mam już tego serdecznie dość. Wiosno - przybywaj! W planie było kilka kilometrów więcej, ale nie miałem humoru na takie bieganie.
Poniedziałek 19.03.2018
Siłownia
1km + obwód, nogi + plecy + 1km + GS 15'
Przede mną 3 tygodnie (plus tydzień luzowania) szlifów do maratonu w Gdańsku, które chcę solidnie przepracować. W planie 2 maraton pejsy, LONG, i sporo kilometrów thresholdowych. Zobaczymy na jakich prędkościach będę biegał, wtedy określę finalny plan czasowy na maraton.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Wtorek 20.03.2018
Marathon Pace
2,8km + 2x100 + Gr 5' + 15km 56:48 ~3:47/km ~HR173 (86%) + 1,2km RAZEM 19,2km
Plan ogólny zakładał już docelowe startowe tempo maratońskie 3:45. Jednak już na rozgrzewce zacząłem weryfikować te plany. Po pierwsze wieczorem zerwała się jakaś mała zamieć śnieżna. Zimno, wieje i śnieg. Super. Niby wiosna, a ja nadal biegam w dwóch długich warstwach. Do tego nogi jakieś takie skamieniałe po poniedziałkowej siłowni, szczególnie czułem dwójki. Do tego świadomość, że pierwsze 4 km mam pod wiatr. I już celowałem bardziej w 3:50/km. Ruszyłem i faktycznie nie było różowo, wiatr ze śniegiem w twarz i te 3.45 trudno mi utrzymać, a nie chcę się zarżnąć od początku. Wyszło to .46 .48 .50 .52 początek a ja po 4 km miałem dość treningu Serio, po 4km czułem się gorzej niż po 15. Rozważałem już nawet skrócenie tego treningu, tej męczarni, ale ciagnąłem dalej swoje i jakoś to poszło. Wiatr miałem w końcu w plecy i już było łatwiej. Na 9km kolejna nawrotka i do 12km znów pod wiatr. wtedy mocno skoczyło mi tętno. Wcześniej średnia 171, na ostatnich 6 km podbiła się do całkowitego 173, czyli leciałem wtedy już na około 175 końcówkę. Pasek w końcu dobrze działa, wymieniłem baterię i to ona mogła być winna wcześniejszym zaniżonym pomiarom. Generalnie wyszło po 3:47/km. Jak na te warunki jestem zadowolony. Było ciężko, w dodatku, wyjątkowo, kilka razy musiałem się zatrzymywać, zwolnić by przepuścić samochód itp. Sporo tego było jak na wieczór, coraz większy ruch w tym Poznaniu... Zazwyczaj tę pętelkę, pomimo kilku ulic, które przecinam, robię bez zatrzymywania. A tak w zasadzie na każdym kilometrze straciłem sekundę, dwie na tego typu sprawy. Więc finalnie w niełatwych warunkach trening zrobiony wg planu. Jest Dobrze. Czekam na wiosnę, bo wypadałoby już biegać w cieplejszych warunkach. Zrzucenie ciuchów daje też fajny efekt minus kilku sekund zauważalne w tempie
Marathon Pace
2,8km + 2x100 + Gr 5' + 15km 56:48 ~3:47/km ~HR173 (86%) + 1,2km RAZEM 19,2km
Plan ogólny zakładał już docelowe startowe tempo maratońskie 3:45. Jednak już na rozgrzewce zacząłem weryfikować te plany. Po pierwsze wieczorem zerwała się jakaś mała zamieć śnieżna. Zimno, wieje i śnieg. Super. Niby wiosna, a ja nadal biegam w dwóch długich warstwach. Do tego nogi jakieś takie skamieniałe po poniedziałkowej siłowni, szczególnie czułem dwójki. Do tego świadomość, że pierwsze 4 km mam pod wiatr. I już celowałem bardziej w 3:50/km. Ruszyłem i faktycznie nie było różowo, wiatr ze śniegiem w twarz i te 3.45 trudno mi utrzymać, a nie chcę się zarżnąć od początku. Wyszło to .46 .48 .50 .52 początek a ja po 4 km miałem dość treningu Serio, po 4km czułem się gorzej niż po 15. Rozważałem już nawet skrócenie tego treningu, tej męczarni, ale ciagnąłem dalej swoje i jakoś to poszło. Wiatr miałem w końcu w plecy i już było łatwiej. Na 9km kolejna nawrotka i do 12km znów pod wiatr. wtedy mocno skoczyło mi tętno. Wcześniej średnia 171, na ostatnich 6 km podbiła się do całkowitego 173, czyli leciałem wtedy już na około 175 końcówkę. Pasek w końcu dobrze działa, wymieniłem baterię i to ona mogła być winna wcześniejszym zaniżonym pomiarom. Generalnie wyszło po 3:47/km. Jak na te warunki jestem zadowolony. Było ciężko, w dodatku, wyjątkowo, kilka razy musiałem się zatrzymywać, zwolnić by przepuścić samochód itp. Sporo tego było jak na wieczór, coraz większy ruch w tym Poznaniu... Zazwyczaj tę pętelkę, pomimo kilku ulic, które przecinam, robię bez zatrzymywania. A tak w zasadzie na każdym kilometrze straciłem sekundę, dwie na tego typu sprawy. Więc finalnie w niełatwych warunkach trening zrobiony wg planu. Jest Dobrze. Czekam na wiosnę, bo wypadałoby już biegać w cieplejszych warunkach. Zrzucenie ciuchów daje też fajny efekt minus kilku sekund zauważalne w tempie
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Środa 21.03.2018
EASY
10km ~4:33/km ~HR 144
Czwartek 22.03.2018
EASY
12km ~4:24/km ~HR150 każdy kilometr zaczynany 100m przebieżką
W środę, po maraton pejsie skombowanym z siłownią biegło się ciężko. Na tyle, że przez pierwsze 6 km nogi miałem gumowe, jakbym ich nie czuł. Dziwne to było. Potem "wróciłem" i już biegło się fajnie, rozpędziło mnie do 4:20. Czwartek już lepiej szło. Każdy kilometr (poza pierwszym, rzecz jasna) zaczynałem 100m przyspieszeniem, po którym wchodziłem w swoje tempo rozbiegania ~4:30 tak, aby nie było żadnych przestojów i odpoczynku w lekkim truchcie po przebieżce. Skutkowało to lekką zadyszką po tych przyspieszeniach, koniecznością krótkiego "dojścia do siebie", głównie oddechowo. Dobry trening ze zmiennym tempem. Szybkie odcinki od 3:30/km do okolic 3:00 ostatnie. W sobotę planuję kolejny akcent.
Piątek 23.03.2018
wolne
EASY
10km ~4:33/km ~HR 144
Czwartek 22.03.2018
EASY
12km ~4:24/km ~HR150 każdy kilometr zaczynany 100m przebieżką
W środę, po maraton pejsie skombowanym z siłownią biegło się ciężko. Na tyle, że przez pierwsze 6 km nogi miałem gumowe, jakbym ich nie czuł. Dziwne to było. Potem "wróciłem" i już biegło się fajnie, rozpędziło mnie do 4:20. Czwartek już lepiej szło. Każdy kilometr (poza pierwszym, rzecz jasna) zaczynałem 100m przyspieszeniem, po którym wchodziłem w swoje tempo rozbiegania ~4:30 tak, aby nie było żadnych przestojów i odpoczynku w lekkim truchcie po przebieżce. Skutkowało to lekką zadyszką po tych przyspieszeniach, koniecznością krótkiego "dojścia do siebie", głównie oddechowo. Dobry trening ze zmiennym tempem. Szybkie odcinki od 3:30/km do okolic 3:00 ostatnie. W sobotę planuję kolejny akcent.
Piątek 23.03.2018
wolne
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 24.03.2018
EASY/TR
7,06km ~4:43/km ~HR146 + 3,48km ~3:27/km ~HR175 + 7,13km ~4:33 ~HR157 + 3,46km ~3:28/km ~HR178 + 1,47km ~4:53 RAZEM 22,6km w 1:37
Trening E7km + TR12' + E7km + TR12' + E1,5km. Odcinki progowe - mocno. Planowałem po 3:30 a wyszło nawet ciut lepiej, choć już, szczególnie na drugiej czułem, że ostro mi wchodzi i nogi nie te Dobry trening zrobiony. Całość bez żadnego picia czy jedzenia. Od razu widać jak po pierwszym TR poszło w górę tętno na easy. Ciekawe obserwacje swojego organizmu tu porobiłem.
Niedziela 25.03.2018
EASY
I 11km 54:11 ~4:55/km ~HR142
II7km 31:54 ~4:25/km bez paska
Słabo przespana noc, bo chyba tylko z 5h i to dzień po mocnym akcencie i rano byłem zdrewniały. Zupełnie to nie szło. Niby nie czułem się mocno zmęczony, tętno dość niskie, ale zupełnie nie chciało szybciej. Nogi jakby z betonu i powoli człapałem, żeby odbębnić swoje. Bywa. Najwolniejsze rozbieganie od dawna Pod wieczór już na luzie, w tempie, na chillku, nawet paska HR nie brałem. W końcu biegałem w czapce z daszkiem
EASY/TR
7,06km ~4:43/km ~HR146 + 3,48km ~3:27/km ~HR175 + 7,13km ~4:33 ~HR157 + 3,46km ~3:28/km ~HR178 + 1,47km ~4:53 RAZEM 22,6km w 1:37
Trening E7km + TR12' + E7km + TR12' + E1,5km. Odcinki progowe - mocno. Planowałem po 3:30 a wyszło nawet ciut lepiej, choć już, szczególnie na drugiej czułem, że ostro mi wchodzi i nogi nie te Dobry trening zrobiony. Całość bez żadnego picia czy jedzenia. Od razu widać jak po pierwszym TR poszło w górę tętno na easy. Ciekawe obserwacje swojego organizmu tu porobiłem.
Niedziela 25.03.2018
EASY
I 11km 54:11 ~4:55/km ~HR142
II7km 31:54 ~4:25/km bez paska
Słabo przespana noc, bo chyba tylko z 5h i to dzień po mocnym akcencie i rano byłem zdrewniały. Zupełnie to nie szło. Niby nie czułem się mocno zmęczony, tętno dość niskie, ale zupełnie nie chciało szybciej. Nogi jakby z betonu i powoli człapałem, żeby odbębnić swoje. Bywa. Najwolniejsze rozbieganie od dawna Pod wieczór już na luzie, w tempie, na chillku, nawet paska HR nie brałem. W końcu biegałem w czapce z daszkiem
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 26.03.2018
wolne
Wiele spraw w tym dniu po pracy, jeżdżenia itp. Zlądowałem w domu dopiero po 20. Niby planowałem siłkę, ale byłem tak wykończony, że nie miałem siły... Czułem się bardzo zmęczony i już o 22 muliło mnie do spania...
Wtorek 27.03.2018
EASY
16km 1:09:13 ~4:19/km ~HR151
Fajnie się biegło, luźno. Co prawda tętno gdzieś w górnych granicach easy ~75%, ale nie hamowałem się na siłę skoro łapałem luźny rytm na ~4:15/km. Nice. Zeszły tydzień wyszedł jakoś na 84km. Obecnie to mój max. Może nie czuję się tą ilością zajechany, ale czasowo-życiowo trudno mi znaleźć czas na więcej, szczególnie w tygodniu. Więcej już teraz nie będzie, bo zaraz będzie trzeba luzować do maratonu.
wolne
Wiele spraw w tym dniu po pracy, jeżdżenia itp. Zlądowałem w domu dopiero po 20. Niby planowałem siłkę, ale byłem tak wykończony, że nie miałem siły... Czułem się bardzo zmęczony i już o 22 muliło mnie do spania...
Wtorek 27.03.2018
EASY
16km 1:09:13 ~4:19/km ~HR151
Fajnie się biegło, luźno. Co prawda tętno gdzieś w górnych granicach easy ~75%, ale nie hamowałem się na siłę skoro łapałem luźny rytm na ~4:15/km. Nice. Zeszły tydzień wyszedł jakoś na 84km. Obecnie to mój max. Może nie czuję się tą ilością zajechany, ale czasowo-życiowo trudno mi znaleźć czas na więcej, szczególnie w tygodniu. Więcej już teraz nie będzie, bo zaraz będzie trzeba luzować do maratonu.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Środa 28.03.2018
Threshold
4km + 150m + GR3' + 4km + 3km + 2km przerwy 4'/3' + 1,2km RAZEM ~15km
Rozgrzewka z klubem biegacza Dębiec, więc powolutku. Nie czułem się zbyt pewnie tego dnia, ale plan był jasny - biegać po 3:30/km. Niestety pogada standardowo najgorsza na szybsze bieganie, zimno i opady deszczu, na szczęście lekkie. Początek lekko pod wiatr i walczyłem o tempo. Wyszło planowo, ale mocno się wymęczyłem. Drugi odcinek z wiatrem, łatwiej, choć nadal czuję, że to jest mocno, ale znośnie mocno. Dwójka na koniec już bez problemów. Zmęczenie spore, trening dobry, choć mnie "zrobił". Wciąż czekam na ocieplenie i efekt WoW spowodowany możliwością zrzucenia ciuchów... Za dwa tygodnie start, zapewne w krótkim rękawie, a tu ciągle trzeba biegać w bluzie i kurtce
4km 14:05 ~3:31/km ~HR178
3km 10:27 ~3:29/km ~HR180
2km 7:00 ~3:30/km ~HR179
Czwartek 29.03.2018
EASY
9km 39:24 ~4:23/km ~HR151
W piątek po pracy wyjeżdżam na święta, 3h drogi do zrobienia po pracy, zajadę na wieczór, bieganie nie będzie w ten dzień, planowe wolne. Dlatego bardzo mi zależało, żeby wyjść w czwartek choć na krótkie easy, choć na pół godziny się rozbiegać po środzie. Dzień bardzo zalatany miałem, mnóstwo spraw do załatwienia przed świętami, ale coś się udało zrobić. Żwawo, bo skoro nie mogło być więcej ale wolniej, to zrobiłem mniej a szybciej Nosi mnie na rozbieganiach, aż muszę się pilnować żeby tętnem nie wyskoczyć poza tlen. Nogi rwą do przodu, to dobrze, to znak nadchodzącej formy. Wczoraj momentami rozpędzałem się do 4:10.... W święta, zapewne w sobotę, będzie LONG.
Piątek 30.03.2018
wolne
Threshold
4km + 150m + GR3' + 4km + 3km + 2km przerwy 4'/3' + 1,2km RAZEM ~15km
Rozgrzewka z klubem biegacza Dębiec, więc powolutku. Nie czułem się zbyt pewnie tego dnia, ale plan był jasny - biegać po 3:30/km. Niestety pogada standardowo najgorsza na szybsze bieganie, zimno i opady deszczu, na szczęście lekkie. Początek lekko pod wiatr i walczyłem o tempo. Wyszło planowo, ale mocno się wymęczyłem. Drugi odcinek z wiatrem, łatwiej, choć nadal czuję, że to jest mocno, ale znośnie mocno. Dwójka na koniec już bez problemów. Zmęczenie spore, trening dobry, choć mnie "zrobił". Wciąż czekam na ocieplenie i efekt WoW spowodowany możliwością zrzucenia ciuchów... Za dwa tygodnie start, zapewne w krótkim rękawie, a tu ciągle trzeba biegać w bluzie i kurtce
4km 14:05 ~3:31/km ~HR178
3km 10:27 ~3:29/km ~HR180
2km 7:00 ~3:30/km ~HR179
Czwartek 29.03.2018
EASY
9km 39:24 ~4:23/km ~HR151
W piątek po pracy wyjeżdżam na święta, 3h drogi do zrobienia po pracy, zajadę na wieczór, bieganie nie będzie w ten dzień, planowe wolne. Dlatego bardzo mi zależało, żeby wyjść w czwartek choć na krótkie easy, choć na pół godziny się rozbiegać po środzie. Dzień bardzo zalatany miałem, mnóstwo spraw do załatwienia przed świętami, ale coś się udało zrobić. Żwawo, bo skoro nie mogło być więcej ale wolniej, to zrobiłem mniej a szybciej Nosi mnie na rozbieganiach, aż muszę się pilnować żeby tętnem nie wyskoczyć poza tlen. Nogi rwą do przodu, to dobrze, to znak nadchodzącej formy. Wczoraj momentami rozpędzałem się do 4:10.... W święta, zapewne w sobotę, będzie LONG.
Piątek 30.03.2018
wolne