Mike - półmaraton w 1:20

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
MikeWeidenbaum
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1132
Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
Życiówka na 10k: 36:27
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Wtorek 2.06

Miały być rytmy na stadionie, ale na śródce odbywały się zawody strażackie, a nie chciało mi się biec na AWF, zrobiłem dość lekką zabawę biegową nad Maltą 7 x 2 minuty "trudnego biegu"/1 minuta truchtu, dwuminutówki wchodziły po 3:40-3:50/km w zależności od wiatru i trasy, razem dobiegiem i schłodzeniem wyszło 11.7 km po 4:30/km.

Wieczorem dość luźne kręcenie na szosie, 44 km, średnia 30.6 km/h, tętno 138, trasa płaska, ale nie kompletny "stół", odkryłem nawet jeden podjazd przed którym jest znak drogowy ostrzegający przed nachyleniem 8%, szkoda tylko że jest bardzo krótki (100-150 m~?)

Środa 3.06

Rano luźne rozbieganie 8 km po 4:55/km, straszny upał.

Wieczorem basen 1850 m w 38 minut.

Czwartek 4.06

W środę wieczorem dzwonił yacool z propozycją udziału w sztafecie maratońskiej Ekiden (14 czerwca). Pobiegnę na pierwszej zmianie, najkrótszy dystans - 4400 metrów, bardzo jestem ciekaw jak to wyjdzie. W związku ze startem postanowiłem trochę zmienić plan i zrobiłem interwały 5 x 1000 m/ 3 min. truchtu, żeby trochę przypomnieć organizmowi (a głównie głowie) tego typu wysiłek i sprawdzić w jakiej jestem formie. Weszło tak: 3:29, 3:29, 3:30, 3:34, 3:32. Trzy pierwsze za szybko, dawno nie biegałem w tych okolicach więc straciłem czucie tempa, czwarte celowo zwolniłem, ale z kolei za mocno, dopiero ostatnie weszło tak jak powinno. Trening dość ciężki, ale znośny, średnio wyszło po 3:31, myślę że jakbym biegał równo po 3:32-33 to weszłoby całościowo łatwiej.

Wieczorem bardzo luźne kręcenie na szosie, 25 km, średnia 29.3 km/h, tętno 123, trasa niemal zupełnie płaska.

Piątek 5.06

Szosa, nieco szybsze kręcenie: 51 km, średnia 32.5 km/h, tętno 144. Pierwszy raz w tym roku upał dał się we znaki też na rowerze, zwykle na trasy do 50 km spokojnie starcza mi jeden półlitrowy bidon, teraz woda skończyła się już po 30 km.

Sobota 6.06

Zajęcia BBL, okazało się że jest przewidziany test na 100 m, akurat wziąłem kolce, były też dostępne bloki startowe, fajna okazja żeby coś szybko pobiegać. Nie było zbyt wiele czasu na rozgrzewkę, więc trochę się porozciągałem, zrobiłem kilka startów z bloków i już trzeba było biec. Pomiar czasu ręczny, pierwsza próba wyszła w 12.9, druga po kilku minutach w ok. 12.7(yacool nie złapał mojego czasu, byłem na mecie drugi, podobno jakieś 20 cm za Nikodemem który miał 12.6). Miałem dziwne uczucie na końcowych metrach, wydawało mi się że mogę biec szybciej, ale nogi zaczynały gubić rytm i czułem jakbym miał się przewrócić, nie wiedziałem czy powinienem skrócić czy wydłużyć krok w tej sytuacji. Generalnie całkiem przyjemne czasy, szczególnie jak na takie luźne podejście, przy porządnej rozgrzewce i lepszym zaznajomieniu się z blokami (ostatni raz startowałem z bloków w podstawówce na 60 m) pewnie by można trochę urwać. Potem jeszcze rozciąganie, schodzenie na niską nogę i na koniec rozbieganie nad Rusałką.
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
MikeWeidenbaum
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1132
Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
Życiówka na 10k: 36:27
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Wstałem dziś rano obolały, ależ mnie te sprinty poskładały, wręcz zabawne to jest jak może sponiewierać 2 x 100 m. Typowo zmęczeniowy ból w pośladkach i dwugłowych uda, to jeszcze by nie było takie dziwne, ale mam też obolałe barki i całe ręce łącznie z przedramionami :orany:. Przy chodzeniu i bieganiu tego bólu nie czuć, ale wstawanie i siadanie to masakra.

Miałem robić zakładkę, ale burzowa pogoda mi pokrzyżowała plany, gdyby tylko padało to bym mógł jeszcze na góralu pokręcić, ale burza i rower to jest słabe połączenie. Postanowiłem zrobić po prostu rozbieganie. Na dworze lekka mżawka, 15 stopni, dość "ciężkie" powietrze, ale i tak w porównaniu z ostatnimi dniami to były warunki luksusowe. Zrobiłem bardzo luźne 11.6 km po 5:03/km, z ciekawości założyłem pulsometr (zauważyłem, że jak go ciaśniej założę to nie świruje, a po chwili przyzwyczajenia też nie przeszkadza) średnie tętno wyszło 136, także całkiem fajnie.

W tygodniu przejechane 120 km, przebiegnięte 50 i przepłynięte 1850 m, trochę słabo, że tylko jeden basen (gdyby nie Boże Ciało to by były dwa :P), no ale za to konkretne treningi biegowe i rowerowe. Przyszły tydzień lekko "sprofiluję" pod kątem niedzielnego startu.
Awatar użytkownika
MikeWeidenbaum
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1132
Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
Życiówka na 10k: 36:27
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Poniedziałek 8.06

Basen, 1450 m w 31 minut, luźno, czułem jeszcze obolałe mięśnie po sobotnich sprintach.

Wtorek 9.06

Dziś w planie czterysetki, ze względu na planowany niedzielny start i jeszcze nieco obolałe mięśnie ud i pośladków, postanowiłem zrobić tylko 8 powtórzeń. 8 x 400 R/ 400 trucht, weszło tak: 1:17, 1:16, 1:17, 1:19, 1:18, 1:19, 1:19, 1:16 (ostatnie celowo szybciej, pierwsze spalone). Planowałem po 1:19~, ale znowu zawiodło czucie tempa, to póki co najbardziej zauważalny efekt mniejszej ilości treningów biegowych, podobnie miałem na ostatnich interwałach. Nie było jakichś większych problemów z domknięciem treningu, ale przez straszną duchotę (było chłodno, ale powietrze bardzo "ciężkie") spociłem się i zgrzałem jakbym robił bardzo ciężką jednostkę.
Awatar użytkownika
MikeWeidenbaum
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1132
Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
Życiówka na 10k: 36:27
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Środa 10.06

Rano rower, króciutko bo mało czasu, nad Maltą także płasko jak po stole, 22 km, średnia 31.7 km/h, tętno 137.

Wieczorem basen 1450 m w 30 minut.

Czwartek 11.06

wolne

Piątek 12.06

10.5 km po 4:43/km w tym dwa szybsze kilometry, jeden w 3:50, drugi w 3:30 (oddzielone 2 km BS).

Sobota 13.06

Bardzo luźne 30 km na szosie, średnia 30 km/h, tętno 135 (teren nieco bardziej pagórkowaty).

Niedziela 14.06

Start w sztafecie maratońskiej XLPL Ekiden nad Maltą (maraton podzielony na 6 zmian, 4.4 km + 2 x 10.8 km + 3 x 5.4 km). Biegłem w drużynie Logos Travel razem z Olkiem, Szymonem, Łukaszem, Robertem i Maćkiem, pod czujnym okiem yacoola, który został dziś przechrzczony na Trenera Parówę i przy organizacyjnej pomocy Agi, wszystkim wielkie dzięki!

Miejsce 8/250, łączny czas 02:50:42, biegłem na pierwszej zmianie: 4.4 km w 15:45 (3:35/km), na swojej zmianie byłem 6. Załapaliśmy się do nagradzanej pierwszej dziesiątki, dostaliśmy 'piękny' plastikowy pucharek i koszulki startowe Asicsa :).

Co do samego biegu, ruszyłem po 3:30, później lekko zwolniłem i próbowałem ustabilizować tempo koło 3:35, pierwsze 1.5 km minęło na wyprzedzaniu "optymistów", łykałem kolejne grupki i wyszedłem na 6 miejsce, do 5 już było daleko, także starałem się po prostu trzymać tempo. Pierwsze 2 km były pod lekki wiatr, który nieco chłodził i biegło się nieźle, potem niestety pełna lampa, jak tylko wybiegłem zza zakrętu to poczułem uderzenie gorąca i wiedziałem że będzie ciężko (i tak miałem lepiej niż biegnący po mnie, no ale ja bardzo źle reaguję na wysoką temperaturę, dla mnie optymalna to 5-7 stopni, a tu odczuwalna była powyżej 30), czułem że się smażę. Zacząłem zwalniać, słyszałem za sobą że ktoś goni i koło 3 km wyprzedził mnie jeden biegacz, dziwne o tyle, że jak już wyprzedził to zwolnił. Nie byłbym sobą gdybym takiej okazji nie wykorzystał :jatylko:, siadłem mu na plecy, chwilę się powiozłem, odpocząłem i na 1 km do mety zacząłem podkręcać tempo, na jakieś 300 m już się urwałem i dobiegłem do strefy zmian gdzie przekazałem pałeczkę Olkowi. Reszta drużyny spisała się bardzo dobrze, wszyscy pobiegli zgodnie z założeniami, a warunki naprawdę nie były łatwe, ciężko było usiedzieć w słońcu, a co dopiero biec. Emocje były do końca, wiedzieliśmy że możemy być koło dziesiątki, ale w strefie zmian i na trasie było spore zamieszanie (dublowanie) i dokładnie nie wiedzieliśmy na której pozycji biegniemy.

Impreza bardzo przyjemna, organizacyjnie bez większych zarzutów (może poza koniecznością długiego czekania na dekorację). Z biegu jestem całkiem zadowolony, jak na takie warunki i fakt, że ostatni miesiąc biegam po 3 razy w tygodniu to wynik może cieszyć, wiele z formy nie straciłem.

W tygodniu przebiegnięte 30, przejechane 52, przepłynięte 2900 m.
Tydzień dostosowany pod zawody, więc mało roweru. Drugi tydzień pod rząd bez zakładki, no ale obiecuję poprawę :lalala:. Zawody posłużyły jako sprawdzian formy i widzę że wszystko zmierza w dobrym kierunku, biegowo mniej więcej trzymam poziom, a na rowerze i w pływaniu widzę postęp niemal z treningu na trening. Teraz już na horyzoncie nie mam żadnych startów (może wybiorę się na jakiś parkrun jak będzie jakaś chłodna sobota w prognozie) i spokojnie ciułam do tri.
Awatar użytkownika
MikeWeidenbaum
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1132
Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
Życiówka na 10k: 36:27
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Poniedziałek 15.06

Basen 1550 m w 31:40 minut.

Wtorek 16.06

Jak już wcześniej pisałem, treningi biegowe luźno opieram o plan Danielsa na 5-10 k z najnowszego wydania książki. Teraz zaczynam trzecią fazę, jest tam takie rozwiązanie, że dwa akcenty (interwały vo2max i progi - interwały albo ciągłe) biega się dzień po dniu. Ciekawa sprawa, pewnie nie będę tego robił w każdym tygodniu, ale postanowiłem przynajmniej raz spróbować. Na dziś w planie 4 x 1200 m I/ 3 miniuty truchtu, chciałem pobiec w okolicach 3:35-36/km, jak przybiegłem na stadion okazało się że strażacy mają test na 1000 m i ostatnia grupa poprosiła żebym poprowadził na 3:30. Trening wyglądał więc tak 1000 m + 3 x 1200 m + 800 m/ przerwy 2,5 - 3 min. truchtu, poszczególne powtórzenia: 3:37 (strażacy lekko spuchli w końcówce), 4:19 (3:36/km), 4:19 (3:36/km), 4:18 (3:35/km), 2:52 (3:36/km). Znowu trochę problemów z czuciem tempa i nieco szarpane te odcinki, ale końcowe czasy wyszły ok. Generalnie ciężkawo jak to na interwałach, ale bez przesady.

Środa 17.06

Dziś w planie 4 x 1600 TP/1 min. przerwy, chciałem to pobiec w lesie więc zmieniłem na 5 x 5 minut TP/1 min. przerwy, zakładałem tempo nieco poniżej 4:00/km, ale planowałem biegać w dość gęstym lesie i po krętych ścieżkach, także wziąłem poprawkę na błędy gpsa, weszło tak: 3:55/km, 4:00/km, 4:01/km, 3:56/km, 3:56/km (drugi i trzeci odcinek najbardziej krosowe). Z premedytacją biegam za dnia kiedy jest cieplej, żeby szybciej przyzwyczaić się do wysokich temperatur, na triathlonie zapewne będzie lampa. Czułem zmęczenie nóg interwałami z poprzedniego dnia, szczególnie dało się to we znaki na dwóch ostatnich powtórzeniach, uczucie trochę jak podczas tej charakterystycznej "zamuły" po 6 kilometrze w biegu na 10km, wcześniej ciężko mi było tę sytuację "symulować" na treningu, także może mieć sens takie łączenie tych jednostek. Na pewno nogi miałem bardziej zmęczone niż zwykle po progach (co nie dziwi, chyba nigdy wcześniej nie robiłem dwóch akcentów "pod rząd").

Czwartek 18.06

wolne

Piątek 19.06

Szosa, 55 km ze średnią 31.6 km/h, tętno 138, mocno wiało, a przez jakiś moment po 20 km padał grad i wiało bardzo mocno, akurat przejeżdżałem obok przystanku autobusowego na wsi i chwilę tam przeczekałem, potem większość drogi padało, pierwszy raz w sumie przetestowałem kolarkę w takich typowo deszczowych warunkach i jestem zadowolony, uważałem nieco bardziej na zjazdach i w zakrętach, ale generalnie nie odczułem różnicy w przyczepności, jedynie droga hamowania dłuższa :jatylko:.

Wieczorem trochę martwych ciągów i przysiadów ze sztangą, 90% na małych i bardzo małych obciążeniach, raczej w ramach przymiarek i ćwiczenia techniki niż konkretnego treningu, ale przed kolejnym sezonem zamierzam trochę wzmocnić uda i poślady. W ich słabości, między innymi, upatruję źródła problemów z kontuzjami w tym sezonie.

Sobota 20.06

Rano pływanie w jeziorze, 1.15 km w 25 minut, dość luźno, chociaż ręce mocniej zmęczone niż byłyby po takim pływaniu na basenie, głównie skupiałem się na ćwiczeniu "nawigacji" no i jeszcze trochę będę musiał poćwiczyć :bum:. Dziś trochę wiało, była falka i nieco znosiło.

Wieczorem miał być rower, ale nad miastem krążyły deszczowe chmury, więc jednak pobiegałem. 16 km po 5:07/km, średnie tętno 136, na dość pagórkowatej jak na mnie trasie (100 m w górę). Dawno nie biegałem nic dłuższego i spokojnego, trochę zapomniałem jaki to fajny trening. Testowałem plecak do biegania z decathlonu, który kupiłem skuszony przeceną ze 120 na 60 zł xD (taki o: KLIK), sprawdził się bardzo dobrze, zupełnie nie przeszkadzał, a możliwość łyknięcia wody z bukłaka przy takiej pogodzie jak ostatnio jest niezastąpiona, będę też mógł wrzucić sobie tam kolce i nie będę musiał jeździć rowerem/autem na stadion, tylko dobiegnę w ramach rozgrzewki.

Fotka z ekidena:
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Awatar użytkownika
MikeWeidenbaum
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1132
Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
Życiówka na 10k: 36:27
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Weekend w Świebodzinie przeważnie oznacza dużo wolnego czasu i dużo jedzenia (obiady u babci itp.), co za tym idzie dużo treningów przy odpowiedniej regeneracji, tak było i tym razem.

Dziś miałem w planie zarówno pływanie w jeziorze jak i zakładkę rower/bieg, ale nie chciałem tego znowu łączyć w cały triathlon, jednak trochę zbyt duże przedsięwzięcie organizacyjne, a i tak ciężko o płynną zmianę z pływania na rower.

Wczesnym popołudniem pływanie 1.1 km w 25.5 minuty, nieco wolniej niż wczoraj, bo wiatr mocniejszy i druga połowa trasy pod fale. Przy okazji na moje pływanie rzucił okiem mój były trener od żeglarstwa, który z wykształcenia jest trenerem pływania ;) i udzielił mi kilku cennych wskazówek, głównie muszę zwrócić uwagę żeby bardziej "wyciągać" ręce do przodu. Po wczorajszym i dzisiejszym treningu widzę, że nie ma już sensu robić "rozpływań" na basenie, teraz w sterylnych basenowych warunkach będę sobie klepał jakieś interwały, żeby lepiej przygotować ręce na mocniejszy wysiłek, a długie ciągłe treningi będę robił na otwartym akwenie, w lipcu na pewno więcej posiedzę w Świebodzinie, więc będę miał dobre warunki do tych treningów (woda w Niesłyszu jest dużo czystsza niż w poznańskich i pod-poznańskich zbiornikach).

Po pływaniu wróciłem do domu, chciałem chwilę odpocząć i ruszyć na rower. Tutaj zrobiłem drobny błąd z jedzeniem, zamiast sobie coś przygotować na od razu po pływaniu, to zjadłem dopiero po godzinie, na godzinę przed wyjściem na rower. Zakładka miała być mocna, ale bez konkretnych założeń, postanowiłem posłuchać organizmu. Już na początku roweru czułem, że dzisiaj jest dobry dzień, noga podawała, przejechałem 40 km ze średnią 33.5 km/h, na tętnie 151, na niezupełnie płaskiej trasie (przynajmniej w porównaniu do warunków poznańskich) - 260 metrów w górę.
Pod koniec roweru czułem że coś mi leży na żołądku i wiedziałem, że na bieganiu to może przeszkadzać. Zmiana szybka, ostatnie kilometry przejechałem na nieco twardszym przełożeniu i niższej niż zwykle kadencji, dobrze się to sprawdziło, "dziwne" uczucie w nogach było dużo mniej dotkliwe. Zrobiłem 7 km po 4:06/km, w tym 5 km na stadionie (mączka) po 3:59/km, średnie tętno 162, z szybszego odcinka 166. W sumie niskie to tętno, ale problemy z żołądkiem o których pisałem wyżej sprawiły, że nieco obawiałem się wejścia na wyższą intensywność, bałem się że mnie "zegnie". Pogoda była dość przyjemna jak na ostatni czas, 20 stopni i pochmurno. Z całej zakładki średnie tętno 154, zdecydowanie najbardziej udana zakładka jak dotąd. Ta intensywność na rowerze może się wydawać dość niska, bo to ledwie początek II zakresu, płuca by chciały jechać szybciej, ale czuję, że moje nogi nie są jeszcze na to gotowe.

W tygodniu przejechane 95 km, przebiegnięte 48 i przepłynięte 3800 m. Trochę mało roweru, no ale to za sprawą pogody, nadrobiłem bieganiem, dobry tydzień, w tym bardzo konkretny weekend.

Całkiem ładna fotka z sobotniego pływania:
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Awatar użytkownika
MikeWeidenbaum
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1132
Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
Życiówka na 10k: 36:27
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Coś ostatnio nie mam motywacji do blogowania, może to przez te upały :lalala:. Trening natomiast idzie całkiem nieźle, ostatnie 2 tyg. w telegraficznym skrócie:

Tydzień 22.06 - 28.06

Tydzień mocno "zarobiony" obowiązkami w pracy i na uczelni (przygodę z tą drugą właśnie pomyślnie zakończyłem ;) ).

150 km przejechane (w tym 110 km ze średnią 33 km/h w niedzielę w 3 osobowej grupie, tętno średnie 127, to pokazuje jak dużo daje jazda nawet w niewielkiej grupce) i 30 przebiegnięte (w tym interwały 5 x 1000 m po 3:35/km~ i ciągły 5 km po 3:55/km), niestety bez pływania, nie było czasu i okazji.

Tydzień 29.06-05.07

102 km przejechane, 33 przebiegnięte i 3300 m przepłynięte.

W sobotę startowałem w Niesulickiej Piątce, trasa przełajowa, 5.5 km. Zająłem 8 miejsce na ok. 120 osób, czas 21:31 (3:55/km), wynik wydaje się słabiutki, ale wiele wyjaśni fakt że start był o 11:30, w cieniu było ponad 30 stopni. Trasa prowadziła po wyboistej leśnej ścieżce, momentami po kocich łbach, było też kilka podbiegów, chociaż one tutaj najmniej przeszkadzały. Dwóch pierwszy zawodników na mecie to lokalni mocarze, którzy mają rekordy na 10 km rzędu 29-30 minut, tutaj pobiegli tempem 3:35/km, nawet jeśli nie biegli na maksa to i tak sporo to mówi o warunkach. Na tym tle ten mój wynik wypada całkiem nieźle.

Niecałe 3 tygodnie do startu, dwa najbliższe będę jeszcze trenował na normalnych obrotach (mam teraz więcej czasu więc może nawet dorzucę trochę treningów pływackich i jakieś rozbieganie), tydzień przed startem to już luzowanie i ćwiczenie kwestii technicznych, czyli przebieranie się, wymiana dętki itd.
Awatar użytkownika
MikeWeidenbaum
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1132
Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
Życiówka na 10k: 36:27
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Nadrabiam w super skrócie.

Tydzień 6.07-12.07

170 km rower, 42 bieg, 2 pływanie

Tydzień 13.07-19.07

125 km rower, 32 bieg, 2.5 pływanie


W tym tygodniu już bardzo luźno: 40 km rower (objazd trasy triathlonowej - płaska i prosta, dobry asfalt jak na polskie warunki), 9 km biegu (rozbieganie weszło po 4:44 w dość ciepły dzień, nieźle) i 2.5 km pływania (testowałem wypornościowe spodenki neoprenowe, przy mojej technice pomagają mniej więcej tyle co pianka, a łatwiej je zdjąć i mniej się w nich zgrzeję, więc popłynę w nich). Do tego tylko standardowo jakieś rozciąganie i wałkowanie. No i jutro lecę: 1500 m pływania, 40 km na rowerze i 10 km biegania (a nawet 10,4 plus sporo człapania po pływaniu, do strefy zmian solidny podbieg do pokonania na bosaka po kostce brukowej).

Wydaje mi się że jestem nieźle przygotowany, tak jak już wcześniej pisałem, do startu podchodzę z rezerwą, ale nie zamierzam się kompletnie obijać. Czas w okolicach 2:30 jest realny, no ale dużo będzie zależało od warunków (prognozy są różne, ale raczej będzie dość ciepło), poza tym to jest triathlon, tutaj jednak ciężej oszacować czas, szczególnie na rowerze może się dużo dziać (oby nie, <odpukuję>). Najbardziej się obawiam oczywiście pływania, to zdecydowanie moja najsłabsza dyscyplina dodatkowo nie mam doświadczenia w pływaniu w tłumie. Jak już przeżyję pływanie to będę starał się nieźle bawić i nie zarżnąć zupełnie jak będzie upał (na rowerze z piciem nie ma problemu, a na bieganiu punkty odżywcze są co 2km + mają być jakieś kurtyny wodne, więc powinno być ok), a jeśli już to dopiero na ostatnim okrążeniu biegu :P.

Startuję jutro w pierwszej fali o 9:30, numer 289, podobno tutaj będą wyniki live: http://sts-timing.pl/challengepoznan/live/

Dzięki z góry wszystkim trzymającym kciuki ;)!
Awatar użytkownika
MikeWeidenbaum
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1132
Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
Życiówka na 10k: 36:27
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

No i wykręciłem 2:37, popełniłem chyba wszystkie możliwe błędy debiutanta, typu: niezapięty kask, poluzownany pasek z numerem, problemy z wypinaniem się z roweru, kara "zatrzymania" za zdjętą górną część stroju itd.

Pływanie masakra 32 minuty, na początku dostałem kopa w klatę tak mocnego, że odpiął mi się pasek od pulsu, po kilometrze skurcz w lewej łydce, który czuję do teraz, musiałem przejść w żabkę, a potem w kraulu już tylko ciągnąłem za sobą nogi. Po pływaniu podbieg na polanę Harcerza do strefy zmian, prawie mnie na nim odcięło. Na rowerze wiało i w dodatku kręciło, także odcinków pod wiatr albo z wiatrem z boku było znacznie więcej niż tych z wiatrem w plecy, ale wykręciłem 1:12, więc zgodnie z oczekiwaniami, bieganie sinusoida, z 5 razy przejście od kryzysu i oddychania rękawami do niezłego samopoczucia, ale ostatecznie, jak na dzisiejsze warunki (ciepło, burzowa duchota, całe szczęście pochmurno) wynik nienajgorszy: 44:40 (trasa 10.4 km więc po 4:17/km). W strefach zmian łącznie 8 minut - tragedia, no ale to było frycowe za debiut.

Poza tym, bardzo fajna zabawa :bum:. Gdyby to nie był debiut to pewnie czułbym niedosyt, ale jakoś ciężko mi się nie cieszyć że w ogóle udało się to ukończyć, jak mnie ten skurcz chwycił na pływaniu to przez chwilę myślałem, że już może być po zawodach.

Jutro pewnie napiszę coś więcej.
Awatar użytkownika
MikeWeidenbaum
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1132
Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
Życiówka na 10k: 36:27
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Wczoraj już w sumie trochę napisałem, ale mam jeszcze nieco przemyśleń i obserwacji, więc póki wszystko pamiętam to przeleję "na papier" w formie relacji z zawodów bo tak będzie najprościej. Przyda się przed kolejnymi startami w tri, żeby przypomnieć sobie jakie błędy popełniłem. Pewnie będzie trochę dłużyzna i momentami "strumień świadomości", ale jak kogoś to interesuje, to zapraszam ;).

Na początek cyferki:

Triathlon Poznań, dystans olimpijski (1500/40/10), wynik 2:37, miejsce 213/1500~, w kategorii wiekowej 59.

Pływanie: 00:32:14, pierwsza zmiana: 00:05:51 rower: 01:12:01 druga zmiana: 00:02:26 bieg 00:44:40 (dystans de facto 10.5 km). Miejsca w poszczególnych dyscyplinach, kolejno: 711, 216, 72.

Pogoda w dzień zawodów jak na lipiec nie najgorsza, ale do rewelacji daleko, 26-28 stopni, bardzo duszno, burze były w nocy przed zawodami i "wisiały w powietrzu" przez całe zawody, średni wiatr południowy i południowo-wschodni.

Pływanie.
Od początku przygotowań wiedziałem, że to będzie najbardziej problematyczna część zawodów. Pływam nie najlepiej, co prawda liznąłem trochę techniki przez dwa sezony w szkółce pływackiej w gimnazjum, więc nie zaczynałem zupełnie od zera. Przez całe przygotowania miałem problem ze skurczami, szczególnie kiedy pływałem niedługo po treningach biegowych. Tempo koło 2 minut na 100 metrów nie sprawia mi wielkiego problemu, ale pozornie nieznaczne przyspieszenie często wywołuje skurcze w łydkach. Próbowałem przyjmować dużo magnezu, wałkować, rozciągać, niewiele to pomagało, najlepiej działał po prostu brak treningów biegowych przed pływaniem. Może to kwestia złej techniki i zbytniego "spinania" nóg? Pod koniec przygotowań bez większego problemu pływałem 1500 metrów (na basenie) poniżej 30 minut, więc liczyłem że na otwartym akwenie z pomocą pianki/spodenek neoprenowych i przy zwiększonej motywacji w okolicach takiego wyniku mógłbym się zakręcić. Prawie do końca rozważałem, czy płynąć w piance, która mimo dobrze dobranego rozmiaru, trochę ogranicza mi ruchy rąk (chyba ją sprzedam i kupię jakiś inny model, z mniejszą ilością neoprenu na górze), ostatecznie zdecydowałem się tylko na neoprenowe spodenki, które też dają trochę wyporności, testowałem je tylko raz na basenie i byłem bardzo z nich zadowolony. Miałem pełno obaw związanych z płynięciem w dużej grupie. No i obawy były dość słuszne.
Niedługo po starcie dostałem kopniaka w klatkę piersiową (oczywiście przypadkowo), raz że bolało, dwa że odpiął mi się pasek od pulsometru i zwyczajnie przeszkadzał, ale poza tym początkowo płynęło mi się nieźle, nie miałem problemów z nawigacją, trzymałem niezłą technikę i nie traciłem dystansu do ludzi dookoła. Pierwsze dwie bojki bezproblemowo, nie było zbytniego tłoku. Po około kilometrze chwycił mnie mocny skurcz w lewej nodze, czuję go do teraz, jak się zasiedzę to kilka pierwszych kroków kuleję, zanim mięsień się rozrusza. Przeszedłem do żabki, a gdy ból lekko zmalał ustawiłem nogi znowu do kraula, ale nie pracowałem nimi wcale, ciągnąłem tylko za sobą (dobrze że miałem te spodenki, które trzymały mi nogi na wodzie). Cała sytuacja była mocno nerwowa, widziałem jak nagle wszyscy zaczęli mnie wyprzedzać, zastanawiałem się czy w ogóle dam radę dopłynąć. Jak wyszedłem z wody i zobaczyłem na zegarku 32 minuty to pomyślałem, że i tak nie ma tragedii, gdybym dopłynął tempem z pierwszego kilometra to pewnie złamałbym 30 minut, co dla mnie byłoby bardzo dobrym rezultatem. Wynik: 32:14

Pierwsza zmiana.
Po wyjściu z wody nogi miałem mięciutkie, zanim trochę krwi do nich spłynęło poruszałem się bardzo ciężko, a po 20-30 metrach zaczynał się podbieg pod polanę Harcerza gdzie była strefa. Pomiar pulsu w zegarku aktywował się dopiero na rowerze, ale podejrzewam że największe tętno podczas całych zawodów miałem właśnie na szycie tego podbiegu, był taki moment, dosłownie 5 sekund, że lekko mnie zamroczyło. Kiedy dobiegłem do roweru to poczułem się już trochę lepiej. Wypiłem fiolkę magnezu która była w pakiecie, i włożyłem w tylną kieszonkę baton z daktyli. Ubrałem skarpety, buty rowerowe, i pasek na numer, tutaj pierwsza wtopa, pasek w strefie zostawiłem zahaczony o kierownicę i przez to poluzował się i rozciągnął na maksymalną szerokość w nerwach nie udało mi się go dobrze wyregulować i jak wsiadłem na rower to poluzował się znowu. Kolejna wtopa - jak już miałem brać rower to zorientowałem się, że nie zdjąłem spodenek pływackich - kolejne sekundy stracone na zdejmowanie ich przez buty. Na wybiegu wyłapał mnie jakiś forumowicz (FilipO?) dzięki za doping i sorry że nie byłem zbyt rozmowny, no ale byłem wtedy zmęczony i zły :D. Wybieg ze strefy już bez problemów, wpięcie w pedały bezproblemowe i pojechałem. Czas zmiany: 00:05:51.

Rower.
Początek z górki i z wiatrem w plecy, próbowałem jeszcze przez chwilę walczyć z paskiem od numeru, ale stwierdziłem że szkoda nerwów, póki siedziałem na siodełku to nie było szans żeby spadł, więc stwierdziłem, że zajmę się nim na kolejnej zmianie. To że nie mogłem wstać z siodełka było trochę uciążliwe, ale z drugiej strony wymuszało trzymanie konsekwetnie pozycji aero. Rower przebiegł bez większych problemów, parę osób mnie wyprzedziło (w większości ludzie na czasowych rowerach z drugiej fali startowej), ale głównie wyprzedzałem ja. Jechałem na równej intensywności z tętnem koło 160 (takie z resztą wyszło tętno średnie z roweru), prędkość zależała od profilu trasy i mocy/kierunku wiatru. Wiatr niestety dość niefortunnie kręcił lub odbijał się, bo mimo że trasa prowadziła "w tę i z powrotem" to odcinków z wiatrem w plecy było zdecydowanie mniej, przeważnie wiało z boku albo w twarz. Czas "netto" z roweru 1:10 czyli prędkość 34 km/h, ale mata odczytująca czip na początku i końcu etapu była już na dobiegu do strefy, więc w wynikach 1:12:01.

Druga zmiana.
Na samym zejściu z roweru kolejna wtopa, chciałem wyjąć nogi z butów bez wypinania ich i pokonać dobieg na bosaka, jak to robi większość zawodników, z pierwszym butem poszło gładko, ale w drugim jakoś się zacięła klamra (mam zwykłe buty szosowe, nie te łatwo zdejmowalne do tri) i nie zdołałem wyjąć nogi przed kreską, musiałem wypiąć go z pedała i ściągnąć z nogi, odpiąłem też wiszący pasek z numerem, chwyciłem to w łapy i drugą prowadziłem rower. Tuż przed wejściem do strefy kolejna wtopa, wcześniej odpiąłem kask, bo wydawało mi się że jakiś owad mnie gryzie pod paskiem, jak przebiegałem obok sędziego to kazał mi go zapiąć wymahując przy tym żółtą kartką, zapiąłem kask, krzyknąłem jeszcze do sędziego czy mam karę czy nie, on tylko machnął ręką, więc zrozumiałem że wszystko jest ok (po zawodach rozmawiałem z sędzią i mówił że to była kara typu "stop and go" czyli karą było tylko to że musiałem się zatrzymać i zapiąć kask, bez kary czasowej). No ale kolejne sekundy i nerwy stracone. Ktoś z kibiców (swoją drogą powinien ten kolega zgarnąć strzała w dziąsło :bum:) krzyknął "masz 3 minuty kary" oczywiście domyślałem się że to żart, ale w czasie zawodów człowiek nie myśli trzeźwo i gdzieś z tyłu głowy ciągle mi ta "kara" siedziała, nie odczekałem rzecz jasna tych 3 minut, więc gdybym faktycznie dostał karę, zostałbym zdyskwalifikowany. Odstawiłem rower, ubrałem biegowe buty, do kieszeni wziąłem żel, na łeb czapeczka i pobiegłem. Czas zmiany: 00:02:26

Bieganie.
Na samym początku uporałem się z paskiem od numeru, zawiązałem go po prostu na supeł i się trzymał. Początek biegania prowadził po zbiegu, jakieś 300-400 metrów. Było gorąco więc zdjąłem sobie górną część stroju, co było kolejną wtopą, ale o tym za chwilę. Siłowo i wydolnościowo biegło się ok, ale dokuczała mi kolka, przed zawodami (pewnie ze stresu) żołądek nie pracował najlepiej i trochę się obawiałem wejścia na wyższą intensywność. Zacząłem tempem koło 4:00, ale czułem że z każdą chwilą spada i ustabilizowało się w okolicach 4:20. Pierwszy punkt żywieniowy (po 2 km), tylko polewałem się wodą i zwilżyłem usta (piłem dużo na rowerze), przed drugim wciągnąłem żel z pakietu (ALE bananowo-truskawkowy, swoją drogą to nie przepadam za żelami, ale ten bardzo mi pasował, zarówno smakowo jak i konsystencją - nie zaklejał), za niecałe 2 km kolejny punkt, znowu głównie polewanie się, zaraz za nim kurtyna wodna i po tym jakby nieco "odżyłem", kolka minęła. Od tego czasu była już sinusoida, chwilę czułem się lepiej, zaraz potem znów gorzej, ciężko ocenić czy bardziej słabłem siłowo czy wytrzymałościowo, wydaje mi się że było to raczej takie ogólne zmęczenie długim wysiłkiem i wysoką temperaturą. Wielki plus dla organizatora za tak gęste rozmieszczenie punktów żywieniowych i kurtyn wodnych (co 2 km), bez nich bym przepadł w tej temperaturze. Cały czas głównie wyprzedzałem, chociaż mnie też ze 2-3 osoby łyknęły. W połowie dystansu kolejna (ostatnia) wtopa, sędzia wyłapał mnie i kazał założyć górą część stroju, kolejnych parę sekund w plecy. Na drugim okrążeniu już czułem się lepiej, nieśmiało próbowałem przyspieszać, ale nie wiedziałem dokładnie jak zareaguje organizm. Na jakieś 1.5 km do mety wypatrzyłem gościa z mojej fali, zapytałem czy już kończy i zachęciłem do wspólnego szybszego finiszu, na początku ja mocniej pociągnąłem, potem on, na finiszu miałem już mniej siły i z nim przegrałem, ale wspólnie kilka osób po drodze wyprzedziliśmy, więc całościowo ta "akcja" się opłaciła. Wynik: 44:40.

Może się to wydać dziwne w kontekście tego co napisałem wyżej, ale czułem że jeszcze podobnym tempem bym przebiegł kilka kilometrów, nie było takiego uczucia jak na biegach na 5 czy 10 km, że na ostatnich metrach już się tylko marzy o tym, żeby przebiec przez metę i mieć to za sobą i jednocześnie nie było aż takiej adrenaliny i chęci do walki na końcówce. Na mecie oczywiście byłem zmęczony, ale nie było żadnych odruchów wymiotnych i długiego trzymania się za kolana, to jednak inny rodzaj wysiłku i inny rodzaj zmęczenia niż ten z którym do tej pory miałem głównie do czynienia. Tętno średnie z biegu: 168 (przy tempie średnim 4:17/km). Jednak nieco zbyt asekuracyjnie pobiegłem, nigdy na zakładce nie pojechałem tak mocno roweru (w kwestii zmęczenia i średniego tętna), obawiałem się też odcięcia z powodu upału i problemów żołądkowych, więc obawy dość słuszne, no ale na przyszłość wiem, że mogę się nieco bardziej sponiewierać.



Teraz trochę gdybania, głównie po to żeby zebrać do kupy wszystko co można stosunkowo łatwo poprawić przy kolejnym starcie:
Gdyby podliczyć ile czasu straciłem na wszystkich wyżej wymienionych wtopach, to pewnie z 2 minuty by się uzbierały, do tego 2-3 minuty stracone na pływaniu przez skurcze. Lepsza organizacja w strefie zmian + opanowanie "sztuki" zakładania i zdejmowania butów rowerowych tak jak to robią dobrzy zawodnicy - kolejna minuta lub dwie. Zakup lemondki i ustawienie roweru pod jazdę na czas, łącznie dość kosztowna inwestycja, ale z tego co mówi wiele osób, przy faktycznie dobrze ustawionym rowerze można jechać 2-3 km/h szybciej przy takim samym wysiłku i jednocześnie mniej zmęczyć nogi przed bieganiem - kolejne minuty. To oczywiście wszystko teoria, no ale na pewno przy kolejnym starcie w tri (najwcześniej w przyszłym sezonie) samymi kwestiami sprzętowo-technicznymi będzie można znacznie poprawić wynik, no a zamierzam też trochę potrenować ;).


Generalnie z całej akcji pt. "triathlon" jestem bardzo zadowolony, trening jest ciekawy, organizm mniej obciążony (nawet mimo tego że czasowo na treningach spędzałem więcej czasu). Pozbyłem się skutecznie wszelkich problemów z lewym i prawym udem, które zepsuły mi bieganie na wiosnę. Po tempie rozbiegań które robiłem przy w miarę normalnej pogodzie, czuję że ogólna wytrzymałość także wzrosła no i ogólnorozwojowo też pewnie jakoś tam się poprawiłem. Wagę trzymam stałą, 71 kg, ale na oko wydaje mi się że trochę tłuszczu wytopiłem na rzecz mięśni (na udach wyłażą żyły i trochę się "poszerzyłem" w barkach). Ciekaw jestem jaką będę miał formę po kilku tygodniach treningu biegowego.


Co dalej?
Dwa tygodnie zrobię sobie luźniejsze, ale powoli będę się wdrażał z powrotem w bardziej biegowy trening. Na jakiś czas sobie dam spokój z pływaniem (zamiast niego jakieś ćwiczenia, core, może trochę siłki na nogi) no i nie będę robił zakładek, ale na rowerze ciągle będę jeździł bo bardzo to polubiłem (głównie jakieś dłuższe rozjazdy w tlenie). W zeszłym roku we wrześniu był organizowany duathlon na torze w Poznaniu (bieg-rower-bieg), póki co brak info o kolejnej edycji, ale byłaby to dla mnie fajna opcja ;>. We wrześniu jakieś starty na 5 i 10 km, a od października/listopada przygotowania do połówki na wiosnę (zapewne w Poznaniu), ale chcę też przez zimę pochodzić na basen (może jakieś zajęcia z trenerem?) i od czasu do czasu pokręcić coś na rowerze. Po połówce na początku kwietnia, znowu trening pod tri i jakieś 2-3 starty latem/wiosną.

Jeszcze kilka fotek:
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Awatar użytkownika
MikeWeidenbaum
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1132
Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
Życiówka na 10k: 36:27
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Ostatnie 3 tygodnie dość luźne, ale coś tam biegałem, tygodniowo po 30-40 km biegania i koło 100 na rowerze. Jedzenia i piwek sobie nie żałowałem, waga wskazuje teraz 71.5 kg, w dniu startu w triathlonie było około 70.5, także jak na taką dietę to tragedii nie ma.

Zaczynam teraz jakiś konkretniejszy trening pod 5-10 km ze startami docelowymi w październiku (jeszcze dokładnie nie wiem co to będzie, ale 1szego października będą chyba Mistrzostwa Poznania na 5000 m na stadionie), a jak będzie forma to może przeciągnę 'sezon' do jakiejś niepodległościowej dyszki. Póki co żadnych konkretnych celów wynikowych nie zakładam. Potem niemal bezpośrednio przejdę pod budowanie bazy na wiosenne starty (prawdopodobnie wiosna będzie w klasycznie poznańskim wydaniu: Maniacka Dziesiątka i Półmaraton, a wcześniej starty w GP City Trail), nie powinienem być przemęczony bo stricte biegowego planu treningowego nie realizowałem od 4 miesięcy.

Planuję teraz biegać 5 razy w tygodniu, w tym będą jakieś interwały, progi (zarówno interwałowe jak i ciągłe), dłuższe rozbiegania, wszystko oparte na Danielsie. Do tego jakaś ogólnorozwojówka (core, koordynacja, trochę siły na nogi) i trochę jazdy rowerem (jak będzie upalnie to pewnie roweru będzie więcej). Obecnie jestem w całkiem niezłej formie jeśli chodzi o wytrzymałość ogólną, rozbiegania wychodzą całkiem żwawo i na niskim tętnie (szczególnie że ostatnio upały), brakuje mi na pewno dużo wytrzymałości tempowej pod 5 i 10 km i nad tym teraz muszę najbardziej pracować.

Najbliższy start to zapewne lokalna Świebodzińska Dzieisiątka - 19 września. Pobiegnę ją na przetarcie, nie nastawiam się na żaden konkretny wynik, bo raz że do optymalnej formy jeszcze będzie daleko, dwa że trasa jest trudna i bez atestu, no i jeszcze nie wiadomo jak będzie z pogodą.

Nie mam ostatnio motywacji do rzetelnego blogowania, postaram się wrzucić jakąś "aktualizację" co pewien czas, jakby ktoś chciał śledzić na bieżąco, to w podpisie jest link do movescounta ;).
Awatar użytkownika
MikeWeidenbaum
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1132
Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
Życiówka na 10k: 36:27
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Jednak jakieś resztki motywacji do blogowania pozostały, może też dlatego że zacząłem więcej biegać.

Poniedziałek 17.08

12 km po 5/km, średnie tętno 139.

Wtorek 18.08

Interwały 5 x 1000 m (średnio po 3:34)/ 3 minuty przerwy (w tym 400 m trucht + marsz), weszło całkiem nieźle, problemy z trzymaniem równego tempa, ale generalnie jestem pozytywnie zaskoczony, przed tym treningiem zastanawiałem się czy dam radę po 3:40 to zrobić :bum:. To jest chyba najczęściej powtarzany przeze mnie trening (co prawda progowe pięcominutówki biegam częściej, ale w różnym terenie, a 5 x 1000 praktycznie zawsze robię na tartanie, czasami płaskich asfaltach) i zawsze sporo mówi o mojej formie. Zatem stwierdzam - tragedii nie ma.

Środa 19.08

12.5 km po 4:47/km, średnie tętno 137, wreszcie chłodniej i od razu widać to po stosunku tempo/tętno.

Czwartek 20.08

Rano 2 x 2600 + 2200 TP (średnio po 3:58/km)/ 2 minuty przerwy, trzecie powtórzenie krótsze przez problemy żołądkowe, poza tym weszło bardzo łatwo, nawet zbyt łatwo. Te problemy żołądkowe wynikały w 100% z mojej, że tak to ujmę, "nierozsądnej polityki żywieniowej" dzień wcześniej i w dniu treningu. I tak dziwie się, że zabrakło tylko 400 m do zamknięcia treningu, myślałem że zegnie mnie wcześniej, dobrze że biegałem na stadionie i była tam toaleta :bum:.

Wieczorem szosa, bardzo luźno, z kumplem, ale cały czas albo ja ciągnąłem, albo jechaliśmy obok siebie, 37 km, średnia 29km/h, a tętno zaledwie 109, chyba nigdy nie zrobiłem treningu "tlenowego" z niższym tętnem średnim. Robi się co raz chłodniej i barodzo mi się to podoba.

Piątek 21.08

MTB 40 km, średnia 20km/h, tętno 118, dość trudna technicznie trasa, w bardzo wielu miejscach jest strasznie sucho i grząsko, a mam nieco łysawe opony w góralu, więc było momentami zabawnie.

Sobota 22.08

Pierwszy od dawien dawna long, 21 km po 4:54/km, tętno 139. Trasa dość pagórkowata, wybiegłem o 7:40, było jeszcze wtedy chłodno, ale pod koniec już słońce grzało fest. Generalnie wszedł bezproblemowo.

Niedziela 23.08

Szosa, kolega chciał pierwszy raz przejechać 100 km, więc jechałem jako jego "pomocnik", w sumie to na kole jechał tylko na cięższych podjazdach. Dokładnie wyszło 101 km ze średnią 28.5 km/h, tętno średnie 109, na zjazdach często mocno poniżej 100, lekko przysypiałem ;). Według stravy 575 metrów przewyższeń, także zupełnie płasko nie było.


Bardzo solidny tydzień, 67 km przebiegnięte i 180 na rowerze. Razem 12 godzin, sumując bieganie i rower to zdecydowanie mój największy objętościowo tydzień jaki kiedykolwiek zrobiłem, do tego jeszcze trochę ogólnorozwojówki bo wykonuję u siebie prace remontowe, a nie czuję jakiegoś szczególnego zmęczenia. Te rowery były na bardzo niskich intensywnościach no i byłem też solidnie wypoczęty po 3 luźnych tygodniach. Przyszły tydzień już siłą rzeczy luźniejszy bo mam trochę spraw na głowie i jeżdżenia "po kraju", pewnie z 5 treningów uda się zrobić, więc skupię się na bieganiu i realizowaniu akcentów.
Awatar użytkownika
MikeWeidenbaum
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1132
Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
Życiówka na 10k: 36:27
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Tydzień 24-30.08

32 km przebiegnięte, 151 przejechane, jeden trening siłowy (martwe ciągi, przysiady z obciążeniem, póki co małe ciężary i głównie ćwiczenie techniki, do tego trochę pompek) + trochę prac remontowych, momentami dość męczących. Tak jak pisałem wcześniej, tydzień z małą ilością czasu na trening, dodatkowo upały skłoniły mnie do zastąpienia longa długim treningiem rowerowym (w niedzielę ponad 100 km w kilkunastoosobowej grupie, ze średnią 37 km/h). Biegowo z ciekawszych rzeczy było 30 minut ciągłego po 4:00/km w dość trudnych warunkach (duchota) średnie tętno 164, także poszło nienajgorzej.

Od tego tygodnia już będę miał więcej czasu na bieganie i te 5 treningów biegowych i kilometraż około 60 powinien stać się standardem (czy może raczej minimum) na najbliższe tygodnie. Nadal trwa u mnie remont, który traktuję jako ogólnorozwojówkę, więc dodatkowych ćwiczeń robię mniej, dziś np. wykonałem kilkadziesiąt powtórzeń "wstępowania na podwyższenie z obciążeniem" ;), ale nie jest to na tyle męczące żeby przeszkadzało w treningu biegowym.

Wtorek 1.09

Rano trochę pompek, wieczorem 11 km po 4:48/km, średnie tętno 143, 30 stopni w cieniu i duchota przedburzowa, ale biegło się nawet nieźle.

Środa 2.09

5 x 1000 m po 3:37~/km przerwy 3 minuty + 1000 m nieco wolniej w okolicach szacowanego T10 (3:50~) tempo asekuracyjne, bo biegane wieczorem i na niezbyt "pewnym" żołądku, ale weszło całkiem nieźle. Dodatkowo później okazało się, że tak sobie wyznaczyłem trasę, że wszystkie kilometry były minimalnie pod górkę, na początku tego nie czułem, później wydawało mi się, że to efekt zmęczenia, ale suunto potwierdziło moje domysły.

Czwartek 3.09

10.5 km po 4:54/km, tętno 134, robi się coraz chłodniej i przyjemniej, przekłada się to też na bieganie.

Piątek 4.09

3 x 3 km TP / 2:30 przerwy (w truchcie), średnio po 3:53/km, weszło bardzo dobrze, biegane na tartanie, więc tu lekki 'handikap', ale i tak nie spodziewałem się ze tak luźno to wejdzie, średnie tętna z odcinków: 161, 163, 165. Wszystko w drugim zakresie, tylko na ostatnim kilometrze ostatniego powtórzenia "włączył" się oddech 2/2, wcześniej spokojnie 3/3. Biegane wieczorem przy około 18 stopniach.
Przebłysk formy, pierwszy raz poczułem, że mogę coś ciekawego nabiegać jeszcze w tym sezonie. Rysuje mi się już wstępny plan startów na jesień, główną imprezą będzie chyba niepodległościowa dycha w Luboniu.
Awatar użytkownika
MikeWeidenbaum
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1132
Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
Życiówka na 10k: 36:27
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Sobota 5.09

10.5 km po 5:04/km, tętno 131.

Niedziela 6.09

Rozbieganie + 8 x 100 m podbiegu, razem 14 km po 5/km, tętno 134.

Wieczorem basen, luźno 1200 m w 26 minut.

W tygodniu przebiegnięte 71 km.


Wtorek 8.09

Rano interwały, 5 x 1200/4 minuty( w tym 400 m trucht), biegane na żwirowym stadionie. Bałem się tego treningu, wszedł ciężko, ale jak na taki trening nieźle, przerwy były może nawet trochę za długie, poszczególne powtórzenia: 4:18 (3:35/km), 4:14 (3:32/km), 4:18, 4:18, 4:16 (3:33/km). Także średnio po 3:34/km, idealnie tabelkowo względem temp z ostatnich interwałów progowych.

Wieczorem luźne 30 km na szosie ze średnią 31 km/h, tętno 123.

Środa 9.09

9.5 km po 4:56/km, tętno 133.

Czwartek 10.09

Planowałem robić 40 minut tempówki, wg tabelki powinna być po 4:01-02/km, ale od rana czułem się średnio, a dodatkowo jak wybiegłem to wyszło dość mocne słońce i już na rozgrzewce się minimalnie odwodniłem na co nie byłem przygotowany. Postanowiłem jednak pobiec i zobaczyć co będzie, zakładając że mogę treningu nie domknąć. Zacząłem biec i czułem się dziwnie, niby stosunek tempa do tętna okej (biorąc pod uwagę lekkie przegrzanie), nogi też nie najgorzej (chociaż były lekko zmęczone, jeszcze po wtorkowych interwałach, albo ogólnie po zwiększeniu objętości w ostatnich dniach), ale samopoczucie dziwne, ciężko do końca wyjaśnić czemu. Na pewno pogoda miała tu spore znaczenie, w cieniu i jak lekko wiało biegło się zdecydowanie lepiej, a w słońcu przychodziły mini-kryzysy. Ostatecznie zrobiłem 30 minut po 4:02/km, na średnim tętnie 164, na nieco pagórkowatej asfaltowej trasie (na cytadeli w Poznaniu), więc 'na papierze' wygląda to nawet nieźle.

Forma nieco sinusoidalna w ostatnich dniach, ale to u mnie typowe w tej fazie treningu, także raczej nie ma powodu do zmartwień, no ale wiadomo, niedomykanie treningu zawsze wprowadza lekki niepokój.
Awatar użytkownika
MikeWeidenbaum
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1132
Rejestracja: 23 mar 2013, 21:24
Życiówka na 10k: 36:27
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Sobota 12.09

W piątek postanowiłem zrobić wolne żeby trochę odpocząć, bo mam wrażenie że minimalnie za szybko wszedłem na wyższą objętość i organizm lekko protestuje. Ten jeden dzień wolnego zadziałał bardzo dobrze, dziś biegało się znakomicie. Początkowo w planie miałem robić rytmy, ale ostatecznie stwierdziłem że zrobię jakiś taki "pół-akcent" żeby znowu nie zamulić organizmu i zdecydowałem się na lekki BNP. Na początek 5 km rozbiegania i później szybsze 5 km, zacząłem od tempa 4:20 i dość płynnie przyspieszałem aż do 3:40, potem zrobiłem jeszcze kilometr schłodzenia, łącznie wyszło 11 km po 4:28/km na średnim tętnie 143, a szybsze 5 km było po 4:03/km przy średnim tętnie 157. Biegane w 15 stopniach, patrząc na ten trening i na czwartkowy, widać jak mocno na moje osiągi wpływa temperatura, czekam z utęsknieniem na październik i listopad.

Za tydzień start na 10 km w Świebodzinie (nieatestowana i dość trudna trasa), traktuję go jako przetarcie, ale też chcę mieć jakiś w miarę wiarygodny punkt odniesienia, więc minimalnie zluzuję z treningami w przyszłym tygodniu.
ODPOWIEDZ