mariuszbugajniak - 2015 - walczymy z dyszkami...
Moderator: infernal
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Do Lądka Zdroju przyjechałem w sobote o 19, wcześniej w Katowicach szukałem jakieś czapeczki z daszkiem, w białym kolorze, na słońce oczywiście, znalazłem fajną z Salomona, mega przewiewną i lekką... Żel energetyczny, baton węglowodanowy i 2 powerrade'y i 2 shoty oshee witaminowe...
Sobotni wieczór to zwiedzanie Lądka, urokliwe miasto, bardzo specyficzne, ale też strasznie zapuszczone i zaniedbane, ale lokalizacja i zaplecze do biegania... Mega!!! Potem spać o 22 i tyle z soboty...
Niedziela pobudka o 4.40, żeby pobiegać w normalnej temperaturze jeszcze, toaleta, pompki, brzuszki, śniadanie mistrzów, czyli płatki owsiane zalane maślanką, potem rozgrzewka i o 5.50 wyruszyłem, czapeczka na głowe, plecak camelbackowy na plecy...
Założenie było takie, żeby pobiec w głąb Czech, chciałem bo nigdy w biegu nie przekraczałem granicy, z Lądka udałem się w kierunku Lutyni do przejścia granicznego, 6km ostro pod góre, przełamanie na granicy i potem 5km ostro w dół do miasta Travna, przebiegłem całe to miasto, potem ulewa i powrót, wtedy miałem 11km już... Żel i picie i znowu 5km ostro pod góre i potem 6km od granicy ostro w dół najlepszy km 3,59 mi wyszedł... Wróciłem do Lądka, wtedy pół batona i picie, było już 22km, a mimo ogromnego przewyższenia nie czułem się źle, postanowiłem biec dalej, umysliłem sobie kierunek na Stronie Śląskie, dobiegłem jakiś 1km za Stronie w kierunku Starej Morawy, wtedy połówka batona i picie... I wtedy słońce dało o sobie znać, bardzo dało, a mi zostało 10km do Lądka, dobrze że miałem kupioną tą czapeczke, myślałem że jest mizerne tempo tej ostatniej dychy, ale wyszło 4,40 więc super... Wróciłem do Lądka, przebiegłem Park Zdrojowy, dobiegam pod kwatere, naciskam stop i widze:
42,34km 3h34min49s tempo 5,04
PRZEWYŻSZENIE +1631/-1610
Wyszło na to, że już 2 treningowy maraton w tym roku z zachowaniem dobrego samopoczucia, bez kryzysu, bez ściany, i zastanawia mnie czas, bo jednak z takim przewyższeniem to czas wydaje mi się mega dobry, tym bardziej, że tempo było naprawde komfortowe, szczególnie na ostrych podbiegach nie traciłem, a 6km stały podbieg potrafi nadszarpnąć psychike... było naprawde ok!
Nieskromnie powiem... Czuje MOC!
Jeśli nic się nie przytrafi, powinno być coś z tego biegania w perspektywie czasu...
Wczoraj po treningu, batony białkowe, mega ilość wody, zimny prysznic, potem do Polanicy Zdroju, 1,5h spaceru z mamą, zdrowy obiad i powrót do domu... Brak urazów, nadciągnieć, itp
Dziś też wstałem i nie odczuwam dnia poprzedniego, jest dobrze...
Sobotni wieczór to zwiedzanie Lądka, urokliwe miasto, bardzo specyficzne, ale też strasznie zapuszczone i zaniedbane, ale lokalizacja i zaplecze do biegania... Mega!!! Potem spać o 22 i tyle z soboty...
Niedziela pobudka o 4.40, żeby pobiegać w normalnej temperaturze jeszcze, toaleta, pompki, brzuszki, śniadanie mistrzów, czyli płatki owsiane zalane maślanką, potem rozgrzewka i o 5.50 wyruszyłem, czapeczka na głowe, plecak camelbackowy na plecy...
Założenie było takie, żeby pobiec w głąb Czech, chciałem bo nigdy w biegu nie przekraczałem granicy, z Lądka udałem się w kierunku Lutyni do przejścia granicznego, 6km ostro pod góre, przełamanie na granicy i potem 5km ostro w dół do miasta Travna, przebiegłem całe to miasto, potem ulewa i powrót, wtedy miałem 11km już... Żel i picie i znowu 5km ostro pod góre i potem 6km od granicy ostro w dół najlepszy km 3,59 mi wyszedł... Wróciłem do Lądka, wtedy pół batona i picie, było już 22km, a mimo ogromnego przewyższenia nie czułem się źle, postanowiłem biec dalej, umysliłem sobie kierunek na Stronie Śląskie, dobiegłem jakiś 1km za Stronie w kierunku Starej Morawy, wtedy połówka batona i picie... I wtedy słońce dało o sobie znać, bardzo dało, a mi zostało 10km do Lądka, dobrze że miałem kupioną tą czapeczke, myślałem że jest mizerne tempo tej ostatniej dychy, ale wyszło 4,40 więc super... Wróciłem do Lądka, przebiegłem Park Zdrojowy, dobiegam pod kwatere, naciskam stop i widze:
42,34km 3h34min49s tempo 5,04
PRZEWYŻSZENIE +1631/-1610
Wyszło na to, że już 2 treningowy maraton w tym roku z zachowaniem dobrego samopoczucia, bez kryzysu, bez ściany, i zastanawia mnie czas, bo jednak z takim przewyższeniem to czas wydaje mi się mega dobry, tym bardziej, że tempo było naprawde komfortowe, szczególnie na ostrych podbiegach nie traciłem, a 6km stały podbieg potrafi nadszarpnąć psychike... było naprawde ok!
Nieskromnie powiem... Czuje MOC!
Jeśli nic się nie przytrafi, powinno być coś z tego biegania w perspektywie czasu...
Wczoraj po treningu, batony białkowe, mega ilość wody, zimny prysznic, potem do Polanicy Zdroju, 1,5h spaceru z mamą, zdrowy obiad i powrót do domu... Brak urazów, nadciągnieć, itp
Dziś też wstałem i nie odczuwam dnia poprzedniego, jest dobrze...
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
I teraz zaczyna się problem, bo myśle, o co kaman...?
Po niedzielny, górskim maratonie miałem wolny poniedziałek tylko, nie odczuwałem urazów czy przeciążeń, a wczoraj miało być delikatnie rozbieganie do 10km... Ale wyszło inaczej, Paulina pojechała po pracy do rodziców 8,5km od nas, ja pomagałem kuzynowi z wymianą płynu hamulcowego w aucie, potem wróciłem do domu, a byłem kosmicznie słaby, zmęczony tym słońcem i temperatura, nie żyłem... Dopiero mocno mrożona kawa mnie postawiła na nogi, cały dzień nie miałem ochoty na bieganie, bo było 35 stopni, a ja się cały lepiłem... Tak jak pisałem, dopiero po tej kawie się poprawiło...
Miałem pojechać rowerem po Pauline i mieliśmy razem wrócić, a bieganie miało być potem, ale postanowiłem, że nie ma sensu i jednak do niej pobiegne, a potem też biegiem wróce... akurat 2 x 8,5km...
Gdy wybiegałem z domu było jeszcze bardzo gorąco i słońce operowało mocno, czapeczka z Salomona zdaje egzamin... Najlepszy zakup ostatniego czasu...
Dobiegłem do Konieczno, wyszło 8,54km w 38,42min tempo 4,32
Mocniej pociągnąłem ostatnie 1,5km w tym ostatni 3,38... I tutaj właśnie się dziwie, bo przez cały bieg nogi czułem jakbym miał nowe, po niedzielny maratonie? Czy to normalne? Lekkość, siła, ciąg... No bez jaj! Co jest?
Dobiegłem, wypiłem 2 szklanki wody, posiedzieliśmy około 2 godzin i potem powrót... Paulina na rowerze, ja za to tak jak lubie najbardziej
I tutaj kolejne mega zdziwienie, co prawda była już 22 i nie było słońce, ale jeden trening już miałem dziś za sobą i wcale nie jakiś słaby...
Nie patrzyłem na tempo, biegłem tak, żeby rozmawiać z Pauliną, ale szybciej niż luźna konwersacja, od 4km czułem że sporo przyspieszam i ochota do rozmowy była już mniejsza, pod górki ciśnąłem bardzo mocno, jednak te górskie treningi zmieniają nastawienie do podbiegów w normalnym terenie Ostatnie 2,5-3km już były mocne, jednak nie na maxa... Po tym co później zobaczyłem na wykresach, poczułem się naprawde mocno przed przyszłymi dychami...
Wyszło 8,53km 35,33min tempo 4,10
1 4,32
2 4,24
3 4,25
4 4,12
5 4,06
6 4,04
7 3,49
8 3,54
530m 2,06
Dwa treningi łącznie 17,07km w tempie 4,20 podkreślam, po jednodniowej przerwie po maratonie...
Do tego wisieńka na torcie, międzyczas 5km!!! Złamałem 20min... 19,57min
Żeby nie było tylko pozytywnie, delikatnie nadciągnąłem ścięgno w pachwinie, ale delikatnie
Po niedzielny, górskim maratonie miałem wolny poniedziałek tylko, nie odczuwałem urazów czy przeciążeń, a wczoraj miało być delikatnie rozbieganie do 10km... Ale wyszło inaczej, Paulina pojechała po pracy do rodziców 8,5km od nas, ja pomagałem kuzynowi z wymianą płynu hamulcowego w aucie, potem wróciłem do domu, a byłem kosmicznie słaby, zmęczony tym słońcem i temperatura, nie żyłem... Dopiero mocno mrożona kawa mnie postawiła na nogi, cały dzień nie miałem ochoty na bieganie, bo było 35 stopni, a ja się cały lepiłem... Tak jak pisałem, dopiero po tej kawie się poprawiło...
Miałem pojechać rowerem po Pauline i mieliśmy razem wrócić, a bieganie miało być potem, ale postanowiłem, że nie ma sensu i jednak do niej pobiegne, a potem też biegiem wróce... akurat 2 x 8,5km...
Gdy wybiegałem z domu było jeszcze bardzo gorąco i słońce operowało mocno, czapeczka z Salomona zdaje egzamin... Najlepszy zakup ostatniego czasu...
Dobiegłem do Konieczno, wyszło 8,54km w 38,42min tempo 4,32
Mocniej pociągnąłem ostatnie 1,5km w tym ostatni 3,38... I tutaj właśnie się dziwie, bo przez cały bieg nogi czułem jakbym miał nowe, po niedzielny maratonie? Czy to normalne? Lekkość, siła, ciąg... No bez jaj! Co jest?
Dobiegłem, wypiłem 2 szklanki wody, posiedzieliśmy około 2 godzin i potem powrót... Paulina na rowerze, ja za to tak jak lubie najbardziej
I tutaj kolejne mega zdziwienie, co prawda była już 22 i nie było słońce, ale jeden trening już miałem dziś za sobą i wcale nie jakiś słaby...
Nie patrzyłem na tempo, biegłem tak, żeby rozmawiać z Pauliną, ale szybciej niż luźna konwersacja, od 4km czułem że sporo przyspieszam i ochota do rozmowy była już mniejsza, pod górki ciśnąłem bardzo mocno, jednak te górskie treningi zmieniają nastawienie do podbiegów w normalnym terenie Ostatnie 2,5-3km już były mocne, jednak nie na maxa... Po tym co później zobaczyłem na wykresach, poczułem się naprawde mocno przed przyszłymi dychami...
Wyszło 8,53km 35,33min tempo 4,10
1 4,32
2 4,24
3 4,25
4 4,12
5 4,06
6 4,04
7 3,49
8 3,54
530m 2,06
Dwa treningi łącznie 17,07km w tempie 4,20 podkreślam, po jednodniowej przerwie po maratonie...
Do tego wisieńka na torcie, międzyczas 5km!!! Złamałem 20min... 19,57min
Żeby nie było tylko pozytywnie, delikatnie nadciągnąłem ścięgno w pachwinie, ale delikatnie
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Wczoraj był trening z cyklu "nie lubie bo wolny i krótki", ale taki musiał być, bo...
...niestety, gdy zabieram się do ćwiczeń na brzuch to czuje ból, czy też naciągnięcie w okolicy pachwiny, nasila się to przy ćwiczeniach, gdy leże na plecach i podnosze obie nogi z ziemi, aż pionowo w góre, przy bieganiu nie czuje, przy chodzeniu też nie, ale wole odpuścić tempo i km póki teraz moge, tym bardziej, że poprzedni tydzień to 93km biegu...
więc wczoraj było easy
8,17km 39,54min tempo 4,53
Lekkość i świeżość w nogach mega, tylko żeby ta pachwina się odmeldowała
...niestety, gdy zabieram się do ćwiczeń na brzuch to czuje ból, czy też naciągnięcie w okolicy pachwiny, nasila się to przy ćwiczeniach, gdy leże na plecach i podnosze obie nogi z ziemi, aż pionowo w góre, przy bieganiu nie czuje, przy chodzeniu też nie, ale wole odpuścić tempo i km póki teraz moge, tym bardziej, że poprzedni tydzień to 93km biegu...
więc wczoraj było easy
8,17km 39,54min tempo 4,53
Lekkość i świeżość w nogach mega, tylko żeby ta pachwina się odmeldowała
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Ze względu na wcześniej wspomnianą pachwinę, wyrzuciłem 1 trening z tygodnia, zwykle robie dzień treningu i dzień przerwy, ale wyjątek to czwartek i piątek, w te dni robie 2 treningi... A teraz wyrzuciłem piątek i przestawiłem na sobote, niedziele robie wolną i potem w poniedziałek znowu trening... Dziś jade do stolicy i nie chce mojej denerwować bieganiem niedzielnym, więc odpuszcze do tego 14 wyjazd do Władysławowa... Dobrze, troche przytne km w tym i następnym tygodniu, przyda się troche regeneracji...
Już nie wiem, czy ta pachwina jest od biegania, bo nie odczuwam przy biegu, przy chodzeniu, natomiast dużo brzuszków robie i właśnie najbardziej wtedy to dokucza, może to coś z mięśniami brzucha w tym rejonie, a nie pachwina? W każdym razie dziś już nie było źle... Progres
Wstałem o 3.45... Musiałem mame zawieść do Częstochowy, chciałem pobiegać z rana na tartanie w Czewie, ale pozamykane wszystko w cholere, a nie chciałem przez płot przechodzić... Wróciłem do siebie, pogoda była wyśniona, zimno, deszczyk, ale jak biegałem już nie padało...
Około 7 rano wróciłem do mojego miasta, podjechałem pod stadion, przebrałem się i rozgrzewka...
Dziwnie mi się biegało, czułem, że przyspieszam z każdym km ale potem było coraz ciężej, potem jak zobaczyłem km wiedziałem, że było bardzo szybko Pachwiny nie czułem, było ok, potem rozciąganie, do domu, prysznic, posiłek, białko, potem jeszcze rozciąganie i do pracy... Przed chwilą skończyłem oglądać eliminacje na 800m... gratuluje Adam i Marcin!!!
A mi wyszło:
8km 34,20min tempo 4,18
1 4,50
2 4,28
3 4,15
4 4,11
5 4,08
6 3,59
7 4,01
8 3,53
Jest dobrze, następny trening w poniedziałek...
Już nie wiem, czy ta pachwina jest od biegania, bo nie odczuwam przy biegu, przy chodzeniu, natomiast dużo brzuszków robie i właśnie najbardziej wtedy to dokucza, może to coś z mięśniami brzucha w tym rejonie, a nie pachwina? W każdym razie dziś już nie było źle... Progres
Wstałem o 3.45... Musiałem mame zawieść do Częstochowy, chciałem pobiegać z rana na tartanie w Czewie, ale pozamykane wszystko w cholere, a nie chciałem przez płot przechodzić... Wróciłem do siebie, pogoda była wyśniona, zimno, deszczyk, ale jak biegałem już nie padało...
Około 7 rano wróciłem do mojego miasta, podjechałem pod stadion, przebrałem się i rozgrzewka...
Dziwnie mi się biegało, czułem, że przyspieszam z każdym km ale potem było coraz ciężej, potem jak zobaczyłem km wiedziałem, że było bardzo szybko Pachwiny nie czułem, było ok, potem rozciąganie, do domu, prysznic, posiłek, białko, potem jeszcze rozciąganie i do pracy... Przed chwilą skończyłem oglądać eliminacje na 800m... gratuluje Adam i Marcin!!!
A mi wyszło:
8km 34,20min tempo 4,18
1 4,50
2 4,28
3 4,15
4 4,11
5 4,08
6 3,59
7 4,01
8 3,53
Jest dobrze, następny trening w poniedziałek...
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Weekend nie biegowy... Jedynie w sobote rano było biegane...
Ostatnie dni to tylko odpoczynek w sumie, km mizerne, ale tempa lepsze chciaż...
I tak też było dzisiaj, BNP 9km 39,25min tempo 4,23
Dziś praktycznie cały dzień bez jedzenia, w weekend spożyłem tyle co w tydzień więc się oczyszczam, waga w góre, ale i tak poniżej 70kg...
W środe w nocy kierunek Władysławowo buty zabieram ze sobą
Ostatnie dni to tylko odpoczynek w sumie, km mizerne, ale tempa lepsze chciaż...
I tak też było dzisiaj, BNP 9km 39,25min tempo 4,23
Dziś praktycznie cały dzień bez jedzenia, w weekend spożyłem tyle co w tydzień więc się oczyszczam, waga w góre, ale i tak poniżej 70kg...
W środe w nocy kierunek Władysławowo buty zabieram ze sobą
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Ostatni trening przed urlopem nad morzem... Dziś po pracy naginam ponad 500km, więc wczoraj o 21 spać, bez budzika się obudziłem o 5, przed 6 już byłem na trasie, ostatnie treningi są takie same, regeneracja, mało km i próba utrzymania wszystkiego co zostało wypracowane...
BNP 10,36km 49,06min tempo 4,44
Kilometry od 5,14 do 4,18... jest ok
Waga wraca do normy 67,1kg
BNP 10,36km 49,06min tempo 4,44
Kilometry od 5,14 do 4,18... jest ok
Waga wraca do normy 67,1kg
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Urlop bardzo aktywny, ale zwiedzanie i mega duża liczba km na pieszo... Niestety bieganie to 15 sierpnia i tylko raz, do dziś nie biegałem i dziś też nie będe, bo całonocny powrót z Władysławowa odbił sie bardzo na mnie... Czyli 4 dni bez biegania, myśle, że potrzeba przerwa, jestem mega napalony na kolejne treningi, o to chodziło, odpuściłem tez brzuszki i pompki, w sumie przez te dni tylko aktywny wypoczynek... No i z jedzeniem sobie pozwoliłem, przywiozłe 4,5kg wiadomo, że to zjedzie w kilka dni do normlanego poziomu, ale widze nawet po jeździe na rowerze, że jednak najedzony człowiek i zregenerowany może działać większą mocą
A co do treningu z czwartku to mega... Wyruszyłem z Jastrzębiej Góry z miasta, potem na plaże i na bosaka na Rozewie plażą po około 4,30 prawie 3km, potem buty na nogi i dobiegłem do Cetniewa, 800m na tartanie, wtedy kilometr pocisnąłem w 3,50 i powrót do Jastrzębiej Góry...
Wyszło 16,80km w tempie 4,34 w tym prawie 3km po piasku
Dziś odeśpie, dojde do siebie i zabieram się do kolejnych treningów bo czas biegać poniżej 40/10km...
A co do treningu z czwartku to mega... Wyruszyłem z Jastrzębiej Góry z miasta, potem na plaże i na bosaka na Rozewie plażą po około 4,30 prawie 3km, potem buty na nogi i dobiegłem do Cetniewa, 800m na tartanie, wtedy kilometr pocisnąłem w 3,50 i powrót do Jastrzębiej Góry...
Wyszło 16,80km w tempie 4,34 w tym prawie 3km po piasku
Dziś odeśpie, dojde do siebie i zabieram się do kolejnych treningów bo czas biegać poniżej 40/10km...
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Waga spadła do normalnego w miare poziomu 69,8kg, 13 godzin snu bez przerwy po podróży, a wczoraj byłem w Częstochowie i chciałem to wykorzystać, bieżnia tartanowa stadionu dostępna za free między 18 a 20 więc podjechałem... Trening krótki, ale mocny, byłby dłuższy ale niestety po mega dawce chodzenia nad morzem i 4 dniach niebiegowych bardzo odczuwałem mięśnie w okolicach lewego piszczela, musiałem skrócić trening... ale i tak było git... Waga znów w góre dziś 70,8 Trzeba do krynicy dojść do swoich 67kg, tylko, że z wagą około 70 czuje moc... jednak wychudzenie nie jest zbyt dobre...
Podsumowanie treningu ze wczoraj...
Mocna rozgrzewka 1,20km 4,49min tempo 4,00
Tempo 2km 7,39min tempo 3,46
Tempo ale słabsze, powodem była noga 3,2km 13,25min tempo 4,12 ostatnie 400m 1,22min (3,35min/km)
Wyszło 6,4km w równe 25min tempo 4,02
Szybko... do Krynicy 2,5 tygodnia zostało...
Podsumowanie treningu ze wczoraj...
Mocna rozgrzewka 1,20km 4,49min tempo 4,00
Tempo 2km 7,39min tempo 3,46
Tempo ale słabsze, powodem była noga 3,2km 13,25min tempo 4,12 ostatnie 400m 1,22min (3,35min/km)
Wyszło 6,4km w równe 25min tempo 4,02
Szybko... do Krynicy 2,5 tygodnia zostało...
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Kolejny trening na bieżni, tym razem nie tartanowej a żużlowo - szutrowej, ale wymiarowej 400 metrowej
Niestety po ostatnim mocnym akcencie odczuwałem łydke, dlatego nie wiedziałem co zrobić wczoraj, zdecydowałem się spróbować interwałów i zobaczyć co będzie, łydka okazała się ok, dziś też jest ok, kolejna stara kontuzja delikatna pachwina boli tylko przy robieniu wznosów nóg na leżąco, przy bieganiu wszystko jest ok, ale waga przeszkadza znacząco teraz... do końca miesiąca musze zobaczyć moje 68kg, najlepije 67kg... Urlop zaprzepaścił to co wypracowałem, ale grunt w tym, żeby gonic króliczka, prawda?
Początkowo 2km rozgrzewki
1 4,40
2 4,24
Potem 5x400m przerwa w nie wolnym tempie 400m i na koniec 100m szybko
400m 87s
400m 85s
400m 87s
400m 90s
400m 87s
100m 19s
Potem jeszcze pare kółek też nie wolno...
Łącznie wyszło 7,2km 31,05min tempo 4,19
Urazów brak, świeżość jest, tylko waga przeszkadza, pracujemy nad tym...
Niestety po ostatnim mocnym akcencie odczuwałem łydke, dlatego nie wiedziałem co zrobić wczoraj, zdecydowałem się spróbować interwałów i zobaczyć co będzie, łydka okazała się ok, dziś też jest ok, kolejna stara kontuzja delikatna pachwina boli tylko przy robieniu wznosów nóg na leżąco, przy bieganiu wszystko jest ok, ale waga przeszkadza znacząco teraz... do końca miesiąca musze zobaczyć moje 68kg, najlepije 67kg... Urlop zaprzepaścił to co wypracowałem, ale grunt w tym, żeby gonic króliczka, prawda?
Początkowo 2km rozgrzewki
1 4,40
2 4,24
Potem 5x400m przerwa w nie wolnym tempie 400m i na koniec 100m szybko
400m 87s
400m 85s
400m 87s
400m 90s
400m 87s
100m 19s
Potem jeszcze pare kółek też nie wolno...
Łącznie wyszło 7,2km 31,05min tempo 4,19
Urazów brak, świeżość jest, tylko waga przeszkadza, pracujemy nad tym...
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Wczoraj od razu po pracy szybciutko na rower, dojazd do lasu 6km w jedną strone, mocna rozgrzewka, rowerowanie 30km/h na zwykłym rowerze trekkingowym to już coś
Potem fajny trening prędkością maratońską delikatnie przypominający kross, bo były górki, zbiegi, był kopny piach, las, łąki, asfalt, było wszystko...
Wyszło 14,77km 1.05.38min tempo 4,27
Dziś odpoczynek, a jutro od rana zabieram się za ugryznie Grani Tatr
Spania specjalnie szukałem blisko Kuźnic, znalazło sie w promocji w Hotelu Murowanica, pobudka o 6 rano i napieram na Kasprowy, potem granią na Giewont i powrót do Kuźnic, ewentualnie może coś innego się urodzi...
KOCHAM TATRY!!!!!!!!
No i może przejazdem o Sklep Biegacza w Krakowie dziś zachacze... czas szukać butów, Faas'y mają już ponad 2000km, będą służyć jeszcze, ale przydałby się jakieś sztywne buty startowe, coś treningowego i trail, tylko skąd kasiorke na to wszystko...
Z wydatków chyba zdecyduje się na Garmina 310 bo znalazł mi kuzyn w promocji poniżej tałzena
Potem fajny trening prędkością maratońską delikatnie przypominający kross, bo były górki, zbiegi, był kopny piach, las, łąki, asfalt, było wszystko...
Wyszło 14,77km 1.05.38min tempo 4,27
Dziś odpoczynek, a jutro od rana zabieram się za ugryznie Grani Tatr
Spania specjalnie szukałem blisko Kuźnic, znalazło sie w promocji w Hotelu Murowanica, pobudka o 6 rano i napieram na Kasprowy, potem granią na Giewont i powrót do Kuźnic, ewentualnie może coś innego się urodzi...
KOCHAM TATRY!!!!!!!!
No i może przejazdem o Sklep Biegacza w Krakowie dziś zachacze... czas szukać butów, Faas'y mają już ponad 2000km, będą służyć jeszcze, ale przydałby się jakieś sztywne buty startowe, coś treningowego i trail, tylko skąd kasiorke na to wszystko...
Z wydatków chyba zdecyduje się na Garmina 310 bo znalazł mi kuzyn w promocji poniżej tałzena
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Z ważniejszych spraw Garmin 310 HR zakupiony w Sport Guru za 999 pln...
Waga dziś pokazałą 68,6kg... Jeszcze 1kg i optymalna waga powróci...
Z najważniejszych spraw
Przyjazd do Zakopanego w sobote o 17, 230km trasy w 3,5h zupełnie bez korków... Zalogowałem się w Hotelu, jeśli ktoś lubi płacić koło 3 stówek za 2 osoby to Hotel Murowanica jest do polecenia i to zdecydowanie, praktycznie jesteśmy w Kuźnicach, do tego warunki raczej 4 gwiazdowego niż 3 jak w szyldzie... Ale to temat poboczny, ważniejsze jest to:
W sobote wieczór na Krupówkach i w pobliskiej okolicy z Pauliną, położyłem się o 1 w nocy, masakra, budzić ustawiłem na 5... masakra 4h snu przed tak trudnym bieganiem... Ale noc z piątku na sobote była mocno odespana więc luz... Obudziłem się z budzikiem, owsianka, kawa, pompki, brzuszki do tego rozgrzewka i rozciąganie, zerknąłem na temperature, było 5 stopni, a więc długie gacie, koszulka techniczna, bluza termoaktywna i bluza zwykła, do tego plecak biegowy, czapeczka z daszkiem, mapa tatr, 2 butelki wody 500ml, magnez 250ml, 4 małe miody...
No i najważniejsze, zapisałem 601 100 300... kiedyś czytałem na blogu bmejsi o sytuacji w której numer był potrzebny na grani...
Ruszyłem... Trasa do Kuźnic zajęła chwilke, potem skierowałem się na zielony szlak na Kasprowy Wierch... Coś pięknego, czysty, epicki, okraszony nieziemskimi widokami wysiłek... To nie Krynica, Ustroń, Lądek... To prawdziwe monumentalne góry... A szczyt ekstazy miał dopiero nastapić... na grani...
Na szczyt Kasprowego wbiegłem po 1h i 8 minutach, licząc od dolnej stacji kolejki... Potem wciągnąłem puszke magnezu i 2 miody, skierowałem się granią w strone Giewontu... Widoki i przeżycia są nie do opisania... Trudność trasy... hmm... no jak dla kogo, jest fajnie i trzeba patrzeć pod nogi, nie jest to alpinizm przecież, ale momentami trzeba się pilnować, jak spadniemy to się zabijemy, ot cała polityka... Mijani ludzie albo się zatrzymywali i ustępowali drogi, albo komentowali, że a to głupi, a to "Panie coś Pan" W sumie to ludzi potem sie zrobiło dopiero dużo, na początku pojedyńcze osbniki...
Potem zawróciłem na grani znów w strone Kasprowego, nie miałem już czasu, musiłem wrócić do hotelu koło 9, może pare minut po 9... Kolejką w dół, całe życie chciałem się nią przejechać, w końcu mogłem, bo z dolnej stacji stać pare godzin to ja dziękuje... Na dole znowu biegiem w dół, w strone Zakopanego, potem przez brame na teren COS, zrobiłem runde po tej nowej ładnej trasie asfaltowej dla Justyny Kowalczyk m.in. i potem powrót pod góre do hotelu...
Wyszło 17,59km 2h28min51s tempo 8,28
Przewyższenie +1522m
Potem zrobiłem pieszo jeszcze 18km
Powrót do domu pustą drogą, mega przyjemniej, ale musiałem kilka razy na kime stanąć... organizmu się nie oszuka...
Wypad bajka...
Waga dziś pokazałą 68,6kg... Jeszcze 1kg i optymalna waga powróci...
Z najważniejszych spraw
Przyjazd do Zakopanego w sobote o 17, 230km trasy w 3,5h zupełnie bez korków... Zalogowałem się w Hotelu, jeśli ktoś lubi płacić koło 3 stówek za 2 osoby to Hotel Murowanica jest do polecenia i to zdecydowanie, praktycznie jesteśmy w Kuźnicach, do tego warunki raczej 4 gwiazdowego niż 3 jak w szyldzie... Ale to temat poboczny, ważniejsze jest to:
W sobote wieczór na Krupówkach i w pobliskiej okolicy z Pauliną, położyłem się o 1 w nocy, masakra, budzić ustawiłem na 5... masakra 4h snu przed tak trudnym bieganiem... Ale noc z piątku na sobote była mocno odespana więc luz... Obudziłem się z budzikiem, owsianka, kawa, pompki, brzuszki do tego rozgrzewka i rozciąganie, zerknąłem na temperature, było 5 stopni, a więc długie gacie, koszulka techniczna, bluza termoaktywna i bluza zwykła, do tego plecak biegowy, czapeczka z daszkiem, mapa tatr, 2 butelki wody 500ml, magnez 250ml, 4 małe miody...
No i najważniejsze, zapisałem 601 100 300... kiedyś czytałem na blogu bmejsi o sytuacji w której numer był potrzebny na grani...
Ruszyłem... Trasa do Kuźnic zajęła chwilke, potem skierowałem się na zielony szlak na Kasprowy Wierch... Coś pięknego, czysty, epicki, okraszony nieziemskimi widokami wysiłek... To nie Krynica, Ustroń, Lądek... To prawdziwe monumentalne góry... A szczyt ekstazy miał dopiero nastapić... na grani...
Na szczyt Kasprowego wbiegłem po 1h i 8 minutach, licząc od dolnej stacji kolejki... Potem wciągnąłem puszke magnezu i 2 miody, skierowałem się granią w strone Giewontu... Widoki i przeżycia są nie do opisania... Trudność trasy... hmm... no jak dla kogo, jest fajnie i trzeba patrzeć pod nogi, nie jest to alpinizm przecież, ale momentami trzeba się pilnować, jak spadniemy to się zabijemy, ot cała polityka... Mijani ludzie albo się zatrzymywali i ustępowali drogi, albo komentowali, że a to głupi, a to "Panie coś Pan" W sumie to ludzi potem sie zrobiło dopiero dużo, na początku pojedyńcze osbniki...
Potem zawróciłem na grani znów w strone Kasprowego, nie miałem już czasu, musiłem wrócić do hotelu koło 9, może pare minut po 9... Kolejką w dół, całe życie chciałem się nią przejechać, w końcu mogłem, bo z dolnej stacji stać pare godzin to ja dziękuje... Na dole znowu biegiem w dół, w strone Zakopanego, potem przez brame na teren COS, zrobiłem runde po tej nowej ładnej trasie asfaltowej dla Justyny Kowalczyk m.in. i potem powrót pod góre do hotelu...
Wyszło 17,59km 2h28min51s tempo 8,28
Przewyższenie +1522m
Potem zrobiłem pieszo jeszcze 18km
Powrót do domu pustą drogą, mega przyjemniej, ale musiałem kilka razy na kime stanąć... organizmu się nie oszuka...
Wypad bajka...
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Wtorkowe bieganie wyszło już porą wieczorową, nie chciało mi się, miałem lenia, ale nic tak nie pobudza do zrobienia ciągłego jak !@#$%..ca przyszła teściowa...
Świetny bieg wyszedł w sumie mocne BNP
8,03km 33,49min tempo 4,13
1 4,42
2 4,26
3 4,21
4 4,09
5 4,04
6 4,03
7 4,03
8 3,54
Wczoraj po pracy była również sesja u fizjoterapeuty, kocham masaże... do tego odblokowywanie bioder i kręgośki...
Po przyjeździe z tatr, bieganie po płaskim jest mega łatwe
Do krynicy 1,5 tygodnia...
Świetny bieg wyszedł w sumie mocne BNP
8,03km 33,49min tempo 4,13
1 4,42
2 4,26
3 4,21
4 4,09
5 4,04
6 4,03
7 4,03
8 3,54
Wczoraj po pracy była również sesja u fizjoterapeuty, kocham masaże... do tego odblokowywanie bioder i kręgośki...
Po przyjeździe z tatr, bieganie po płaskim jest mega łatwe
Do krynicy 1,5 tygodnia...
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
W tym miesiący km mało, ale za to jakie treściwe... co prawda w sumie 200 już pękło w sierpniu, więc nie jest tak źle...
Wczoraj był fajny dzień, fajny trening, mocny, taki jak lubie...
Moja ukochana szutrowa bieżnia stadionu piłkarskiego, która mnie wychowała wczoraj obserwowała mój trening akurat swój trening miał też lokalny klub piłkarski, no po ich spojrzeniach to wytrzymałości nie mieli za dużej
Nie wspominam nic o rowerze, ale poruszam się nim na codzień, klepe km aż miło, wczoraj jedynie tylko 10km, w tym dojazd i powrót z treningu...
A co do treningu to wyszło bardzo fajne 10km narastającą prędkością
10km 42,06min tempo 4,13
Potem chwila przerwy i 2km w 8,39min tempo 4,20
W tych 2km było 5x100m w czasie 18-19s
Żeby nie zapeszyć, wszystko ok, urazów brak, nadciągnieć, itp, waga 67,4kg... luksus
Wczoraj był fajny dzień, fajny trening, mocny, taki jak lubie...
Moja ukochana szutrowa bieżnia stadionu piłkarskiego, która mnie wychowała wczoraj obserwowała mój trening akurat swój trening miał też lokalny klub piłkarski, no po ich spojrzeniach to wytrzymałości nie mieli za dużej
Nie wspominam nic o rowerze, ale poruszam się nim na codzień, klepe km aż miło, wczoraj jedynie tylko 10km, w tym dojazd i powrót z treningu...
A co do treningu to wyszło bardzo fajne 10km narastającą prędkością
10km 42,06min tempo 4,13
Potem chwila przerwy i 2km w 8,39min tempo 4,20
W tych 2km było 5x100m w czasie 18-19s
Żeby nie zapeszyć, wszystko ok, urazów brak, nadciągnieć, itp, waga 67,4kg... luksus
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Wczoraj miało być bieganie po pracy, ale wyszło inaczej, znalazłem nowe felgi stalowe do auta na zime w Częstochowie i musiałem po nie lecieć, bo w dobrej cenie były potem jeszcze, dla Pauliny szukaliśmy Galaxy S4, ale niestety na ta chwile lipa, może ktoś chce z forumowiczów sprzedać, będe w Krk w poniedziałek jak coś
Wróciłem o 22.30, miałem biegać wtedy, ale za cholere nie miałem już siły, więc postanowiłem iść od razu spać, wypać się i rano działać, ustawiłem budzik na 5.40, wstałem, kawa, brzuszki, pompki, rozgrzewka i jedziemy, zacząłem mega wolno, potem stopniowo się rozkręcałem, trasa 10km, w tym 1 km pozwoliłem sobie ostro polecieć, konsekwencją tego był niewieel wolniejszy ostatni km i do domku, rozciąganie, ćwiczenia, prysznic, śniadanko, deko sie pogapiłem na Ibisza w Zakopane, który coś tak nawijał dla Polsat News (kurde lubie ten program, jest mocno probiegowy ), no i do pracy...
Wyszło 10,01km 45,11min tempo 4,31
Najszybszy km 3,31... jest moc
Jutro rano coś dlugiego, nam nadzieje narastająco, potem jade do Zawadzkiego po motocykla dla brata, CB500 kupujemy , ja też od niej zaczynałem 6 lat temu... a w tym roku oficjalnie rozstałem się z motocyklami, po 6 latach i 7 motocyklach...
A w poniedziałek Krk, Paulina coś tam załatwia, może tego S4 się kupi, a ja odwiedze SB na opolskiej i Outlet Asicsa... Wczoraj w Częstochowie szukałem kapci, w TK Maxx nie moge nic znaleźć, szukam tych Go Runów, albo Faas 500 na normalne bieganie, w Intersporcie mierzyłem Faas 300 - jak dla mnie pomyłka... cena 129zł... Ale założyłem Zarace i musze przyznać, że jest ok jak na sztywny kapeć, tylko ten zapiętek, żeby był tak elastyczny jak w Faas'ach 500... Pomierzymy, zobaczymy...
Wróciłem o 22.30, miałem biegać wtedy, ale za cholere nie miałem już siły, więc postanowiłem iść od razu spać, wypać się i rano działać, ustawiłem budzik na 5.40, wstałem, kawa, brzuszki, pompki, rozgrzewka i jedziemy, zacząłem mega wolno, potem stopniowo się rozkręcałem, trasa 10km, w tym 1 km pozwoliłem sobie ostro polecieć, konsekwencją tego był niewieel wolniejszy ostatni km i do domku, rozciąganie, ćwiczenia, prysznic, śniadanko, deko sie pogapiłem na Ibisza w Zakopane, który coś tak nawijał dla Polsat News (kurde lubie ten program, jest mocno probiegowy ), no i do pracy...
Wyszło 10,01km 45,11min tempo 4,31
Najszybszy km 3,31... jest moc
Jutro rano coś dlugiego, nam nadzieje narastająco, potem jade do Zawadzkiego po motocykla dla brata, CB500 kupujemy , ja też od niej zaczynałem 6 lat temu... a w tym roku oficjalnie rozstałem się z motocyklami, po 6 latach i 7 motocyklach...
A w poniedziałek Krk, Paulina coś tam załatwia, może tego S4 się kupi, a ja odwiedze SB na opolskiej i Outlet Asicsa... Wczoraj w Częstochowie szukałem kapci, w TK Maxx nie moge nic znaleźć, szukam tych Go Runów, albo Faas 500 na normalne bieganie, w Intersporcie mierzyłem Faas 300 - jak dla mnie pomyłka... cena 129zł... Ale założyłem Zarace i musze przyznać, że jest ok jak na sztywny kapeć, tylko ten zapiętek, żeby był tak elastyczny jak w Faas'ach 500... Pomierzymy, zobaczymy...
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
Niedziela zaczęła się wcześniej, o 6 rano, owsianka, brzuszki, pompki, rozgrzewka i w droge... Temperatura była dziwna, bo za zimno na krótki rękawek, za gorąco na bluze, wziąłem bluze... potem się gotowałem...
Nastawienie było na coś długiego, bez patrzenia na czasy, bieg na samopoczucie, no i tak leciałem, myślałem, że jest bardzo wolno, a tutaj się zdziwiłem, zrobiłem koniec tego etapu po 26km...
Wyszło 26,05km 1,59,07min tempo 4,34
Mocno, mocno, mocno, tempo maratońskie... Niestety musiałem się zatrzymać po tych 26km, nie miałem wody, zjadłem za mało, a do tego miałem bluze i się gotowałem, w sumie to biegłbym dalej, ale pomyślałem, że lepiej nie forsować się, bo z odwodnieniem nie ma żartów...
Deczko odpoczynku i potem do domu poleciałem...
Trasa do domu to 5,16km 24,59min tempo 4,50
Łącznie niedzielny long wyglądał tak:
31,21km 2,24,06min tempo 4,37
Dziś już nie czuje tego biegu, jest ok, nie ma urazów, waga super, mimo, że wczoraj wypiłem koło 3l płynów, i zjadłem pewnie 2kg zdrowej żywności
Nastawienie było na coś długiego, bez patrzenia na czasy, bieg na samopoczucie, no i tak leciałem, myślałem, że jest bardzo wolno, a tutaj się zdziwiłem, zrobiłem koniec tego etapu po 26km...
Wyszło 26,05km 1,59,07min tempo 4,34
Mocno, mocno, mocno, tempo maratońskie... Niestety musiałem się zatrzymać po tych 26km, nie miałem wody, zjadłem za mało, a do tego miałem bluze i się gotowałem, w sumie to biegłbym dalej, ale pomyślałem, że lepiej nie forsować się, bo z odwodnieniem nie ma żartów...
Deczko odpoczynku i potem do domu poleciałem...
Trasa do domu to 5,16km 24,59min tempo 4,50
Łącznie niedzielny long wyglądał tak:
31,21km 2,24,06min tempo 4,37
Dziś już nie czuje tego biegu, jest ok, nie ma urazów, waga super, mimo, że wczoraj wypiłem koło 3l płynów, i zjadłem pewnie 2kg zdrowej żywności