Bartek Mejsner- przez Marathon des Sables na Muztagh Ata

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Bywa tak, że bardzo chce mi się pobiegać i biegnie mi się fatalnie. Zdarza się również zupełnie odwrotnie i takie bieganie lubię najbardziej. Przekładam godzinę wyjścia, odwlekam nieomalże do ostatniej chwili poszukując wymówki. Chwilę po wyjściu z domu, nagle otwiera się jakaś klapka w głowie. Tracę kontrolę nad biegiem, przestaję kalkulować, obserwować stoper, pulsometr i gps-a. Szkoda, że nie wiem od czego to zależy, chciałbym umieć obsługiwać te skrzydła.
Podczas poniedziałkowego biegu strasznie walczyłem ze sobą. Trochę gadałem, trochę rozmyślałem starając się odciągnąć własne myśli od skróconego oddechu i ciężkich nóg. Zastanawiam się co było pierwsze? jajko? czy kura? Oczywiście w temacie. Mam na myśli pytanie co decyduje, co sprawia, że osiągamy szczyty możliwości lub człapiemy bezsilnie? Mózg czy reszta? Czy wszystko razem, jest tak złożone, tak skomplikowane, że nie do rozgryzienia? Może nie wiemy wszystkiego, może nie znamy szóstej warstwy, jak okuliści, którzy właśnie odkryli swoją. Dieta i suplementacja, trening fizyczny, trening mentalny, komfort psychiczny, stabilizacja i odpoczynek w takim samym stopniu wpływają na poczynania naszych mózgów jak i ciał. Więc co decyduje? Może jest kolejna warstwa, a może jej nie ma.
Wczoraj postanowiłem odpocząć od biegu i wsiadłem na rower. Odkładałem godzinę wyjścia w nieskończoność. Krótko po ulewie las był chłodny i trudny. Już po chwili cały byłem oblepiony błockiem. Jechałem ryzykując, szybciej niż umiem. Jechałbym dalej gdybym nie zaliczył potężnego dzwona. Pomimo rozbitego kolana było świetnie, uśmiech od ucha do ucha. W dzień po zupełnie nieudanym bieganiu zaliczyłem fantastyczne jeżdżenie. Nie rozwiązałem zagadki co było pierwsze jajko? czy kura?
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Od wczoraj śledzę kropkę. Śledzona przeze mnie kropka powoli przesuwa się po ekranie monitora. Tak powoli, że prawie niedostrzegalnie, ale jednak pasjonująco, bo za tą małą kropką kryje się wielki biegowy wyczyn i jeden człowiek.
Zdarzyło mi się już raz biec dłużej niż przez całą dobę. Doprowadziło mnie to do krańcowego wyczerpania. Do dzisiaj pamiętam jak wycieńczony byłem przez kolejne dwa lub nawet trzy dni. Kropka, czyli Maciek Więcek będzie biegł przez cztery doby- 100 godzin i pokona niebotyczny dystans 520 km po górskim szlaku. Nawet palcem po mapie to kawał drogi. Jeszcze nigdy nie przebiegłem tyle w ciągu całego miesiąca. Celowo napisałem pokona, bo jestem pewien, że to się uda, pomimo absurdalnie wręcz długiej i trudnej trasy biegu.! Góra, dół, szczyt, przełęcz- pięćset km. Wyczyn niebotyczny. Kropka zmaga się nie tylko z tą niezwykle trudną trasą, ale także z okrutnym upałem, który spróbuje ugotować jego ciało, głowę i wolę walki.
Jaką pasję trzeba w sobie nosić by samodzielnie i bezinteresownie podjąć się takiej próby? Pomimo tego, że umiem znosić ból ultramaratonu, nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Siedzę i ściskając kciuki dopinguję małej kropce na ekranie monitora.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Dzisiaj opowiadałem w radio o bieganiu. To miał być w zasadzie wywiad, czyli jak wiadomo- pytanie i odpowiedź, pytanie i odpowiedź i tak dalej aż do wyczerpania pytań. Wyszło tak, że gadałem i gadałem, płynnie prześlizgując się po wątkach z, jak to określiła miła Pani, rozszerzonymi jak u narkomana źrenicami. Nic w tym w sumie dziwnego, bo przecież bieganie to moja największa pasja. Bieganie, biegi, biegacze, boskie samopoczucie- tematów do rozmowy i opowiadania jest nieskończenie wiele i to tylko na literę B. Najważniejsze pytanie, które padło, było jedynym, które przewidziałem i długo zastanawiałem się nad odpowiedzią na nie. Czym jest pasja biegania? Przypomniał mi się taki film o tancerzach, z którego po prawdzie nic nie pamiętam, nic poza jedną kwestią: "Skąd mam wiedzieć, że jestem tancerzem? Jeśli budzisz się rano i nie myślisz o niczym innym niż taniec, jesteś właśnie tancerzem" Teraz kiedy o tym piszę, już wcale nie jestem pewien, czy przypadkiem w tym filmie nie chodziło o śpiewanie, a może o grę na jakimś instrumencie? Mniejsza o to, odpowiedź precyzyjnie określa, czym jest pasja.
Dzisiaj rano obudziłem się ze złością patrząc na zegarek. Tak dobrze mi się spało, że nie zdążę pobiegać przed pracą- to była pierwsza poranna myśl. Od kilku godzin kombinuję jak by tu dzisiaj w grafik wcisnąć 20 km. Zupełnie bez znaczenia jest brak sukcesów olimpijskich lub choćby jakichkolwiek pomniejszych. Jestem biegaczem i daje mi to kupę szczęścia.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Wczoraj było na odwrót. Zawsze mówię, że jak nie masz czasu biegać, albo ruszać się w inny sposób, nie musisz rzucać pracy ani się rozwodzić, wyłącz telewizor i czas się znajdzie. Wczoraj spora grupa lubelskich biegaczy, zamiast biegać, zebrała się właśnie przy telewizorze. Okazja była wyjątkowa, premiera filmu o Biegu Rzeźnika. Canal Plus, pewnie za sprawą Marcina Rosłonia, byłego piłkarza, dzisiaj zapalonego biegacza- ultramaratończyka, zrobiła ponad godzinną produkcję pokazującą tegoroczny bieg. Część oglądających ma już tą zabawę za sobą, część planuje start za rok lub dwa.Towarzystwo było dobrane, atmosfera mojego ulubionego klubu doskonała, piwo i pizza jak zwykle fantastyczne...tylko film kiepski. Nie mam wcale za złe twórcom tego, że mnie w filmie zabrakło, startowało przecież ponad 800 osób więc nie mogli pokazać każdego. Mam za złe to, że film jest przegadany. Przede wszystkim brakuje w nim błota, brakuje Bieszczad, za mało prawdziwego zmagania. Oprócz tragikomicznej walki ogonów biegu z umykającym limitem czasu, brak w filmie tej prawdziwej rywalizacji- ze sobą, z trasą, ze zmęczeniem. Zadzwoniłem do kilku osób, które od kilku lat kibicują moim zmaganiom z czerwonym bieszczadzkim szlakiem. Wszyscy jednogłośnie byli zawiedzeni. Sądzę, że nie tyle, to ja przerysowałem w swoich opowieściach stopień trudności biegu i własny heroizm, co film pokazał, te niezwykle trudne zawody w kontekście fajnej, dostępnej każdemu przechadzki. Jeszcze raz powtarzam, nie zniechęcam, wręcz przeciwnie, jedźcie koniecznie!, ale nie jedźcie w przekonaniu, że to słynna rzeźnicka bułka z masłem. Na tą bułkę, której w filmie nie zabrakło, trzeba ciężko zapracować.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Od zakończenia Mission Immpossible, które okazało się jednak possible w wykonaniu Maćka Więcka, minęło zaledwie kilka dni. Oczywiście w internecie coraz więcej komentarzy. Tradycyjnie skręcają one w stronę różnych form kontestacji wydarzenia. Czy to tylko spory natury semantycznej, czy spór z natury? Skłaniałbym się ku tej drugiej ocenie. Polak potrafi, mówi stary slogan. W odniesieniu do wielkich czynów i wielkich ludzi, Polak potrafi jak nikt inny znaleźć dziurę w całym. No bo, czy nowy rekord jest rekordem?, czy wyczyn z pomocą supportu jest wciąż wyczynem?, czy to fair?, a nawet, ku mojemu szczeremu osłupieniu- czy to etyczne? Etyczne? Już nie chodzi o to, że reguły wyzwań sami ustalają śmiałkowie. To niesie ze sobą posmak posądzenia o jakieś oszustwo. Już tysiąc razy postanawiałem nie odnosić się do anonimowych komentarzy, za którymi zwykle kryje się drobna postać zakompleksionego nieudacznika. Znowu dałem się sprowokować. Po pierwsze za sprawą Idei 666, to dla mnie wyczyn na miarę zimowego wejścia na ośmiotysięcznik, bez żadnego ale. Po drugie za sprawą Rogera Federera. Po jego wczorajszej porażce w drugiej rundzie Wimbledonu, dzisiaj czytam- Kim jest Federer by nazywać go wielkim? Kim w takim razie trzeba być, by zyskać szacunek i miano wielkiego. Nie za wiele tej swobody w krytyce? Czy krytyka, podważanie czyichś osiągnięć czemukolwiek służy, a może czyni z krytykującego znawcę? Nie wiem, nie znam się.
Zamiast biegania, kąpałem się wczoraj w błocie, siebie i rower. Nogi mam dzisiaj jak z betonu.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Rozpoczyna się czwarty dzień mojej samotnej wyprawy biegowej w Tatry. Za mną koszmarna noc. Mam wrażenie, że nie zmrużyłem oka. Szczerze powiedziawszy z trudem odnajduję miejsce, które mnie jeszcze nie boli.
Zaraz po przyjeździe rzuciłem się w góry jak człowiek na głodzie. Pierwszego dnia pokonałem trasę z Jaszczurówki, przez Wielki Kopieniec (troszkę tu pobłądziłem) i dalej Psią trawkę, Doliną Suchej Wody do Hali Gąsiennicowej. Stąd wspiąłem się na Kasprowy Wierch i zbiegłem do Kuźnic. Świetna trasa- sporo trudnych podejść i długi, technicznie trudny zbieg na zakończenie.
Drugiego dnia chciałem zaliczyć tą samą trasę, ale zaczynając od drugiej strony i dodając na początku przejście Czerwonymi Wierchami. Wyszło inaczej, bo za wcześnie skręciłem z Drogi Pod Reglami, wytyczając nowy szlak w okolice Sarniej Skały. Zupełnie przeoczyłem fakt, że w którymś momencie ślady racic zastąpiły ślady butów. Na szczęście udało mi się dosyć sprawnie wrócić na znany mi z poprzedniego dnia szlak z Kuźnic do Jaszczurówki. Bieg zakończyłem bez dalszych przygód.
Trzeciego dnia Doliną Suchej Wody, przez Halę Gąsiennicową, pobiegłem na Krzyżne. Podejście było świetne. Pomimo tego, że jest miejscami dosyć trudne i musiałem trochę zwalniać, dało mi mocno w kość bo starałem się iść maksymalnie szybko. Niesamowite wrażenie robi ciągle zalegający na tej wysokości śnieg. Widok na całe Tatry zapiera dech.
Postanowiłem, że nie będę wracał tą samą drogą i przelecę granią aż do Skarajnego Granatu. Po chwili zgubiłem jednak szlak i ostatecznie dosyć mocno poobijany, zawisłem nad przepaścią w okolicach Wielkiej Buczynowej Turni. W tym momencie załamała się, na domiar złego, pogoda. Nie widziałem żadnych szans na powrót na szlak i tak dołączyłem do niechlubnego grona -tych cholernych turystów, którzy lezą w adidasach i krótkich spodenkach w wysokie góry i trzeba po nich potem śmigłowiec wysyłać. Strasznie mi było głupio, ale muszę przyznać, że lot śmigłowcem nad Tatrami był fantastyczny.
Chyba dopiero w nocy, dotarło do mnie, że to było naprawdę groźne. Za każdym razem zamykając oczy widziałem ziejącą spod kamienia, na którym usiadłem, przepaść Czegoś tam się nauczyłem. Nie mam lęku wysokości, ale z moją orientacją w terenie nie będę powtarzał tego typu samotnych wypadów w najtrudniejsze części gór.
Dzisiaj już tylko śniadanie i krótki bieg na Wielki Kopieniec i z powrotem. Najadłem się gór do syta, mogę wracać.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Pierwszy raz od dawien dawna odpocząłem od biegania. Przez dwa dni- cały weekend. Wcale nie dlatego, że chciałem, bo w niedzielę już byłem nawet umówiony na małą przebieżkę po lesie. Zmusił mnie do tego zdrowy rozsądek w spisku z organiczną wręcz niechęcią do poruszania się. Po powrocie z gór, gdzie zrobiłem bardzo przyzwoity kilometrarz i pokonałem pokaźną sumę przewyższeń trzeba mi było tej przerwy jak powietrza. W sobotę mięśnie czworogłowe ud miałem wciąż tak obolałe, jakby mi ktoś obił nogi młotkiem miejsce przy miejscu, równiutko, obie. Na szczęście stopy są w doskonałym stanie, co zawdzięczam zapewne moim wysłużonym Cascadiom. Słabo już z przyczepnością, bo mają rekordowy jak na moje standardy przebieg ponad 1500 km, ale na suchym nadal spisują się super. Podczas pokonywania zbiegów pozwalają na dobrą pracę śródstopia zarazem doskonale chroniąc zarówno palce jak i całe podbicie stopy. Najprawdopodobniej to właśnie w takich butach pobiegnę UTMB, chociaż prawie na pewno nie w tych, które mam. Mam nadzieję, że przeczyta to ktoś, kto nie wie co bym chciał dostać na urodziny.
Odpoczywając od biegania mam siłą rzeczy więcej czasu na inną aktywność. Na przykład spacer z trzylatkiem na plac zabaw. To jedyne miejsce gdzie nie jestem w centrum uwagi mojej córki. Nic ode mnie nie chce, o nic mnie nie pyta. Nie jest głodna, nie chce pić. Siedzę więc sobie nic nie robiąc na huśtawce. Nie wiem dlaczego, ale pomimo tego, że staram się być jak najbardziej odpychający, przyciągam do siebie dzieci. Niektóre oczywiście, z reguły te wścibskie i wygadane. Nie lubię ich tak samo jak wszystkich innych. Widząc, że zbliża się taki na oko cztero- pięciolatek zaczynam się huśtać mocniej. Oczywiście nie pomaga. Gramoli się na miejsce obok i zaczyna mnie pouczać żebym uważał na niego bo małych bardzo boli. Ja mu na to, że dużych bardziej i mam na to dowody w postaci praw fizyki, po czym wyłuszczam mu prawo przyśpieszenia masy, wzór na siłę itp. Patrzy na mnie zdziwiony kiedy karzę mu wszystko powtórzyć. Na chwilę odchodzi i myślę sobie- mam go z bańki. Po chwili okazuje się, że mój nowy kolega tylko zatoczył łuk i już w te pędy do mnie wraca. Jak z tą siłą? bo zapomniałem, pyta, ale pamiętam już, że dużych boli bardziej, dodaje szybko. Znowu wyłuszczam i odchodzę żeby stanąć w pokrzywach. Tu żaden dzieciak za mną nie wejdzie.
Dzisiaj rano żona wykopała mnie z łóżka, idź biegać, wczoraj nie biegałeś. O 6 rano. Zrobiłem 8 km rozruch, wieczorem poprawię czymś dłuższym. Nogi już ok.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Eksperyment treningowy, dzień trzeci. Żadna to nowość ani rewelacja, po prostu do zwykłego popołudniowego treningu, dołożyłem poranny rozruch. Żeby z rozruchu nie robić treningu, ograniczam go do 40-45 minut. Zaczynam słaniając się na nogach i to z dwóch co najmniej powodów, raz tak mi się chce spać, dwa tak mi się nie chce. Muszę jednak powiedzieć, że to uczucie dosyć szybko mija i już za chwilę wszystko odpala jak trzeba... na razie.
W poniedziałek po południu pokonywałem swoją zwykłą trasę nad zalew. O tej porze roku mijam tu więcej ludzi niż w sobotni poranek w Tesco. Wcale mi to nie przeszkadza o ile jadą, bo to w większości rowerzyści, swoją częścią alejki. Naturalnie zawsze musi się znaleźć ktoś taki, kto wydłubując coś z oka lub co gorsza z obu na raz i nie przerywając jazdy, pikuje prosto na mnie, zmuszając do skoku w krzaki. Staram się wtedy być grzeczny, wyrozumiały i uśmiechnięty. Staram się, ale na razie bezskutecznie.
Obserwacja wyprzedzających mnie wolniej lub szybciej rowerzystów skłoniła mnie ostatnio do rozważań na temat biegania. Strasznie to niedoskonała forma ruchu. Biegnę sobie ja- wysportowany, wytrenowany do granic własnych możliwości, a jednak zlany potem, sapiący, czasem z lekka pojękujący sportowiec amator, podczas gdy zza moich pleców wyjeżdża,na rozpadającej się damce z lekka zawiany 60cio letni wędkarz z fają w zębach. Już nie będę mówił co ma w oczach kiedy leniwie przejeżdża obok mnie. Za wędkarzem pani- młoda i potężnie zbudowana. Też sapie i pojękuje jak ja, ale jednak porusza się blisko dwa razy szybciej i wcale nie można jej zarzucić wytrenowania do granic jej możliwości.
Przesiadłbym się na rower, ale okropnie nie lubię jak coś mnie w tyłek gniecie no i boję się, że jak będę 100 km od domu to złapię gumę. Trochę ostatnio jeżdżę przygotowując się do startu w Alpach i za cholerę nie mogę rozgryźć gdzie tu frajda?
Dzisiaj wieczorem bieganie po lesie, nikt mnie nie będzie wyprzedzał.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Poranny bieg sztafetowy. Na pierwszej zmianie Senny- lekko niemrawy, za to wypoczęty po dobrze przespanej nocy. To pewnie dlatego, że trochę się ochłodziło. Senny nie lubi upału zwłaszcza w nocy. Przyzwyczajenie nakazuje się przykryć, upał zmusza do odkrycia i tak w kółko. Dzisiaj w nocy było idealnie od momentu kiedy Senny zamknął oczy, do momentu kiedy je otworzył. Po zaledwie pięciu minutach biegu Senny przekazuje pałeczkę, startuje Marudny vel Markotny -człowiek dwojga imion i tylko jednej twarzy. W jego świadomości wczorajsze, minione problemy kotłują się z przyszłymi, o nieznanej jeszcze treści. Wałkuje rzeczywistość w nieskończoność. Biegnie nieco szybciej, ta zmiana to całe dwadzieścia minut. Trzecia- Nakręcony. Ten mógłby biec w nieskończoność, uwielbia to co robi. To prawdopodobnie zasługa osławionych ostatnimi czasy hormonów szczęścia. Nakręcony nie chce oddać pałeczki- prawie jak zawsze. Po pół godzinie wyrywają mu ją i do mety gna najszybszy z nich- Szczęśliwy. Biegnie rozmyślając o tym, że życie jest piękne i daje o niebo więcej radości niż smutku. Daje z siebie absolutnie wszystko.
Taka poranna sztafeta to preludium i zapowiedź dobrego dnia.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Żeby być absolutnie szczerym, muszę powiedzieć, że mam po dziurki w nosie tej całej popularności biegania. Wcale nie dlatego to mówię, że chciałbym się czuć wyjątkowy i niepowtarzalny, bo nie dlatego biegam. Nie szukałem nigdy niszy, gdzie byłbym kimś godnym podziwu. Tęsknię jednak za czasami kiedy to decyzję o biegu mogłem podjąć w przeddzień biegu, a zapisać się już na miejscu. Tak było jeszcze trzy lata temu na Biegu Rzeźnika. Wczoraj nie udało mi się zapisać na Świder Trail Maraton. Nawet nie wiedziałem wcześniej, że coś takiego się odbywa. Chodzi mi o to, że już nie tylko biegi "kultowe", ale także zupełnie do niedawna małe i nieznane są oblegane przez tłumy. Być może faktycznie zmierza to do momentu, kiedy start w jakiejkolwiek imprezie będzie wymagał nie tylko dużo pieniędzy, ale też szczęścia w losowaniu lub dobrych znajomości. Sic. Bieganie na kartki i stanie w kolejce, jak cukier i mięso w PRL-u. Trochę tak się czuję usiłując wypełnić i wysłać zgłoszenie w ciągu jednej minuty, wyprzedzając stado innych chętnych.
Już drugi tydzień z rzędu wstaję pobiegać rano. Coraz łatwiej przychodzi mi oderwać się od poduszki. Lepiej mi się przez resztę dnia funkcjonuje, wcale nie czuję się przemęczony wychodząc potem na drugi trening. Czy to już brzmi jak obsesja? Czy kiedy niebezpiecznie zbliżę się do granicy treningowego obłędu zobaczę ją i zdążę wyhamować? Mam nadzieję, że tak. Tymczasem dla urozmaicenia więcej jeżdżę na rowerze. Wczoraj ostatni raz po ścieżce rowerowej nad Zalew. Jeśli bieganie stało się popularne to na rowerze jeżdżą już absolutnie wszyscy. I wszyscy jechali nad Zalew, albo wracali znad Zalewu.
Ludzie wracajcie przed telewizory!
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

W dzisiejszych czasach, albo inaczej w dobie pośpiechu, postępu i cyfryzacji, łatwiej o nieporozumienie niż o porozumienie. Czasem chodzi o to co między wierszami, a co ginie podczas komunikacji za pośrednictwem sms, mail itp, czasem o sprawy fundamentalne i wydawałoby się oczywiste. W ten właśnie sposób dopadając kilka razy, za każdym razem tylko na chwilkę, do komputera, o mały włos umówiłbym się na bieganie, co prawda z właściwą osobą i we właściwym miejscu, ale niestety, nie w ten sam czwartek. Byłoby to nader kłopotliwe i stresujące biorąc pod uwagę to, że umówiliśmy się Zakopanym. Nic to zresztą nowego, już kilkakrotnie czekałem wściekając się przy torach- a "przecież miało być w wiadomym miejscu przy Zalewie". Tak więc w buty można sobie wsadzić te wszystkie wynalazki. Trzeba dzwonić, a jeszcze lepiej spotykać się przy kawce. I trzeba znaleźć czas, żeby nie zdziczeć do reszty. Moja córka ma ponad 600 znajomych na FB i twierdzi, że wszystkich zna. Ja chyba jestem starej daty bo mam tylko 160 i nie znam ponad połowy.
Wczoraj po raz pierwszy chyba w życiu, nastawiony do wyjścia na trening, poszedłem się przebrać, ale rozebrawszy się do rosołu, stwierdziłem, że coś mi jednak nie bardzo. Nie bardzo tzn, coś chyba mnie boli, ale nie jestem pewien,ani czy na pewno boli, ani co dokładnie. Dzisiaj stwierdzam, że to zakamuflowana odmiana lenistwa. Nie poznałem od razu, bo w odniesieniu do biegania zwykle nie odczuwam. Na wszelki wypadek, żeby nie zaliczyć dzisiaj powtórki, zakupiłem polecanego audiobooka, odmawiając sobie samemu kupna nowych butów, co wydawałoby się bardziej oczywistym rozwiązaniem.
Czy komuś chce się to w ogóle czytać?
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Tak króciutko i ze sporym niesmakiem, muszę coś wyrzucić. Dzisiaj rano z pewnym niedowierzaniem, ale jednak wyraźnie słysząc, wyłowiłem z sieczki informacyjnej newsa. Otóż na okładce wrześniowego numeru Rolling Stone Magazine pojawi się zamachowiec z Bostonu. Sama ocena działań pisma bądź co bądź uważanego za kultowe, symbol epoki, kultury jest bez znaczenia. Wiadomo chodzi o słupki sprzedaży, reklamodawców,czyli krótko mówiąc pieniądze. Przerażający jest kierunek w którym to zmierza, nie ma już żadnych granic? Zamachowiec- celebryta? Zdumiewające jak łatwo to łykamy.
Wczoraj w ramach drugiego treningu robiłem podbiegi na Mount Globus. Strasznie zarosło zielskiem, ale może to i dobrze bo nie widać psich kup. W każdym razie zajechałem się dokumentnie.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Gazeta napisała, że jestem ekshibicjonistą. Nie takim co chodzi po parku z niczym pod płaszczem, to już pase. Jestem ekshibicjonistą nowoczesnym, z XXI wieku, ekshibicjonistą fejsbukowo- blogowym. Piszę, że biegam, a to oczywiście źle, a nawet szkodliwie- pisząc jaki to ja jestem wybiegany, rzekomo psuję ludziom od rana humor. Odechciewa im się porannej kawki i papieroska. Oczywiście w moim przypadku to zjawisko skrajnie marginalne, bo to co piszę, liczone liczbą lajków, czyta w porywach jakieś trzydzieści osób. Słaby ze mnie więc szkodnik, znam jednak kilku blogerów, którzy mając ogromną rzeszę czytających (nie, wcale im nie zazdroszczę) są szkodnikami znaczącego formatu. Nie wiem kto, ale ktoś powinien się tym problemem zająć na poważnie.
Słowo problem wiąże się zresztą z bieganiem, zwłaszcza ostatnio, nierozerwalnie. Nie, nie chodziło mi o szprycowanie się i środki dopingujące- to domena zawodowców. W świecie amatorów, bieganie jest kontuzjogenne po pierwsze, stresotwórcze i sprzyjające depresji po drugie. Biegaczy jak wiadomo dzielimy na tych, którzy już się przetrenowali i tych, których przetrenowanie czeka w najbliższej przyszłości. Drugi dopuszczalny podział to kontuzjowani i ci leczący kontuzje. Czytając to co piszą, można dojść do oczywistego wniosku, że biegający powinni płacić wyższe składki chorobowe do ZUS. Teraz się okazuje, że czytający również, więc strzeżcie się.
Byłbym o czymś zapomniał. Jest coś co może nas uratować, oprócz skasowania konta na FB-ku oczywiście. Bieganie naturalne. Z nikogo nie szydzę, sam daję się w to wkręcić, znosząc ból i niewygodę drepcę po lesie obuty w coś co w istocie jest skrawkiem gumy pozbawionym jakiejkolwiek amortyzacji. Żeby być w pełni naturalnym biegaczem- purystą, powinienem jeszcze zapuścić włosy, zdjąć koszulkę i założyć na szyję korale. Nie to, żebym nie próbował, bo jak coś robię to porządnie, niestety bez koszulki zrobiły mi się obcierki, a korale obiły mi obojczyk.
Jestem więc pół naturalem, ekshibicjonistą i do tego... nie wiem jak to nazwać, noszę długie skarpety kompresyjne. W samą kompresję już jakby mniej wierzę, ale te długaśne skarpety świetnie chronią łydki przed pokrzywami.
Dużo w tym tygodniu przebiegłem i jeszcze dużo zamierzam przebiec. Wklejam po 12 mając nadzieję, że nie przeszkodziłem w porannej kawce i papierosku.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Kiedy sam biegam po lesie, rzadko wpadając na kogokolwiek lub cokolwiek co łamałoby rutynę wąskiej ścieżki i okalającej mnie zieleni, myślę więcej niż kiedykolwiek. W zasadzie nic w tym dziwnego, po prostu nic mnie nie rozprasza. Pomimo tego, że las jest spory i ścieżek w nim mnóstwo, zawsze biegnę tą samą drogą. Wiem kiedy będzie górka, kiedy zbieg, w którym miejscu trzeba przeskoczyć gałąź lub kałużę i gdzie rośnie najwięcej pokrzyw. Można powiedzieć, że biegnę instynktownie. Czy jeśli działania instynktowne wywołują, jak u Pawłowa, zespół fizjologicznych reakcji organizmu to dotyczy to także biegania? Pawłow poprzedzał karmienie swoich psów gwizdem. Po pewnym czasie okazało się, że sam gwizd wystarczy by uruchomić działanie organizmu zwierzęcia. Może wystarczy zamknąć w pudełku zapach i dźwięki lasu by moja forma rosła jak podczas treningu? Może to właśnie siła wizualizacji, wyobrażenia, modlitwy?
Czytam "Obóz treningowy" - to pierwsza w moim życiu książka napisana przez trenera biznesu. Mamy tu zdolnego sportowca, tym co ma z niego uczynić sportowca spełnionego i wyjątkowego jest siła mentalna. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to motywacyjne pranie mózgu działa w oparciu o schematy instynktownych zachowań ludzkich. To wszytko z całą pewnością działa tak samo jak udowodniony naukowo efekt placebo. Na całe szczęście nie jestem ani zdolny, ani perspektywiczny i nie zamierzam też dokończyć czytania. Wolę pozostać przy czystej przyjemności. Jest jednak coś co nieprzeczytana do końca książka mi dała, choć zapewne niezupełnie taki skutek jej autor miał na myśli, postanowiłem nie koncentrować się na celu. Strach i oczekiwanie na UTMB odbiera mi całą przyjemność z biegania. Uświadomiłem sobie, że nie czekam by znowu spojrzeć na przepiękny masyw M. Blanca, oczekuję wykonania misji. Postanawiam wykrzewić tą myśl, będę z nią walczył z całej siły. Instynkt mi mówi, że jeśli wygram, da mi to całe mnóstwo satysfakcji, ale jeśli przegram nie będę przegrany.
Wczoraj kiedy po bieganiu wybierałem się na rower, podszedł do mnie człowiek, który od 20 lat jest moim sąsiadem. Nigdy nie zamieniliśmy słowa. Wczoraj poprosił mnie o pomoc- Chcę pobiegać, powiedział. Może ludzie patrząc na biegaczy widzą, że żyje nam się lepiej?
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
Awatar użytkownika
bmejsi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 388
Rejestracja: 26 kwie 2010, 20:54
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 3.32

Nieprzeczytany post

Wypad na jednej nodze. To taki szybki wyjazd treningowy, a nie ćwiczenie gimnastyczne. Wyjechałem w czwartek rano i natychmiast po przyjeździe ruszyłem na szlak. Wyszedł całkiem szybki i zwiastujący niezłą formę, 3i pół godzinny bieg z zaliczeniem szczytów Wielkiego Kopieńca (życiówka) i Kasprowego Wierchu. Mało było marszu, zbiegi jakby szybsze, a co najważniejsze nogi pozostały świeże. Na następny dzień od samego rana i mając w perspektywie powrót do domu, wyruszyłem na dłuższą trasę. Z Kuźnic przez Kasprowy Wierch do Murowańca, na Kozi Wierch i w dół do Doliny Pięciu Stawów, Wodogrzmoty do Palenicy. Powrót busem. Skończyła mi się woda, było ciężko, ale bieg był udany, około 30 km w niecałe 5i pół godziny. Do domu dotarłem późną nocą. W sobotę nogi miałem zajechane zupełnie jakbym przebiegł w górach 50 km. W niedzielę dwa treningi. Nogi już działają.
I ran. I ran until my muscles burned and my veins pumped battery acid. Then I ran some more.
komentarze do bloga viewtopic.php?f=28&t=33659
ODPOWIEDZ