Relacja z półmaratonu "Słowaka" w Grodzisku Wielkopolskim 10.06.2012
Budzik ustawiony na 4:30 miał mnie zbudzić w samą porę aby wyszkować się i dotrzeć na stadion olimpijski (miejsce zbiórki) na 5:30.
Budzę się z niepokojem. Spoglądam przez okno jest już jasno. Pierwsza myśl, cholera zaspałem. Szybkie spojrzenie na zegarek i widzę.... 4:12. O żesz Ty

, ale nie kładę się już spać, bo czuję się wypoczęty. Szybki prysznic i śniadanie. 2 kromki chleba pszennego z dżemikiem i słaba kawa.
Sprawdzenie czy spakowany dzień wcześniej plecak zawiera wszystko co potrzeba i wyjazd z domu zgodnie z planem.
Pod stadionem czeka autokar, a w zasadzie 5! Jedziemy mocną ekipą z programu ITMZM (ponad 250 osób) i stanowimy ponad 10% uczestników zawodów.
Poziom ludzi bardzo różny, ale najważniejszy jest start i integracja przy tej okazji.
Wyruszamy z parkingu o 6:00. Atmosfera w autokarze fajna, luźne rozmowy, w powietrzu czuć atmosferę zawodów. Jest adrenalina i wszyscy trochę pobudzeni.
Trasa mija dość szybko i przed 9:00 jesteśmy na miejscu. Do biura zawodów mamy blisko i po 10 minutach mam już swój pakiet startowy. W środku numer z chipem, gazetka i... szlafrok

Bardzo fajny gadżet z zawodów, inny niż zwyczajowa koszulka!
W całym miasteczku widać, że ludzie mają tu swoje własne święto. Półmaraton nie jest dla nich przeszkodą w niedzielnych zajęciach (jak w większości miast), ale okazją do wyjścia z domu, poczucia atmosfery tego święta i udziału w świetnej zabawie.
Pogoda sprzyja kibicowaniu...niestety z mojego punktu widzenia nie jest już tak pięknie! Upał daje się we znaki od samego rana. Jest nie tylko gorąco, ale także duszno!
Przebieram się, napełniam flaszki przy pasie Isostarem (sprawdzony ostatnio Long Energy Endurance) i pakuję jedeyny żel jaki mam Isostar Brzoskwiowy do kieszeni pasa).
10:15 wspólna rozgrzewka. Trener Grzesiek uprzedza, że rozgrzewka będzie spokojna, bo jest gorąco więc nie chce nas zbytnio zmęczyć. Trochę ćwiczeń w trakcie truchtu w miejscu, rozciągania i takiech tam.
10:30 Ustawiamy się za ludkami z tablicami informującymi o strefach czasowych i ruszamy całą defiladą na start w rynku. Poznaję swoich Pacemakerów na 1:50. Z powodu gorąca podjąłem decyzję że pobiegnę z nimi i ewentualnie na ostatnich kilometrach lekko przyspieszę. Chłopaki biegną na czas brutto więc będą lekko nadrabiać. Zakłdam, że na metę dotrą około 1:48:30 netto więc jeśli uda mi się przyspieszyć to powinienem zejść poniżej 1:48
11:00 Jest gorąco i duszno. W tłumie to uczucie się potęguje. W końcu upragnione odliczanie i START. Linię startu przekraczamy po około 1,5 minuty i pierwsze 2 km to przepychanie się między startującymi. Niestety ludzie nigdy nie nauczą się, żeby stawać w strefach zgodnie ze swoimi możliwościami!
Chłopaki trzymają fajne tempo, około 5:00-5:06 tak, aby na każdym kilometrze lekko odrabiać straty do 1:50 brutto.
Pierwsze oznaki upału odczuwam już na 6 km i załuję, że nie zmoczyłem czapeczki w basenie z wodą kilometr wcześniej, ale nie jestem zmęczony a tempo zadane przez Pacemakerów bardzo mi odpowiada. Tętno w okolicach 165-168.
Po drodze kurtyny wodne i baseny z wodą, z których skrzętnie korzystam starając się schłodzić całe ciało.
9 km Wbiegamy na osiedle na którym mnóstwo ludzi dopinguje. Super!!! Takich biegów chciałoby się w całej Polsce!!!
Ludzie pojewają biegaczy wodą z węży ogrodowych. Pomaga na kilometr a później patelnia pod czapką!
10 km kończymy pierwszą pętlę. Biegnie się super. Atmosfera i doping kibiców niesie. Zespoły przygrywają w różnych klimatach na całej trasie.
Pacemaker rzuca do grupy czy jest ok? Po potwierdzeniu dodaje: "Ostatnie kółko!!! Teraz będziemy wyprzedać wielu biegaczy"
Faktycznie wyprzedzamy coraz więcej ludzi, którzy wyraźnie źle oszacowali swoje możliwości w tym dniu.
11 km wciągam żel. Zakleja trochę, ale robię to tuż przed punktem z wodą, także jest czym popić
14 km mamy już tylko 15 sekund straty do 1:50 brutto. Utrzymujemy ładnie tempo. Moje tętno na poziomie 172-175. Nie jest źle.
15 km (feralny) łąpie mnie kolka. Najpierw powoli później coraz mocniej. Pacemakerzy próbują pomóc jak mogą. Doradzają co zrobić. Podnieść ręce, głeboko oddychać i takie tam. Boli cały czas, a Ja walczę i trzymam tempo.
17 km kolka cały czas nie odpuszcza. W końcu dziękuję chłopakom za pomoc i muszę na chwilę stanąć. Zatrzymuję się i próbuję pozbyć się cholery!!! Trochę maszeruję, trochę wolno biegnę w końcu odpuszcza! Ale straciłem jakieś 3,5-4 minut!!!
Na szczęście mogę teraz biec. Trochę wolniej niż wcześńiej 5:20-5:30, ale biegnę boję cię cisnąć, żeby znowu nie złapała.
Upał nie pomaga, ale nie to jest teraz problemem. Nogi nie bolą, siła jest....ale co z Tego.
21 km. Nie ma już co się oszczędzać. Przyspieszam trochę i ciągnę do mety. Końcówka po 4:50-5:00. Przy oakzji z innym kolegą ciągniemy za sobą dwie osoby, które próbowąły przejść do marszu. Mówimy: " Nie teraz!!! to ostatni kilometr!!! Jak zwolnisz to za ręce będziemy ciągnąć

" To pomaga biegną z nami!
Na mecie szał! Ludzie głośno dopingują, muzyka gra atmosfera iście świąteczna.
Kończę zatrzymując Garmina na 1:52:04. Jest życiówka, ale pozostaje nidosyt. Chociaż w tym upale...
Po biegu specjalna strefa dla zawodników. Jedzenie i picie do bólu. Żadnych tam kuponików na 1 piwo czy kiełbaskę. Jeszi i pijesz dowoli. Stoliki, zabawa i odpoczynek.
Nogi nawet nie bolą, ale całe ciało zmęczone przez upał.
Podsumowując:
Najlepsze zawody w jakich brałem udział. Najlepsi kibice i najdoskonalsza organizacja. Brawo dla całego miasteczka za to co tam stworzyli.
Za rok na pewno wrócę na te zawody, bo warto!!!