mortadela i nutela. schuść dziewięć kilów!
Moderator: infernal
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
Strada!
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu

Jakiś czas temu zadzwonił do mnie Michał Jędroszkowiak z bardzo smakowitą propozycją: trailowy maraton na Bornholmie. Nie wiem, jak on to znalazł - ale po małym researchu uznałem, że nic lepszego w tym czasie raczej mnie nie spotka. Najtrudniejszy maraton w Danii ( przynajmniej z największym przewyższeniem – zdrowo ponad 1000m, momentami wymagajacy, techniczny szlak), trzeba jechać. Przygotowania poszły znakomicie, w ramach ostatniego treningu na tydzień przed startem przebiegłem jeszcze z Remikiem Rudawską Wyrypę, utwierdzając się w nieśmiertelnej kwestii: JEST MOC!
W międzyczasie sprawy troszkę się pokomplikowały, Michał i Tomek zrezygnowali, zamiast wspólnego, rodzinnego rejsu jachtem – zostało samotne bujanie się promami w tę i we w tę po Bałtyku (bezpośrednie połączenia Polska – Bornholm, w sensownych terminach funkcjonują niestety tylko w sezonie letnim – w rezultacie płynąłem przez Szwecję, nadkładając ze 4x drogi i pieniędzy).
Baza biegu umiejscowiona była w najdzikszej i najbardziej skalistej części wyspy – na samym północnym krańcu, przy malowniczym, zalanym kamieniołomie. Zimno i wiatr, duuużo wiatru, ponad 10m/s, a w dzień startu maratonu – 13 m/s, oczywiście z deszczem -żeby było zabawniej. Niesamowita sceneria – dużo granitu, spore przewyższenia i wszechobecne owce przypominają nieco alpejskie przedgórza. Dodajcie do tego mewy, latarnie morskie, ruiny zamku, kilku kapliczek – i uzyskacie pełny obraz północnego Bornholmu, podobny zupełnie do niczego.
W piątek pobulderowałem odrobinę na okolicznych głazach, przetruchtałem najbardziej malownicze 8k trasy biegu zwiedzającc po drodze ruiny Hammershus i latarnię Hammerfyr (działającą) , a resztę czasu spędziłem gadając z Ricky'm (medalista mistrzostw świata w biegach górskich i world skyrunning series), i Juanem (weteran AR i ultra na całym świecie) - jak się póżniej okazało, zwycięzcami na 50 i 100 mil. Pozostała część towarzystwa była w większości duńsko – szwedzka, i po nordycku małomówna; kameralny charakter imprezy ( po kilkadziesiąt osób startujących na poszczególnych dystansach) i pogoda również nie skłaniały do towarzyskich ekscesów, wszyscy pobunkrowali się gdzieś przed wiatrem.
No dobra. Koniec ględzenia. Sobota godzina 18:00, start maratonu na nadmorskich klifach. Wieje jak sk!@#$% i pada z każdej strony. Nie dokręciłem rurki od camelbaga i po kilkuset metrach mam pół litra lepkiego vitargo na plecach, w gaciach i butach, reszta szczęśliwie została na później. Drugi, czy trzeci kilometr – zachaczyłem i zerwałem pasek od zegarka o drzewo przy jakimś ostrym nawrocie na śliskim granicie. Nie mam już zbędnego izo , ani czasu. Zaliczam najdłuższegy poślizg na butach a w życiu – dobre 10m na ostrym zbiegu po mokrej trawie (bez gleby! , treningi na slacklinie w końcu oddają!)Jest ok, poza tym, że kilku typów o wybitnie nordyckim wyglądzie szaleńczo wyrwało do przodu; staram się przynajmniej utrzymać kontakt wzrokowy, póki co chcę tylko przetrwać – czas na ściganie przyjdzie później.
Dwudziesty któryś kilometr(23? 25?) odrywam się od Robbie’go – sympatycznego Anglika z którym do tej pory współpracowaliśmy na trasie bawiąc się we wdzięczną zabawę pt „dorwać Duńczyka przed nami” (zakończoną sukcesem). W międzyczasie trochę się wypogodziło, granit zaczyna wysychać i co bardziej techniczne fragmenty trasy staja się coraz bardziej przebieżne. Teraz przede mną już tylko nadchodzący zmrok i szansa na rekord trasy. W zachodzących ciemnościach wybiegam na płaskowyż przy Hammerfyr. Idealny timing – w tym samym momencie włącza się latarnia morska i dostaję oślepiającą wiązkę światłą prosto w oczy...Nie strzelajcie!!! Ostatnie kilometry już w większości z górki, przerażone owce uciekające gdzieś w krzaki, kilka bramek w ogrodzeniach pastwisk i... królik który przebiegł przede mną ładne kilkaset metrów szlaku. Królika nie złapałem, rekord trasy – owszem. 3:46, poprawiony o 11 minut. Następny zawodnik dopiero dwadzieścia minut za mną – stracił sporo czasu na kóncówce którą biegł już z czołówką w ciemnościach. Ricky i Juan również poprawili rekordy trasy. Dania zdobyta. Jeszcze tylko zapakować łupy na statek i wrócić do domu. Jest ok.
Trasa biegu (fragment 8km-25km pętli dwukrotnie) :
http://iform.dk/ruteplanner/allinge/hammertrail-2011
kilka ciekawszych ujęć z trasy biegu - nie mojego autorstwa, nie lubię nic pstrykać – linki z google maps (gdzie można sobie dokładniej obejrzeć okolicę)
http://www.panoramio.com/photo_explorer ... ser=552010
http://www.panoramio.com/photo_explorer ... ser=396248
http://cdn.geolocation.ws/geolocation_m ... 267539.jpg
http://www.panoramio.com/photo_explorer ... ser=407488
...i strona organizatora - Bornholm hammer trail / salomon trail series/
zdrówko
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
powtórka z rozrywki, tyle że w Dąbrówce:
natomiast bieg...hmmm. wóda do szóstej rano ewidentnie nie sprzyja niczemu dobremu. obudziłem się w stanie głębokiego itd.
pamiętam jeszcze, że na szóstym kilometrze wyprzedził mnie Sławek. świadomość wróciła na ziemi gdzieś za metą.
jakoś w najbliższym czasie nie mam ochoty na powtórkę.
z formy maratońskiej po dwóch tygodniach aktywnego
wypoczynku zostało wielkie, okrągłe nic.
można trenować.
zdrówko
mądrzejszy o ubiegłoroczne doświadczenia zwinąłem się do domu jeszcze przed dekoracją kategorii.12.02.2011 tak żem to pisze:no i po Jarocinie.
Gasper wrócił z obozowania w Szklarskiej i nie dość, że mnie obudził, zawiózł, odwiózł, to jeszcze wyrobił piękną kilometrówkę:
obozowe 200km=300zł za drugie miejsce w generalce.
wracaliśmy jeszcze z Maćkiem Muślewskim, który wygrał cały bieg, i J.S., który wygrał M50.
A ja dostałem kocyk!
i ręcznik.
w kolorach wiosennych: żółciutki kocyk i pomarańczowy ręczniczek. ultrasexy.
jedyny pożytek z tych fantów, to że puchary nie dzwoniły w bagażniku.
bieg jak bieg, przynajmniej się prawie całkiem kaca pozbyłem; a jak sobie przed dekoracją zapaliłem golden virginię i walnąłem browarka, to już zupełnie wróciłem do świata żywych.
dzisiaj jeszcze tylko muszę na chwilkę do knajpy znowu skoczyć, a potem to już będę tylko bardzo sumiennie trenował sumiennie.
O jak bardzo sumiennie, o!
tylko mam teraz dylemat trochę co zrobić z dyplomem za drugie cośtam, bo mi wstyd trochę; jeszcze mnie żona wyśmiała za łupy. zresztą jakoś mnie to nie dziwi.
pie..., owinę się w kocyk i sobie pochrapię gdzieś w kącie!
natomiast bieg...hmmm. wóda do szóstej rano ewidentnie nie sprzyja niczemu dobremu. obudziłem się w stanie głębokiego itd.
pamiętam jeszcze, że na szóstym kilometrze wyprzedził mnie Sławek. świadomość wróciła na ziemi gdzieś za metą.
jakoś w najbliższym czasie nie mam ochoty na powtórkę.
z formy maratońskiej po dwóch tygodniach aktywnego

można trenować.
zdrówko
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
w końcu jako tako zabrałem się za trenowanie, po miesiącu laby.
wczoraj 33km na trasie maratonu gór stołowych z twardym faworytem do zwycięstwa. (dokładnie to 30 po trasie maratonu. te trzy - tośmy się troszkę pogubili; mimo że mieliśmy mapę. no i biegałem to w końcu już dwa razy... jakieś pokręcone te czeskie szlaki.)
Paweł jest mocny, w każdym razie dużo mocniejszy ode mnie w tym momencie. wygra to za dwa tygodnie.
zdrówko
wczoraj 33km na trasie maratonu gór stołowych z twardym faworytem do zwycięstwa. (dokładnie to 30 po trasie maratonu. te trzy - tośmy się troszkę pogubili; mimo że mieliśmy mapę. no i biegałem to w końcu już dwa razy... jakieś pokręcone te czeskie szlaki.)
Paweł jest mocny, w każdym razie dużo mocniejszy ode mnie w tym momencie. wygra to za dwa tygodnie.
zdrówko
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
no i Paweł faktycznie wygrał... 
jeszcze do piątku rano zastanawiałem się, czyby aby nie wystartować na pałę w MGS (obudził się we mnie duch kolekcjonerski; brakuje mi jeszcze statuetki za drugie miejsce
) na szczęście sprawy rodzinne skutecznie uniemożliwiły wyjazd.
to swoją drogą poniekąd zabawne, że tryb życia powodujący lekki chaos w moich przygotowaniach do czegokolwiek, jest też jedynym czynnikiem porządkującym trening.
w każdym razie wpadł już drugi z kolei tydzień stukilkukilometrowy; może i nawet kiedyś forma z tego jakaś będzie.
wczoraj o 3 w nocy biegałem dwójki po 3:30 na 1,5min przerwie. jest nieźle.
zdrówko

jeszcze do piątku rano zastanawiałem się, czyby aby nie wystartować na pałę w MGS (obudził się we mnie duch kolekcjonerski; brakuje mi jeszcze statuetki za drugie miejsce

to swoją drogą poniekąd zabawne, że tryb życia powodujący lekki chaos w moich przygotowaniach do czegokolwiek, jest też jedynym czynnikiem porządkującym trening.
w każdym razie wpadł już drugi z kolei tydzień stukilkukilometrowy; może i nawet kiedyś forma z tego jakaś będzie.
wczoraj o 3 w nocy biegałem dwójki po 3:30 na 1,5min przerwie. jest nieźle.
zdrówko
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
SZOOOOOOOOOOOOOOOST!!!!!!!!!!
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
Ooo - rosomak po olimpijsku, smakowite:
dzisiejsze osiągnięcia jutro są diabła warte. Ale równocześnie o te osiągnięcia – jutro tak bardzo bezwartościowe – dzisiaj współczesność jest gotowa toczyć wojny. I uważa to za normalne.[...]
koniecznie.
zdrówko
dzisiejsze osiągnięcia jutro są diabła warte. Ale równocześnie o te osiągnięcia – jutro tak bardzo bezwartościowe – dzisiaj współczesność jest gotowa toczyć wojny. I uważa to za normalne.[...]
koniecznie.
zdrówko
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
jak podają najbardziej wiarygodne media w świecie okołobiegowym:
Buzz Aldrin will be now formally named as the first man on the moon after Armstrong's title gets stripped.
-------------------
bieganie jest stanowczo za drogie ostatnimi czasy.
bilans przedostatnich dwóch weekendów to:
pińcet peelenów w bonach towarowych do Ajnowejta (co ja sobie za to kupię? dwie pary markowych wkładek do Zenków?)
oraz, tyż pińcet - ale jewro, tyle że w koronach islandzkich.
nad tym zastanawiać się nie muszę, bo szczęśliwie już wydałem.
ale biegać to już mi się akurat za bardzo nie chce, co niestety nie napawa zbytnim optymizmem, biorąc pod uwagę, że za półtora tygodnia mam drałować setkę po górach.
zdrówko
Buzz Aldrin will be now formally named as the first man on the moon after Armstrong's title gets stripped.
-------------------
bieganie jest stanowczo za drogie ostatnimi czasy.
bilans przedostatnich dwóch weekendów to:
pińcet peelenów w bonach towarowych do Ajnowejta (co ja sobie za to kupię? dwie pary markowych wkładek do Zenków?)
oraz, tyż pińcet - ale jewro, tyle że w koronach islandzkich.
nad tym zastanawiać się nie muszę, bo szczęśliwie już wydałem.
ale biegać to już mi się akurat za bardzo nie chce, co niestety nie napawa zbytnim optymizmem, biorąc pod uwagę, że za półtora tygodnia mam drałować setkę po górach.
zdrówko
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
aha, najważniejsze:
the World/Inferno Friendship Society grają 09/11 (ładna data, huh?
) w Meskalinie
kawałek taki bardziej acappellatyptyczn
wracam do tej muzyki po trzech latach... i ciągle nie rozumiem, czemu, do jasnej cholery, punk-cabaret nie jest standardem muzyki rozrywkowej granej w popularnych stacjach?!
że jeszcze za mało to rozrywkowe?
a może za bardzo?
nie kumam.
zdrówko
the World/Inferno Friendship Society grają 09/11 (ładna data, huh?

kawałek taki bardziej acappellatyptyczn
wracam do tej muzyki po trzech latach... i ciągle nie rozumiem, czemu, do jasnej cholery, punk-cabaret nie jest standardem muzyki rozrywkowej granej w popularnych stacjach?!
że jeszcze za mało to rozrywkowe?
a może za bardzo?
nie kumam.
zdrówko
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
no więc Krynica...hmmm
Just a'leanin off my shovel in this graveyard of dreams
zrobiłem inwentaryzację, rachunek sumienia, co tam jeszcze - i wyszło mi, że z tych blotek które aktualnie mam w ręce na pewno nie złamię 10 h.
jechać na tak fajny bieg tylko po hajs (na oko jakieś 5-10 miejsce) - nie zamierzam. wolę spokojnie potrenować.
------
Wygra Wydra (albo odwrotnie
),
obstawiam, że pudło zamknie się w 9:40-9:50.
good luck
Just a'leanin off my shovel in this graveyard of dreams
zrobiłem inwentaryzację, rachunek sumienia, co tam jeszcze - i wyszło mi, że z tych blotek które aktualnie mam w ręce na pewno nie złamię 10 h.
jechać na tak fajny bieg tylko po hajs (na oko jakieś 5-10 miejsce) - nie zamierzam. wolę spokojnie potrenować.
------
Wygra Wydra (albo odwrotnie

obstawiam, że pudło zamknie się w 9:40-9:50.
good luck
mastering the art of losing. even more.
- kulawy pies
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1911
- Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
- Życiówka na 10k: słaba
- Życiówka w maratonie: megasłaba
- Lokalizacja: hol fejmu
dzisiaj to do mnie doszło.
długi miałem troszkę ten sezon startowy.
policzyłem dokładnie.
od X.2011 do VIII.2012.
-----------------------------
5 maratonów.
4 50k+ na orientację.
1 50k+ liniowe, górskie.
- w sumie, w ciągu dziesięciu miesięcy (i paru dni), dziesięć startów na dystansie maratonu, lub dłuższych.
-------------------
dzisiaj w ramach -lecia poznańskiego squatu dobry, stary hardcore.
jakby dokładnie policzyć energie wydatkowaną przez wokalistę podczas koncertu - pewnie też starczyłoby na maraton, może i niejeden. serio.
zdrówko
długi miałem troszkę ten sezon startowy.
policzyłem dokładnie.
od X.2011 do VIII.2012.
-----------------------------
5 maratonów.
4 50k+ na orientację.
1 50k+ liniowe, górskie.
- w sumie, w ciągu dziesięciu miesięcy (i paru dni), dziesięć startów na dystansie maratonu, lub dłuższych.
-------------------
dzisiaj w ramach -lecia poznańskiego squatu dobry, stary hardcore.
jakby dokładnie policzyć energie wydatkowaną przez wokalistę podczas koncertu - pewnie też starczyłoby na maraton, może i niejeden. serio.
zdrówko
mastering the art of losing. even more.