przybyłam, przebyłam a co o tym myśleć to sama nie wiem.
noc oczywiście nieprzespana, jak podejrzewałam nerwy wzięły mnie na sam koniec a o dziewiątej jeszcze żałowałam, ze nie zapisałam się na dyszkę, bo dystans ponad 21km wydawał mi się nieosiągalny, szczególnie gdy zobaczyłam pierwszy mega podbieg.

w każdym razie budzik - 5.30 : ] - był wybawieniem od daremnych prób zaśnięcia. wiem, że jak wstawałam to widziałam sąsiadów kręcących się po kuchni i automatyczną myślą było 'a może oni też jadą na półmaraton :uuusmiech: '.
w samochodzie oprócz przysypiania zastanawiałam się głównie, czemu ja to robię itp itd.

na szczęście szybko dojechaliśmy, poradziłam sobie z odbieraniem pakietu startowego, wplątywaniem czipa a nawet przypięciem numeru, używając takich oto agrafek jako odniesienie do mojej prędkości.

po ogarnięciu miejsca potruchtałam chwilkę, rozruszałam kończyny i poszłam oglądać biegi dzieci. mam nawet kilka fotek, ale jakoś nic ciekawego się podczas nich nie działo, więc nie mam co opowiadać (tzn raz jeden chłopczyk przebiegł cały dystans jako falstart, ale to chyba częste w tej kategorii wiekowej). chapnęłam czekoladę, bo jakoś wszyscy wokół ją jedli - tragedii nie było, ale teraz wiem, że to był błąd i jednak miód sprawdza się lepiej.
przed startem organizator wrzucił na playlistę trochę skocznego metalu, co nawet mi się podobało, trochę się rwałam do biegu. już na starcie spotkałam wreszcie Alexię, która biegła z pacemakerem przede mną. ostatnie odliczanie.. i wreszcie start.
tzn zaraz, jaki start, przecież jest dużo czasu - z marszu do biegu przeszłam dopiero ok 200m (nie biegłam z telefonem, nie miałam nawet zegarka, hihih, także tempa na kaemy wam nie podam, a w sumie trochę szkoda). na początku - cudownie, wspaniała atmosfera, kibice, cel, leciutko się biegło. na tym megapodbiegu wciąż byłam na adrenalinie i z radością wyprzedzałam kolejnych współbiegających, utrzymując się za pacem z 2:15, tak jak zapowiadałam. wokół nas mieszkańcy osiedli, kibicujący, bijący brawo (maatko, jak to dodaje sił, o czym się przekonałam na kolejnych kilometrach). ale żeby nie było tak różowo, jakoś wszyscy wokół zaczęli przechodzić do marszu, to ja też. tak doleciałam do 7mego kilometra - po pierwszym punkcie odżywczym, co za niezapomniane uczucie, i wciąż ta siła od kibicujących - kiedy to stwierdziłam, że wcale nie jestem zmęczona, tylko maszeruję bo.. no właśnie nie wiem co. jeszcze jakiś pan dodał mi otuchy mówiąc 'trzeba było rolki zabrać'.

'chyba nie na te podbiegi' - pomyślałam w myślach, a do niego tylko się uśmiechnęłam. właśnie, atmosfera ciąg dalszy! mieliśmy do zrobienia agrafkę, więc siłą rzeczy wszyscy się mijali na pewnym odcinku, i tam dopiero było dodawanie sobie sił! sama się w pewnym momencie zdziwiłam łapiąc się na klaskaniu i okrzykach 'już niedaleko'.
po tym przebiegłam chyba 2km, potem znów punkt z wodą a potem to już blisko do półmetku więc jakoś doleciałam. no właśnie, doleciałam dodatkowe 200m bo ktoś mnie pokierował w górę, do mety, zamiast w lewo na dalszą trasę.

zawróciłam więc przy silnym aplauzie publiczności na straszny podbieg, i chyba właśnie wtedy zaczęłam słabnąć. a nie pomagali mi wcale współbiegacze, którzy też radośnie maszerowali nie przejmując się niczym. byłam też bardzo spragniona, woda z poprzednich punktów należała już do przeszłości, a tu największa niespodzianka, bo na 3cim punkcie dostałam dosłownie łyczek wody. dziabnęłam dwie kostki cukru, które chyba mnie powstrzymały od całkowitego poddania się na kolejnych kilometrach, i ruszyłam na agrafkę. to chyba był najcięższy etap półmaratonu, koszmarnie chciało mi się pić, cukier nie zaczął jeszcze działać, wszyscy mijali mnie z naprzeciwka a do mety caaaałe 6kilometrów.. trochę pocieszył mnie pan po znaku 16km, że jeszcze prawie godzina, więc przynajmniej przestałam się bać o nieukończenie w limicie czasowym. na powrocie agrafki już więcej biegłam, starałam się chociaż utrzymać bieg i marsz w proporcji 1:1. i tak do kolejnego punktu, gdzie dla odmiany dostałam całą butelkę wody. trochę potruchtałam a potem znowu odpuściłam aż do 50m przed metą, gdzie wylałam na siebie resztki z butelki i ruszyłam ile fabryka dała. podobno komentator mówił coś, że to właśnie ta pani która nadrobiła 200m. przybiłam piątkę z burmistrzem bytomia, dostałam medal - szczerze się zdziwiłam, bo medali było tylko 1000, a osób 1020 i tylko pierwszy 1000 miał dostać, reszta pocztą. miałam też pierwsze zetknięcie z izotonikiem, pierwsze wrażenie 'jakie to dobre'.

oddałam czipa, doczłapałam (nawet nie tyle ze zmęczenia mięśni, co z jakichś hmm pseudoodcisków? miałam wrażenie, że stopy mi się zaparzają) do jakiegoś drzewa i zrobiłam krótkie rozciąganie, bo już czułam, że będzie mi potrzebne. uciekłam jeszcze pod prysznic, z którego woda wylewała się na pół korytarza, po drodze gawędząc chwilę z Alexią. oczywiście chcieliśmy jeszcze czekać na losowanie samochodu, usadowiliśmy się przypadkowo koło punktu medycznego, akurat jak ja tam siedziałam to przesłali dwóch nowych gości, których od razu podłączyli pod kroplówkę. odwodnienie, udar? słaniali się na nogach (co ciekawe, wszyscy to mężczyźni).
po biegu nie zjadłam nic oprócz kawałka kanapki, jeszcze ze śniadania, a i to dopiero po 1,5h, w ogóle mi się nie chciało jeść, tylko wypiłam chyba pół litra wody duszkiem, jak to mam w zwyczaju.

teraz za to poczułam wilczy głód i jestem po dorszu z ryżem i surówką. : p
powrót w bardzo miłym towarzystwie, wymienianie spostrzeżeń nt biegania, tych zawodów i wszystkich innych zawodów.
podsumowując. co dał mi ten bieg?
- dużą lekcję na przyszłość, w wielu dziedzinach. bieganie jest jedynym sportem, który uprawiałam i który nauczył mnie prawdziwej pokory. także te wszystkie wnioski, które wyciągnęłam i wciąż wyciągam - na plus.
- przetarcie szlaków na zawodach. wszyscy się dziwili, że porwałam się na półmaraton jako na pierwsze zawody, mnie tam się podobało. : p
- poznałam Alexię i masę innych biegaczy. uwielbiam biegaczy.
- koszulkę.

i kupon na grochówkę, ale to mój tata sobie skorzystał jeszcze jak biegłam (i dobrze, nie zjadłabym tego po bieganiu). i kupony na inne fajne rzeczy (okulary, pole magnetyczne), ale wszystko w bytomiu i koszt dojazdu przekracza koszt okazji.
minusów nie będzie, wszystko mi się podobało.
tak bardzo chciałam tu napisać, że wciąż nie czuję się godna nazywania się biegaczem, ale teraz przynajmniej mogę półmaratończykiem, ale tego drugiego też chyba nie jestem jeszcze godna.
