Ruda - nowe wyzwanie- aktywność w ciąży

Moderator: infernal

Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Nareszcie mam znowu internet. Sieć padła nam jak tylko wróciliśmy do domu, a dziś już właściwie w nocy mógł przyjechać do nas magik od komputerów- tak późno, bo musiał wykąpać swoje miesięczne bliźniaki.
poniedziałek 30.08-powrót do domu. Wysłałam Andrzeja z małą na spacer, żeby przed podróżą ja zmęczyć, a ja żebym mogła spokojnie popakować wszystko. Ruszyliśmy po 13 i już przy wyjeździe z Zakopca Andrzejowi zapaliła sie kontrolka silnika a moc auta spadła. Stało się to pod warsztatem samochodowym. Pan magik od elektryki usiłował posprawdzać w kompie co jest przyczyną, ale nie mógł połączyć sie z silnikiem. Powiedział, ze musimy zaryzykować. Auto na pewno nie stanie w miejscu, może być tylko problem z podjazdem pod górkę i wyprzedzaniem. Nie byłam szczęśliwa z powodu tego ryzykowania. Tam juz padał deszcz ze śniegiem, a jak "rozkraczylibyśmy" sie w drodze z maleńkim dzieckiem, to byłaby tragedia. To nie był dobry dzień- smigłowce latały nad Tatrami- znak, ze znowu cos się stało. Poprzedniego dnia kolejna ofiara śmiertelna Tatr. W tym roku wyjątkowo dużo wypadków. czytając kronike TOPRU widać było co dzieje się minuta po minucie ... i mozna wysnuć wniosek, że albo aura wyjątkowo niesprzyjająca , albo ludzie mniej myślą i uważają.
Podróż straszna. O wyprzedzaniu nie było mowy, bo juz za Nowym Targiem korek gigant- godzina stania, potem samochód w rowie, klejny korek. Koszmar. Posłuchaliśmy sobie za to do woli Radia CB i wiecie co... jestem zniesmaczona. Ok- czasami może to pomóc, ale reszta tekstów, szczególnie na temat kobiet lub w odpowiedzi na zadawane przez kobietę pytania były uwłaczające ludzkiej godności. Panowie z CB radiem wstydźcie się.... Lutka ryczała całą drogę. Była zła i znudzona. Mnie bolała głowa a oczy same się zamykały. Ona była jednak twarda i spac nie chciała. W pewnym momencie położyłam na jej foteliku głowę i zamknełam oczy, a ona bawiła się włosami. Nie było gdzie wstapić na jedzenie , więc stanęliśmy juz na płatnej autostradzie w barze. Obrzydliwy kotlet z frytami w brudnym barze. lutka miała zjesc swój ulubiony deserek, ale go wywróciła na podłogę.... Niestety w pobliskich sklepach na stajach nie mają słoiczków dla dzieci..
Po kilku godzinach kontrolki wyłączyły sie a auto jechało już normalnie. Dojechaliśmy po 8 godzinach.
Nie lubie powrotu do Warszawy- od razu mnie zatyka i jest mi duszno. Czuję te spaliny....
Pies przywitała nas bardzo radośnie.
31.08- miały byc Kabaty i życiówka. Pacjenci przepisani na rano. Od południa namawiałam kumpelę na bieg w Kabatach. to miał byc jej pierwszy bieg w Grand Prix. Bardzo słusznie i racjonalnie zastanawiała się czy w taka pogodę warto biec, ale ja bardzo namawiałam. Ruszyliśmy z Pragi o 17. Po godzinie jazdy wiedzieliśmy już, ze nic z tego nie będzie... dojechaliśmy do warszawianki. korek taki, ze przez 10min nie przesuwaliśmy sie nawet o metr. Lusia zaczęła rozpaczać. Po 2 godzinach zawróciliśmy. Do domu jechaliśmy 1,5h. w sumie 3,5 godziny jazdy bez sensu. Lało strasznie. Najbardziej głupio było mi, ze namówiłam Ewę do tego biegu, a sami nie wystartowaliśmy.Mam nadzieje, ze chociaż sie nie przeziębi. Ewa pobiegła bardzo dobrze 51min- w tak ekstremalnych warunkach, nie znając trasy, bez zegarka. Uważam, ze fantastycznie. Tego dnia nie biegałam w ogóle. Po takiej podróży nic mi sie nie chciało

1.09- zwariowany dzień. Trzeba było pokończyć porządki, porobić rzeczy biurowe i do pracy. Lutka szalała. Andrzej był kochany- najpierw zajął się porządkami, ugotował obiad, poszedł na trening z Lutką. Lutka w joggerze z płachtą przeciwdeszczową.
W pracy mi było dzisiaj wyjątkowo dobrze- mogłam w pełni oddać się pracy. Jak wróciłam o 20.30- dziecko było juz wykąpane i leżało w łóżeczku. Było mi tylko bardzo smutno, ze to nie ja ja utulałam.
Długo zastanawiałam się, czy robić trening. Lało cały czas niezmiennie. Postanowiłam zrobić trening o 21.30. Biegło się fantastycznie- miało być na luzie 8km i juz pierwsze km wyszły poniżej 5min/km. Przy 5km zaczęła bolec mnie dziwnie łydka. Jak zadzwonił mąż i zatrzymałam się na chwilkę, miałam problem z ruszeniem. czuję kłucie i taki permanentny skurcz łydki. Mam nadziejeę, że to nic poważnego. Zrobiłam 8km w 39min
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
New Balance but biegowy
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

2.09
znowu zwariowany dzień. Lutka szalała :usmiech: , biegała. Napociłam się biegając za nią. miałyśmy bardzo dużo do zrobienia. Miałam nadzieję, ze jak zostawię ją mamie, to pójdę zrobić. Niestety nie staraczyło czasu. Potem praca...
Mój mąż ma znowu zakrzepicę, tym razem w drugiej nodze :echech: Nie wiadomo o co chodzi.... Wrócilismy o 21. Ja byłam za bardzo zmęczona, żeby pójść pobiegać od razu. Jednak jak wrócił Andrzej z treningu o 23, to dla mnie było zbyt późno. Odpuściłam....

3.09 rano praca. Andrzej przybiegł z Lutką do pracy. Ja miałam robić trening po pracy.
Jakos mi nie szło. Wszystko mi przeszkadzało. Najbardziej ten ból głowy, który miałam od 12 dni. Źle byłam ubrana- zdjęłam kurtke, która jednak ciagle się przesuwała a ja kopałam telefon, było mi za gorąco- ubrałam termiczną bieliznę z długim rękawem i spodnie bawełniane. Potem wiatr wiał mi w oczy.... Czasami tak jest, ze zwyczajnie nie idzie.... Zrobiłam 3 km rozgrzewki, rozciaganie, potem 10km- 4.50 min/km, i trucht miał być 3 km, wyszło 2. Od 13 km łydka bolała mnie bardzo. Ten ostatni km musiałam juz przejść. Zastanawiałam się nad Pucharem Maratonu, ale... mieliśmy układac panele i nie byłoby co zrobic z Lutką.

4.09 Próbowaliśmy jeszcze znaleźć opiekunkę na niedzielę dla Lutki. Niestety się nie udało. Podjęłam decyzję, ze biegne z joggerem w Sochaczewie. Wiedziałam, ze nie będzie łatwo. Zrobiłam sobie kąpiel w soli z guaraną. Super mnie rozluźniła, ale... nie chciało mi sie wogóle spać. Ciagle sie przekręcałam, a Lutka co pół godziny budziła się.

5.09
Sochaczew.
Pogoda super. Zabrakło czasu na rozgrzewkę- wogóle jej nie było. Zaczęłam z tyłu z Mackiem DOM. Bylismy ostatni. Ciezko było przeciskać sie miedzy ludźmi. Lutka płakała- 10min, 15 min, miałam nadzieję, że wreszcie zaśnie, ale ona szlochała coraz bardziej. na nic sie zdało stukanie do niej i zagadywanie. Zatrzymywałam sie na pojenie wodą. Pół godz, 40 min. Chciało mi sie ryczeć. Gdyby to był bieg w mieście, albo na pętlach, na pewno zrezygnowałabym. Tu wiedziałam ze czekałybysmy na autobus- 3 godz. Miałam tylko zegarek, km oznaczone nie wyraźnie.na 10km, miałam 48.30. Lutka po godzinie walki zasnęłam. Miałam juz mysle, zeby w ogóle odpuścic to bieganie i żeby biegac tylko rekreacyjnie. Za cięzka praca wykonana i tak nic z tego nie wynika. Nawet nie mogłam swobodnie pobiec, ale najbardziej bolało mnie serce, ze moja córeczka przez godzine była tak nieszczęśliwa.
Dobiegłam do zakrętu, za którym był puszczony normalny ruch kołowy. Najpierw biegłam za rurą wydechową samochodu, a potem szambiarką. Nie dało się przyspieszyć. Jak chciałam go ominąc lewą stroną, to jakaś przepraszam "krowa" w aucie zajechała mi drogę i musiałam sie cofać. Od 13km bardzo bolała mnie łydka. Musiałam kilka razy sie zatrzymywać i próbować ją rozciągać. To jakby permanentny skurcz. Zaczęłam biec z pięty, żeby chociaż przez chwilkę było rozciągnięcie. Najgorzej było pod górkę. Nawet nie chodzi o wciąganie wózka, tylko właśnie o łydkę.
Zadziwił mnie mój czas 1.43. To tylko minute gorzej od życówki, ale teraz przeciez biegłam z wózkiem, z którym nie można zrobić życiówki.
Mój mąż czekał na mnie z aparatem. Zrobilismy naszej kochanej zwyciężczyni Lutce piekne zdjęcie na podium.
Andrzej mimo zakrzepicy zrobił życiówkę- 1.25- gratulacje KOchanie.
Wspaniale spisała się Dominika- pierwsza kobieta i życiówka!!!!!!!!
Łydka boli mnie strasznie. Juz 2x robiłam sobie prądy TENS.
Zaczęłam też zastanawiać się nad Maratonem. Czy warto...? Czy nie lepiej pobiec bardzo dobrze jakąś połówkę, 5 i 10?
przemyslę to i zobaczyły co będzie z nogą
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

6.09- poniedziałek
Łydka boli- bardzo. Poza tym nie boli nic i w ogóle nie czuję, że coś biegłam. Dziś wolne

7.09- wtorek
po przebudzeniu przywitało nas słońce, jednak juz po godz. zawitały chmury a potem deszcz. POjechałam do
mamy z Lulką. Pobiegałam 40min- nie miałam zegarka. Łydka nie boli
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

8.09- znowu sie działo tyle, ze nie miałam czasu nawet usiąść. Pracowałam od 15 a o 19 poszlismy z mężem i Lulka w joggerze pobiegać- z pracy do Mostu Siekierkowskiego. To nie był mój ulubiony trening- wolny... plus milsze 5x100m przebiezki.
Potem wieczorny- obiad-kolacja(zupa kurkowa i pierś z indyka ze wspaniałą kaszą i sałatką/
Miałam zrobic jeszcze parę rzeczy, ale odpadam i ide spać
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

9.09
noc nieprzespana- LUtek budził sie bardzo często :echech:

Dziś trening z mężem na Agrykoli. 3,5km rozgrzewka, potam 3x400m (tempo około 3.15-3.30) z przerwami i tak udało się zrobić 5 serii niepełnych(deszcz lał strasznie)
Potem praca i oglądanie sprzętu do analizy biegu. O 21. musiałam pojechac do Makro- już nie mieliśmy nawet pieluszek
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

10.09- dzis zaplanowane wolne od biegania. Pędzę tak, że nie mam czasu usiąść na 5min. Jestem zmęczona, ale.. córeczka mi wszystko wynagradza. Wróciła teśiowa i wyszła mi z Lutkem na 2 godz na spacer a ja w tym czasie uwijałam sie jak w ukropie, zeby jak najwięcej zrobić.
11.09- Lutek budził sie co 40min
Andrzej pojechał na uczelnię, a ja postanowiłam pobiec w zawodach w Żabiencu. Młodą zawiozłam do mamy. Wychodząc sprawdziłam obciazenie nosidełkiem z małą, torbami idt-30kg. Teraz to juz wiem, że moją sylwetke to "zawdzięczam" takiemu trybowi życia. Ciągle coś noszę, wciagam wózek po schodach, robię miliony kroczów dziennie, ciągle robimy remont a ja ciagle coś sprzątam
Mąż nie wykupił mi mojego leku na astmę. Nie myślałam jednak, ze będzie aż tak źle....
wprawdzie to nie było 5km, tylko 5350 , ale zrobiłam je w 23min. Tak fatalnie nie biegło mi się już dawno. Nie mogłam złapać powietrza(płuca zaciśniete) i zupełnie nie mogłam przyspieszyć. Juz wydawało mi się, ze biegnę szybko, patrzę na Garmina, a tam 4.25. Finiszu nie było żadnego.

A moja córeczka chodzi juz przy meblach, potrafi trzymac się jedną raczką, a drugą trzyma jakiś przedmiot
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

12.09 Niedziela
Dzis lepsza noc :usmiech: Lutek jednak dobudził się już o 7 i chciał się bawić. Marzyłam jeszcze o pół godzinnej drzemce. Maluszek zasnął o 9, a ja jednak zamiast snu wybrała sprzątanie i gorączkowo krzątałam się po domu, żeby jak najwięcej zdążyć zrobić.
Dziś dzień odwiedzin- byłyśmy u chrzestnej Lusi i jej córeczki 5 letniej. Ania dostała od nas mini zestaw do minikoszykówki i z zapałem grała. Lusia rozpoznawała teren :taktak:
Po południu, kiedy mąz wrócił z uczelni pojechaliśmy na Młociny na 50minutowy trening z joggerem i Lusią. Bardzo miło. Polecam treningi rodzinne :taktak: Lek kupiony został dopiero wieczorem, więc podczas treningu cały czas czułam duszność
Andrzej kończy remont w naszym mieszkanku i stwierdzam, że mam wspaniałego męza, który wszystko potrafi sam zrobić
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

13.09
Trening dopiero po pracy i uśpieniu bobaska , czyli godz 21.
Miała byc rozgrzewka 2 km, a potem 6km po 4.30. Rozgrzewka była dłuższa, ale... nie mogłam wiejśc na takie obroty. To wcale nie takie szybkie tempo, ale moje nogi nie chcaiły biec szybciej. Max 4.39-4.45. Byłam wściekła, ze to nie ja panuję nad moim organizmem, a on sam robi co chce. Nie mogłam zrozumiec dlaczego tak sie stało :echech:
Potem były setki- 5x po około 3.50 i 3 x200(środkowa po 3.17). Troszkę załamał mnie ten trening, ale z drugiej strony byłam zadowolona, ze przebiegłam 13km i mam wolna głowę.

14.09
Trening jako droga do domu po pracy- godz.19.30
dobrze, ze nie miałam urządzeń pomiarowych, więc biegłam sobie w deszczu około 8k, w tym 4 przebiezki(tam gdzie było ciemno)
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

15.09
przeczytałam bloga Kasi, który mnie zmotywował. Zadzwonił jeszcze kolega , z którym miałam biec maraton warszawski... i zdecydowałam , że jednak biegnę.
Z pracy wróciłam o 19, wykąpałam Lusię, uśpiłam. Wrócił mąz z pracy i poszliśmy na trening. On zrobił swój już wcześniej,a teraz towarzyszył mi rowerem. Najpierw 3 km rozgrzewki, rozciaganie, potem 3x5km po około 4.30. Strasznie trudno było mi utrzymać tempo. podziwiam ludzi, którzy mają wyczucie tempa. Ja zupełnie tego nie czuję. Po każdej 5, przerwa 6min (tętno spadało mi do 60 uderzeń. na koniec 2km truchtu. w sumie wyszedł połmaraton :usmiech:
Z oddechem lepiej, ale jeszcze nie wróciło do normy, wydolnościowo zupełnie ok, jedynie troszkę bolą uda.
W ogóle stwierdziłam, że jestem bardzo szczęśliwą osobą :taktak:
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Dzis juz po treningu. Przespałam moze 4-5 godz, ale jakos nie czuje niewyspania. Dzis miało byc lekko, więc pobiegłam z Lusią w joggerze do pracy i z powrotem- około 10km, plus 4 przebieżki
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

dziś odpoczynek. niestety zaczyna mnie łapać przeziębienie :ech:
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

18.09 sobota- przeziebienie w pełni. Z treningu zrezygnowałam. Nie ma sensu w takim stanie biegać. Przespać się nie mogłam, bo Lusia chciała sie bawić.

19.09 zawody
Samopoczucie fatalne. To chyba nie przeziębienie a grypa. Noc słaba, bo Lutek tradycyjnie nie śpi. Dobrze niech pije z piersi, może "nałapie"przeciwciał i sie od nas nie zarazi. Mąż też w stanie kiepskim.
Zwlekłam się z łóżka, nie licząc na nic.
Jak dla mnie było zimno. To pewnie przez to paskudne choróbsko. Nie wzięliśmy nawet zegarka
Trasa rzeczywiście agrafkowata i ja też biegłam sama. Nie miałam motywacji, bo nikogo nie widziałam.
Zaczęłam chyba dość szybko, ale nie za szybko. Myślę, że mogłabym utrzymać tą początkową prędkość. Zmęczenia tym razem nie było. Tak naprawdę przebiegłam bardzo zachowawczo bojąc sie czy przy takim stanie w ogóle dam radę.
wynik- 20.53. Niestety do zyciówki z lipca zabrakło 23s. szkoda, bo w tym roku juz nie będzie szansy. Byłam 5
Generalnie jestem zadowolona, bo widac , ze mam pokłady i szanse, nawet pomimo choroby. Teraz kurowanie. Po kapieli zrobiło się fatalnie. Ledwo zyję. Do pracy raczej nie dam rady pójść.
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

20.09-poniedziałek. Jestem chora. Nici z biegania. Pracę też odpuszczam

21.09 wtorek- dziś tez nie dam rady biegać :echech: Choroba rozwinięta na maxa. Nie pomaga nic. Do pracy niestety muszę iść. Czuję sie fatalnie

22.09 środa- pacę znowu odpuszczam, ale pobiegac muszę. 12 km w ciagu dnia(ale mamy piękną złotą jesień :usmiech: ) Tempo straszne- dech zapiera z nosa leci.

23.09 czwartek. Powoli wracam do świata żywych :taktak: . Dziś w GW jest artykuł o nas (tzn o mnie i Lutce) :usmiech: . Zdecydowanie propaguję macierzyństwo i bieganie. Po pracy miałam dojechać na trening do męża. Andrzej prowadził z grupą trening, my z Lutka przyjechałysmy o 19.30- zrobiło się zimno, a Lutek był zmęczony i śpiący, więc wróciłam. Myślałam, że pobiegnę jak Andrzej wróci, ale odpadłam

24.09-Piątek. Rano praca, potem pojechałyśmy z córką do babci i zrobiłam taką piątke na rozbieganie. Fajnie. Lutka coraz lepiej przemieszcza sie na dwóch nogach. Cudna z niej dziewczynka
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

25.09- mam pietra. Z Lusią odebrałyśmy pakiet startowy. Znowu sie nagimnastykowałam noszeniem toreb, nosidełka Lusi, sprzątaniem- ech jestem troszkę zmęczona fizycznie.
Po południu przygotowałam sobie wszystko na maraton i mieszkanko dla Lusi i opiekunki. Jak wrócił mąż, to zjedliśmy makaron, i poszliśmy zrobic z Lusią w joggerze rozbieganko- 4km.
Idę spać , jutro godzina prawdy :oczko:
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
Ruda
Ekspert/fizjoterapia
Posty: 432
Rejestracja: 17 lis 2006, 18:48
Życiówka na 10k: 40:30
Życiówka w maratonie: 3:20
Kontakt:

Nieprzeczytany post

3.20.30 to mój czas z Maratonu Warszawskiego :usmiech:

noc średnio przespana. Pewnie Lusi udzieliło się napięcie przedstartowe. Obudziła się o 23 i nie spała do 2 (nie chciało się jej spać, chodziła po mnie i Andrzeju, śpiewała sobie. Potem ja nie mogłam zasnąć. Zaczęłam myśleć co mnie boli- kolano, łydka, Achilles. Wreszcie zasnęłam, ale o 4 juz pobudka przez Lusię i tak do 6.
Rano trzeba było przygotować wszystko dla siebie i Lusi. Miała przyjść moja koleżanka i zajmować się maluszkiem.
Na śniadanie- bułka z masłem, kawa, herbata
Spotkaliśmy się rano z Joasią, która miała podawać mi napoje i Michałem, który miał supportować męża.
Wszystko przygotowane
Ruszamy. A jednak ustawiłam się za zającem na 3.20. POczątek biegł fanastycznie- już nawet nie zarekałam na garmina.
Zastanawiałam się o czym myśleć- i miałam przed oczami moja ukochaną , smiejącą się córeczkę i czas 3.20, próbowałam wyobrazić sobie, ze lecę. Biegło się super, bez specjalnego wysiłku- tetno max do 160. Starałam się być w środku grupy. Czas szybko mijał, a kolejne kilometry przemykały. Za mostem Joasia przewróciła się z rowerem- wystraszyłam się, ze złamała rękę, bo dopiero dojechała do mnie po 5km.Na 32(chyba km) nasz zając zdjął koszulkę i powiedział, zebyśmy biegli sami. i tak zostaliśmy sami. Grupa się rozlazła. Na najbardziej odsłoniętych odcinkach niestety biegłam sama. Nagle przy Moście Śłąsko Dąbrowskim zobaczyłam męża- płakac mi się chciało, bo oznaczało, że nie udało mu się zrobic jego wymarzonej życiówki, do której był świetnie przygotowany. Okazało się, ze ma takie skurcze łydek, ze w ogóle nie może biec. Mój wynik przestał się liczyć, bardzo zależało mi, zeby to jemu sie udało. Kazał biec dalej i nie patrzeć się na niego. Biegłąm na podbiegu miałam duże opóźnienie, ale juz na górze podbiegł facet, do którego się podpięłam- niesety tylko na km. Ciekawe, ze mój Garmin pokazywał o 600m więcej, niż było w rzeczywistości. Wiedziałam juz , ze dobiegnę. Generalnie przez całą drogę wiedziałam, że mi się uda- to dzięki mojemu cudownemu męzowi i córeczce.
Za wcześnie zrobiłam finisz- wydawało mi się, ze to juz ta pierwsza brama, ale trzeba było jeszcze biec kawałek. Udało się !!!!!!!!!!!!!
Byłam oszołomiona, było mi niedobrze. Na mecie spiker powiedział, ze czekaliśmy na Panią a ja, ze ten bieg był dla mojej Lusi i męża. Rzeczywsicie tak było- to tylko dzięki nim mogłam zrezalizować tak wielkie cele
Wiem, że większość moich znajomych nie wierzyła, że uda mi się zrobić taki czas- czyli 30min lepsza życiówka. Wiem, że to wydaje się nieprawdopodobne, ale udało się!!!!!!!!!!
Teraz wiem, że biega się głową!!!!!!
Dziękuję Ci mój KOchany Mężu!!!!!!!!
Wiem, że Tobie sie jeszcze uda złąmać 3 godz w maratonie
Jestem- 2 w kat wiekowej, 1 w kat medyków
Fanastycznie

Strój-
shockabsorber- bez koszulki, żeby nie było za gorąco. Numer na gumce na biodrach
buty- te nejlepsze- lunaracery
Ostatnio zmieniony 04 paź 2010, 13:26 przez Ruda, łącznie zmieniany 1 raz.
http://www.ortoreh.pl
"Droga jest celem"
ODPOWIEDZ