DOMinika - myślami w 2013
Moderator: infernal
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Po biegu. Maciuś ukończył: 7 godzin i 21 minut! To mój największy sukces...
Mistrzostwa Świata w maratonie górskim, Potrbdo 2011
Wyjazd do Słowenii i start w jednym z trudniejszych maratonów na świecie wydawał mi się szaleństwem. W końcu jednak dałam się namówić na występ - najbardziej kusiła perspektywa wystąpienia oficjalnie jako reprezentantki Polski. Nigdy nie miałam takiej szansy...(i zobaczymy, czy jeszcze się taka możliwość powtórzy...).
Szaleństwo! Szaleństwo... choć przecież udało mi się wywalczyć Mistyrzostwo Polski w biegach górskich na długim dystansie - ale na dwugodzinny wysiłek byłam przygotowana, na ponad dwa razy więcej...NIE...Aby przygotować się dobrze do półmaratonu nie trzeba dłuuugich godzin spędzać na bieganiu, aby jednak dobrze przebiec maraton...trzeba poświęcić znacznie więcej czasu. Aby przebiec górski maraton...
Wiedziałam, że w tym sezonie osiągnęłam już bardzo wiele - poprawa życiówki w półmaratonie o 4 minuty, poprawa na 5 i 10km. W planach miałam zakończenie sezonu pod koniec maja - start w MP miał być tym ostatnim przed roztrenowaniem. Tymczasem zakwalifikowałam się na MŚ...
Byłam zmęczona. Naprawdę wymęczona startami, pracą, szkołą (11 czerwca obroniłam się - podyplomowe studia marketingu sportu, SGH), Bartusiem (toć berbeć ma dopiero 14 miesięcy, wstaje przed szóstą rano, z oka go nie można spuścić...). Moje ostatnie starty nie były do końca udane (poza dyszką w GP, ale co tu porównywać...).
Zmęczenie, zmęczenie. Kilka razy miałam ochotę wycofać się, powiedzień "nie jadę, i tak wiele tam nie zawojuję".
Ale przecież liczy się też doświadczenie, w życiu trzeba mierzyć się z coraz wyższymi przeszkodami.
Czasami trzeba zaryzykować...nawet, gdy rozsądek próbuje wziąć górę...
Chciałam poczuć atmosferę mistrzostw...
Z Warszawy wyjechaliśmy już w środę po pracy - remontowane bezmyślnie drogi nie pozwalały na komfortową jazdę. 7 godzin do granicy (350 km). Masakra... Tam nocleg w miłym hoteliku Zamek (przy samej granicy) i rano 800 km... też w 7 godzin. Cóż - Europa (mam nadzieję, że doczekamy się kiedyś takich tras...). Dojechaliśmy na miejsce przed czwartą - przywitał nas upał i rewelacyjne widoki. Hotel milutki - 5 gwiazdek, spa. WAKACJE.
Alpy Julijskie, a w tle te wyższe...
Bajka.
Słowenia jest przepiękna. Wokół góry, jeziora z krystalicznie czystą wodą (w takim kolorze, który sądziłam zarezerwowany jest tylko dla oceanu - przynajmniej ja, poza Meksykiem, nigdzie takiej barwy nie odnotowałam), ludzie uśmiechnięci (poza zawodnikami: od tych wieje grozą, patrzą spode łba, oceniają, szykują się do starcia - mogłabym opisać swoje atawistyczne skojarzenia, ale trochę nie mam czasu...).
My wakacjowaliśmy. Czułam się trochę nie na miejscu pośród tych profesjonalistów, ale...raz się żyje:)
Trzeba posmakować to życie- tak jak lokalne specjały (żal sobie odmawiać...i wcinać makaron...). Mnie do gustu szczególnie przypadł nielokalny, ale rewelacyjny rekin z grilla w bakłażanach z serem pleśniowym...MNIAM. A że ostatnio mam niesamowitą jazdę na ryby i krewetki to byłam przeszczęśliwa
Niestety już kolejnego dnia pogoda zaczęła się psuć. Było jeszcze ciepło, ale słońce zniknęło za chmurami. Przelotnie kropił deszcz. Postanowiliśmy poświęcić piątek na zwiedzanie.
Prognozy na sobotę nie były ciekawe...deszcz, do plus czterech na szczytach...ŹLE
Dodatkowo góry (piękne) nie nastrajały pozytywnie (WYSOKO! I śnieg na szczytach).
O 17-tej odbyła się ceremonia rozpoczęcia mistrzostw. Sztandary, przemówienia, zespoły ludowe. Takie patetyczne klimaty (nie moje). Poza tym ciężko czuć się komfortowo, gdy nie ma się stroju reprezentacji, a inne ekipy wyglądają PROFESJONALNIE i NARODOWO. My - ubrani...od czapy...
Niestety PZLA na dwa dni przed wyjazdem poinformowała, że trojów reprezentacyjnych nie dostaniemy... Problem PZLA? Sponsora? Czy może biegi górskie zaczęto traktować jako coś gorszego?
Gdybym miała więcej czasu przygotowałbym dla wszystkich stroje na własną rękę, przynajmniej koszulki wypadałoby mieć...
Zaczęło padać (dlatego o 21 byliśmy już w łóżkach - po tradycyjnym piwie: mają bardzo smaczne:).
O 5 rano śniadanie...
Jak się czułam?
Nie rewelacyjnie, ale również nie szczególnie źle. Trochę bolał mnie brzuch i kostka (natarłam ją żelem przeciwbólowym).
Śniadanie pożywne (za duże!). Niestety mój żołądek jeszcze się nie zaaklimatyzował (co ciekawe - po tym wyjeździe jestem o ponad kilogram cięższa...).
Na start wyjechaliśmy punktualnie o szóstej - godzina drogi autokarem (duszno, słabo mi było - na szczęście choroba lokomocyjna nie ujawniła się do końca).
Zaczęło mocno padać (a ja przyjechałam się opalać!!!).
Nie zrobiłam rozgrzewki (kryjąc się przed deszczem i kalkulując, że i tak się rozgrzeję...).
Start...
Nikt nie ruszył super szybko, raczej spokojnie. Nie wiem ile kobiet jest przede mną, ale nie ma to znaczenia. Wiem, że muszę złapać własne tempo.
Pierwsze zdziwienie po 0,5 km (organizator podawał na stronie 37,5km) - informacja, że do mety jeszcze 38 km... Hm...
Buty dobrze trzymają się ślizgiej nawierzchni. Z podziwem patrzę na Rosjanki w startówkach Zapłacą za to na zbiegach.
Moje buty - PUMA NIGHTFOX spisały się idealnie:) Są stworzone do biegów anglosaskich!
Pierwsze kilometry biegło się dobrze, ale nagle moje nogi zrobiły się niesamowicie ciężkie. Lewe udo odmówiło posłuszeństwa. Stawałam się z każdym metrem coraz cięższa i cięższa. Rywalki przeszły do marszu - ja też musiałam, ale to moja pięta achillesowa. Nie zdążyłam jeszcze nauczyć się podchodzenia. Szło mi to bardzo "pod górkę". W Polsce góry pozwalały na to, by biec do końca...
...tu potrzebna była umiejętność podchodzenia.
TO DO NEXT YEAR
Minęła mnie Ania Celińska i Antonina Rychter - pozostałe Polski biorące udział w wyścigu. A ja byłam bezradna. Chciałam się wycofać...by nie przybiec na końcu, by nie złapać kontuzji, by nie umierać dłużej... Na szczęście kilka słów wsparcia, by powalczyć też dla drużyny...POMOGŁO.
Dotrwałam do pierwszego zbiegu.
I w tym miejscu mogłam rozwinąć skrzydła.
Zbieganie to mój największy atut. Wyprzedziłam kilka dziewczyn (nawet Rosjanki w startówkach, które wydawało się, że odbiegły na tysiące kilometrów).
Niestety po zbiegu trochę płaskiego i masakryczny podbieg.
W tym miejscu mogę przyznać się, że skończył się dla mnie bieg, a zaczęło "doczłapywanie".
Postanowiłam potraktować drugą (morderczą) część trasy jako spacer po górach. Przy okazji zgubiłam buta po którego musiałam się wracać, wzywałam pomoc dla faceta, który na moich oczach skręcił sobie nogę (dokładnie nie wiem co mu się stało, ale wyglądało dramatycznie). I człapałam. Z bólem, ale... na szczycie ukazał mi się taki widok... że WARTO:) Gdybym biegła i walczyła, nigdy nie zwróciłabym uwagi na to, co mijam po drodze. A tak? Miałam czas i okazję popodziwiać. Oczywiście wolałabym biec... Ale nie było sensu ryzykować kontuzji (a zmęczone mięśnie łatwo ulegają), bo 15 czy 25 pozycja - to już bez znaczenia.
Wnioski: bardzo dużo pracy przede mną, ALE czołówka światowa jest w zasięgu - przez pierwszą część dotrzymywałam im kroku, a nie było to super zabijające tempo (spodziewałam się, że najlepsze dziweczyny leciutko i szybciutko przegonią całą resztę już na początku).
Wnioski dodatkowe - jestem dobra w zbieganiu i nie męczy to mojego organizmu. Właściwie na pierwszym zbiegu wyprzedziłam 6 czy 7 kobiet pomimo, że czułam się okropnie. Mnie zbieganie po prostu nie boli. Natomiast podchodzenie...NIE UMIEM:(
Jeszcze...
Mistrzostwa Świata w Maratonie Górskim...
Cóż...ukończyłam i nie zrobiłam sobie krzywdy...21 z kobiet 1:20:13 (na pierwszym szczycie, po ok.10km) 2:29:25 (na dole po 23 km) 4:04:29 (na drugim szczycie na 30 km) 4:47:21 (na mecie - 38,5 km)
Zajęłyśmy 4-te miejsce drużynowo i niewiele zabrakło nam do medalu brązowego.
Najlepiej spisała się Ania Celińska - 6-ta na mecie!
Antonina był 18-ta z czasem o kilka minut lepszym ode mnie.
Czy traktować ten start jako porażkę ,czy jednak pewien sukces?
Na pewno była to mocna lekcja - charakteru, gór, możliwości.
Jestem teraz bardziej zmotywowana do treningu i wiem, że przy każdej okazji będę uciekać w góry. Bo "w górach jest wszystko, co kocham. I wszystkie wiersze są w bukach..." jak śpiewał poeta;)
Ostatnio zmieniony 22 cze 2011, 14:22 przez DOM, łącznie zmieniany 3 razy.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Kolejny dzień roztrenowania...
ile można nie biegać?
Zaraz zamienię się w toczącą się kulkę
Hmm
Intensywnie myślę o planach i celach...
Chyba jendak maraton...
...szybki maraton mi się marzy
Coś nie mogę skończyć relacji. Dużo pracy w pracy;) I dopiero odespałam Słowenię...
ile można nie biegać?
Zaraz zamienię się w toczącą się kulkę
Hmm
Intensywnie myślę o planach i celach...
Chyba jendak maraton...
...szybki maraton mi się marzy
Coś nie mogę skończyć relacji. Dużo pracy w pracy;) I dopiero odespałam Słowenię...
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Bez aktywności fizycznej wytrzymałam 5 dni...
Wczoraj rower i basen.
Dziś wolne (tempo 5,40!) 6,2 km. Musiałam potruchtać, bo inaczej nigdy nie pozbędę się zakwasów.
No i już jestem głodna biegania.
TAK.
Teraz wolne, długie wybiegania
Przez najbliższy tydzień jeszcze wszystko bardzo lajtowo, w ramach roztrenowania.
Dla tych co nie czytali: http://www.sport.pl/lekkoatletyka/1,649 ... ch_ME.html
Nie wiem o działaczy których krajów chodzi, ale... ważne, żeby działacze mieli zabawę.
Wczoraj rower i basen.
Dziś wolne (tempo 5,40!) 6,2 km. Musiałam potruchtać, bo inaczej nigdy nie pozbędę się zakwasów.
No i już jestem głodna biegania.
TAK.
Teraz wolne, długie wybiegania
Przez najbliższy tydzień jeszcze wszystko bardzo lajtowo, w ramach roztrenowania.
Dla tych co nie czytali: http://www.sport.pl/lekkoatletyka/1,649 ... ch_ME.html
Nie wiem o działaczy których krajów chodzi, ale... ważne, żeby działacze mieli zabawę.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
piątek to jeszcze wieczorna sauna - 3 seanse
sobota 11 km, tempo ok. 5,0
niedziela (triathlon w mojej wersji): 17,3 km biegu, 8 km roweru, 0,5 km pływania, 20 minut jacuzzi...
sobota 11 km, tempo ok. 5,0
niedziela (triathlon w mojej wersji): 17,3 km biegu, 8 km roweru, 0,5 km pływania, 20 minut jacuzzi...
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
W poniedziałek aerobik ze sztangą...hmm...chyba się nie przekonam
Wtorek - 12,5 km wolnego biegu.
Zakwasy w nogach minęły, ale mięśnie po wczorajszych ciężarach bolą...nie tak bardzo, ale (mam strasznie słabe ręce, pomimo że nigdy jeszcze nie byłam tak silna...).
Dziś też rozmowy o treningu. I układanie...priorytetów. Cóż nie będzie cotygodniowych startów i dziwnego podejścia startowego osób, które nawet w roztrenowaniu nie odpuszczają... Będzie za to Maraton Warszawski. Mam nadzieję, że szybko i przyjemnie...
Powoli trzeba będzie wchodzić w porządny trening, czyli biegać więcej... Mam nadzieję, że się uda...sama sobie kibicuję.
Wtorek - 12,5 km wolnego biegu.
Zakwasy w nogach minęły, ale mięśnie po wczorajszych ciężarach bolą...nie tak bardzo, ale (mam strasznie słabe ręce, pomimo że nigdy jeszcze nie byłam tak silna...).
Dziś też rozmowy o treningu. I układanie...priorytetów. Cóż nie będzie cotygodniowych startów i dziwnego podejścia startowego osób, które nawet w roztrenowaniu nie odpuszczają... Będzie za to Maraton Warszawski. Mam nadzieję, że szybko i przyjemnie...
Powoli trzeba będzie wchodzić w porządny trening, czyli biegać więcej... Mam nadzieję, że się uda...sama sobie kibicuję.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Środa, szalona środa
Nie sądziłam, że znajdę czas na bieganie, tymczasem udało się urwać ok. 45 minut (pomiar Swatchem, który nie ma wskazówek jest mocno "na oko"). Niestety w samochodzie miałam tylko buty i koszulkę do biegania, musiałam praktykować bieganie w jeansach Zapewne widok tak "profesjonalnej biegaczki" próbującej wykrzesać jak najwięcej kilometrów z kilkudziesięciu minut - rozbrajające...
A serio - lepiej w jeansach niż wcale. Szkoda tylko, że nie pomyślałam o zdjęciu paska...i mam ładną rankę na biodrze
Nie sądziłam, że znajdę czas na bieganie, tymczasem udało się urwać ok. 45 minut (pomiar Swatchem, który nie ma wskazówek jest mocno "na oko"). Niestety w samochodzie miałam tylko buty i koszulkę do biegania, musiałam praktykować bieganie w jeansach Zapewne widok tak "profesjonalnej biegaczki" próbującej wykrzesać jak najwięcej kilometrów z kilkudziesięciu minut - rozbrajające...
A serio - lepiej w jeansach niż wcale. Szkoda tylko, że nie pomyślałam o zdjęciu paska...i mam ładną rankę na biodrze
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Czwartek, aj!
Strasznie mi się biegało: ciężko, duszno (chyba siedziało mi coś na żołądku i ogólnie zmęczona byłam całym dniem, bo mięśniowo nie było problemów)
14,2 km. Wolno, coraz wolniej.
No, nie był to miły trening.
Strasznie mi się biegało: ciężko, duszno (chyba siedziało mi coś na żołądku i ogólnie zmęczona byłam całym dniem, bo mięśniowo nie było problemów)
14,2 km. Wolno, coraz wolniej.
No, nie był to miły trening.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
PIĄTEK - wolne (deszcz, wiele spraw)
SOBOTA, 2 lipca
- 1 dzień 1 tygodnia przygotowań do MARATONU
Rewelacyjny trening:
1h 30 minut - 20,3 km (byłabym wysoko w wielu półmaratonach w naszym kraju;)
Spontaniczny bieg z narastającą prędkością - od 5 do 4,17 min/km
Średnia prędkość 4,30
Kwintesencja radości biegania.
Lekko i przyjemnie. I nawet mało deszczowo!
NIEDZIELA, 3 lipca
12,1 km, spokojnie 4,54 min/km
Deszczowo:(
Po południu basen z Bartusiem.
SOBOTA, 2 lipca
- 1 dzień 1 tygodnia przygotowań do MARATONU
Rewelacyjny trening:
1h 30 minut - 20,3 km (byłabym wysoko w wielu półmaratonach w naszym kraju;)
Spontaniczny bieg z narastającą prędkością - od 5 do 4,17 min/km
Średnia prędkość 4,30
Kwintesencja radości biegania.
Lekko i przyjemnie. I nawet mało deszczowo!
NIEDZIELA, 3 lipca
12,1 km, spokojnie 4,54 min/km
Deszczowo:(
Po południu basen z Bartusiem.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Na razie jest nieźle. Jak na początek przygotowań.
PONIEDZIAŁEK, 3 lipca
Na razie na 75%...
Szybko...
15 x 1 minuta (jeszcze na przerwie 1 minuta). Tempo mnie zaskoczyło - śrdnio 17-17,5km/h. Szybko.
Chyba nigdy tak szybko jeszcze nie było...
13,8 KM
WTOREK, 4 lipca
13 km, tempo 4,50 min/km
Przed śniadaniem, przed zabieganym dniem...
PONIEDZIAŁEK, 3 lipca
Na razie na 75%...
Szybko...
15 x 1 minuta (jeszcze na przerwie 1 minuta). Tempo mnie zaskoczyło - śrdnio 17-17,5km/h. Szybko.
Chyba nigdy tak szybko jeszcze nie było...
13,8 KM
WTOREK, 4 lipca
13 km, tempo 4,50 min/km
Przed śniadaniem, przed zabieganym dniem...
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
ŚRODA, 6 lipca
Po ciężkim i zakręconym dniu...
12,2 km czyli krótki bieg z narastającą prędkością. Od człapania po ostatni kilometr i pół w tempie maratonu. Hm...maratonu??? Nie wiem po jakich chmurach stąpam, ale na razie niewiarygidne wydaje mi się przebiegnięcie 42 km w tempie szybszym niż 4 min/km...
Ale jestem marzycielką
Poza tym - lubie trenować, choć nigdy nie daję z siebie wszystkiego, bo to po prostu nie ma sensu.
Jestem amatorką (no! pół-amatorką, bo jakieś korzyści z tytułu biegania udaje się czasami osiągać...) i bieganie mnie...kręci. Wciąż mnie kręci bardziej niż rower, pływanie czy aerobik, joga...
no...uwielbiam biegać...taka słabosta...
Po ciężkim i zakręconym dniu...
12,2 km czyli krótki bieg z narastającą prędkością. Od człapania po ostatni kilometr i pół w tempie maratonu. Hm...maratonu??? Nie wiem po jakich chmurach stąpam, ale na razie niewiarygidne wydaje mi się przebiegnięcie 42 km w tempie szybszym niż 4 min/km...
Ale jestem marzycielką
Poza tym - lubie trenować, choć nigdy nie daję z siebie wszystkiego, bo to po prostu nie ma sensu.
Jestem amatorką (no! pół-amatorką, bo jakieś korzyści z tytułu biegania udaje się czasami osiągać...) i bieganie mnie...kręci. Wciąż mnie kręci bardziej niż rower, pływanie czy aerobik, joga...
no...uwielbiam biegać...taka słabosta...
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Czwartek, 7 lipca
15,2 km (wiekszość pod lekką górkę) na zakończenie 5x2' p1' w bardzo komfortowym tempie 3,45min/km
Piątek, 8 lipca
Baaardzo wolne, bezzegarkowe 13 km przed szóstą rano... oj, nie lubię tak wcześnie. Właściwie człapałam sobie i dosypiałam podczas biegu. W lesie spotkane 2 osoby. Poranna mgła i pustka.
Ale ładne zakończenie pierwszego tygodnia przedmaratońskiego. Do startu pozostało 11 tygodni.
Podsumowanie tygodnia 1/12:
Treningi: 7
Kilometry: 99,6 (najwięcej w tym roku!)
Ładnie się lipiec zaczął. Niestety teraz przez 3 dni może być problem. Jadę do Wrocławia przeprowadzać faas testy (zapraszam!) i z bieganiem może być słabo
15,2 km (wiekszość pod lekką górkę) na zakończenie 5x2' p1' w bardzo komfortowym tempie 3,45min/km
Piątek, 8 lipca
Baaardzo wolne, bezzegarkowe 13 km przed szóstą rano... oj, nie lubię tak wcześnie. Właściwie człapałam sobie i dosypiałam podczas biegu. W lesie spotkane 2 osoby. Poranna mgła i pustka.
Ale ładne zakończenie pierwszego tygodnia przedmaratońskiego. Do startu pozostało 11 tygodni.
Podsumowanie tygodnia 1/12:
Treningi: 7
Kilometry: 99,6 (najwięcej w tym roku!)
Ładnie się lipiec zaczął. Niestety teraz przez 3 dni może być problem. Jadę do Wrocławia przeprowadzać faas testy (zapraszam!) i z bieganiem może być słabo
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Bez biegania jestem nie w humorze!
W sobotę 20km w 4,39min/km, równo, spokojnie.
Niedziela to 24h w pracy, w poniedziałek na mega-zmęczeniu 5km truchtu.
Czuję się ciężka, zmęczona, niewsypana i niewybiegana.
W sobotę 20km w 4,39min/km, równo, spokojnie.
Niedziela to 24h w pracy, w poniedziałek na mega-zmęczeniu 5km truchtu.
Czuję się ciężka, zmęczona, niewsypana i niewybiegana.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
wtorek, 12 lipca
Mały zawodnik obudził się o piątej i trzeba było się bawić. Moje niewsypanie tylko się pogłebiło, także czułam się przez cały dzień wykończona. Po południu 16 km w tempie nieznanym (bez zegarka), pewnie ok. 5 min/km. Powoli powracałam do żywych.
Wieczorem Maciek zaproponował dodatkowo wspólne, rodzinne bieganie - 9 km plus podbiegi na górkę ursynowską.
Łącznie 25 km - co za rozpusta biegowa
Mały zawodnik obudził się o piątej i trzeba było się bawić. Moje niewsypanie tylko się pogłebiło, także czułam się przez cały dzień wykończona. Po południu 16 km w tempie nieznanym (bez zegarka), pewnie ok. 5 min/km. Powoli powracałam do żywych.
Wieczorem Maciek zaproponował dodatkowo wspólne, rodzinne bieganie - 9 km plus podbiegi na górkę ursynowską.
Łącznie 25 km - co za rozpusta biegowa
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
środa, 13 lipca
Oj, ledwo, ledwo...
13,7 km w tym 14 x 1 min/1 min po 17km/h.
Masakra. Po pierwszej minutówce chciałam kończyć. Na dziesiątej umierałam. Udało się dociągnąć do 14, ale nie był to miły trening
Zmęczona!
Oj, ledwo, ledwo...
13,7 km w tym 14 x 1 min/1 min po 17km/h.
Masakra. Po pierwszej minutówce chciałam kończyć. Na dziesiątej umierałam. Udało się dociągnąć do 14, ale nie był to miły trening
Zmęczona!
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Czwartek
Burzowo, lepko i mokro
12,5 km w bliżej niekoreślonym tempie, spowalniając minutówki runny'iego.
Burzowo, lepko i mokro
12,5 km w bliżej niekoreślonym tempie, spowalniając minutówki runny'iego.