iNFERNAL @2021 for SUB18 ☐ & SUB39 ☑
Moderator: infernal
- infernal
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3330
- Rejestracja: 04 wrz 2017, 08:33
- Życiówka na 10k: 38:36
- Życiówka w maratonie: 3:42
- Lokalizacja: Kalisz
25.03-31.03.2019
5 - trening biegowy
0 - trening siłowy
Kilometraż : 70km
Po półmaratonie trochę podskoczyła chęć do biegania. Kilometraż od razu fajnie poszedł w górę. Ze względu trochę na czas, nie było treningu siłowego. Akcenty zostały wykonane prawidłowe, a jeden nawet trochę z nadwyżką. Na przyszły tydzień zaplanowałem sobie już stare, dobre interwały ala tempo z 5K. Także tego... Nadchodzący tydzień będzie mordęgą.
Marzec 2019
22 x treningi biegowe - 235km
0 x treningi siłowe
Przyszły pierwsze testy, start po przepracowanej zimie. Pobiłem życiówkę na każdym z dystansów które mam aktualnie w stopce (wszystkie stary opisane na poprzedniej stronie). Mam nadzieję, że w kwietniu uda się jeszcze coś urwać na dystansie 5-10km. Zaplanowałem już cały miesiąc jeśli chodzi o treningi, pozostaje jedynie wykonać wszystko. Prawdopodobnie wystartuje na 10km 28.04 ale to się jeszcze okaże. Miało być o marcu - jestem zadowolony z tego co udało się uzyskać. Treningi siłowe poszły w siną dalą, jak w poprzednim zresztą miesiącu. Tutaj wymagana jest poprawa.
Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
- infernal
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3330
- Rejestracja: 04 wrz 2017, 08:33
- Życiówka na 10k: 38:36
- Życiówka w maratonie: 3:42
- Lokalizacja: Kalisz
1.04.2019r.
BS + 10 Przebieżek
Dystans: 10,10 km
Czas: 52m:34s
Średnie tempo: 05:12 min/km
Średnie tętno: 158
Maks. tętno: 184
Weekend wypoczynek, a i tak nie czułem świeżości w nogach. Przebieżki weszły zacnie.
2.04.2019r.
3km BS + 2 Przebieżki + 5x1200m/400m trucht + 2km BS
Dystans: 13,10 km
Czas: 1g:04m:02s
Średnie tempo: 04:53 min/km
Średnie tętno: 170
Maks. tętno: 191
Dawno nie było negatywnego wpisu co? No dobra, dzisiaj też nie będzie. Jestem zadowolony z tego treningu, że wykonałem, że dałem jako tako radę. Mimo warunków czy niechęci. Założeniem było biegać te 1200m, szybciej niż na granicy 4minut. Uznałem, że @3:50 będzie ok. W końcu, jeśli chce szybko biegać to muszę zacząć szybko biegać. Przecież 5k przebiegłem po 3:57 więc hej, powinienem dać radę. Przed wyjściem dwa razy ustawiałem zegarek, myślałem by zmienić na 1km, ale mówię wracamy do pierwszego założenia spróbuje - zacząłem już wątpić. Kończę BS'a, dwie szybsze przebieżki i zaczynam delikatny stretch. Znalazłem się na bieżni 250m okrążenie. Wieje niemiłosiernie, no ale dobra przecież się nie wycofam. Zaczynam. Starałem się biegać równo, ale wiadomo że początek był już rwany za szybko. 3:45 - niestety, wyniki widzę dopiero po wgraniu do kompa. Kolejne okrążenie nogi już przebierają równo, wszedłem w odpowiednie tempo choć czuje poprzednie 3:48. Odczuciowo już ciężko, lecimy trzecie 3:49. Łydki zaczęły palić zwłaszcza gdy skręcałem na bieżni, po czym zaczynało się odcinek pod wiatr. Tuptam, ja już nie truchtam a tuptam. 4 powtórzenie - 3:54, tomtom sports pokazuje to ładnie że pod wiatr zwalniałem do 4:00-4:05. Łydki już palą wręcz, przechodzę na chwilę w marsz, ale po 20metrach mówię nie ma bata - tuptam przynajmniej tak. Ostatnie powtórzenie, zrobię je. 3:53, akceptowalne(?). Gdyby nie wiatr pewnie bym tak nie szarpał i zachował odpowiednio siły. Padam na bieżnie i kładę się. No takie 8-9/10 bym dał. Odsapuje i przechodzę w BS który idzie lekko po 5:20. Na koniec myślę - po męczarniach...
Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
- infernal
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3330
- Rejestracja: 04 wrz 2017, 08:33
- Życiówka na 10k: 38:36
- Życiówka w maratonie: 3:42
- Lokalizacja: Kalisz
Oczywiście nie może być kolorowo cały czas więc, negatywny wpis
3.04.2019r.
BS
Dystans: 11,01 km
Czas: 1g:00m:09s
Średnie tempo: 05:28 min/km
Średnie tętno: 163
Maks. tętno: 175
Szczerze, nie wiem czy to kwestia przemęczenia czy po prostu cięższy dzień. Wiało co niemiara i chyba w każdym rejonie Polski. Tętno takie jak przy II zakresie po 4:40-45. Miało być 12km, skończyłem na jedenastym...
4.04.2019r.
3km BS + 2x3km P/3min trucht. + 2km
Dystans: 11,14 km
Czas: 54m:52s
Średnie tempo: 04:56 min/km
Średnie tętno: 172
Maks. tętno: 192
Dzisiaj nie miało być ciężko. Nie zbierałem się ochoczo na trening, ale z drugiej strony starałem sobie tłumaczyć "nie zawsze się chce". Jeśli ma być progress to czasem trzeba sie zmusić. Zaczynam pierwsze powtórzenie między blokami, pod górkę, z górki, pod górkę. Kolejny dzień piekielnie mocno wieje, sucho w powietrzu i 20 C na plusie. Nie jestem przyzwyczajony jeszcze do ciepła, a co dopiero do tego cholernego wiatru. Staram się biec równo, ale czuję że raz biegne po 4:20, raz po 4:10 a raz nawet po 3:52. Jestem zdenerwowany na siebie bo męczę się niemiłosiernie, a nie tak powinno to dziś wyglądać. W końcu się stabilizuje i .. koniec pierwszego powtórzenia 4:15 średnia. Tak jak miało być. Mimo wszystko wiem, zdaje sobie sprawę że za dużo mnie to kosztowało. Truchtam przez te 3min i.. zaczynamy na nowo. Przed końcem drugiego kilometra zacząłem odczuwać mocne problemy żołądkowe, zaczęła głowa padać. Myślę by skończyć, ale trzymam ten ostatni kilometr i mówię sobie że kolejne powtórzenie odpuszczam. 4:17. Niby tylko dwie sekundy, ale jednak. W brzuchu mi gra, przechodzę w marsz. Nie mam ochoty już biec, jestem trochę wyrąbany i boje się że zaraz się tu ze...na miejscu. Zaczynam truchtać, robie schłodzenie powoli 1,5km i nie czuję potrzeby na toaletę. W zegarku gra czas na 3km.. Kończę ten trening. Raz nad wozem, raz pod wozem.
3.04.2019r.
BS
Dystans: 11,01 km
Czas: 1g:00m:09s
Średnie tempo: 05:28 min/km
Średnie tętno: 163
Maks. tętno: 175
Szczerze, nie wiem czy to kwestia przemęczenia czy po prostu cięższy dzień. Wiało co niemiara i chyba w każdym rejonie Polski. Tętno takie jak przy II zakresie po 4:40-45. Miało być 12km, skończyłem na jedenastym...
4.04.2019r.
3km BS + 2x3km P/3min trucht. + 2km
Dystans: 11,14 km
Czas: 54m:52s
Średnie tempo: 04:56 min/km
Średnie tętno: 172
Maks. tętno: 192
Dzisiaj nie miało być ciężko. Nie zbierałem się ochoczo na trening, ale z drugiej strony starałem sobie tłumaczyć "nie zawsze się chce". Jeśli ma być progress to czasem trzeba sie zmusić. Zaczynam pierwsze powtórzenie między blokami, pod górkę, z górki, pod górkę. Kolejny dzień piekielnie mocno wieje, sucho w powietrzu i 20 C na plusie. Nie jestem przyzwyczajony jeszcze do ciepła, a co dopiero do tego cholernego wiatru. Staram się biec równo, ale czuję że raz biegne po 4:20, raz po 4:10 a raz nawet po 3:52. Jestem zdenerwowany na siebie bo męczę się niemiłosiernie, a nie tak powinno to dziś wyglądać. W końcu się stabilizuje i .. koniec pierwszego powtórzenia 4:15 średnia. Tak jak miało być. Mimo wszystko wiem, zdaje sobie sprawę że za dużo mnie to kosztowało. Truchtam przez te 3min i.. zaczynamy na nowo. Przed końcem drugiego kilometra zacząłem odczuwać mocne problemy żołądkowe, zaczęła głowa padać. Myślę by skończyć, ale trzymam ten ostatni kilometr i mówię sobie że kolejne powtórzenie odpuszczam. 4:17. Niby tylko dwie sekundy, ale jednak. W brzuchu mi gra, przechodzę w marsz. Nie mam ochoty już biec, jestem trochę wyrąbany i boje się że zaraz się tu ze...na miejscu. Zaczynam truchtać, robie schłodzenie powoli 1,5km i nie czuję potrzeby na toaletę. W zegarku gra czas na 3km.. Kończę ten trening. Raz nad wozem, raz pod wozem.
Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
- infernal
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3330
- Rejestracja: 04 wrz 2017, 08:33
- Życiówka na 10k: 38:36
- Życiówka w maratonie: 3:42
- Lokalizacja: Kalisz
5.04.2019r.
Po 4 dniach treningowych należał się odpoczynek.
6.04.2019r.
BS + 5km Parkrun (30:00 Pacemaker) + BS
Dystans: 23,31 km
Czas: 29m:47s | 1g:34m:48s
Średnie tempo: 05:57 min/km | 05:11 min/km
Średnie tętno: 163
Maks. tętno: 175
W sobotę zawitała w dalszym ciągu ładna pogoda. Nadal trochę wietrznie, ale tego dnia nie zamierzałem mocno biegać. Przeszła mi przez myśl, by pobiec poniżej 20min i zrobić mocny trening ale koniec końców, zostawiam to na za tydzień - na dwa tygodnie przed startem na dyszkę. Zobaczę jak się siły mają, czy dalej coś tam nogi przebierają poniżej 4 min na kilometr. Ostatnio po 4:15 już odmówiły posłuszeństwa, ale dobra nie o to tym dziś. Do parkrun 4 km przebiegłem i rozgrzałem się idealnie. Postanowiłem, że zgłoszę się na pejsa na 25 lub 30min. Okazało się, że jedna osoba była chętna pobiec na 30min więc mówię ok. Podeszła zapytać czy mając ostatnio czas 31-32min jest w stanie. Kasia była zdecydowana, więc zagrzałem do walki i mówię że spróbować zawsze można. Co innego bieganie treningowe, a co innego tutaj - choć Parkrun to nie są zawody. Udało się, nawet pod koniec dać sprint Osobiście wyszło mi 13 sekund za szybko, ale to chyba jest do wybaczenia. Chwila rozmowy, oddanie kamizelki pejsa i lece dalej biegać choć wiadomo - miałem chwilę być odpocząć Powrót do treningu - fajnie i przyjemnie. Pod koniec postawiłem trochę przycisnąć, końcowe 3km po 4:30 a ostatni kilometr 4:10. Łącznie wyszły 23 kilometr więc WOW, nie pamiętam kiedy tyle zrobiłem ostatni raz
7.04.2019r.
Niedziela wolna.
1.04-7.04.2019
5 - trening biegowy
0 - trening siłowy
Kilometraż : 69km
Dobry trening interwałowy, średni trening progowy. Relatywnie fajne, dłuższe bieganie weekendowe choć nie było ciągiem. Koniec końców, kilometrów i tak nabiłem tego dnia dzięki czemu tygodniowy kilometraż podskoczył do odpowiednich cyfr. Bycie pejsa jak zawsze, przyjemna sprawa. Za tydzień oby nie było wietrznie na parkrun. Ten tydzień, planuje przepracować co najmniej mocno jak ten który był, jeśli nie mocniej.
Po 4 dniach treningowych należał się odpoczynek.
6.04.2019r.
BS + 5km Parkrun (30:00 Pacemaker) + BS
Dystans: 23,31 km
Czas: 29m:47s | 1g:34m:48s
Średnie tempo: 05:57 min/km | 05:11 min/km
Średnie tętno: 163
Maks. tętno: 175
W sobotę zawitała w dalszym ciągu ładna pogoda. Nadal trochę wietrznie, ale tego dnia nie zamierzałem mocno biegać. Przeszła mi przez myśl, by pobiec poniżej 20min i zrobić mocny trening ale koniec końców, zostawiam to na za tydzień - na dwa tygodnie przed startem na dyszkę. Zobaczę jak się siły mają, czy dalej coś tam nogi przebierają poniżej 4 min na kilometr. Ostatnio po 4:15 już odmówiły posłuszeństwa, ale dobra nie o to tym dziś. Do parkrun 4 km przebiegłem i rozgrzałem się idealnie. Postanowiłem, że zgłoszę się na pejsa na 25 lub 30min. Okazało się, że jedna osoba była chętna pobiec na 30min więc mówię ok. Podeszła zapytać czy mając ostatnio czas 31-32min jest w stanie. Kasia była zdecydowana, więc zagrzałem do walki i mówię że spróbować zawsze można. Co innego bieganie treningowe, a co innego tutaj - choć Parkrun to nie są zawody. Udało się, nawet pod koniec dać sprint Osobiście wyszło mi 13 sekund za szybko, ale to chyba jest do wybaczenia. Chwila rozmowy, oddanie kamizelki pejsa i lece dalej biegać choć wiadomo - miałem chwilę być odpocząć Powrót do treningu - fajnie i przyjemnie. Pod koniec postawiłem trochę przycisnąć, końcowe 3km po 4:30 a ostatni kilometr 4:10. Łącznie wyszły 23 kilometr więc WOW, nie pamiętam kiedy tyle zrobiłem ostatni raz
7.04.2019r.
Niedziela wolna.
1.04-7.04.2019
5 - trening biegowy
0 - trening siłowy
Kilometraż : 69km
Dobry trening interwałowy, średni trening progowy. Relatywnie fajne, dłuższe bieganie weekendowe choć nie było ciągiem. Koniec końców, kilometrów i tak nabiłem tego dnia dzięki czemu tygodniowy kilometraż podskoczył do odpowiednich cyfr. Bycie pejsa jak zawsze, przyjemna sprawa. Za tydzień oby nie było wietrznie na parkrun. Ten tydzień, planuje przepracować co najmniej mocno jak ten który był, jeśli nie mocniej.
Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
- infernal
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3330
- Rejestracja: 04 wrz 2017, 08:33
- Życiówka na 10k: 38:36
- Życiówka w maratonie: 3:42
- Lokalizacja: Kalisz
8.04.2019r.
BS + 10PB
Dystans: 12,07 km
Czas: 1g:02m:43s
Średnie tempo: 05:12 min/km
Średnie tętno: 162
Maks. tętno: 188
Biegało się przyzwoicie. Temperatura dawał trochę o sobie znak, 20 C aczkolwiek szybkie bieganie tylko podczas przebieżek więc nie było to uporczywe aż tak. Postanowiłem dołożyć 2km i dopiero przystąpić do przebieżek.
9.04.2019r.
3km BS + 3x2km I/3min trucht. + 2km
Dystans: 12,40 km
Czas: 59m:34s
Średnie tempo: 04:48 min/km
Średnie tętno: 164
Maks. tętno: 185
Ahhh te interwały. Szczerze? Mimo wszystko wole je, aniżeli tempo progowe. Teoretycznie tutaj bardziej cierpię, ale jakoś ten czas szybciej leci Na dworzec jakieś 10 C, myślę czy by nie lecieć na krótki rękaw ale koniec końców zostałem przy długim - to był strzał w 10tke. Wiało momentami potwornie, że ręce mi marzły. Pewnie dlatego że też były trochę oblane już potem. Tak czy owak, BS zleciał raz dwa i przystąpiłem do powtórzeń. Pierwszy kilometr wszedł relatywnie dobrze delikatnie pod górkę, wiedziałem że dopiero teraz będzie ciężko aczkolwiek teraz będzie lekko z. Wiatr prosto w twarz - no to tyle z ułatwienia sobie. Spuszczam głowę w dół, staram się równo przebierać nogami. Bach, zamykam powtórzenie na średniej 3:56. Zawsze mnie to boli, że wyniki dopiero widzę jak jestem w domu i podłącze zegarek. Truchtam. Jest, było ciężko ale myślę że już 1/3 za mną. Zaczyna się kolejne powtórzenie, kilometr wchodzi relatywnie ok dla organizmu, postanawiam nawrócić żeby nie walczyć z wiatrem(zamiast skręcać i mieć trochę z górki) - okazuję się, że tutaj również wiatr jest frontalny. Znów spuszczam głowę w dół, ale zamykam powtórzenie - 3:56. Przechodzę chwilę w marsz, ale po 5sekundach zaczynam truchtać. Jeszcze nie czas na odpoczynek. Teraz będzie dopiero walka. Myślałem by zrobić 1km+1km ale postanawiam zrobić po raz kolejny 2km razem mocne. Pik pik. Zaczynam biec po raz ostatni delikatnie pod górkę, kilometr pada i zaczyna się walka. Ojj walka. Skręcam, niby zbieg delikatny ale wiatr jeszcze bardziej zerwał się. Jak nazłość. Głowa w dół patrzy. Czuję, czuję że nie biegnę równo ale walczę. Wychodzę na prostą, zostaje 500 metrów. Liczę w głowię, to jeszcze jakieś niecałe 2 minuty walki. Metry uciekają powoli. Pach zamykam. 3 ostatnie powtórzenie 3:56. "Jak w zegarku" tak teraz mogę to podsumować. Podpieram się na nogach, "kwicze". Truchtam, po czym przechodzę w BS. Idzie lekko. Nogi lekkie jak zawsze po tak ciężkim treningu gdy już nie ma tempa 3:55, a "zaledwie" 5:10. Koniec.
Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
- infernal
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3330
- Rejestracja: 04 wrz 2017, 08:33
- Życiówka na 10k: 38:36
- Życiówka w maratonie: 3:42
- Lokalizacja: Kalisz
10.04.2019r.
BS
Dystans: 12,03 km
Czas: 1g:03m:30s
Średnie tempo: 05:17 min/km
Średnie tętno: 153
Maks. tętno: 164
Polubiłem się chyba z liczbą dwanaście. A tak poważnie, bez szaleństw. Zwykły bees.
11.04.2019r.
2km BS + 10km @4:30 + 2km BS
Dystans: 14,02 km
Czas: 1g:06m:13s
Średnie tempo: 04:43 min/km
Średnie tętno: 170
Maks. tętno: 185
Miał być II zakres po 4:45, ale pomyślałem "znowu to?". Z drugiej strony, trzepanie interwałów co tydzień mi nie przeszkadza. Chociaż hej, tam też zmieniłem trochę formę z 5x1k na 3x2k. No dobra, to zróbmy mocniejszy trening. Kończę rozgrzewkę, lekki stretch i zaczynam. "Ummm, wieje trochę. Może jednak II zakres? Nie no, lecimy." I tak, od okrążenia po okrążenie. Średnio moja pętelka ma 2,5km. Minus, że jest w pustym polu i choć biegnę po asfalcie to wieje tam zawsze - przechodzi tam obwodnica. Koniec końców, udało się zrobić i śrd wyszła 4:29 (44:56 tempomat?). Pod koniec czułem nogi. Zastanawiam się, czy moje nogi pamiętały jeszcze treningi wtorkowy czy już tylko środowy. Wiem wiem, kwestia regeneracji ale tak się zastanawiam hmm Tak czy owak, z treningu jak z wtorkowego tak i dzisiaj jestem zadowolony. Oddechowo relatywnie ok, jedynie głowa musiała popracować no i nogi. O tętnie to się nawet nie wypowiadam, moje serce chyba wolno pikać nie umie. Niezależnie od tempa Po 4 dniach treningowych piątek rest.
Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
- infernal
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3330
- Rejestracja: 04 wrz 2017, 08:33
- Życiówka na 10k: 38:36
- Życiówka w maratonie: 3:42
- Lokalizacja: Kalisz
12.04.2019r.
Rest totalny.
13.04.2019r.
BD
Dystans: 18,36 km
Czas: 1g:38m:07s
Średnie tempo: 05:21 min/km
Średnie tętno: 162
Maks. tętno: 173
Szczerze mówiąc, ciężko mi się biegło. Nie wiem czy to było jeszcze zmęczenie z całego tygodnia ale męczący był to dla mnie bieg długi. Postanowiłem nie udziwniać, dodawać jakichkolwiek akcentów BNP czy mocniejszej końcówki. Tętno II zakres, a biegłem nie po 4:45 tylko po 5:20. Myślałem o 20, skończyłem na 18. Nie było sensu ciągnąć tego dłużej. Niedziela odpoczynek totalny.
8.04-14.04.2019
5 - trening biegowy
0 - trening siłowy
Kilometraż : 69km
Kilometraż dobry. Dwa fajne ciężkie akcenty plus jeden dłuższe spokojne wybieganie. Brakło znów treningu siłowego, jakiegoś core jako uzupełnienie. Muszę w końcu tego przypilnować. W nadchodzącym tygodniu idę na parkrun sprawdzić jak stoję z formą, a za dwa tygodnie zapisałem się na start 10k - Września. Czy udało się urwać coś z PB? Forma jak i pogoda, zweryfikuje.
GRA O TROOOOOOOOOOOOOON
Rest totalny.
13.04.2019r.
BD
Dystans: 18,36 km
Czas: 1g:38m:07s
Średnie tempo: 05:21 min/km
Średnie tętno: 162
Maks. tętno: 173
Szczerze mówiąc, ciężko mi się biegło. Nie wiem czy to było jeszcze zmęczenie z całego tygodnia ale męczący był to dla mnie bieg długi. Postanowiłem nie udziwniać, dodawać jakichkolwiek akcentów BNP czy mocniejszej końcówki. Tętno II zakres, a biegłem nie po 4:45 tylko po 5:20. Myślałem o 20, skończyłem na 18. Nie było sensu ciągnąć tego dłużej. Niedziela odpoczynek totalny.
8.04-14.04.2019
5 - trening biegowy
0 - trening siłowy
Kilometraż : 69km
Kilometraż dobry. Dwa fajne ciężkie akcenty plus jeden dłuższe spokojne wybieganie. Brakło znów treningu siłowego, jakiegoś core jako uzupełnienie. Muszę w końcu tego przypilnować. W nadchodzącym tygodniu idę na parkrun sprawdzić jak stoję z formą, a za dwa tygodnie zapisałem się na start 10k - Września. Czy udało się urwać coś z PB? Forma jak i pogoda, zweryfikuje.
GRA O TROOOOOOOOOOOOOON
Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
- infernal
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3330
- Rejestracja: 04 wrz 2017, 08:33
- Życiówka na 10k: 38:36
- Życiówka w maratonie: 3:42
- Lokalizacja: Kalisz
15.04.2019r.
BS + 10PB
Dystans: 12,11 km
Czas: 1g:02m:46s
Średnie tempo: 05:11 min/km
Średnie tętno: 157
Maks. tętno: 185
I znów dołożyłem te dwa kilometry i zrobiłem przebieżki. Po weekendzie wypocząłem, więc ciśniemy dalej.
16.04.2019r.
3km BS + 5x1000m/400m trucht + 2km BS
Dystans: 12,01 km
Czas: 58m:20s
Średnie tempo: 04:51 min/km
Średnie tętno: 167
Maks. tętno: 191
Jak wtorek do, na interwały na interwały na interwały. Ostatnio w terenie było 3x2 po 3:55 to dzisiaj zrobiłem na bieżni. Niestety, znów wiało więc ciężko było mi kontrolować tempo. Raz z wiatrem, raz pod wiatr. Rozgrzewka standardowo, choć im bliżej było mi do bieżni, tym co raz cięższe myśli przychodzi. 250 metrów po 4 okrążenia i mamy pierwsze powtórzenie. Nie było tak tragicznie, 3:48. Truchtam te 400 metrów i lecę kolejne. 3:49. Jak zwykle, czas są mi znane dopiero po treningu w domu. Trochę się przetarłem wydaje mi się i złapałem wiatr w żagle. Kolejne trzecie powtórzenie, końcówka ciężko ale bez rwania 3:45. Na takim tempie domyślnie chciałem robić powtórzenia. Czwarte lecę, również wpada w 3:45. Oddech już ciężki, serce bije naprawdę mocno. Przez chwilę myśl, może to mogło być ostatnie. Hej, przecież parkrun w sobotę. Myślę nie! Ten tydzień ma być ciężki, wymagający jeszcze. W przyszłym tygodniu zluzuj i start na 10k. Lecę ostatnie powtórzenie 3:43. Zrobione. Zwalniam, klękam na bieżnie. Po chwili się podnoszę i ruszam robić schłodzenie. Myślę sobie - Race is coming...
Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
- infernal
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3330
- Rejestracja: 04 wrz 2017, 08:33
- Życiówka na 10k: 38:36
- Życiówka w maratonie: 3:42
- Lokalizacja: Kalisz
17.04.2019r.
2km BS + 8km II zakres + 2km BS
Dystans: 12,02 km
Czas: 58m:50s
Średnie tempo: 04:54 min/km
Średnie tętno: 168
Maks. tętno: 182
Po wczorajszym ciężkim treningu wypadałoby dzisiaj zrobić coś luźniejszego, aczkolwiek czwartek robie wolny. Tak tak, robię wolny żeby trochę jednak dać sobie luzu przed sobotnim parkrunem. Postawiłem na cos mało komfortowego, ale żeby nie był to zajazd jak wczoraj - II zakres. Na początku nie mogłem się wbić w tempo @4:45 - tym razem, 4:30 stwierdziłem że może być za mocno. Na początku nie mogłem się wbić w tempo i było trochę rwania - jak tak 4:45, 4:41 to czasem 4:37 czy 4:36. Nie wiem czy nogi po wczoraj nie mogły się wczuć w spokojniejsze wolniejsze bieganie czy o co chodzi.
Tak czy owak, trening wszedł ładnie. Chciałem wyliczyć średnie tempo z tych 8km ale nigdzie na necie nie mogę znaleźć jakiegoś kalkulatora który wylicza z odcinków średnią. :/ A testowałem trochę autolapa co 1km w zegarku, stąd brak podsumowanie za całe 8km jak to bywało dotychczas.
18.04.2019r.
Wolny czwartek - dawno tego nie było. Dzisiaj będzie sauna + może jakieś rolowanie/rozciąganie. Piątek delikatne krótkie bieganie, pare przebieżek i sobota parkrun. Trochę mi kilometrów zejdzie przez to w tym tygodniu, ale postaram się w sobotę/niedziele nadrobić jeśli humor po sobotnim "starcie" dopisze
Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
- infernal
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3330
- Rejestracja: 04 wrz 2017, 08:33
- Życiówka na 10k: 38:36
- Życiówka w maratonie: 3:42
- Lokalizacja: Kalisz
19.04.2019r.
BS + 4PB
Dystans: 5,05 km
Czas: 27m:28s
Średnie tempo: 05:26 min/km
Średnie tętno: 151
Maks. tętno: 178
Już standardowo można powiedzieć, dzień przed robię zawsze malutki rozruch, a dwa dni wcześniej całkowitą przerwę. Zrobiłem trochę ponad 4km, a następnie cztery razy setki szybko i żwawo.
20.04.2019r.
Parkrun Kalisz
Czas netto: 19:20 -new PB
Rezultat parkrun: 19:22
Średnie tempo: 3:52 min/km
Miejsce: 7/105
Średnie tętno: -
Maks tętno: -
Czas kolejnych weryfikacji. Okres wiosennych startów dobiega powoli końcowi, za tydzień czeka mnie start na 10k miejmy nadzieję jeszcze właśnie w wiosennej aurze, pogodzie. Obudziłem się dość wcześniej, bo około godziny 7:00. Standardowe śniadanie, dwa razy toaleta i czasu jeszcze trochę było. Odpowiednie nastrajanie się przed biegiem za pomocą filmików motywacyjnych, jakiś zapowiedzi London Marathon, ścigania się Kipchoge vs Mo. Na start mam około 4km, postanowiłem że przejadę się rowerem. Więc bez stresu o 8:30 stwierdziłem że się zbieram. Niestety, powietrza prawie że nie było. Próbowałem podratować całą sytuację, na szybko niestety dętki presta to największe g.... dobra, nie będę po raz kolejny się denerwował Jestem pierd oazą spokoju Patrzę na godzinę, zostało mi 15minut. No nic, w samochód i jadę. Niepotrzebny dodatkowy stres, gdzie już i tak odczuwałem delikatny stres - niby parkrun ale zależało mi na dobrym, mocny biegu.
Znajomy, który pierwszy raz był i startował na parkrun wykręcił 26min - gratulacje Czekał już, również miał problem bo znowu on nie mógł zwrócić rowera miejskiego do stacji. No nic, biorę się za szybką rozgrzewkę - kilometr, parę mocniejszych przebieżek, rozciągam się delikatne i staję w 2-3 rzędzie. Pare twarzy było mi znajomych, pogoda w miarę dopisywała. Pozostało tylko jedno - mocno pobiegnąć.
Taktyka była prosta. Dać z siebie 100%. Starałem się trzymać jednej znajomej twarzy która wydawała mi się w okolicach 19:15. Pierwszy kilometr wyszedł mocno, 3:44. Trochę zszokowany zszedłem z obrotów. Jak się potem okazało, ta osoba walczyła o życiówkę - zrobiła 18:57. Oddech zaczął się robić głębszy już po pierwszym kilometrze, ale postanowiłem cisnąć, choć trochę bardziej w tyle - 3:53. Tutaj widziałem osobę która była prowadzona przez rowerzystę i jeszcze dwóch innych biegaczy - kobietę. Wynik jaki osiągnęła to 17:30 500 metrów i nawrotka. Połowa za mną, a tu wiatr. No tak, przecież nie mogło być inaczej. Nienawidzę tego wiatru, bo strasznie mnie to wybija z rytmu. Męczy nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Pik pik, autolap 3:47. Znów mocno, ale teraz zaczyna się walka. Czuję, czuję że opadłem z sił. Nie mam za kim się schować, mój "zając" uciekł a ja mijam biegacz. Ciężko, psychicznie i fizycznie. Najsłabszy mój kilometr - czy gdybym poleciał oszczędnie byłoby lepiej? Może, a może nie. 3:59. To nadal kilometr poniżej 4min, ale już wolny w porównaniu do poprzednich. Niby kilka sekund, ale jednak. Zostaje kilometr, a ja już odliczam. Przyspieszam do 3:50, ale nie ma tu już mowy o mocny finiszu, sprincie. 3:56. To już była walka o przetrwanie, o dowiezienie tego co zostało. Wiedziałem na co się piszę, na jaką taktykę. Zatrzymuje zegarek, 19:20 i padam na ziemie. Kładę się na plecy, plackiem i oddycham ciężko. Po chwili wstaję i idę powoli do samochodu po kartkę z numerem parkrun. Brzuch mnie ściska, ale jestem zadowolony z siebie. Wiatr na pewno trochę pokrzyżował i byłbym w stanie jeszcze trochę urwać, może też inna taktyka. Teraz to nie ważne, jestem zadowolony. Było mocno i dobrze.
Pasek od HR nie zadziałał, niestety:( A szkoda, bo od przyszłego tygodnia już nie będę go posiadać. Za tydzień start na 10km. Wynik daje szansę na złamanie 41 minut i będę zadowolony. Wersja optymistyczna i będę szczęśliwy przy wyniku 40:30. Tydzień zapowiada się na BSy, jeden cięższy akcent typu 3x1km.
Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
- infernal
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3330
- Rejestracja: 04 wrz 2017, 08:33
- Życiówka na 10k: 38:36
- Życiówka w maratonie: 3:42
- Lokalizacja: Kalisz
Tamten post i tak wyszedł już długi, więc zrobimy w oddzielnym co działo się dalej.
20.04.2019r.
BS
Dystans: 10,04 km
Czas: 51m:36s
Średnie tempo: 05:08 min/km
Średnie tętno: 164
Maks. tętno: 173
Po powrocie do domu, napiłem się i postanowiłem zrobić jeszcze BS'a. Doszło dodatkowych 10 kilometrów. To chyba jeszcze kwestia zadowolenia. Prócz tego, obok mnie otworzyło się "pogotowie rowerowe" i udało się napompować rowerek. Więc po bieganiu zjadłem obiad, odpocząłem i.... Poszedłem jeszcze pojeździć.
Dystans: 30,71 km
Czas: 1g:20m:35s
Średnia prędkość: 22,87 km/h
Średnie tętno: 135
Były momenty kiedy troszkę mocniej przycisnąłem, ale generalnie starałem się jechać równo i spokojnie. Nogi jak i organizm były zmęczone.
21.04.2019r.
BS
Dystans: 10,02 km
Czas: 55m:18s
Średnie tempo: 05:31 min/km
Średnie tętno: 146
Maks. tętno: 155
Ostatnie bieganie z paskiem HR. Sam BS bez historii. Chciałem wyjść pobiegać po wczorajszym dość ciężki dniu.
15.04-21.04.2019
5 - trening biegowy
1 - rower
0 - trening siłowy
Kilometraż : 68km
Kilometraż znów wyszedł w porządku, choć były prawie dwa dni praktycznie nie biegowe. Udało się pobić życiówkę na 5km, o 28 sekund więc całkiem fajnie jak na tak krótki dystans. Oby pogoda dopisała w niedziele - nie za ciepło, brak wiatru i będzie dobrze. Na pewno, znów dam siebie 100%. Start jest o 16 co mnie trochę przeraża, no ale jestem dobrej myśli!
20.04.2019r.
BS
Dystans: 10,04 km
Czas: 51m:36s
Średnie tempo: 05:08 min/km
Średnie tętno: 164
Maks. tętno: 173
Po powrocie do domu, napiłem się i postanowiłem zrobić jeszcze BS'a. Doszło dodatkowych 10 kilometrów. To chyba jeszcze kwestia zadowolenia. Prócz tego, obok mnie otworzyło się "pogotowie rowerowe" i udało się napompować rowerek. Więc po bieganiu zjadłem obiad, odpocząłem i.... Poszedłem jeszcze pojeździć.
Dystans: 30,71 km
Czas: 1g:20m:35s
Średnia prędkość: 22,87 km/h
Średnie tętno: 135
Były momenty kiedy troszkę mocniej przycisnąłem, ale generalnie starałem się jechać równo i spokojnie. Nogi jak i organizm były zmęczone.
21.04.2019r.
BS
Dystans: 10,02 km
Czas: 55m:18s
Średnie tempo: 05:31 min/km
Średnie tętno: 146
Maks. tętno: 155
Ostatnie bieganie z paskiem HR. Sam BS bez historii. Chciałem wyjść pobiegać po wczorajszym dość ciężki dniu.
15.04-21.04.2019
5 - trening biegowy
1 - rower
0 - trening siłowy
Kilometraż : 68km
Kilometraż znów wyszedł w porządku, choć były prawie dwa dni praktycznie nie biegowe. Udało się pobić życiówkę na 5km, o 28 sekund więc całkiem fajnie jak na tak krótki dystans. Oby pogoda dopisała w niedziele - nie za ciepło, brak wiatru i będzie dobrze. Na pewno, znów dam siebie 100%. Start jest o 16 co mnie trochę przeraża, no ale jestem dobrej myśli!
Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
- infernal
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3330
- Rejestracja: 04 wrz 2017, 08:33
- Życiówka na 10k: 38:36
- Życiówka w maratonie: 3:42
- Lokalizacja: Kalisz
22.04.2019r.
Po ciężko przepracowany tygodniu i dobrej życiówce w sobotę, zrobiłem pierwszy poniedziałek wolny od niepamiętnych już mi czasów. Gra o Tron
23.04.2019r.
BS + 10PB
Dystans: 10,06 km
Czas: 51m:50s
Średnie tempo: 05:09 min/km
Średnie tętno: 156
Maks. tętno: 184
Bez dokładania dodatkowych kilometrów, na spokojnie. Pogoda w tym tygodniu mocno przestaje sprzyjać. Robi się ciepło, a do tego potwornie wieje - i nie mówię tutaj o wiaterku który chłodzi. Biegane już z tętnem z zegarka - widać różnice gołym okiem. Choć średnie i maks tętno wygląda podobnie, to sam wykresy już średnio się pokrywa.
24.04.2019r.
3km BS + 3x1000m/1min. trucht + 3,5km BS
Dystans: 10,01 km
Czas: 49m:36s
Średnie tempo: 04:57 min/km
Średnie tętno: 157
Maks. tętno: 194
Miało (jak zwykle), miało być lekko i przyjemnie. No dobra, może nie lekko ale relatywnie lżej aniżeli ostatnim razem. Wiecie, mam wrażenie niezależnie czy biegnę po 4:15 czy po 3:45 kosztuje mnie to tyle samo wysiłku. Zastanawiałem się, jak ja ostatnio pobiegłem ten trening tak szybko, baa. Nie mogłem pojąć jak ja pobiegłem na parkrun to 19:20 jak teraz było tak ciężko. Postanowiłem biec równo, bez rwania. Pierwsze okrążenie 4:04. Wiatr który aktualnie wieje pewnie z 30km/h jest dość mocno odczuwalny gdy biegnie się tempem samym w sobie wymagającym. Kolejny powtórzenie było cięższe, ale nie było łapanie oddechu ciężkiego - 3:58. Minuta tuptania i ruszam po raz trzeci ostatni. Wychodzi równiutko 4:00. Dziękuje samemu sobie, że to już koniec. Serio? Serio Nie nastraja mnie to pozytywnie przed niedzielnym startem. Wiatr, ciepło + moja aktualna forma + brak znajomości trasy, czego się spodziewać. Mam nadzieję, że to kwestia zadbania o regenerację i to 19:20 nie było przypadkowe.
Po ciężko przepracowany tygodniu i dobrej życiówce w sobotę, zrobiłem pierwszy poniedziałek wolny od niepamiętnych już mi czasów. Gra o Tron
23.04.2019r.
BS + 10PB
Dystans: 10,06 km
Czas: 51m:50s
Średnie tempo: 05:09 min/km
Średnie tętno: 156
Maks. tętno: 184
Bez dokładania dodatkowych kilometrów, na spokojnie. Pogoda w tym tygodniu mocno przestaje sprzyjać. Robi się ciepło, a do tego potwornie wieje - i nie mówię tutaj o wiaterku który chłodzi. Biegane już z tętnem z zegarka - widać różnice gołym okiem. Choć średnie i maks tętno wygląda podobnie, to sam wykresy już średnio się pokrywa.
24.04.2019r.
3km BS + 3x1000m/1min. trucht + 3,5km BS
Dystans: 10,01 km
Czas: 49m:36s
Średnie tempo: 04:57 min/km
Średnie tętno: 157
Maks. tętno: 194
Miało (jak zwykle), miało być lekko i przyjemnie. No dobra, może nie lekko ale relatywnie lżej aniżeli ostatnim razem. Wiecie, mam wrażenie niezależnie czy biegnę po 4:15 czy po 3:45 kosztuje mnie to tyle samo wysiłku. Zastanawiałem się, jak ja ostatnio pobiegłem ten trening tak szybko, baa. Nie mogłem pojąć jak ja pobiegłem na parkrun to 19:20 jak teraz było tak ciężko. Postanowiłem biec równo, bez rwania. Pierwsze okrążenie 4:04. Wiatr który aktualnie wieje pewnie z 30km/h jest dość mocno odczuwalny gdy biegnie się tempem samym w sobie wymagającym. Kolejny powtórzenie było cięższe, ale nie było łapanie oddechu ciężkiego - 3:58. Minuta tuptania i ruszam po raz trzeci ostatni. Wychodzi równiutko 4:00. Dziękuje samemu sobie, że to już koniec. Serio? Serio Nie nastraja mnie to pozytywnie przed niedzielnym startem. Wiatr, ciepło + moja aktualna forma + brak znajomości trasy, czego się spodziewać. Mam nadzieję, że to kwestia zadbania o regenerację i to 19:20 nie było przypadkowe.
Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
- infernal
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3330
- Rejestracja: 04 wrz 2017, 08:33
- Życiówka na 10k: 38:36
- Życiówka w maratonie: 3:42
- Lokalizacja: Kalisz
25.04.2019r.
BS
Dystans: 8,01 km
Czas: 41m:46s
Średnie tempo: 05:13 min/km
Średnie tętno: 156
Maks. tętno: 175
BS. Bez dodawania kilometrów, bez udziwniania. Już 26 C zrobiło swoje tego dnia.
26.04.2019r.
Luzowanie. Na saunę postaram się dziś wyskoczyć. Rest rest rest.
Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
- infernal
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3330
- Rejestracja: 04 wrz 2017, 08:33
- Życiówka na 10k: 38:36
- Życiówka w maratonie: 3:42
- Lokalizacja: Kalisz
27.04.2019r.
BS + 4PB
Dystans: 5,06 km
Czas: 27m:25s
Średnie tempo: 05:25 min/km
Średnie tętno: 148
Maks. tętno: 167
Po wczorajsze saunie dziś wskoczył BS plus cztery przebieżki. Luźno, na spokojnie. Polubiłem taki delikatny rozruch nóg na dzień przed.
Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
- infernal
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3330
- Rejestracja: 04 wrz 2017, 08:33
- Życiówka na 10k: 38:36
- Życiówka w maratonie: 3:42
- Lokalizacja: Kalisz
28.04.2019r.
XXXVI Bieg Kosynierów
Czas oficjalny: 39:42 -new PB
Średnie tempo: 3:58 min/km
Średnie tętno: -
Wstęp
Nie wiem, nie wiem co napisać. Od czego zacząć. Chyba jestem winny Wam wyjaśnienie, sobie zresztą też. Może jak to ujmę w słowa, to w końcu do mnie dotrze. Dalej chyba do mnie to nie dociera, dalej nie mogę uwierzyć. Tytuł bloga prysnął. Ktoś mi stwierdził w komentarzach, że mam lekkie pióro. Dzisiaj jest ciężkie, bo chyba łatwiej byłoby mi opowiedzieć co się wydarzyło aniżeli to opisać słowami. Game of Thrones i najnowszy odcinek idealnie wpasowuje się w wydarzenia z poprzedniego dnia. Wielka scena batalistyczna, ogromne przygotowania, masa poświęcenia i ciężkiej pracy by pokonać jednego wroga. A przecież, to nie jedyny wróg. Tak samo jak u mnie. Pokonałem barierę 40 minut, a przecież to nie koniec mojej przygody biegowej. To tylko piękne zwieńczenie i walka na nowo. Z kolejnym, kolejnymi wrogami - czasami.
W niedzielę ruszyłem z łóżka okoły godziny 8. Na spokojnie śniadanie - jajecznica z makaronem + 2 x pancake. Obficie, ale postanowiłem sobie odpuścić obiad jakoby że start był zaplanowany na godzinę 16. Gdybym zjadł, mógłbym czuć się ociężały lub mogła by mnie przycisnąć "dwójka". Kawka oczywiście również wleciała. Kibel raz, drugi. W między czasie, przeglądam forum. Oglądam serial. Przeglądam na żywo wyniki z maratonu w Krakowie i Londynu. Stresuje się. Zdaje sobie sprawę, że organizm czeka mocny wysiłek. Tłumaczę sobie, co mogłem to zrobiłem. Biegałem 5 razy w tygodniu, tydzień temu pobiegłem mocną 5tkę i hej. Co ma być to będzie. Znów jednak czarne myśli się pojawią - patrzę na tych maratończyków którzy walczą z potwornym deszczem. Sam wyglądam przez okno - pada, u mnie też pada. A od Krakowa dzieli mnie ponad 300 km. W całej Polsce pada. Spoglądam niechętnie na krzaki i drzewa - wieje. Nie wiem jak bardzo, ale wieje. Znów odganiam te myśli, staram się skupić na serialu. Sprawdzam wyniki - Kipchoge wygrał, Farah nie poszło. Patrzę na wyniki Naszych forumowych kolegów - gratulacje dla każdego z osobna Was raz jeszcze! Nakręcam się. Nie będę gorszy, PB dziś ma być. Biorę minimum 41. To jest minimum. Wybija 13 godzina, zaczynam się ogarniać. Włączam jakąś muzykę, potem filmiki motywacyjne z biegania. Biorę ze sobą długi rękaw plus krótki rękaw, plus koszulkę typu singlet. Spodenki oczywiście krótkie. Jestem gotowy na każdą ewentualność i ustalę jeszcze w co się ostatecznie ubiorę. Wyjazd o 13:50. Kierunek - Września. Mniej więcej 1h10min jazdy ode mnie. Podczas trasy zjadłem Grześka. Słodyczy w tygodniu w ogóle nie jadam, trzymam się poziomu nawet kcal ale tutaj staram się dawać sobie zachcianki za ciężką pracę + łatwy cukier. Węgle. Energia. Nie czuję jakiegoś głodu - stres. Wjeżdżając już widzę biegaczy, to chyba nie jest jakaś duża miejscowość. Od razu jest szkoła i punkt odbioru pakietu. W środku dwa piwa bezalkoholowe i numer startowy. Była chyba też koszulka w pakiecie - sam już nie wiem, ja jej nie wziąłem. Idę do szatni przebrać się. Widzę, że wszyscy raczej cienko ubrani, jedni jakieś bluzy, inni kombinacje dwie warstwy na górę. Kalkuluje w głowię. 10 stopni jest. Zgrzeje się. Nawet jeśli będą powiewy wiatru, to będzie mi ciepło. Deszcz - ciągle pada, ale nie leje. Bardziej już teraz kropi - czyżby dobry znak? Omen? Whatever. Postanawiam pobiec w singlet zielony (koszulka którą otrzymałem od znajomego gdy zaczynałem przygodę biegową) z półmaratonu nocnego we Wrocławiu. Jest lekka, nie blokuje mojego ruchu. Lubię ją. Z sentymentu pewnie też. Rzeczy odnoszę do samochodu bo i tak jest blisko biura postawiony, a na san start też trochę ponad 500 metrów.
Docieram na rynek jakoś 15:40. Jeszcze kawałek banana, choć głodu jakoś szczególnie nie odczuwam mimo braku już dawno pory obiadowej. Czas rozpocząć rozgrzewkę. Czuję, czuję że nawierzchnia się ślizga i buty mi trochę po niej latają. Tuptam. Przyspieszam, potem znowu wracam do tuptania. Poprawiam spodenki. Wpada kilometr. Robię znowu przyspieszania, przebieżki. Wychodzi 1,5km rozgrzewki. Rozciąganie, lekki stretch.
Relacja z biegu:
Staję jakoś w trzecim rzędzie, na krańcu prawej strony. Jakoś się przecisnę. Zamykam oczy. "Zmiana planów." - bije się w myślach. "Jeśli kogoś się złapie, atakuje 40min. Jeśli podłapię jakąś grupkę, lecę na 40min. Muszę spróbować, przynajmniej spróbuje. Pierwsza próba. Nie wyjdzie, nie wyjdzie. Złamię 41min cierpiąc." W tle zaczyna lecieć muzyka zagrzewająca do walki. Nakręcony i gotowy do walki. 10, 9, 8... 3, 2, 1. START!
1km
Początek jest delikatnie z górki, gdzie nawierzchnia jest ślizga jak diabli. Mimo wszystko rozpędzam się do 3:10 i tak biegnę. Nogi się dogrzewają, po czym jest ostry skręty. Prędkość schodzi odpowiednio i widzę 3:59-4:00 na zegarku. Biegnie spora grupka przede mną bo ok. 5-7 osób. Kawałek za nimi jeszcze 2-3 osoby których ja sam się trzymam. Idealnie. Pik pik. Pierwszy kilometr. 3:50. Mocno, ale nie czuję jeszcze ciężkiego oddechu. Nogi w miarę dobrze kręcą.
2km
Podbieg. Nie jest on jakiś mocny, ale to jest podbieg. Moje oczy to widzą. Do tego wieje w twarz. Staram się schować, ale przy moim wzroście twarzy to mi nie schowają za bardzo. Przynajmniej deszcz ustał. Trzymam się ciągle tych samych osób. Pik pik. 3:59. Jest dobrze!
3km
Jeszcze kawałek podbiegu, następuje lekki zbieg po czym ostry skręt w lewo. Nie powiem, żeby były jakieś widoki. Na pewno stali tam kibice jacyś. Autolap 4:01. Delikatnie wolniej, ale dalej równiutko.
4km
Znowu skręt 90 stopni. Staram się go mocno ściąć po chodniku, odpowiednio się nadając niczym bolid F1. Jakaś kostka brukowa sie przewija która się mocno podziurawiona i nierówna. Ślizgo. 3:59. Idę jak robot. Nie wiem czy to grupka, choć chyba wtedy ktoś odpadł.
5km
Przebiegam gdzie zaczynałem, ale zegarek jeszcze nie pokazuję 5 kilometra. Wiedziałem o tym. Po drugim okrążeniu, będzie zbieg w dół. No nic, teraz też jest zbieg ale trzeba skręcić. Staram się puścic nogi które już czują jest ciężko. 4:10, po chwili 3:40. Oddech robi się ciężki. Jest znacznik 5 kilometra. 3:57 autolap. Okej. Okej. Teraz zaczyna się walka. To nie parkrun.
6km
Biegnę za facetem który bardzo krótko przebiera nogami. Widzę, jak jego dwa to mój jeden. Mimo wszystko, wydaje mi się że biegnie mu się lekko. Asfalt jest ślizgi. Wieje, ale czuję że but mi się ślizga a ja nogi mam ciężkie. Atakuje w tym wypadku chodnik i lecę nim. Trzymam samemu to tempo które sobie narzuciłem. 3:58
7km
Znów ten podbieg. Ja to widzę traso! Zbiegam z chodnika, bo tutaj już trzeba asfaltem. Wypatruje tego biegacza. Biegnę równo. Wyprzedzam dwie dziewczyny - walczą chyba ze sobą. Pik - 3:58
8km
Biegacz którego się uczepiłem przez te 2 kilometry przyspieszył wydaje mi się. Męczę się, bo jeszcze kawałek podbiegu a nikogo obok i z 50 metrów przynajmniej przede mną. Grupka która przede mną była już dawno się przerzedziła. Może tamci biegli na 5km? Nawet nie wiem. Jest ciężko, czuję. Pierwszy raz mogę powiedzieć, że czuję jak źle biegałem. Nie walczyłem głową odpowiednio w innych startach. Czuję, jak nie odbijam się a szur-szur robię. A może mi się wydaje? Nie. Nogi. Oddech płytki zaczyna się robić, ale nie jest taki że nie mogę złapać oddechu. No no.. czyżby postęp? Walczę z myślami. Powoli chce się poddać, przecież już i tak mam życiówkę. Nie. Pik pik. 4:08. Kur.. AAAAAAAA! WAKE UP. Bije się z myślami. Patrzę przestraszony na zegarek, średnie tempo pokazuje 3:59. No przecież chyba się zastrzelę. Co jeśli braknie mi kilku sekund o złamania.
9km
Znowu ostry zakręt 90 stopni, ale ja już wiem gdzie jestem. Nie zaćmiło mnie, bym nie kontaktował. Dobiegam do grupki. Inni też słabną! AAAAAAA! Dociskam. Stali chyba z wodą tutaj, albo wcześniej. Nie zwracałem na to uwagi. 4:00 PIK PIK! Dobra, ciągle pokazuje 3:59 średnią. Nie wiem ile mam nad czasu. Łapie się jakiegoś faceta.
10km
Pare zakrętów o których wcześniej nie wspomniałem. Mijam start. Zaczynamy zbiegać. Tym razem nie skręcam ostro w lewo a trzymam się prawej strony. Biegnę, ja już wiem. Ja już wiem, ale biegnę bo jeszcze nie czas by się cieszyć. Wbiegam w park. Widzę samochód. Pokazuje, 39:00. Zostaje 300, 400 metrów. Uśmiecham się z niedowierzaniem. 3:50, 3:46... Podnoszę ręce i robię cieszynkę Mo Farah. Są jak z waty, jakby cała krew mi do nóg już odleciała. Uśmiecham się. Mam taki zaciesz na mordzie jak nigdy. Biegnę po 3:50 z rękami nad głową i przekraczam mete. Pochylam się. Po chwili stopuje zegarek. Nie mam ciężkiego oddechu, reguluje się. Nie kładę się na ziemi. Czyżbym pobiegł idealnie na swoje możliwości? Dałem z siebie maksa to na pewno. Nie mogę uwierzyć. To jest nie ważne. Napływa mi pare łez do oczu. Zrobiłem to. Jak? Nie wiem. Dałem się podnieść fantazji. To było nie realne. Wóz albo przewóz.
Pokonuję życiówkę z 41:19 na 39:42.
Podsumowanie
Trasa na pewno nie jest na życiówki. To jest moje zdanie. To jakie warunki pogodowe były tego dnia każdy chyba widział u siebie. Deszcz. Wiatr który potrafił się zerwać znikąd. Ślizgawica. Do tego podbiegi, ostre zakręty.
W swojej kategorii wiekowej byłem dopiero 21. Dużo mocnych zawodników biegło tutaj.
Pakiet bez szału, ale sam medal już całkiem fajny. Mały, ale gruby i solidny. Z ładną grafiką.
Co dalej? Roztrenowanie, odpoczynek? Nie wiem. Nie, na pewno nie. Lecimy dalej! Zrealizowałem cel, cel który założyłem sobie by zrealizować go do końca bieżącego roku. Jestem szczęśliwy. Zadowolony. Więc co dalej? Sub90? Sub19? W maju blisko mnie, jest start na dyszkę. Pewnie pobiegnę go - jest to trasa która w tamtym roku przed roztrenowanie mnie pokonała, a w tym roku dałem na niej nawet dobry popis jeśli chodzi o dystans półmaratonu. Postaram się tam powalczyć. Jakiś inny start też wpadnie, może jakiś parkrun.
Dziękuje wszystkim za typy. Dziękuje wszystkim którzy we mnie wierzyli. Mam nadzieję, że relacja choć trochę oddaje i że nie wyszła najgorsza
Z ciekawostek:
Minęły właśnie w tym tygodniu 2 lata od kiedy wyszedłem po raz pierwszy pobiegać. Zrobiłem wtedy szokujące 4 kilometry, w niezbyt zawrotnym tempie zdychając przez trzy dni. Można powiedzieć, że trenować zacząłem tak naprawdę dopiero w przygotowaniach do maratonu czyli styczeń 2018. Wpadł też niedawno tysięczny post na forum.
Pierwsze 5 kilometrów pobiegłem w czasie życiówki na 5km, gdy łamałem sub20 - 19:46. Czas ten uzyskałem 2 marca, czyli niecałe 2 miesiące temu.
Po biegu był mały challenge, że nie zjem. Też wątpiłem. Zjadłem. Burger z podwójnym mięsem - 360g samego mięcha. Do tego dodatki, frytki, bułka. Więc pewnie z 0,5kg żarcia na raz. Nie muszę dodawać, że zjadłem potem jeszcze czipsy czy inne rzeczy wieczorem. Była rozpusta. Chyba zasłużyłem, co?
Truskawka na torcie. Fotka "Sir Michał" na chwilę przed metą:
XXXVI Bieg Kosynierów
Czas oficjalny: 39:42 -new PB
Średnie tempo: 3:58 min/km
Średnie tętno: -
Wstęp
Nie wiem, nie wiem co napisać. Od czego zacząć. Chyba jestem winny Wam wyjaśnienie, sobie zresztą też. Może jak to ujmę w słowa, to w końcu do mnie dotrze. Dalej chyba do mnie to nie dociera, dalej nie mogę uwierzyć. Tytuł bloga prysnął. Ktoś mi stwierdził w komentarzach, że mam lekkie pióro. Dzisiaj jest ciężkie, bo chyba łatwiej byłoby mi opowiedzieć co się wydarzyło aniżeli to opisać słowami. Game of Thrones i najnowszy odcinek idealnie wpasowuje się w wydarzenia z poprzedniego dnia. Wielka scena batalistyczna, ogromne przygotowania, masa poświęcenia i ciężkiej pracy by pokonać jednego wroga. A przecież, to nie jedyny wróg. Tak samo jak u mnie. Pokonałem barierę 40 minut, a przecież to nie koniec mojej przygody biegowej. To tylko piękne zwieńczenie i walka na nowo. Z kolejnym, kolejnymi wrogami - czasami.
W niedzielę ruszyłem z łóżka okoły godziny 8. Na spokojnie śniadanie - jajecznica z makaronem + 2 x pancake. Obficie, ale postanowiłem sobie odpuścić obiad jakoby że start był zaplanowany na godzinę 16. Gdybym zjadł, mógłbym czuć się ociężały lub mogła by mnie przycisnąć "dwójka". Kawka oczywiście również wleciała. Kibel raz, drugi. W między czasie, przeglądam forum. Oglądam serial. Przeglądam na żywo wyniki z maratonu w Krakowie i Londynu. Stresuje się. Zdaje sobie sprawę, że organizm czeka mocny wysiłek. Tłumaczę sobie, co mogłem to zrobiłem. Biegałem 5 razy w tygodniu, tydzień temu pobiegłem mocną 5tkę i hej. Co ma być to będzie. Znów jednak czarne myśli się pojawią - patrzę na tych maratończyków którzy walczą z potwornym deszczem. Sam wyglądam przez okno - pada, u mnie też pada. A od Krakowa dzieli mnie ponad 300 km. W całej Polsce pada. Spoglądam niechętnie na krzaki i drzewa - wieje. Nie wiem jak bardzo, ale wieje. Znów odganiam te myśli, staram się skupić na serialu. Sprawdzam wyniki - Kipchoge wygrał, Farah nie poszło. Patrzę na wyniki Naszych forumowych kolegów - gratulacje dla każdego z osobna Was raz jeszcze! Nakręcam się. Nie będę gorszy, PB dziś ma być. Biorę minimum 41. To jest minimum. Wybija 13 godzina, zaczynam się ogarniać. Włączam jakąś muzykę, potem filmiki motywacyjne z biegania. Biorę ze sobą długi rękaw plus krótki rękaw, plus koszulkę typu singlet. Spodenki oczywiście krótkie. Jestem gotowy na każdą ewentualność i ustalę jeszcze w co się ostatecznie ubiorę. Wyjazd o 13:50. Kierunek - Września. Mniej więcej 1h10min jazdy ode mnie. Podczas trasy zjadłem Grześka. Słodyczy w tygodniu w ogóle nie jadam, trzymam się poziomu nawet kcal ale tutaj staram się dawać sobie zachcianki za ciężką pracę + łatwy cukier. Węgle. Energia. Nie czuję jakiegoś głodu - stres. Wjeżdżając już widzę biegaczy, to chyba nie jest jakaś duża miejscowość. Od razu jest szkoła i punkt odbioru pakietu. W środku dwa piwa bezalkoholowe i numer startowy. Była chyba też koszulka w pakiecie - sam już nie wiem, ja jej nie wziąłem. Idę do szatni przebrać się. Widzę, że wszyscy raczej cienko ubrani, jedni jakieś bluzy, inni kombinacje dwie warstwy na górę. Kalkuluje w głowię. 10 stopni jest. Zgrzeje się. Nawet jeśli będą powiewy wiatru, to będzie mi ciepło. Deszcz - ciągle pada, ale nie leje. Bardziej już teraz kropi - czyżby dobry znak? Omen? Whatever. Postanawiam pobiec w singlet zielony (koszulka którą otrzymałem od znajomego gdy zaczynałem przygodę biegową) z półmaratonu nocnego we Wrocławiu. Jest lekka, nie blokuje mojego ruchu. Lubię ją. Z sentymentu pewnie też. Rzeczy odnoszę do samochodu bo i tak jest blisko biura postawiony, a na san start też trochę ponad 500 metrów.
Docieram na rynek jakoś 15:40. Jeszcze kawałek banana, choć głodu jakoś szczególnie nie odczuwam mimo braku już dawno pory obiadowej. Czas rozpocząć rozgrzewkę. Czuję, czuję że nawierzchnia się ślizga i buty mi trochę po niej latają. Tuptam. Przyspieszam, potem znowu wracam do tuptania. Poprawiam spodenki. Wpada kilometr. Robię znowu przyspieszania, przebieżki. Wychodzi 1,5km rozgrzewki. Rozciąganie, lekki stretch.
Relacja z biegu:
Staję jakoś w trzecim rzędzie, na krańcu prawej strony. Jakoś się przecisnę. Zamykam oczy. "Zmiana planów." - bije się w myślach. "Jeśli kogoś się złapie, atakuje 40min. Jeśli podłapię jakąś grupkę, lecę na 40min. Muszę spróbować, przynajmniej spróbuje. Pierwsza próba. Nie wyjdzie, nie wyjdzie. Złamię 41min cierpiąc." W tle zaczyna lecieć muzyka zagrzewająca do walki. Nakręcony i gotowy do walki. 10, 9, 8... 3, 2, 1. START!
1km
Początek jest delikatnie z górki, gdzie nawierzchnia jest ślizga jak diabli. Mimo wszystko rozpędzam się do 3:10 i tak biegnę. Nogi się dogrzewają, po czym jest ostry skręty. Prędkość schodzi odpowiednio i widzę 3:59-4:00 na zegarku. Biegnie spora grupka przede mną bo ok. 5-7 osób. Kawałek za nimi jeszcze 2-3 osoby których ja sam się trzymam. Idealnie. Pik pik. Pierwszy kilometr. 3:50. Mocno, ale nie czuję jeszcze ciężkiego oddechu. Nogi w miarę dobrze kręcą.
2km
Podbieg. Nie jest on jakiś mocny, ale to jest podbieg. Moje oczy to widzą. Do tego wieje w twarz. Staram się schować, ale przy moim wzroście twarzy to mi nie schowają za bardzo. Przynajmniej deszcz ustał. Trzymam się ciągle tych samych osób. Pik pik. 3:59. Jest dobrze!
3km
Jeszcze kawałek podbiegu, następuje lekki zbieg po czym ostry skręt w lewo. Nie powiem, żeby były jakieś widoki. Na pewno stali tam kibice jacyś. Autolap 4:01. Delikatnie wolniej, ale dalej równiutko.
4km
Znowu skręt 90 stopni. Staram się go mocno ściąć po chodniku, odpowiednio się nadając niczym bolid F1. Jakaś kostka brukowa sie przewija która się mocno podziurawiona i nierówna. Ślizgo. 3:59. Idę jak robot. Nie wiem czy to grupka, choć chyba wtedy ktoś odpadł.
5km
Przebiegam gdzie zaczynałem, ale zegarek jeszcze nie pokazuję 5 kilometra. Wiedziałem o tym. Po drugim okrążeniu, będzie zbieg w dół. No nic, teraz też jest zbieg ale trzeba skręcić. Staram się puścic nogi które już czują jest ciężko. 4:10, po chwili 3:40. Oddech robi się ciężki. Jest znacznik 5 kilometra. 3:57 autolap. Okej. Okej. Teraz zaczyna się walka. To nie parkrun.
6km
Biegnę za facetem który bardzo krótko przebiera nogami. Widzę, jak jego dwa to mój jeden. Mimo wszystko, wydaje mi się że biegnie mu się lekko. Asfalt jest ślizgi. Wieje, ale czuję że but mi się ślizga a ja nogi mam ciężkie. Atakuje w tym wypadku chodnik i lecę nim. Trzymam samemu to tempo które sobie narzuciłem. 3:58
7km
Znów ten podbieg. Ja to widzę traso! Zbiegam z chodnika, bo tutaj już trzeba asfaltem. Wypatruje tego biegacza. Biegnę równo. Wyprzedzam dwie dziewczyny - walczą chyba ze sobą. Pik - 3:58
8km
Biegacz którego się uczepiłem przez te 2 kilometry przyspieszył wydaje mi się. Męczę się, bo jeszcze kawałek podbiegu a nikogo obok i z 50 metrów przynajmniej przede mną. Grupka która przede mną była już dawno się przerzedziła. Może tamci biegli na 5km? Nawet nie wiem. Jest ciężko, czuję. Pierwszy raz mogę powiedzieć, że czuję jak źle biegałem. Nie walczyłem głową odpowiednio w innych startach. Czuję, jak nie odbijam się a szur-szur robię. A może mi się wydaje? Nie. Nogi. Oddech płytki zaczyna się robić, ale nie jest taki że nie mogę złapać oddechu. No no.. czyżby postęp? Walczę z myślami. Powoli chce się poddać, przecież już i tak mam życiówkę. Nie. Pik pik. 4:08. Kur.. AAAAAAAA! WAKE UP. Bije się z myślami. Patrzę przestraszony na zegarek, średnie tempo pokazuje 3:59. No przecież chyba się zastrzelę. Co jeśli braknie mi kilku sekund o złamania.
9km
Znowu ostry zakręt 90 stopni, ale ja już wiem gdzie jestem. Nie zaćmiło mnie, bym nie kontaktował. Dobiegam do grupki. Inni też słabną! AAAAAAA! Dociskam. Stali chyba z wodą tutaj, albo wcześniej. Nie zwracałem na to uwagi. 4:00 PIK PIK! Dobra, ciągle pokazuje 3:59 średnią. Nie wiem ile mam nad czasu. Łapie się jakiegoś faceta.
10km
Pare zakrętów o których wcześniej nie wspomniałem. Mijam start. Zaczynamy zbiegać. Tym razem nie skręcam ostro w lewo a trzymam się prawej strony. Biegnę, ja już wiem. Ja już wiem, ale biegnę bo jeszcze nie czas by się cieszyć. Wbiegam w park. Widzę samochód. Pokazuje, 39:00. Zostaje 300, 400 metrów. Uśmiecham się z niedowierzaniem. 3:50, 3:46... Podnoszę ręce i robię cieszynkę Mo Farah. Są jak z waty, jakby cała krew mi do nóg już odleciała. Uśmiecham się. Mam taki zaciesz na mordzie jak nigdy. Biegnę po 3:50 z rękami nad głową i przekraczam mete. Pochylam się. Po chwili stopuje zegarek. Nie mam ciężkiego oddechu, reguluje się. Nie kładę się na ziemi. Czyżbym pobiegł idealnie na swoje możliwości? Dałem z siebie maksa to na pewno. Nie mogę uwierzyć. To jest nie ważne. Napływa mi pare łez do oczu. Zrobiłem to. Jak? Nie wiem. Dałem się podnieść fantazji. To było nie realne. Wóz albo przewóz.
Pokonuję życiówkę z 41:19 na 39:42.
Podsumowanie
Trasa na pewno nie jest na życiówki. To jest moje zdanie. To jakie warunki pogodowe były tego dnia każdy chyba widział u siebie. Deszcz. Wiatr który potrafił się zerwać znikąd. Ślizgawica. Do tego podbiegi, ostre zakręty.
W swojej kategorii wiekowej byłem dopiero 21. Dużo mocnych zawodników biegło tutaj.
Pakiet bez szału, ale sam medal już całkiem fajny. Mały, ale gruby i solidny. Z ładną grafiką.
Co dalej? Roztrenowanie, odpoczynek? Nie wiem. Nie, na pewno nie. Lecimy dalej! Zrealizowałem cel, cel który założyłem sobie by zrealizować go do końca bieżącego roku. Jestem szczęśliwy. Zadowolony. Więc co dalej? Sub90? Sub19? W maju blisko mnie, jest start na dyszkę. Pewnie pobiegnę go - jest to trasa która w tamtym roku przed roztrenowanie mnie pokonała, a w tym roku dałem na niej nawet dobry popis jeśli chodzi o dystans półmaratonu. Postaram się tam powalczyć. Jakiś inny start też wpadnie, może jakiś parkrun.
Dziękuje wszystkim za typy. Dziękuje wszystkim którzy we mnie wierzyli. Mam nadzieję, że relacja choć trochę oddaje i że nie wyszła najgorsza
Z ciekawostek:
Minęły właśnie w tym tygodniu 2 lata od kiedy wyszedłem po raz pierwszy pobiegać. Zrobiłem wtedy szokujące 4 kilometry, w niezbyt zawrotnym tempie zdychając przez trzy dni. Można powiedzieć, że trenować zacząłem tak naprawdę dopiero w przygotowaniach do maratonu czyli styczeń 2018. Wpadł też niedawno tysięczny post na forum.
Pierwsze 5 kilometrów pobiegłem w czasie życiówki na 5km, gdy łamałem sub20 - 19:46. Czas ten uzyskałem 2 marca, czyli niecałe 2 miesiące temu.
Po biegu był mały challenge, że nie zjem. Też wątpiłem. Zjadłem. Burger z podwójnym mięsem - 360g samego mięcha. Do tego dodatki, frytki, bułka. Więc pewnie z 0,5kg żarcia na raz. Nie muszę dodawać, że zjadłem potem jeszcze czipsy czy inne rzeczy wieczorem. Była rozpusta. Chyba zasłużyłem, co?
Truskawka na torcie. Fotka "Sir Michał" na chwilę przed metą:
Never say never, because limits, like fears, are often just an illusion.
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)
Blog
Komentarze
5 km - 18:20 (09.04.21)
10 km - 38:36 (13.03.21)
HM - 01:30:48 (6.10.19)
M - 3:42:13 (22.04.18)