Ruszyłem bardzo spokojnie. Żadnych przepychanek. Wyprzedziło mnie może kilkadziesiąt osób, ale trzeba pamiętać, że byli to też uczestnicy sztafet dwu- oraz czteroosobowych. Zupełnie bez problemu nawróciłem przez lewe ramię i zrobiło się więcej miejsca. Początek po nawrocie, to bieg naddunajskim bulwarem w kierunku północnym. Celowałem w pierwszy km w 4.00. Nie patrzyłem na zegarek zbyt często, ale 3.59,9 to dobre wyczucie czasu
Początkowo każdy szuka swojego tempa. Obserwowałem, z kim mógłbym biec. Było kilku Duńczyków. Biegli bardzo swobodnie we czwórkę, rozmawiali sobie, potem zwolnili. Ogólnie wyglądali na sporo lepszych biegaczy. Część 5 kilometra przebiegała tunelem, o którym już wspominałem. Puszczona tam muzyka, robiła świetne wrażenie. GPS trochę zwariował, bo jeden kilometr zaniżył, kolejny 3.37:), ale na znaczniku miałem 20.07
Wbiegaliśmy na Most Łańcuchowy przy akompaniamencie muzyków stojących co jakiś czas przy trasie oraz dopingu wielu kibiców. Po drugiej stronie mostu, ogromne wrażenie zrobiła na mnie z zewnątrz Bazylika św. Stefana. Niesamowita budowla, a w środku podobno przepięknie. Pierwszy nawrót mieliśmy w okolicy Stacji Kolejowej w Peszcie (chyba akurat tam dojeżdżają FlixBusy z Polski, jeśli ktoś wybiera tę opcję transportu). Policzyłem, że jestem na 66 pozycji (na ok 5000 uczestników), wliczając w to zawodników sztafet. Dalej po skręcie w lewo gdzieś bliżej 8km był kolejny nawrót. Biegło się bardzo przyjemnie, między wspaniałymi kamienicami, alejami (z drzewami! a nie jak w Toruniu aleje z betonu). Parę razy usłyszałem dajesz Polska!
Zbliżając się do 10 kilometra (40.03); zbiłem piątkę z Krzyśkiem, który szczęśliwie biegł po właściwej stronie ulicy. Okolice 12 kilometra, to wbieg na most Zielony (nie pamiętam właściwej nazwy, ale i tak mówią ludzie Green Bridge). To tam ujrzałem znacznik 40km, a po nawrocie do pokonania było może 200-300m po nieprzyjemnej kostce brukowej. Wiedziałem że na 40km będę tu bardzo cierpiał, ale póki co, kilometry pokonywałem blisko tempa 4.00/km. Tuż po zbiegu z mostu w kierunku mety (przebiegaliśmy nią na 14km), usłyszałem gorący doping zorganizowanej grupy z Polski. Flagi + "małyszówki" robiły robotę!. Byli to kibice/biegacze z Przemyskiego Klubu Biegacza (do których podeszliśmy podziękować po biegu), którzy mieli swojego mocnego zawodnika (jak mówił, biegł na 2.52 a skończył 2.56). W okolicy mety też dało się słyszeć miłe słowa dopingu czy to od Polaków, czy od innych nacji wołających po imieniu lub Lechia, Lengyel itp).
15km 1.00.03 (piszę z pamięci). Co ważne nie miałem dużego rozjazdu zegarka w stosunku to znaczników. To ważne, ale to też przywilej szybszych biegaczy, gdzie nie trzeba nadkładać dystansu. Co do punktów żywieniowych, to znajdowały się bardzo często. Może co 4km max. Dodam, że tutaj wolontariusze nie podają kubków z wodą, ale jakoś sobie radziłem.
Od 12 kilometra do mety biegłem właściwie samotnie. Na tempomacie cały czas okolice 4.00/km.
O 10.25 ruszał w połowie trasy półmaraton. Zamierzałem zameldować się tam przed ich startem. HM minąłem w 1.24.29; tuż przed nimi. Zauważyłem, że w Budapeszcie organizatorzy pomyśleli. Wypuszczali zawodników z takiej jakby bramki po 2-3 osoby, dodatkowo po 10 metrach mieli nawrót (to słowo klucz, tych nawrotek było z 10). Często 2 nawrotki następujące po sobie, wynikały z potrzeby wbiegnięcia na most, czy niejako wybiegnięcia z bulwaru, na drogę kilka metrów powyżej.
Właściwie do 25 kilometra nic się nie działo. Niemal po 10km prostej (rzecz jasna z nawrotkami!) w kierunku północnym, trzeba było dostać się jakoś na Most Arpada (przebiega przez północną część Wyspy Małgorzaty). To tam był konkretny podbieg, uwaga...nawrót i dalej podbieg. Zwolniłem wiadomo, zabrało mi to sporo sił, ale biegłem dalej. Kawałek dalej był zbieg na wspomnianą wyspę. Ale jaki to zbieg... a jaki podbieg na nas potem czekał. Zawodnik na wózku, podjeżdżał może pół metra, stawał i powtarzał czynność kilkadziesiąt razy. Obiegaliśmy Wyspę Małgorzaty (to łącznie ponad 3km)...piękne miejsce, mają nawet tam tartanową bieżnię wokół, obiekty sportowe, ogród japoński, schronisko/lecznicę dla chorych zwierząt.
Wyprzedziło mnie kilkunastu zawodników z półmaratonu i liderka kobiet. Moje tempo niestety spadło. Utrzymywałem bardziej 4.05/km. Podbieg z wyspy na Most Arpada dał mi mocno w kość. Trzeba było go jakoś pokonać. Krótki krok, mocna praca ramion i tup tup pod górę.
30km zamknąłem w 2.00.48 Dwa podbiegi zabrały mi ponad 40 sekund od tempa 4.00, zabrały też wiele sił. Pamiętam, że obiegaliśmy ich centrum medialne, czy coś w tym stylu (północna część Pesztu, nad Dunajem), po czym po nawrotce, czekała 9km prosta w kierunku południowym. Oczywiście mniej więcej po środku, w okolicy Parlamentu, były dwa nawroty, bo gdzieś te kmy do tych równych 42.195 trzeba dokręcić. Co jakiś czas słyszałem doping rodaków i nie tylko. Nie ma to jak usłyszeć "ogień z dupy" na 7.5km przed metą. Wielu kibiców stoi też na mostach, pod którymi przebiegaliśmy. Od północy (od wspomnianego Mostu Arpada), są to: Most Małgorzaty, Most Łańcuchowy, Most Elżbiety (Bawarskiej jak pamiętam, inaczej chyba Sissi - młodej cesarzowej, siostra lubiła ten film), Most Zielony (na ten wbiegaliśmy), Most Petofi, Most Rakoczi, bliżej stadionu Ferencvarosu.
Rosnąca temperatura zupełnie mi nie przeszkadzała. Nieco stopował południowy wiatr. Był lekki, ale zabierał te kilka sekund na każdym kilometrze, a mając w nogach ponad 2 godziny biegu, to ma ogromne znaczenie. Ktoś mnie wyprzedzał, to ja kogoś. Na nawrocie niedaleko Parlamentu zobaczyłem Japończyka, nie był już taki świeży jak warzywka na wiosnę...choć nadal miał kilkaset metrów przewagi, a ja przecież też zwalniałem.
Po paru kilometrach cierpienia, na 40.0 km, przy wbiegu na tę cholerną kostkę zobaczyłem, że Japończyk ma bombę i to jaką! A nic tak nie cieszy jak cudze nieszczęście Nie no dobra współczułem mu. Sam odczuwałem duży ból w napuchniętych stopach (buty powinienem mieć 0.5 numeru większe), szczególnie po tej kostce, gdzie tempo spadło do 4.25-4.30/km;
Przy zbiegu w kierunku mety mijałem ponownie naszą grupę kibiców. Cierpiałem bardzo. 41 km był najwolniejszym - 4.17
Wyprzedził mnie jeszcze 1 zawodnik, sam wyprzedziłem jednego. W głowie od dłuższego czasu liczyłem, czy poprawię dotychczasowy trzeci wynik życiowy 2.51.17 sprzed roku. Zmuszając się do maksymalnego wysiłku, 42 kilometr pokonałem w 4.00 i zafiniszowałem ostatkiem sił uzyskując 2.51.11
Zająłem 40 miejsce na niemal 5 tysięcy finiszerów.
cdn
ME Masters M35 Toruń 23.03.2024
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 737
- Rejestracja: 02 lis 2016, 14:48
- Życiówka na 10k: 34:47
- Życiówka w maratonie: 2:47:32
- Lokalizacja: Nienack
5k-16.38 (Toruń 12.05.24) 10k -34.47 (Grudziądz 30.09.23) HM-1.19.58(W-wek 8.10.23) M-2.47.32(Łódź 2023)
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]
Blog: [url]viewtopic.php?f=27&t=56594[/url]
Komentarze: [url]viewtopic.php?f=28&t=56591&start=0[/url]