Licencja na zabieganie
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Satudej morning fiwer. Dziśday chciałem się przetestować na "półtoraka" na Yacoolovej bieżni.
Co prawda dokladnie 4 tygodnie temu skręciłem się stawowo na MGS i truchtam raptem od dwóch łików...Nie ukrywam, że obawy były, bo do pełnej sprawności jeszcze brakuje. I to nie mało.
Wczoraj nie biegałem, głównie z powodu odciskowego pejna, a na dodatek, na domowej wy-siłce nadwyrężyłem lewy dwugłowy...Ofiara losu. Niskiego lotu.
Ale pojechałem na stadion Olimpii. Sprawdzić swoje możliwości na kiepskawym etapie.
Już podczas rozgrzewki wiedziałem, że to nie jest mój dzień. A po drugie, ten dzień nie jest mój.
Ekipa biegająca pod skrzydłami Yacoola wydaje się być bardzo fajna i zgrana. Trochę im zazdroszczę tego wspólnego trenowania. Niestety, moje własne ograniczenia, w tym mentalne, wykluczają mnie z normalnych zajęć. Tylko pasożytuję - pojawiam się jedynie na testach. Na domiar złego, dziś to nawet pałerejda wcisnąłem...
Sożyt pa...Byłem już na dwóch Cooperach, tudej na 1500m, a za tydzień bardzo kusząco spogląda na mnie "piątka"...Nigdy nie biegłem 5 km na żadnych zawodach. Na Olimpii to co prawda nie zawody, ale motywacja do sprężenia jest.
Yacool patrzy, krok tężnieje/prężnieje...
Półtoraka zaczałem słabo, potem, na drugim kółku utwierdziłem się w przekonaniu, że cudów dziś nie będzie. Całe szczęście, że się ogarnąłem i "odszedłem na czwarty krąg"...W planie było cokolwiek poniżej 5:30, a wyszło 5:14. Jak na brak odpowiedniej mocy i wydarzenia z ostatniego miesiąca, to hepi ci ja niesłychanie.
Dobrze było. No i wreszcie człowiek podaje cały czas ze śródstopia. Coraz bardziej naturalnie. Roboty jeszcze moc przede mną, ale postęp jest.
Wyprzedził mnie Robert z bardzo dobrym czasem 5:03. A to w jego przypadku tylko trampolina do potężnego zejścia poniżej 5 minut i to w niedługim czasie.
Od początku biegł przede mną i to jak biegł! Pierredolony baterflaj! Lekko, miękko, jakby bez wysiłku - aż dziw, że nie próbowałem go naśladować...
Probować to ja sobie mogę, ale on to ma naturalnie, a u mnie naturalnie to jest średni wóz opancerzony...taki rosomak, tylko bardziej opancerzony...
Reasumka - fajnie wyszło, a wynikowo to nawet bardzo i owszem.
5:14 samo nie trzaśnie. Się.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
http://www.quentino.pl
Co prawda dokladnie 4 tygodnie temu skręciłem się stawowo na MGS i truchtam raptem od dwóch łików...Nie ukrywam, że obawy były, bo do pełnej sprawności jeszcze brakuje. I to nie mało.
Wczoraj nie biegałem, głównie z powodu odciskowego pejna, a na dodatek, na domowej wy-siłce nadwyrężyłem lewy dwugłowy...Ofiara losu. Niskiego lotu.
Ale pojechałem na stadion Olimpii. Sprawdzić swoje możliwości na kiepskawym etapie.
Już podczas rozgrzewki wiedziałem, że to nie jest mój dzień. A po drugie, ten dzień nie jest mój.
Ekipa biegająca pod skrzydłami Yacoola wydaje się być bardzo fajna i zgrana. Trochę im zazdroszczę tego wspólnego trenowania. Niestety, moje własne ograniczenia, w tym mentalne, wykluczają mnie z normalnych zajęć. Tylko pasożytuję - pojawiam się jedynie na testach. Na domiar złego, dziś to nawet pałerejda wcisnąłem...
Sożyt pa...Byłem już na dwóch Cooperach, tudej na 1500m, a za tydzień bardzo kusząco spogląda na mnie "piątka"...Nigdy nie biegłem 5 km na żadnych zawodach. Na Olimpii to co prawda nie zawody, ale motywacja do sprężenia jest.
Yacool patrzy, krok tężnieje/prężnieje...
Półtoraka zaczałem słabo, potem, na drugim kółku utwierdziłem się w przekonaniu, że cudów dziś nie będzie. Całe szczęście, że się ogarnąłem i "odszedłem na czwarty krąg"...W planie było cokolwiek poniżej 5:30, a wyszło 5:14. Jak na brak odpowiedniej mocy i wydarzenia z ostatniego miesiąca, to hepi ci ja niesłychanie.
Dobrze było. No i wreszcie człowiek podaje cały czas ze śródstopia. Coraz bardziej naturalnie. Roboty jeszcze moc przede mną, ale postęp jest.
Wyprzedził mnie Robert z bardzo dobrym czasem 5:03. A to w jego przypadku tylko trampolina do potężnego zejścia poniżej 5 minut i to w niedługim czasie.
Od początku biegł przede mną i to jak biegł! Pierredolony baterflaj! Lekko, miękko, jakby bez wysiłku - aż dziw, że nie próbowałem go naśladować...
Probować to ja sobie mogę, ale on to ma naturalnie, a u mnie naturalnie to jest średni wóz opancerzony...taki rosomak, tylko bardziej opancerzony...
Reasumka - fajnie wyszło, a wynikowo to nawet bardzo i owszem.
5:14 samo nie trzaśnie. Się.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
http://www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Sandej, czyli trzeba by się nieco wydłużyć...gdzie te czasy ( 6 tygodni temu...), gdy robiłem longasy po 30-35 kaemów...
Teraz to jest zbieranie za pomocą odkurzacza, drobinek popiołu, coby się jak Feniks odrodzić...
Dziś hoover wciągnął jedynie 20 km, ale i tak muszę być kontent, bo to jak sołfar najdłuższy longas "na przedzie".
Tempo powłóczysto zwrotne - 5'15"/km, ale co zrobić, trzeba truchtać i czekać, aż wszystko wróci do niedawnej formy.
Tydzień zamknąłem 56 kilosami. Mało i zayeahbeaście dużo. Wszystko śródstopnie.
Podkreślam to dość często, bo ciągle jestem na etapie nauki, która idzie mi opornie choć do przodu.
Na razie jest ciężko, ale i tak się cieszę, że mogę deptać cokolwiek.
Trzeba zachować choć trochę zdrowego dystansu, a potem będzie można go wybiegać.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Teraz to jest zbieranie za pomocą odkurzacza, drobinek popiołu, coby się jak Feniks odrodzić...
Dziś hoover wciągnął jedynie 20 km, ale i tak muszę być kontent, bo to jak sołfar najdłuższy longas "na przedzie".
Tempo powłóczysto zwrotne - 5'15"/km, ale co zrobić, trzeba truchtać i czekać, aż wszystko wróci do niedawnej formy.
Tydzień zamknąłem 56 kilosami. Mało i zayeahbeaście dużo. Wszystko śródstopnie.
Podkreślam to dość często, bo ciągle jestem na etapie nauki, która idzie mi opornie choć do przodu.
Na razie jest ciężko, ale i tak się cieszę, że mogę deptać cokolwiek.
Trzeba zachować choć trochę zdrowego dystansu, a potem będzie można go wybiegać.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Poniedziałek niebiegowy. Przerzuciłem trochę żelastwa, zrobiłem też grzbietowe i brzuszkowe przy okazji.
Cały czas chłodzę powiększoną torebkę stawową. Całe życie starałem się być propercepcyjny, a teraz muszę ćwiczyć w kierunku propriocepcyjnym.
Za to dziś od rana jakieś półgodzinki ogólnorozwojówki, aby się nie zasiedzieć przy kompie i nie złapać czucia głębokiego krzesła.
Choć do południa raczej mi to nie grozi - niespełna dwulatek nie pozwoli. Walka jest nierówna...ktokolwiek widział, ten kolwiek wie...
Na bieganie będzie czas pod wieczór. Szczerze pisząc, nie wiem co pobiec.
Tzn., doskonale wiem co radzą trejnerzy, ale dziś jestem wybitnie nastawiony majselfnie.
Wstępnie planowałem Syzyfy, ale czuję, że nie tego mi teraz trzeba. Chyba wybiorę z menu tempo progowe według dżej-dżeja JJ - Jacka Jelenielsa.
20-25 minut w okolicach 4'07"-10"/km.
Inna sprawa to wietrzysko za oknem. Jak pobiegnę z wiatrem to powinienem dać radę.
Tradycyjnie obuduję to jakimś wleczonym z przodu i z tyłu.
Z tyłu to na pewno wleczonym.
Zauważyłem, że aż strach pisać na portalu co i jak się biega, bo przecież i tak wiadomo, że paru fachowców i tak wie lepiej co masz biegać człowieku.
Założę się, że gdyby na forum zalogowali się anonimowo Kenenisa Bekele i Mo Farah i podzielili by się swoimi treningami, to od razu kilku stałych portalowych "guru od ogórów", sprowadziło by chłopaków na ziemię. Bo przecież sami są nie bici w ciemię. A powinni.
Zaraz by Farahowi i Bekele namieszali w tempach, zakresach i wychwalaliby pod niebiosa własne laktatory do pomiaru mleczanu. Spod nosa.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Cały czas chłodzę powiększoną torebkę stawową. Całe życie starałem się być propercepcyjny, a teraz muszę ćwiczyć w kierunku propriocepcyjnym.
Za to dziś od rana jakieś półgodzinki ogólnorozwojówki, aby się nie zasiedzieć przy kompie i nie złapać czucia głębokiego krzesła.
Choć do południa raczej mi to nie grozi - niespełna dwulatek nie pozwoli. Walka jest nierówna...ktokolwiek widział, ten kolwiek wie...
Na bieganie będzie czas pod wieczór. Szczerze pisząc, nie wiem co pobiec.
Tzn., doskonale wiem co radzą trejnerzy, ale dziś jestem wybitnie nastawiony majselfnie.
Wstępnie planowałem Syzyfy, ale czuję, że nie tego mi teraz trzeba. Chyba wybiorę z menu tempo progowe według dżej-dżeja JJ - Jacka Jelenielsa.
20-25 minut w okolicach 4'07"-10"/km.
Inna sprawa to wietrzysko za oknem. Jak pobiegnę z wiatrem to powinienem dać radę.
Tradycyjnie obuduję to jakimś wleczonym z przodu i z tyłu.
Z tyłu to na pewno wleczonym.
Zauważyłem, że aż strach pisać na portalu co i jak się biega, bo przecież i tak wiadomo, że paru fachowców i tak wie lepiej co masz biegać człowieku.
Założę się, że gdyby na forum zalogowali się anonimowo Kenenisa Bekele i Mo Farah i podzielili by się swoimi treningami, to od razu kilku stałych portalowych "guru od ogórów", sprowadziło by chłopaków na ziemię. Bo przecież sami są nie bici w ciemię. A powinni.
Zaraz by Farahowi i Bekele namieszali w tempach, zakresach i wychwalaliby pod niebiosa własne laktatory do pomiaru mleczanu. Spod nosa.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Po tygodniu biegania pod i wieczornego, upewniłem się jedynie, że wolę śmignąć coś od rana.
Rano jadę na czystym paliwie pokolacyjnym, na pusty żołądek, tylko glikogen...a wieczorem, zawsze coś w tym żołądbaku chlupocze.
Mam nadzieję, że w najbliższym czasie zmieni mi się grafik na poranny.
Wczoraj pobiegłem krótkie 8 km:
2 km - 4'48"/km
4 km - 4'05"/km
2 km - wleczonego
Wicherny dał się we znaki i robił za speedowstrzymywacz.
W sobotę kolejny Yacoolovy test, tym razem na "piątkę". Wszystko wskazuje na to, że na pewno nie jestem przygotowany na szóstkę. Max na czwórkę.
Jestem w analogicznej sytuacji jak łik egoł - czy pobiegnę zależy od tego jak mi pójdą interwały.
Mam zamiar dziabnąć dziś 4-5 x 1 km.
Będzie dobrze, to się zamelduję na sobotniej kaźni.
Nie ukrywam, że fajnie byłoby pobiec tę piątkę, bo chciałbym tak jak na "półtoraku" złapać wartość graniczną. Na ile mnie stać w momencie, gdy wiem, że na niewiele.
Chodzi o to, aby zmierzyć to niewiele. A przy okazji zrobić bardzo mocny trening.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Rano jadę na czystym paliwie pokolacyjnym, na pusty żołądek, tylko glikogen...a wieczorem, zawsze coś w tym żołądbaku chlupocze.
Mam nadzieję, że w najbliższym czasie zmieni mi się grafik na poranny.
Wczoraj pobiegłem krótkie 8 km:
2 km - 4'48"/km
4 km - 4'05"/km
2 km - wleczonego
Wicherny dał się we znaki i robił za speedowstrzymywacz.
W sobotę kolejny Yacoolovy test, tym razem na "piątkę". Wszystko wskazuje na to, że na pewno nie jestem przygotowany na szóstkę. Max na czwórkę.
Jestem w analogicznej sytuacji jak łik egoł - czy pobiegnę zależy od tego jak mi pójdą interwały.
Mam zamiar dziabnąć dziś 4-5 x 1 km.
Będzie dobrze, to się zamelduję na sobotniej kaźni.
Nie ukrywam, że fajnie byłoby pobiec tę piątkę, bo chciałbym tak jak na "półtoraku" złapać wartość graniczną. Na ile mnie stać w momencie, gdy wiem, że na niewiele.
Chodzi o to, aby zmierzyć to niewiele. A przy okazji zrobić bardzo mocny trening.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Środa, wieczór - miały być tysiączki, i były. Zrobiłem tylko cztery sztuki, bo nie chcę przegiąć.
Muszę się cały czas pilnować i przypominać sobie, że skokowy ciągle jest w stanie wskazującym na zużycie.
2,3 km - 4'47"/km
4 x 1 km - 3'45" - 3'41" - 3'42" - 3'39"
2,3 km - wleczone, ale lekko żwawe
Tak więc, jest dobrze, ale nie beznadziejnie...
W sobotę na Olimpii szału nie będzie, ale o minimum przyzwoitości trzeba będzie się otrzeć.
Trudno coś konkretnego planować, a prawie konkretnie to cuś pomiędzy 19:30 - 19:55.
W tej chwili raczej na więcej mnie nie stać.
Nie rokuje to zbyt optymistycznie na połówkę w Pile i calaka w Wawie, ale siła wyższa.
Jeszcze nie wiem co wymyślę z tegorocznym maratonem w Poznaniu. Rok temu pobiegłem go jako dłuuugaśne wybieganie w ramach pejsowania kumplowi w debiucie.
Zresztą, o wszystkim zadecyduje dyspozycja dnia, a w zasadzie tygodnia.
Inna sprawa to trasa w Poznaniu. W związku z remontami w Białymstoku, Rzeszowie i Szczecinie, podczas tegorocznego MP będzie nowa trasa.
Mam nadzieję, że lepsza od poprzedniej za którą nie przepadałem. Chyba z wzajemnością.
Za to prawie na pewno będę chciał pobiec 9 października w nowym biegu - Dycha Drzymały w Rakoniewicach.
Chciałbym jeszcze w tym roku uszczknąć cosik z wiosennych 39:43. Nawet jeśli tylko lastowe 3.
Zdrovaś
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Muszę się cały czas pilnować i przypominać sobie, że skokowy ciągle jest w stanie wskazującym na zużycie.
2,3 km - 4'47"/km
4 x 1 km - 3'45" - 3'41" - 3'42" - 3'39"
2,3 km - wleczone, ale lekko żwawe
Tak więc, jest dobrze, ale nie beznadziejnie...
W sobotę na Olimpii szału nie będzie, ale o minimum przyzwoitości trzeba będzie się otrzeć.
Trudno coś konkretnego planować, a prawie konkretnie to cuś pomiędzy 19:30 - 19:55.
W tej chwili raczej na więcej mnie nie stać.
Nie rokuje to zbyt optymistycznie na połówkę w Pile i calaka w Wawie, ale siła wyższa.
Jeszcze nie wiem co wymyślę z tegorocznym maratonem w Poznaniu. Rok temu pobiegłem go jako dłuuugaśne wybieganie w ramach pejsowania kumplowi w debiucie.
Zresztą, o wszystkim zadecyduje dyspozycja dnia, a w zasadzie tygodnia.
Inna sprawa to trasa w Poznaniu. W związku z remontami w Białymstoku, Rzeszowie i Szczecinie, podczas tegorocznego MP będzie nowa trasa.
Mam nadzieję, że lepsza od poprzedniej za którą nie przepadałem. Chyba z wzajemnością.
Za to prawie na pewno będę chciał pobiec 9 października w nowym biegu - Dycha Drzymały w Rakoniewicach.
Chciałbym jeszcze w tym roku uszczknąć cosik z wiosennych 39:43. Nawet jeśli tylko lastowe 3.
Zdrovaś
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Czwartkowy wieczór to było tzw. małe szybkie nic.
4 km - 4'51"/km
6 sprintów na bardzo szortniętych brejkach. Bardzo.
2 km - powleczone
Mógłbym to nazwać krótką akcją inhalacyjną...Dobre to to.
Co do sobotniej piątki, to niestety obejdę się smakiem.
Doopa. "Z przyczyn ode mnie..." itd. No, niestety, nie pobiegnę, choć bardzo mi zależało, bo jeszce piątki nie śmigałem.
Trudno, siła wyższa, a bezsilność jeszcze większa.
Będę wypatrywał kolejnych Yacoolovych terminów.
Nie wiem czy jutro w ogóle znajdę czas na jakiegoś deptanego, ale za to w sandeja, ale za to w sandeja, sandeja będzie dla nas.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
4 km - 4'51"/km
6 sprintów na bardzo szortniętych brejkach. Bardzo.
2 km - powleczone
Mógłbym to nazwać krótką akcją inhalacyjną...Dobre to to.
Co do sobotniej piątki, to niestety obejdę się smakiem.
Doopa. "Z przyczyn ode mnie..." itd. No, niestety, nie pobiegnę, choć bardzo mi zależało, bo jeszce piątki nie śmigałem.
Trudno, siła wyższa, a bezsilność jeszcze większa.
Będę wypatrywał kolejnych Yacoolovych terminów.
Nie wiem czy jutro w ogóle znajdę czas na jakiegoś deptanego, ale za to w sandeja, ale za to w sandeja, sandeja będzie dla nas.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Nie biegając przez dwa dni można się nieźle nabiegać...
Wczorajszy brejk był "ustawowy" natomiast ten dzisiejszy - pałer soł hajer, czyli siła wyższa...
Ale drugi dzień bez stoopnego nie zwalnia od planowania długofalowego.
Ostatnio moje członki czuły się nieszczególnie więc taka adhocova przerwa, nie dosyć, że im nie zaszkodzi, to może im życie omiodzi.
Żal co prawda tego testu na Olimpii na piątaka, ale powyżej "ch" nawet Blanka Vlasić nie podskoczy. A zwłaszca ona...
Dziś wieczorem mam ciekawe (aj hołpsołnięty jestem) spotkanko na hacjendzie. Dużo biegowych tematów się szykuje. O rytmie powinno być najwięcej...
Natomiast ciumoroł...niedawno jeszcze bym napisał, że będę oroł, ale...po skokowym nastąpił skok, ale do tyłu więc wszystko przychodzi/przybiega trudniej niż na początku lipca. Wtedy to moc była przecudnej urody...
Wrócę do tego.
Przemyśleń mi się w ostatnim czasie uzbierało i widzę, że czas na dłuższe planowanie.
Jesień na bank nie będzie taka jakbym sobie tego życzył, ale wybronię cholerę.
Natomiast, w głowie mam już to co...bardziej realne, czyli wiosnę...tak, czuję już jej zapach.
Lada moment się ogarnę i napiszę o planach na pierwszą połówkę przyszłego roku.
Jesień będzie ważnym, ale tylko etapem przed wiosennym szczytowaniem ( dla "życzliwych" - pikowaniem...).
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Wczorajszy brejk był "ustawowy" natomiast ten dzisiejszy - pałer soł hajer, czyli siła wyższa...
Ale drugi dzień bez stoopnego nie zwalnia od planowania długofalowego.
Ostatnio moje członki czuły się nieszczególnie więc taka adhocova przerwa, nie dosyć, że im nie zaszkodzi, to może im życie omiodzi.
Żal co prawda tego testu na Olimpii na piątaka, ale powyżej "ch" nawet Blanka Vlasić nie podskoczy. A zwłaszca ona...
Dziś wieczorem mam ciekawe (aj hołpsołnięty jestem) spotkanko na hacjendzie. Dużo biegowych tematów się szykuje. O rytmie powinno być najwięcej...
Natomiast ciumoroł...niedawno jeszcze bym napisał, że będę oroł, ale...po skokowym nastąpił skok, ale do tyłu więc wszystko przychodzi/przybiega trudniej niż na początku lipca. Wtedy to moc była przecudnej urody...
Wrócę do tego.
Przemyśleń mi się w ostatnim czasie uzbierało i widzę, że czas na dłuższe planowanie.
Jesień na bank nie będzie taka jakbym sobie tego życzył, ale wybronię cholerę.
Natomiast, w głowie mam już to co...bardziej realne, czyli wiosnę...tak, czuję już jej zapach.
Lada moment się ogarnę i napiszę o planach na pierwszą połówkę przyszłego roku.
Jesień będzie ważnym, ale tylko etapem przed wiosennym szczytowaniem ( dla "życzliwych" - pikowaniem...).
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Krejzi łikend, i do tego ciągle trwa.
Zaczęło się w sobotę od mocnego biesiadowania...było tak zacnie i godnie, że poszedłem spać o 3:30 w niedzielę nad ranem.
Ale już o 9 przyodziałem pumiaste. Chciałem pobiec jakiegoś umiarkowanego longa. Umiarkowanego, bo raptem 3 tygodnie na śródstopiu, a po drugie, oszczędzajac przez ponad miesiąc prawy staw skokowy, przeciążyłem całą lewą nogę, z naciskiem na achillesa...No łell...
Pomyślałem, że fajnie byłoby przetruchtać dystans półmaratonu, jeśli kopytne pozwolą. Niestety, achillesa poczułem już na drugim kaemie.
O tempie nie piszę, bo to było raczej tępo. Czułem się więcej niż niefajnie, ale tak mam dokładnie od momentu skręcenia.
Prawdziwa seprajzka czekała jednak na mnie na 16 km...chciałem jakieś 3 km przyspieszyć. I po pięciu minutach poczułem ból w prawym kolanie, po 100 m ból sprowadził mnie na zbrodniczą ścieżkę galołeja...pół minuty marszu i ruszyłem dotruchtać do pełnej połówki.
Wyszło dokładnie 21,160 m. Jedyny plus z całego tałatajstwa to, to, ze po 3 tygodniach przestawienia się na przód, jestem w stanie przetruchtać półmaraton.
Martwi z kolei coś ważniejszego. Od jednego zdradzieckiego strzału w plecy mego stawu skokowego, posypał mi się cały aparat ruchu. Może prawie cały, bo pożycie na szczęście jeszcze działa za życia.
Do końca niedzieli przy zwykłym chodzeniu pobolewało mnie to nieszczęsne kolano, ale przechodziło po krótkiej serii ćwierćfunciaków z serem...sorry, to nie ten film...ćwierćprzysiadów.
Niedzielna połówka przygnębiła mnie i to dogłębnie. W takim stanie nie ma się co nawet przymierzać do połówki w Pile i wielką niewiadomą staje się calówka w Wawie.
I do tego to kolano - łot de fak!? Co jak co, ale śródstopne ponoć eliminuje kłopoty z kolańskami...Szto diełać...
Pierwsza myśl - tydzień przerwy, achillesy odpoczną, kolana spoczną, maratony poczekają do wiosny...
Pierwsza myśl często bywa tylko...pierwszą myślą...a jak mawia pismo - ostatni będą pierwszymi, albo pogryzą ich psy.
Baskervillów.
Ostatnia myśl - wyjdź na roztruchtanie i pobiegnij coś mocniejszego, jeśli nic się nie stanie...
4 km - 5'15"/km
4 km - 4'10"/km
2 km - wleczonego
Razem dyszka z nadzieniem - tempo z runa.
Oczywiście od pierwszego kroku nasłuchiwałem wczorajszych buntowników bez powodu...achilles był, ale o wiele słabszy i nie przez cały czas. Kolano...jakie kolano...
Wiem, zaryzykowałem, ale wyszło świetnie. Inna sprawa, że całościowo jest nieciekawie. Najbliższe dwa tygodnie pokażą czy startuję we wrześniowych HM i M.
Na pewno nie jestem zdesperowany, aby biec na siłę.
W głowie mam już cel dalekosiężny w postaci wiosennego łamania trójki.
I nie będzie to lewa górna trójka ani prawa dolna...
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Zaczęło się w sobotę od mocnego biesiadowania...było tak zacnie i godnie, że poszedłem spać o 3:30 w niedzielę nad ranem.
Ale już o 9 przyodziałem pumiaste. Chciałem pobiec jakiegoś umiarkowanego longa. Umiarkowanego, bo raptem 3 tygodnie na śródstopiu, a po drugie, oszczędzajac przez ponad miesiąc prawy staw skokowy, przeciążyłem całą lewą nogę, z naciskiem na achillesa...No łell...
Pomyślałem, że fajnie byłoby przetruchtać dystans półmaratonu, jeśli kopytne pozwolą. Niestety, achillesa poczułem już na drugim kaemie.
O tempie nie piszę, bo to było raczej tępo. Czułem się więcej niż niefajnie, ale tak mam dokładnie od momentu skręcenia.
Prawdziwa seprajzka czekała jednak na mnie na 16 km...chciałem jakieś 3 km przyspieszyć. I po pięciu minutach poczułem ból w prawym kolanie, po 100 m ból sprowadził mnie na zbrodniczą ścieżkę galołeja...pół minuty marszu i ruszyłem dotruchtać do pełnej połówki.
Wyszło dokładnie 21,160 m. Jedyny plus z całego tałatajstwa to, to, ze po 3 tygodniach przestawienia się na przód, jestem w stanie przetruchtać półmaraton.
Martwi z kolei coś ważniejszego. Od jednego zdradzieckiego strzału w plecy mego stawu skokowego, posypał mi się cały aparat ruchu. Może prawie cały, bo pożycie na szczęście jeszcze działa za życia.
Do końca niedzieli przy zwykłym chodzeniu pobolewało mnie to nieszczęsne kolano, ale przechodziło po krótkiej serii ćwierćfunciaków z serem...sorry, to nie ten film...ćwierćprzysiadów.
Niedzielna połówka przygnębiła mnie i to dogłębnie. W takim stanie nie ma się co nawet przymierzać do połówki w Pile i wielką niewiadomą staje się calówka w Wawie.
I do tego to kolano - łot de fak!? Co jak co, ale śródstopne ponoć eliminuje kłopoty z kolańskami...Szto diełać...
Pierwsza myśl - tydzień przerwy, achillesy odpoczną, kolana spoczną, maratony poczekają do wiosny...
Pierwsza myśl często bywa tylko...pierwszą myślą...a jak mawia pismo - ostatni będą pierwszymi, albo pogryzą ich psy.
Baskervillów.
Ostatnia myśl - wyjdź na roztruchtanie i pobiegnij coś mocniejszego, jeśli nic się nie stanie...
4 km - 5'15"/km
4 km - 4'10"/km
2 km - wleczonego
Razem dyszka z nadzieniem - tempo z runa.
Oczywiście od pierwszego kroku nasłuchiwałem wczorajszych buntowników bez powodu...achilles był, ale o wiele słabszy i nie przez cały czas. Kolano...jakie kolano...
Wiem, zaryzykowałem, ale wyszło świetnie. Inna sprawa, że całościowo jest nieciekawie. Najbliższe dwa tygodnie pokażą czy startuję we wrześniowych HM i M.
Na pewno nie jestem zdesperowany, aby biec na siłę.
W głowie mam już cel dalekosiężny w postaci wiosennego łamania trójki.
I nie będzie to lewa górna trójka ani prawa dolna...
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Wtorek, czyli powrót do rzeczywistości - od rana opieka nad oseskiem, więc zamiast biegania, 50 minut wy-siłki.
Dziś przerwa uzasadniona ostatnimi perturbacjami w "mechanice ruchu"...
Mniej więcej wiem już co i jak chciałbym biegać, jeśli tylko wrócę do pełni sił po/witalnych.
Całość będzie podporządkowana wiosennemu maratonowi.
W najbliższych kilku tygodniach na cuda raczej nie liczę, więc powoli zaczynam skłaniać się ku poniższemu wariantowi:
- odpuszczenie Piły i Wawy,
- skupienie się na 10km 9 października w Rakoniewicach i poznańskim maratonie, tydzień później.
Ostateczna decyzja na tydzień przed pilską połówką.
I trzymam się hasła - nic na siłę. Będę czuł się bardzo dobrze - startuję. Jeśli będzie średnio - zostaję w domu.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Dziś przerwa uzasadniona ostatnimi perturbacjami w "mechanice ruchu"...
Mniej więcej wiem już co i jak chciałbym biegać, jeśli tylko wrócę do pełni sił po/witalnych.
Całość będzie podporządkowana wiosennemu maratonowi.
W najbliższych kilku tygodniach na cuda raczej nie liczę, więc powoli zaczynam skłaniać się ku poniższemu wariantowi:
- odpuszczenie Piły i Wawy,
- skupienie się na 10km 9 października w Rakoniewicach i poznańskim maratonie, tydzień później.
Ostateczna decyzja na tydzień przed pilską połówką.
I trzymam się hasła - nic na siłę. Będę czuł się bardzo dobrze - startuję. Jeśli będzie średnio - zostaję w domu.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Czego bym nie pobiegł po południu lub wieczorem, to nigdy nie będzie tak wchodziło jak od rana.
Runek, tak jak rower, to jest świat...
Dziśday wybiegło mi poniższe:
4 km - 4'53"/km
5 km - 4'10"/km
1 km wleczonego
Czyli jakby powiedział wujek dżeJ Dżej - idealny bieg tempowy.
Wszystko ładnie pięknie...achillesy nie bolą, łydki, rybki, załatyje rybki...Staw wyskokowy, grzeczny i bezpieczny...
Więc co...pęcherze i odciski śródstopne. No za cholerę nie mogę się cholerstwa pozbyć. To jest ta cena zmiany piętaszkowania na przodostąpanie.
Aby się zagoiło potrzebne sa jakieś 4-5 dni nołbiegowych. Ciężko tak z powodu pęcherzy chwycić oddech nieświeży...
Sporo ostatnio czytałem o bieganiu z pięty i tej herezji śródstopnej...Normalnie kosmos wychodzi...w Polsce długodystansowców biegających maratony ze śródstopia, można policzyć na palcach jednej ręki. Przeciętnego stolarza...
Co jak co, ale do pięty wracać nie chcę. To tak jak wyjście z supermarketu i wejście do sklepu spożywczego w PeeReLu...ocet już mam, dziękuję.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Runek, tak jak rower, to jest świat...
Dziśday wybiegło mi poniższe:
4 km - 4'53"/km
5 km - 4'10"/km
1 km wleczonego
Czyli jakby powiedział wujek dżeJ Dżej - idealny bieg tempowy.
Wszystko ładnie pięknie...achillesy nie bolą, łydki, rybki, załatyje rybki...Staw wyskokowy, grzeczny i bezpieczny...
Więc co...pęcherze i odciski śródstopne. No za cholerę nie mogę się cholerstwa pozbyć. To jest ta cena zmiany piętaszkowania na przodostąpanie.
Aby się zagoiło potrzebne sa jakieś 4-5 dni nołbiegowych. Ciężko tak z powodu pęcherzy chwycić oddech nieświeży...
Sporo ostatnio czytałem o bieganiu z pięty i tej herezji śródstopnej...Normalnie kosmos wychodzi...w Polsce długodystansowców biegających maratony ze śródstopia, można policzyć na palcach jednej ręki. Przeciętnego stolarza...
Co jak co, ale do pięty wracać nie chcę. To tak jak wyjście z supermarketu i wejście do sklepu spożywczego w PeeReLu...ocet już mam, dziękuję.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Nie wiem jak tam w wielkim świecie, ale u mnie we wsi Poznań, 27-28 Celsjuszów, gorących faryzeuszów się dziś uzbierało.
Wbiegłem do lasu. Po pierwsze, aby ulżyć kopytnym. Po drugie, aby się schować przed napromieniowaniem słonecznym.
Oprócz klasycznych minusów biegania innego niż porunne, dodam jeszcze spacerowy traffic.
Tłoczno jak na biegu masowym o Natkę Pietruszki, pod Sanguszki.
Nabroiłem takie cuś:
2,5 km - 4'58"/km
8 km - 4'30"/km
2,5 km - wleczonego do domu mego
Czyli bardzo powolny powrót do formy z początku lipca. Powolny. Bardzo.
Rzekłbym - powrót włóczykij...
Nie ukrywam, że aż korci mnie...jeden, jedyny trening...z pięty...aby sprawdzić odczucia...
Ale to byłby dopiero bitrajal mentalny...
Judasz - tak. Ale w drzwiach!
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Wbiegłem do lasu. Po pierwsze, aby ulżyć kopytnym. Po drugie, aby się schować przed napromieniowaniem słonecznym.
Oprócz klasycznych minusów biegania innego niż porunne, dodam jeszcze spacerowy traffic.
Tłoczno jak na biegu masowym o Natkę Pietruszki, pod Sanguszki.
Nabroiłem takie cuś:
2,5 km - 4'58"/km
8 km - 4'30"/km
2,5 km - wleczonego do domu mego
Czyli bardzo powolny powrót do formy z początku lipca. Powolny. Bardzo.
Rzekłbym - powrót włóczykij...
Nie ukrywam, że aż korci mnie...jeden, jedyny trening...z pięty...aby sprawdzić odczucia...
Ale to byłby dopiero bitrajal mentalny...
Judasz - tak. Ale w drzwiach!
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Runners of the Storm - parafrazując Doorsiaków, było dziś na popołudniowym bieganiu.
Z 28 C spadło w 10 minut na 19 C. Taki WIG28.
Ucieszyłem się, bo zwietrzyłem wietrzne w powietrzu. A tu doopencja...wilgotność, to taka straszna trwoga...
Nic to, papootki na stoopki i do boju...
Jestem teraz, proszę pana na zakręcie...
W okresie przejściowym, w rozkroku, przyznaję, brak temu uroku.
Więc sobie i siebie testuję, z rozmysłem i celowo. Myślenie mam przyszłościowe, przyszło wiosenne, konkretnie.
Dlatego ten tydzień taki nie książkowy, taki nierozsądny, taki nie poukładany. Fajny ten tydzień.
Dziśday:
2,5 km - 4'57"/km
5 x 1 km - 4'10"/km na przerwach 1'
2 km powłóczyście
Byłyby to nawolniejsze tysiączki w historii, gdyby...to były tysiączki.
Wujka dżeJ Dżeja sprawdzam w tym tygodniu, a on to nazywa "interwały tempowe", a ja tysiączki bezodpoczynkowe...
1 minuta przerwy pomiędzy, to je zupełnie inna bajka. Się człowiek nie zdąży nacieszyć tą wolnością...krótka ta przepustka.
Pierwszy raz coś takiego pomykałem. W ogóle w tym tygodniu było tak jak wspomniałem minutę temu - tak niegrzecznie, że aż się chce...
Mandej - tempowa czwórka
Łenzdej - tempowa piątka
Fff...tfu...Ferzdej - drugi zakres
5nizza - interwały tempowe
A gdzie tu tempo "konwersacyjne", "regeneracyjne", "obciągacyjne"...
No nie ma. Bo regeneracja to będzie jutro w brejku, a w ciągu tygodnia w sleepingu.
Ubolewam, że się w borowinach ani w innych kisielach nie tarzam, ale to sobie zostawiam, tak jak "pulsometr pokładowy" - na czas, gdy nauczę się biegać. Za rok, za dwa. Mejbi newer.
Teraz biegam ze stoperem. Kilometry zliczam z guglowni i jej mapowni. Strasznie stała w uczuciach cholera. Nie to co te dżipiesyfloresy, co to im co chwila bateria nie nadąża za pulsem biegnącego.
Jutro jak wspomniałem brejknę, bo znowu czai się zza węgła małe biesiadowanie...a, że do Daegu ja nie podążaju, to mogę wyluzowaju.
I tak też zdjełaju.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Z 28 C spadło w 10 minut na 19 C. Taki WIG28.
Ucieszyłem się, bo zwietrzyłem wietrzne w powietrzu. A tu doopencja...wilgotność, to taka straszna trwoga...
Nic to, papootki na stoopki i do boju...
Jestem teraz, proszę pana na zakręcie...
W okresie przejściowym, w rozkroku, przyznaję, brak temu uroku.
Więc sobie i siebie testuję, z rozmysłem i celowo. Myślenie mam przyszłościowe, przyszło wiosenne, konkretnie.
Dlatego ten tydzień taki nie książkowy, taki nierozsądny, taki nie poukładany. Fajny ten tydzień.
Dziśday:
2,5 km - 4'57"/km
5 x 1 km - 4'10"/km na przerwach 1'
2 km powłóczyście
Byłyby to nawolniejsze tysiączki w historii, gdyby...to były tysiączki.
Wujka dżeJ Dżeja sprawdzam w tym tygodniu, a on to nazywa "interwały tempowe", a ja tysiączki bezodpoczynkowe...
1 minuta przerwy pomiędzy, to je zupełnie inna bajka. Się człowiek nie zdąży nacieszyć tą wolnością...krótka ta przepustka.
Pierwszy raz coś takiego pomykałem. W ogóle w tym tygodniu było tak jak wspomniałem minutę temu - tak niegrzecznie, że aż się chce...
Mandej - tempowa czwórka
Łenzdej - tempowa piątka
Fff...tfu...Ferzdej - drugi zakres
5nizza - interwały tempowe
A gdzie tu tempo "konwersacyjne", "regeneracyjne", "obciągacyjne"...
No nie ma. Bo regeneracja to będzie jutro w brejku, a w ciągu tygodnia w sleepingu.
Ubolewam, że się w borowinach ani w innych kisielach nie tarzam, ale to sobie zostawiam, tak jak "pulsometr pokładowy" - na czas, gdy nauczę się biegać. Za rok, za dwa. Mejbi newer.
Teraz biegam ze stoperem. Kilometry zliczam z guglowni i jej mapowni. Strasznie stała w uczuciach cholera. Nie to co te dżipiesyfloresy, co to im co chwila bateria nie nadąża za pulsem biegnącego.
Jutro jak wspomniałem brejknę, bo znowu czai się zza węgła małe biesiadowanie...a, że do Daegu ja nie podążaju, to mogę wyluzowaju.
I tak też zdjełaju.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt: