makar- bieganie jako sposób na życie :)

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
makar
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1050
Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:38:26

Nieprzeczytany post

07.05.2011r.
Trening - 48,9 km rower

No i nie pobiegałam.... Kładłam się spać z postanowieniem, że pobiegam rano z Sabą. Wolno i spokojnie, bez spinania się. W końcu nie zależało mi na wybieganiu jakiegoś super dystansu. Swoje już w tym tygodniu wybiegałam, kilometraż miałam zwiększać stopniowo. No cóż, przed godz. 6.00 obudził mnie okropny ból łydek. " Nie przeginaj" - krzyczały. Próbowałam trochę negocjować, ale skończyło się na tym, że musiałam wstać, połknąć tabletkę p/bólową i zapomnieć o bieganiu. Przynajmniej dzisiaj.
Po obiedzie nie wytrzymałam. Nosiło mnie niemiłosiernie, więc jeśli nie mogłam biegać, to wyciągnęłam Jacka na rower. Popatrzyliśmy w internecie na okoliczne drogi i postanowiliśmy pojechać do Maciejewa. Asfaltem to ok. 25km, ale znalazłam skrót przez las o 10km krótszy. Wszystko byłoby dobrze, gdyby były jakieś oznaczenia tej trasy, ale nie było.... W rezultacie zanim znaleźliśmy dobrą drogę trochę pobłądziliśmy. W Maciejewie najprzyjemniejsza część wyprawy, czyli odpoczynek na tarasie pięknego pałacu z malutkim kufelkiem Żywca ( nie była to woda :hahaha: ), a potem powrót dłuższą drogą za to po asfalcie. Pod bramą domu licznik rowerowy pokazał jak wyżej. Fajnie było. Trochę tylko, mimo spodenek " z pieluchą" bolą nas pewne części ciała. Pewnie to kwestia przyzwyczajenia.

Jacek właśnie obiecał, że jutro razem pobiegamy. Zobaczymy, co z tego wyjdzie......
Łydki już nie bolą.....
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
makar
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1050
Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:38:26

Nieprzeczytany post

09.05.2011r.
Trening 1 - 8,5km OWB1/WB2 + GR + 5xp (100m) + 1,7km trucht = 11,2 km
Trening 2 - 22km rower

Z niedzielnego biegania nic nie wyszło, bo zwyczajnie miałam ochotę się pobyczyć. Jacek dzielnie mi towarzyszył.
W poniedziałek stwierdziłam jednak, że dosyć lenistwa.... Bieganie było rano, rower po pracy wieczorem. Ten drugi trening z mężem. Ufff, gorąco, ale widać taki los. Albo mrozi, albo kilka dni potem grzeje niemiłosiernie. Czas przywyknąć.....
Awatar użytkownika
makar
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1050
Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:38:26

Nieprzeczytany post

10.05.2011r.
Trening - 6km OWB1

Właściwie to miał być dzień bez biegania. Praca rano i popołudniu, więc ciężko jakoś się normalnie na trening jeszcze zmobilizować, ale jakoś tak sprawnie mi wszystko poszło.... W każdym razie do domu ściągnęłam trochę po 19.00, psina patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem, byłam nieprzyzwoicie głodna.... Mogłam albo szybko coś zjeść i zalec na kanapie, albo jeszcze trochę się zmobilizować i zasłużyć na dozgonną wdzięczność jedynej oprócz mnie kobiety w domu. Zaczęłam przygotowywać kolację bijąc się jeszcze z myślami, ale w końcu trzeba było coś postanowić. Stanęło na wolniutkich 5km....
Gdy dzwon kościelny wybijał 20.00 ekipa w składzie: ja + Saba radośnie sobie człapała w kierunku lasu. W sumie wyszło nam ciut ponad 6km w przyjemnym chłodku. Mogłabym jeszcze dla przyzwoitości odpękać ćwiczenia jakieś, ale sałatka grecka strasznie już kusiła....
Awatar użytkownika
makar
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1050
Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:38:26

Nieprzeczytany post

11.05.2011r.
Trening - 6km OWB1/WB2 + GR + 5xPG ( 100m) + 1,3km trucht = 8,3 km

Warunki, powiedziałabym zgoła inne niż wczoraj, a to za sprawą temperatury. Gorąco, duszno, wiatru nie stwierdzono. Miałam wrażenie, że powietrze można kroić nożem i mimo, że biegałam w lesie przez większą część trasy ukryta w cieniu, to umordowałam się niemożebnie. Trochę odsapnęłam w czasie ćwiczeń i podbiegi jeszcze jako tako wyszły, chociaż szału tempowego nie było, ale powrót do samochodu już na ostatnich nogach. Sama nie wiem dlaczego nie zabrałam ze sobą wody ( a właściwie wiem - nie lubię jak mi chlupie przy bieganiu, ani ta w ręku, ani ta w żołądku ), więc napić się mogłam dopiero w samochodzie. Jak ruszyłam i spojrzałam na termometr w samochodzie, to mi się jeszcze cieplej zrobiło.... Samochód zostawiłam w cieniu, a termometr wskazywał .... 29*C :szok: Na wiór nie wyschłam chyba tylko dlatego, że pot spływał po mnie strumieniami. Co tam, co nas nie zabije... itd. Ciepło pozdrawiam.
Awatar użytkownika
makar
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1050
Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:38:26

Nieprzeczytany post

13.05.2011r.
Trening - 7km OWB1 + 5xI (200m) + 2,3 km trucht = 11,3 km

Dzisiaj pogoda w sam raz na bieganie, zwłaszcza, że na trening wyszłam rano. Temperatura ok. 17*C, lekki wiatr, po prostu poezja. Na trawie były jeszcze resztki nocnego deszczu i nieco przemyczyłam buty, ale kto by się takimi bzdurami przejmował. Właściwie to prawie powtórzyłam poniedziałkowe bieganie, bo nawet po tej samej trasie, ale warunki pogodowe sprawiły, że mogłabym jeszcze i jeszcze, i jeszcze.... Ograniczał mnie jedynie czas - wyjątkowo musiałam pójść do pracy. Ot, drobna fucha się trafiła za niezłe pieniądze. Żal było nie skorzystać.
A jutro długie wybieganie. Będę musiała wstać wcześnie i odpękać trening przed śniadaniem, bo po obiedzie jedziemy z Jackiem do znajomych "na grilla". Nie wiem, co z tego będzie, bo ma padać. Co tam, z cukru nie jesteśmy....
Awatar użytkownika
makar
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1050
Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:38:26

Nieprzeczytany post

14.05.2011r.
Trening - 18km WB + coś tam się porozciągałam.......

Będzie krótko, bo chłopaki kończą kosić trawnik i będą chcieli coś zjeść,a ja lekko spóźniona z obiadem jestem.....
Wyszłam na trening tuż po 7.00. Nastawiłam się na jakieś 15km. Wyszło więcej, bo zabłądziłam.... Wybiegłam w takim miejscu, że wierzyć mi się nie chciało, że mogłam tam wybiec. A wszystko dlatego, że nie chciałam biegać po asfalcie. Rezultat - ponad 9km musiałam po tym asfalcie na koniec zasuwać.... Może kiedyś opiszę ze szczegółami cały trening, na razie spadam do kuchni....
Awatar użytkownika
makar
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1050
Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:38:26

Nieprzeczytany post

16.05.2011r.
Trening - 8,5km OWB1 + SPR

Miałam, jak zwykle, biegać w czasie jasiowej lekcji gry na gitarze ale p. Jarek lekcję odwołał.... Po pracy więc z czystym sumieniem zjadłam porządną porcję makaronu i biegać przez kilka godzin nie mogłam. Potem zaczęło padać... Jacek wrócił z pracy, Jaśku odrobił lekcje, a mnie nic się nie chciało. Ok. 18.00 zrobiłam szybki rachunek sumienia i stwierdziłam, że czas ruszyć co nieco i pobiegać. Żeby nie męczyć się sama zabrałam Jacka. Trochę na początku marudził, bo faktycznie nieźle padało, ale w sumie dzielny był. Tempo mieliśmy takie, że lepiej przemilczeć, ale obgadaliśmy wszystkie bieżące sprawy, pooddychaliśmy świeżym powietrzem, popatrzyliśmy na piękną zieleń, trochę zmokliśmy, ale fajnie było.
W domu Jacka dopadli telefonicznie liczni podwładni tudzież współpracownicy, a ja poćwiczyłam jeszcze pół godzinki, bo mo telefon na szczęście milczał.
W sumie plan wykonany.
Awatar użytkownika
makar
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1050
Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:38:26

Nieprzeczytany post

17.05.2011r.
Trening - 6km OWB1 + GR + 5xp ( 100m) + 2km OWB1 = 9km

Biegania w deszczu ciąg dalszy. Tym razem jednak bez Jacka, za to z psem. Deszcz padał, było dość chłodno, bo wiało, wytaplałyśmy się z psiną w błocie aż miło. Zwłaszcza przebieżki po leśnej ścieżce były bardzo efektowne. Został mi po nich twarzowy błotny rzucik na kurtce. Lubię biegać w deszczu. Nie lubię myć psa wytaplanego w błocie po uszy. Wynik 1:1 :hahaha:
To był mimo wszystko fajny, choć pracowity dzień. Jutro nie pobiegam - wywiadówka w szkole Mateusza, czyli wyjazd do Szczecina po pracy.
Awatar użytkownika
makar
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1050
Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:38:26

Nieprzeczytany post

19.05.2011r.
Trening - 7km OWB1 + GR + SB ( 5xp + 5xskipA + 5xskipC) + 2,2km trucht = 12,2km

Znowu cieplutko.... Chyba jednak wolę deszcz. Tym razem kapało raczej z wystających części mojego ciała. No i stanowiłam ruchomą stołówkę dla komarzyc i innych robali. Przybyło trochę miejsc do drapania, niestety.
W sumie to bardzo, ale to bardzo nie chciało mi się dziś biegać. Nawet przez chwilę pomyślałam ,że biegać nie lubię.... W domku chłodek, można by było wyciągnąć się na kanapie z fajną książką, albo pooglądać jakiś film, albo poleniuchować... no i przestać pisać ten nieszczęsny blog, który tak naprawdę nikogo nie interesuje.... Tak właśnie sobie myślałam zakładając po kolei ciuchy biegowe ( nie było tego dużo, bo skwar dzisiaj u nas niemiłosierny). Porozmawiałam sobie sama ze sobą i.... poszłam biegać. Trochę po łąkach, trochę po lesie. Wyszło j.wyżej. Średnie tempo ( ze skipami włącznie) - 6,19min/km. W sumie bez szału, ale zważając na warunki nie jest źle.
Potem już tylko szybki prysznic i do pracy.
Wieczorem jszcze trochę popedałuję oglądając "Ojca Mateusza" - jakiś rytuał się niechcący zrobił i pewnie poćwiczę, bo nogi jakieś słabe były w czasie skipów.
Pozdrawiam czytelników ( mam nieśmiałą nadzieję, że jednak ktoś te moje wypociny czyta :lalala: ).
Awatar użytkownika
makar
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1050
Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:38:26

Nieprzeczytany post

20.05.2011r.
Trening 1 - basen ( 50x25m żabką :spoko: )
Trening 2 - bieganie - 5km OWB1/WB2 + I (200m/200m) + 2,3km trucht = 9,3km

Rano musiałam znowu udać się do Urzędu Skarbowego w Goleniowie. Co zrobić, takie życie... Na szczęście poszło szybko i sprawnie. Zaczynam lubić wizyty w tej instytucji.... Jak już byłam w Goleniowie to grzech było nie odwiedzić basenu. Oprócz mnie pływała jeszcze tylko jedna pani, a pod koniec przyszła moja instruktorka od aerobiku z synkiem, ale okupowali brodzik - synek ma trochę więcej niż roczek. Pływało się super. Postanowiłam tym razem "nie tykać" kraula, tylko po prostu cieszyć się pływaniem. Żabkę lubię najbardziej i w ogóle się przy niej nie męczę. Więcej "szybuję" w wodzie niż pracuję i choć tempo przy tym nie jest jakieś rewelacyjne sprawia mi frajdę takie spokojne pływanie. W sumie te 50 basenów zrobiłam w 48 min, przy czym jeszcze trochę pogadałam w międzyczasie z Asią ( tą od arobiku). Wychodząc z wody czułam, że mogłabym spokojnie machnąć jeszcze drugie tyle, ale trzeba było wracać do domu. Z niecierpliwością czekam na urlop, kiedy to będę mogła pływać do woli. No i może w końcu oswoję do końca tego nieszczęsnego kraula.

Drugi trening już po południu. Gorąco, parno, komary i inne paskudstwa. No ale pomijając to wszystko trening fajny. Interwały wyszły mi w tempie 4,25min/km, więc szału nie było, ale zwalam to na karb upału - mimo godz. 19.00 temperatura u nas w okolicach 25*C. Dopiero teraz, gdy zaczęłam robić ten wpis uświadomiłam sobie, że nie porozciągałam się.... Przynajmniej ograniczyłam czas, jaki miały komary, by mnie konsumawać.... Czasem zastanawiam się, za co te bestie mnie tak lubią :hahaha:
Awatar użytkownika
makar
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1050
Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:38:26

Nieprzeczytany post

21.05.2011r.
Trening - 10km OWB1 + GR + 5xp (100m) + 1,2km trucht = 12,2km

Od dzisiaj pozwoliłam Jackowi mówić wszyskim, którzy będą chcieli słuchać, że ożenił się z wariatką. No bo jak nazwać kogoś, kto w sobotę z własnej nieprzymuszonej woli wstaje przed 5.00 rano, żeby pobiegać? Wcale nie z braku czasu, bo przecież dzisiaj nic mnie nie goni, ani że tak zaplanowałam.... Prawda jest taka, że obudziłam się przed 4.00 i za nic nie mogłam zasnąć. Czasem tak mam. Zaczynam wtedy rozmyślać o głupotach, martwić się na zapas i takie tam. Stwierdziłam, że skoro i tak nie zasnę, to chociaż odpękam dzisiejszy trening w miarę komfortowych warunkach, znaczy się w chłodzie. No i przypomniało mi się co Dominika pisała o komarach o poranku. Że śpią. Jak wychodziłam z sypialni, Jacek otworzył jedno oko, szybko je zamknął i skwitował moje zachowanie jednym słowem:" Zwariowałaś". Stąd ta moja deklaracja na początku.
Mimo wczesnej pory temperatura w okolicach 15*C, lekki wiaterek, ale w sumie duszno. Chciałam dociągnąć do 50km w tym tygodniu, więc trudno to nazwać długim wybieganiem. W sumie jest trochę więcej niż te zakładane 50km, ale niewiele. Przebieżki dość żwawe. Tempo średnie wyszło 6,07min/km.
W przyszłym tygodniu spróbuję trochę inaczej rozłożyć treningi, tzn. robić krótsze dystanse w dni, kiedy pracuję, a spróbować biegać je szybciej, za to zastawić trochę kilometrów na sobotę, bo te moje treningi zrobiły się bardzo podobne do siebie. Nie lubię nudy.
Co do komarów, to te w mojej okolicy nie śpią chyba wcale..... To samo dotyczy meszek. I much.
Awatar użytkownika
makar
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1050
Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:38:26

Nieprzeczytany post

27.05.2011r.
Trening - 7,3km OWB1 + GR + 5xp(100m) + 1,75km trucht = 10,05km

Jestem po dłuższej i nieplanowanej przerwie. Czasem tak bywa, że życie zaskakuje. Plany miałam ambitne, a wyszło jak zwykle, czyli biegowa nędza.
W poniedziałek udało mi się rano przejechać ok.30km na rowerze i, niestety, na tym moja sportowa aktywność tego dnia się skończyła. Dom, Jasio, Jacek i milion innych spraw i osób nie pozwoliły mi wyjść na trening. Pomyślałam, że trudno, raz mogę odpuścić....
Potem było już tylko gorzej. Od wtorku przez następne prawie trzy dni walczyłam z bólami brzucha i dolegliwościami, których opisu wolałabym Wam oszczędzić.... Najgorsze, że do pracy trzeba było chodzić, a moja dieta składała się z gorzkiej herbaty, ziemniaków purre i ew. suchej bułki, popijanych smectą ( brrrr). Biegać nawet nie próbowałam.

Dzisiaj nareszcie poczułam się dobrze, więc postanowiłam coś tam pobiegać. Wyszło, jak widać, czyli w miarę normalny trening. Trochę obawiałam się, czy nie będę musiała co chwilę szukać jakichś krzaków, ale chyba wyczerpałam już limit tygodniowy na .... no wiecie co. Biegało się dość fajnie. Nie było zbyt gorąco. Tempo razem z truchtem wyszło śr. 6,14min/km.
Jak mi się mój przewód pokarmowy jutro nie zbuntuje, to spróbuję zrobić zgodnie z planem dłuższe wybieganie, ale póki co niczego nie planuję.
Awatar użytkownika
makar
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1050
Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:38:26

Nieprzeczytany post

28.05.2011r.
Trening - 20km WB

Wstałam rano, no ale nie tak wcześnie, jak tydzień temu tylko o ósmej z minutami. Posłuchałam mamrotania męża. Obejrzałam, jak się przewraca na drugi bok, żeby dokończyć jakiś szalenie ciekawy sen w ramionach Morfeusza. I poszłam biegać. Sama.
Pogoda cudna. Niezbyt ciepło, lekki wiaterek. Czego chcieć więcej? Otóż przydałoby się trochę więcej kondycji.... Tempo, jak przystało na wycieczkę biegową, bez szaleństw, czyli 6,30min/km. Wydawałoby się, że pikuś, a ja, kurczę, zmęczona byłam. No, może na twarz nie padłam i jak by trzeba było to jeszcze bym parę kilometrów dołożyła, no i ostatni kilometr w tempie poniżej 6min, ale i tak żenada. Mam o czym myśleć przez weekend. Coś muszę zmienić w treningach, bo inaczej "łamanie" dwójki w półmaratonie będę musiała odłożyć na nie wiadomo kiedy. Ma może ktoś jakiś pomysł? Zostały trzy miesiące.
Awatar użytkownika
makar
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1050
Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:38:26

Nieprzeczytany post

30.05.2011r.
Trening 1 - 35km rower
Trening 2 - 7km OWB1 + GR + 6xp(150m) + 1,2km trucht = 10km

W niedzielę Jasio wyjechał na wycieczkę szkolną. Matek w Szczecinie. Jacek w pracy. Ja szczęśliwie mogłam w ten poniedziałek popracować w domu. Stwierdziłam, że praca nie zając i rano pojeździłam rowerem. Tym razem z pulsometrem nastawionym na jazdę rowerem, więc dokładnie wiem ile przejechałam. Piękne okoliczności przyrody nagminnie psuły chmary muszek i chrabąszczy. Ciągle bałam się, że coś połknę. Generalnie fajnie było. Prędkość spacerowa - 18,8km/h, chociaż max wyszła ponad 30km/h, ale to z górki na pazurki.

Wieczorem bieganie. Ciężko z powodu upału. Wyszłam po 19.30, ale i tak czułam jakbym w smole biegła. Aż zaczęłam się zastanawiać, czy coś się z pulsometrem nie stało, bo wierzyć mi się nie chciało, że tak marnie mi idzie mimo, że staram się jak mogę. Dopiero jak słońce zaszło udało się trochę przyspieszyć. Gimnastyka była bardzo "na odwal się" z powodu komarów i much. Normalnie gryzły gdzie popadnie, a ja zamiast ćwiczyć próbawałam się od nich opędzać. Odżyłam trochę w czasie przebieżek, bo jak szybciej biegnę to to całe dziadostwo nie ma kiedy na mnie usiąść, a poza tym chłodniej się zrobiło, bo słońce zaszło. Ostatni kilometr wydawał mi się truchtem, a był najszybszy z całego treningu ( 6,05min/km). Wciąż tego nie mogę zrozumieć. Upał, niestety bardzo mnie męczy. Chyba będzie trzeba dać na mszę w intencji nagłego pogorszenia pogody w dniu półmaratonu, bo ducha tam wyzionę :lalala:
Awatar użytkownika
makar
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1050
Rejestracja: 23 wrz 2007, 08:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: 4:38:26

Nieprzeczytany post

31.05.2011r.
Trening - 5km rower stacjonarny + GR + GS

Czas na zrobienie czegokolwiek znalazłam dopiero po 22.00, więc bieganie odpadało. Nie powiem, żebym jakoś szczególnie się do tego treningu przyłożyła, ale coś tam zrobiłam zamiast grzecznie oglądać TV.

01.06.2011r.
Trening - 5km OWB1/WB2 + GR +SB ( 5xPG + 5xskipA + 5xskipC) + 1km trucht = 9km

Ochłodziło się, całe szczęście. Dało się wytrzymać na treningu. Biegałam wieczorem i w porównaniu z poniedziałkiem, było wręcz zimno. Rozbieganie w śr. tempie 6,00min/km. Podbiegi żwawe, a potem tempo już baaaaardzo skipowe, czyli prawie w miejscu, ale podobno tak ma być.
Permanentny brak czasu mnie dobija. A będzie jeszcze gorzej, bo doszły mi nowe obowiązki w firmie mojego kochanego męża. Nie wiem, jak ja to wszystko ogarnę, ale prawdopodobnie przez cały czerwiec, albo i dłużej będę ciągnąć dodatkowy etat w poniedziałki, czwartki i piątki. Nici z porządnego biegania, chyba, że o 5.00 rano. Jutro prawdopodobnie inauguracja tego super treningu skoro świt. Jak przestanę pisać to znaczy, że pracoholizm mi nie służy.
Pozdrawiam.
ODPOWIEDZ