Podsumowanie: Michał - biegiem do maratonu
Może powinienem poczekać do 22 grudnia z tym wpisem, byłby rok od pierwszego wpisu. Byłby rok od kiedy postawiłem pierwszy krok ku OWM2018. Tak czy owak, okres roztrenowania za mną więc myślę że teraz będzie najlepszy moment na napisanie kilku słów. Słów podsumowania roku 2018. Może rok nie dobiegł jeszcze końcowi, ale sezon biegowy zakończył się dla mnie już trzy tygodnie temu. Dokładnie tak - trzy tygodnie odpoczywałem. No może nie do końca, ale typowo bieganie było ostatnią rzeczą, czynnością o jakiej myślałem. Była piłka nożna, jazda na rowerze, siłownia. Krok po kroku...
Celem tego tematu miała być moja przygoda by pokonać pierwszy raz królewski dystans. Przygotowując się do maratonu, zrobiłem swoją obecną życiówkę na HM - w przyszłym roku powinienem ją poprawić bo trochę nieaktualna się wydaje

oraz zrobiłem na wtedy PB na 10km w okolicach 44min. Nastroiło mnie to bardzo dobrze i przyszedł czas na
maraton(kliknij). Nie poprzestałem, po majówce postanowiłem powalczyć o jeszcze jedno założenie na ten rok - poprawić 10k. 44 minut było czymś, ale założyłem sobie 43-42. I to również powiodło się
X Bieg o Laur Św. Wawrzyńca(kliknij). Przyszedł czas by zdecydować co robić dalej. Chyba wszyscy dochodzimy prędzej czy później do momentu co robić dalej gdy już osiągnęło się pewien pułap. Pułap który w gruncie rzeczy był głównym założeniem. Był taki moment po maratonie, a teraz nastąpił po nowej życiówce na 10000m. Pomyślałem wtedy "hej, do jesieni mam jeszcze czas." Przez jakiś czas wtedy biegałem, biegałem ale nie trenowałem. Okres wakacji, wyjazd zrobiły swoje. Zebrałem się jednak po powrocie, spróbowałem. Przyszedł okres rozczarowania. Mimo wylanych jak wcześniej potów, katowania tempa poniżej 4:00min/km nie udało się potem utrzymać tego na zwykły parkrun. Poprawa życiówek na 10km również prysły. Raz jeszcze postanowiłem zawalczyć, spróbować. Mniejsza obsada na parkrun, spowodowała że nie miałem za bardzo kogo się złapać od początku. To jednak nie tłumaczy mnie. Znów... znów nie udało się zejść na 19:59. I potem przeczytałem artykuł o roztrenowaniu o Bartka Olszewskiego
"Kiedy zdobędziemy jedną górę i chcemy wejść wyżej, musimy zajść w dół, przejść przed dolinę i atakować wyższy szczyt. Tak samo jest z bieganie. Nie mamy możliwości ciągłego podnoszenia poziomu sportowego bez odpoczynku i obniżenia formy." Na początku myślałem "A po co? [...] Przecież ja i tak biegam ledwie 4 razy w tygodniu". Koniec końców, stwierdziłem że może nie tyle fizycznie co psychicznie powinienem odpocząć. Wiecie, byłem tak nakręcony na wyniki, na samodoskonalenie że w pracy myślałem co dzisiaj będę robić, jaki trening, jaka trasa tylko jest jedno ale... Myślałem tylko w kontekście wyników, o poprawieniu swoich osiągnięć zaś nie myślałem o tym w kontekście przyjemności, ucieczki. Tak już było od dłuższego czasu, pewnie już w trakcie przygotowania do maratonu. I to już jest trochę złe. Nie zrozumcie mnie źle, chce do tego wrócić podejścia, ale niech bieganie daje też frajdę. Mam nadzieję, że te trzy tygodnie spowodują że się zresetowałem. Fizycznie - to na pewno, po wczorajszym bieganiu mogę to potwierdzić, ale to w kolejnych postach. A czy głowa - czas pokażę. Czy znów nakręcę się na pokonywaniu samego siebie. Mam nadzieję. Czy to co wydawało się nierealne przed rokiem, będzie realne w przyszłym. Bo jeszcze dobre pół roku temu, nigdy bym nie pomyślał o tym by próbować się zbliżyć do 40min... Teraz, teraz nie tylko o tym myślę ale zakładam. I tak, dochodzimy do tego co dalej.
Sezon 2018 uważam za bardzo udany:
5km - first time -> 20:17
10km - 45:02 -> 41:35
HM - 1:52:45 -> 1:36:58
M - first time -> 3:42:13
Poniżej cały pierwszy post w formie bez edycji. Zamiast robić nowy temat, zamierzam kontynuować ten ale pierwszy post musi ulec zmianie. By przypominać mi, by dążyć do tego co rzekło się w internecie
