Dla moich wwiernych czytelników i kibiców czas napisać jakąs epopeje na temat tego wielkiego wydarzenia jakim niewątpliwie był mój debiut w biegach górskich
09-02-2013 Wilcze Gronia - bieg górski 15km z przewyższeniem 750m
Dla zobrazowania pełni tego dramatu dodam tylko że w piątek BBL Mikołów postanowił zrobić spotkanie w barze przy karaoke....wyszliśmy z imprezy o godz 23:30 ..sam do końca nie wierzyłem że dotrzemy na zawody
Na ale jakos się udało, moja metoda z dużą ilością wody przed spaniem po imprezie po raz kolejny zdała egzamin w 100% i o godz 5:30 jak wstałem wyglądałem juz całkiem nieźle, kąpiel i śniadanie postawiło mnie na nogi...i jak nowy mogłem zacząć myśleć o starcie.....
Bardzo wcześnie dotarlismy do jeszcze mocno śpiącej Rajczy, załatwiliśmy formalności, pospacerowalismy po "centrum" ...
... i tak nam jakoś czas zszedł....., oczywiście że to było "tylko" 100km od nas spotkaliśmy trochę znajomych biegaczy, tak jakoś ze szwagrem stwierdzilismy , że żeby nie było znajomych to by trzeba chyba ze 300km ujechać na bieg....fajne i przyjemne to
![uśmiech :usmiech:](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
...po godz 10 namierzylismy start , przebraliśmy, szybko rozgrzewka i się o o godz 11 po wszystkich oficjalnych uroczystościach nastąpił start.
Przed startem:
Profil trasy wyglądał tak:
Jak widać..dwa pierwsze kilometry rozgrzewkowo lekko w dół po asfalcie....u mnie lekko i przyjemnie, po 8 min i 20 sek zameldowałem się na zakręcie oznaczających początek wspinaczki, jako ze dosyć szybko pobiegłem to znalazłem się w całkiem niezłym ustawieniu początkowym...co niestety niosło za sobą inne problemy o których za chwilę....
Rozpoczęła się mozolna wspinaczka w górę..... początek jeszcze w miarę, ale potem czym było wyżej tym wiecej kopnego śniegu...pod tym dziadostwem się zapadałem po łydki, czasem po kolana, jeszcze z poczatku mialem siły wyprzedzać..potem sobie dałem spokój...z resztą..po około 40 minutach biegu ( marszu) dopadł mnie największy kryzys, najpierw z łatwością wyprzedził mnie jakiś chyba 180letni dziadek, potem dopadł mnie Leszek, znajomy z Łazisk, ostatnio na płaskim zawsze byłem przed nim a tu w znany tylko sobie sposób cały czas biegł pod górę, nie byłem w stanie się za nim utrzymac....potem kolejni biegacze ( miałem i tempa po 13min /km ) nie umiałem iśc w tym..i to nie było zmęczenie..to była taka niemoc, siła byla, ale co z tego jak próbowałem się odbić mocniej od podłoża to momentalnie zapadałem sie po kolano w śnieg....nawet jak biegłem po śladach gościa przede mną..to kazdy się zapadał po kostki..a ja minimum po łydkę....to było strasznie demotywujące...bylem zdecydowany...dobiegam do wodopoju i daję sobie spokój z dalszym biegiem, to nie ma sensu..schodzę z trasy.....dobiegłem ( doszedłem) do szczytu, śniegu od cholery, idąć powoli w górę trochę mi przeszedł ten pomysł z kończeniem biegu...czekałem na szwagra, pomyślałem że powinien zaraz być..chociaż mysl że będe oglądał kolejnego biegacza który biegnie podczas gdy ja nie umiem nawet iść jakoś mnie nie motywowała....i wtedy chyba nstąpił przełom....jak zacząłem zbiegać to początkowo był bardzo dużo śniegu, właściwie tylko taka "rynienka" wyżłobiona , sniegu po pas..ale znalazł się kawałek ubitego utwardzonego - nie wiem skąd, czba dla mnie specjalnie...do tego momentu nadal wyprzedzają mnie kolejne grupy biegaczy.......na tym ubitym zaczynam biec...jako ze z górki to dosyc szybko, ubite się kończy..ja dalej zbiegam na pałe coraz szybciej w dół, było stromo, ale głęboki śnieg fajnie amortyzował uderzenia i lekko hamował....zacząłem znow wyprzedzać...doszedłem do wniosku że lepiej się szybko leci niż idzie....odzyskałem wiarę..dopadłem sporo ludzi którzy mnie wyprzedzali wczesniej na podbiegu...wypadłem na asfalt ze sniegiem..dostałem drugie życie chyba..tempo skoczyło do 4:20-4:14, edno podało ciut wolniej, ale wydaje mi się ze tyle było....wyprzedzałem kolejnych biegaczy.... na końcówce tego fajnego momentu przede mną pojawił sie Leszek...fajne było zobaczyć ze nie zwiał mi za daleko...zakręt w lewo, tam była herbata, ale byłem już pozytywnie nakręcony, biegłem, nie zatrzymałem się....i zaczął się drugi duży podbieg.....cały czas biegłem, nie przechodziłem w ogóle w marsz, dobrze sie biegło bo cały czas snieg był mocno ubity, buty świetnie łapały grunt i dało się biec...i tak az do końca zabudowań, potem znów zaczął się grząski śnieg...trochę biegłem, potem jak znów się zacząłem zapadać, dałem sobie spokój i przeszedłem w marsz.....ludzie zaczęli jakoś słabnąć, dochodziłem kolejnych, wyprzedzałem..zbieg to znów bieg szybki w dół , zaczęło mi się podobać..wszyscy idą, męczą się ..ja się rozpędzam.....kurde jaki czad...pierwszy podbieg poszedł w niepamięć, wyprzedzanie, walka ze soba, śniegiem mocnym zimnym wiatrem, bieg w dół wąską ścieżką między choinkami, kasowanie kolejnych rywali ..plus do tego zajebiste widoki naokoło ( biegliśmy otwartą granią )...jaka to była radość....aż do momentu kiedy z tego omamu wyrwała mnie jakas przemiła Pani mówiąc że zostało kawałek podbiegu i potem już ostro w dół finisz...patrzę na zegarek..1:55, uda się złamać dwie godziny jednak o których marzyłem.....no to rura w dół...najpierw bardzo stromo i wąsko , potem wypad na stok narciarski i ostro w dół.....jest meta....zatrzymuje zegar 1:57:48......oddaje koszulkę , dostaje medal....hahaha..ale jestem dumny..jeden z ciężej wywalczonych medali w karierze..pierwszy raz myślę że trzeba było go naprawdę ostro sobie wywalczyć...ten nie był tylko za udział.....
Poczekałem na szwagra...o dziwo przybiegł niewiele po mnie...super występ zaliczył, zmęczony tak samo jak ja....zupka i ogrzać się do szkoły, wymienić wrażeniami z debiutu...no i powrót do domu
Fotki z trasy:
No i medal...nie za duży..ale za to jaki cenny
Dane z trasy:
DISTANCE 15.06 km
DURATION 1g:57m:48s
AVG. SPEED 7:49 min/km
CALORIES 1450 kcal
ELEVATION 754m !!!!!!!
Wnioski po starcie
- pierwsza rzecz która mnie nurtuje to ta technika podbiegania w tym śniegu....przyglądałem się jak robią to inni, z początku musiałem biec z ludźmi którzy umieja to robić, mieli dobre czasy na mecie...jedni małe kroki, inny szeroko, jeszcze inny malutki kroki....ale najwazniejsze....nikt się nie zapadał tak jak ja....jakoś im to łatwo szło..u mnie dramat...jak to zmienić?
To kwestia techniki biegu? mojej dużej wagi ( ok 88kg w tym momencie) ? czegoś innego? na pewno nie siły bo tego miałem jeszcze sporo...tylko jak ją wykorzystać prawidłowo?? dodam tylko ze w zimie na bardziej płaskich terenach tez miałem dramatyczne spadki tempa w kopnym sniegu
- dobrze wyglądałem wytrzymałościowo, to mnie ucieszyło, czym dalej biegłem, biegło mi się lepiej, spokojnie wytrzymałem trudy samego biegu....może ta nieumiejętność biegania po sniegu w pierwszej części troche mnie oszczędziła na potem...no nie wiem...byłem zmęczony mocno, ale nie maksymalnie.....
- debiut na pewno udany, z miejsca nie jestem zadowolony, 65 miejsce na 194 chłopów to raczej ni jest sukces, chociaż z drugiej strony...pierwszy raz w życiu biegłem w górach...i to jeszcze po śniegu..na pewno wrócę w góry biegać, zobaczymy jak mi pójdzie jak nie bedzie śniegu, mam mozłiwość, odległości niejest duża...częściej będe zaglądał w Beskidy...to też swietny trening siłowy
- wystestowałem porządnie buciory..fajnie się z nich biega, biegłem po wodzie, śniegu, głębokim śniegu...w głębokim to chyba żadne buty by nie dawały rady, na ubitym trzymają świetnie, po wodzie tez ok, co wpadło to po dówch krokach wypadło
Napewno częściej będe biegał w górach....obiecuję to sobie
PS..mam filmiki nagrywane na trasie....ale są zbyt niecenzuralne aby mogły zobaczyć światło dzienne
![hej :hej:](./images/smilies/icon_razz.gif)