To tak, na początek tradycyjnie trochę suchych danych:
X Maniacka Dziesiątka, trasa atestowana, czas netto
39:04 (brutto 39:17), miejsce 232/3000+, pierwsze 5 km w 19:55, drugie 19:09. To tyle od organizatorów, Suunto naliczyło 110 m więcej (dwa pierwsze kilometry piknęły trochę po oznaczeniach, kolejne trochę przed, a chorągiewkę z 9tym chyba trochę zwiało

), oczywiście nie sugerowałem się wskazaniami GPSa, wrzucam międzyczasy żeby było widać jak mniej-więcej przebiegał wyścig :P :
1 0:04'02.9
2 0:04'03.0
3 0:03'47.0
4 0:03'50.0
5 0:03'51.8
6 0:03'51.2
7 0:03'49.0
8 0:03'56.9
9 0:03'50.1
10 0:03'45.0
(11 0:00'18.4 - nadprogramowe 110 m)
Czyli znowu trochę za duży negative split, większość biegaczy zaczyna zbyt szybko i ja też początkowo tak miałem, a w ostatnich kilku biegach przesadzam w drugą stronę i zaczynam za wolno. Średnie tętno 172, maks 184 na finiszu. Życiówka poprawiona o prawie 4 minuty (poprzednia była z Września - 42:54). W sumie zrobiłem też życiówkę na 5 km, bo styczniowe 19:04 było na nieatestowanej trasie

.
Przed wyścigiem miałem mieszane uczucia, czasem wydawało mi się że 40 minut spokojnie połamię i powinienem celować wyżej, innym razem nabierałem wątpliwości. Jak podczas rozgrzewki sponiewierał mnie wiatr to nabrałem ich jeszcze więcej. Wiało na prawdę mocno, wody w Malcie malutko, a i tak fale były spore. Przypomniały mi się czasy gdy startowałem w regatach i jak tak wiało to przed wyścigami wszyscy obserwowali drzewa, fale i szykowali się raczej na przetrwanie, niż na walkę o miejsca. Na rozgrzewkę trochę truchtania, rozciągania dynamicznego, skipów, wymachów i na samym końcu z 3-4 przebieżki. Na starcie ustawiłem się razem z Jackiem, który planował łamać 39, ale zaczynał też w okolicach 4:00/km. Pierwszy kilometr trochę pod wiatr, ale też z górki i w sporym tłumie, więc wiatr nie przeszkadzał tak mocno. Generalnie wszystko szło zgodnie z planem, przez 2 km trzymałem się tuż za Jackiem, potem zaczęliśmy przyspieszać, ale on trochę mocniej niż ja (ostatecznie przybiegł koło 10 s przede mną). Biegło mi się bardzo dobrze po 3 kilometrze złapałem super rytm, a koło 6 już nabrałem pewności że te 40 minut złamię. Muszę powiedzieć że mentalnie sporo mi dał fakt, że trasa przebiegała przez mój "rewir" i doskonale te wszystkie ulice znam bo codziennie tu biegam, chodzę, jeżdżę i zamiast mieć w głowie "jeszcze 4 km przede mną", miałem "o, tu już zaraz Polibuda, na Maltę blisko, a tam to już prawie meta". Do 7 km biegło mi się, jak na takie tempo, bardzo komfortowo, nawet mimo chwilowego gradobicia. 8 km był w większości pod wiatr i tutaj poczułem zmęczenie, ale nie mocne, a świadomość że do mety jest blisko nie pozwoliła się tym zmęczeniem przejąć. Końcówka z wiatrem, w zasadzie cała narastająca, finisz "sprinterski", na ostatnich 200 metrach wyprzedziłem kilkanaście osób. Na mecie lekki odruch wymiotny, ale nie musiałem siadać (to moje dwa "wskaźniki" na ile dałem z siebie wszystko, dziś wystąpił tylko jeden, więc nie było to 100% możliwości

).
Można było szybciej, wnioskuję to po tętnie, dużej różnicy między pierwszą i drugą piątką, ilością sił na finiszu i stosunkowo niewielkim zmęczeniu (zarówno w trakcie, zaraz po biegu i pewien czas po biegu, oczywiście byłem zmęczony, ale to nie było w trupa). Nie oznacza to, że nie jestem zadowolony, wynik uznaję za bardzo dobry, a poza tym to świetny trening i przetarcie, zarówno fizyczne i psychiczne przed połówką.
Wydawało się, że wiatr sporo namiesza, ale okazało się że tylko postraszył na starcie. Spora liczba biegaczy i puszczenie trasy miastem mocno go przytłumiły, chociaż gdyby wiał ze wschodu, to ostatnie kilometry byłyby męczarnią.
Organizacyjnie zero zarzutów, trasa bardzo przyjemna, fajny pakiet.
Taka "ciekawostka", zajrzałem do endomondo i okazuje się, że dokładnie rok temu robiłem sobie prywatną testową dychę i zrobiłem ją w 49 minut. Za rok raczej kolejnych 10 minut nie urwę, ale jakbym urwał chociaż 3-4 to byłoby pięknie. Zdaję sobie sprawę, że to będzie duuużo trudniejsze zadanie

.