powoli zaczynam wchodzić w sezon i ostatnie dwa tygodnie to głownie wprowadzenie dość konkretne.
sezon wiosenny podzieliłem sobie na dwa etapy, pierwszy kory mam zamiar zamknąć parkrunem 30.12
i wtedy będę miał jakiś punkt wyjścia do planu głównego od pierwszego stycznia pod trening do startu na 5km 26 kwietnia bodajże.
pierwszą część lecę bez większych kombinacji, planem steve'a palladinio dostępnego w strydzie i mimo, że kończy się on dopiero na koniec stycznia, to dla mnie jest to bez znaczenia, tym bardziej, że akurat idealnie na koniec grudnia jest zaplanowany test LT czyli strydowe critical power więc idealnie mi się to zepnie jakąś klamrą.
tych testów notabene w planie jest więcej i za trzy tygodnie czeka mnie pierwszy testowy tydzień.
są dwa biegi jeden to 10 sek i 3 min maks effort a kolejny w środę i 10 min maks w sobotę, ale zaznaczone jest w planie, że ekwiwalentem 10 maks może być start na 5km więc sprawa wydaje mi się oczywista, bez względu na pogodę.
dlaczego palladino i czemu po nim magness?
w jednych i drugich planach podoba mi się to, że od początku jest robota.
dla mnie mimo, że różnią się jednostkami są jakby z jednej szkoły, dotykają od samego początku wszystkich
systemów, mam na myśli LT, vo2max etc i nie ma tam jakiś dla mnie kompletnie niepotrzebnych "8 tygodni" początkowych rozbiegań wprowadzających, bo do czego mam się niby wprowadzać jak biegam od lat?
robota ma być wg mnie, robiona od początku, natomiast nie musi być na 100% na pełnej kurtyzanie.
magnes zresztą pisze, że z fizjologicznego punktu widzenia dużo więcej pracy wkładamy w podniesienie jakiegoś parametru do pożądanej wartości niż utrzymanie go potem.
czyli do wytrenowania thresholdu pod poziom, który nas satysfakcjonuje, może wymagać od nas dwóch a nawet trzech w ekstremalnych przypadkach treningów LT na tydzień, natomiast utrzymanie tego poziomu to już jest jeden trening na dwa tygodnie.
wystarczy tylko od jakiegoś czasu dotknąć tych systemów aby nie zanotować spadków.
plan steve'a jest skonstruowany też na tej zasadzie, chociaż jest dość monotonny w porównaniu z magnesem niemniej, tu już nie monopolowy żeby mieć wybór jednostek na każdą możliwą zachciankę.
swoje trzeba zrobić i większość tej roboty to żmudne dłubanie na tych samych jednostkach stopniowo zwiększając obciążenie.
jako, że nie mam określonego jeszcze tego CP, przyjąłem na oko zmarłego w szpitalu 276 watt i to wydaje mi się na tą chwilę dość rozsądne chociaż wciąż nie jestem pewniej czy nie za mocne do wprowadzenia w sezon, ale o tym za chwilę.

na razie zeszły tydzień na dzień dobry była bomba 4x5/2:45min supra threshold czyli 99-105% CP i nie weszło to łatwo oj, nie weszło.
całość zrobiłem na 103% więc zgodnie z założeniami ale zadowolony z tego byłem, jak pedofil na przyjęciu w domu starców.
drugim akcentem było 3x8/3min Sub LT 97-103% i zgodnie z zaleceniami magnessa biegałem to tuż poniżej progu a i tak nie powiem żeby weszło łatwo, chociaż dramatu specjalnego nie było. 99% CP więc zgodnie z założeniami a być może nawet lekko za mocno, ale tak to jest jak się chce na początku sprawdzić gdzie sie jest.
a jest się w pigmentododatniej dupie bo tempa LT to cos koło 4:12 teraz wg stryda a co najlepsze garmin pokazał mi dokładnie to samo, więc jak zmówili się bydlaki na mnie.
biorę to jednak na klatę, podobnie zresztą jak to, że mimo, iż zrzuciłem dobrze ponad jeden kilogram to waga oscyluje w granicach 76.6-8 ale powoli widać jakiś spadek chociaż.
co najlepsze to w spodnie jak wchodziłem tak wchodzę i dopiero jak brałem koszulkę na ramiączkach ww wtorek na chomika okazało się, że większość tego to weszło w korpus, bo ledwo się wcisnąlem w nią.
na razie traktuję to jako bieganie z dodatkowym obciążeniem bo co innego mi p;zostaje, tylko szukać fajnych wytłumaczenie i zaklinać rzeczywistość.
trochę chaotyczny ten wpis widzę, ale nazbierało się różnych spraw i jakoś to wszystko trzeba opisać.
ten tydzień zaczął się sztormem, który wykluczał jakiekolwiek aktywność na dworze, ale plan b to chomik w garażu.
zanim kupiłem bieżnie nigdy ani kroku nie zrobiłem na jakiejkolwiek, ale jako, że trafiła się okazja na nówkę ProForm Pro9000 postanowiłem się złamać i zainwestować w biegową przyszłość.
nie było to strzał w dziesiątke, bo jak @sikor zauważył słusznie, bieganie na bieżni to jest kompletnie inne doświadczenie, a ja jestem z tych tamtych, co im idzie na niej zdecydowanie gorzej i trudniej.
ale skoro pogoda nie pozwalała na nic, zrobiłem dwa treningi na chomiku.
jeden nieudany bo w planie było 2x12:30 HMP a mi weszło 6 min i 4:30 bo szłaby mi szło i postanowiłem biec
do tętna 163 i kończyć a kolejne to już easy i normalnie jak wczoraj weszło po 5:25 40min do tego lekko górska dol, trochę wiało tak na chomiku z porwnywalnym tętnem na płaskim wchodzi po 5:50 i się męczę dwa razy więcej, ale zaczyna mi się podobać ta zabawa.
kiedy tylko warun nie będzie pozwalał, chomik będzie wchodził bez zastanowienia, bo jest od tego.
stryd tez pozwala na wprowadzenie nachyleń do treningu, co skutkuje, że pokazuje moc prawidłowo i to tez jest fajne.
wczoraj pogoda poprawiła się na tyle, ze zamiast planowanych treningów, postanowiłem zrobić zaproponowany test 3x40min easy przez stryja, który to ma określić te cholerne CP.
dużo treningowo nie tracę, bo wyskoczył mi tylko dzisiejszy long który notabene fajnie wszedł w zeszłym tygodniu.
14km w tym 6x1min/2min pod koniec treningu w tempie około Vo2max i weszło gładko, chociaż wiadomo, że zdrowia trochę zostawiłem.
także dziś odpuściłem longa i zrobiłem kolejne 40min spokojnego biegu.
wczoraj weszło po 5:25 na tętnie 132 i 221watt średniej mocy a dziś 5:22 na tętnie 131 i 219watt ale dziś nie wiało jak wczoraj.
i to tyle na tę chwile.