02.03-08.03.2020
03.03 wtorek:
długo i "luźno"
śr. tempo - 5:12 (tętno:84%/90%)
dystans - 20,7 km
Pogoda była średnia, od rana mocna padało, ale udało mi się wstrzelić w lukę bez deszczu. Biegłem delikatnie, chociaż wciąż mi było ciężko co widać po tętnie.
05.03 czwartek:
lekkie kółeczko
śr. tempo - 5:16 (tętno: 79%/85%)
dystans - 14,5 km
W ten dzień ekipa wymieniała u nas okna (stara kamienica a okna już miały ze 20 lat więc postanowiliśmy zainwestować w nowe). Skończyli koło 15 więc z żoną wzięliśmy się za sprzątanie. Dzieciaki cały dzień u babci więc był luz. Po 18 z grubsza było ogarnięte, więc żona po dzieciaki a ja w teren. Ciemno już było, więc pozostało mi bieganie po oświetlonych ulicach.
Jako, że "dawno" nic nie odświeżaliśmy w mieszkaniu, małżonka postanowiła, że dobrze by było pomalować przy okazji pokoje i wymienić tapetę w przedpokoju

No więc cały piątek (po pracy) obrabiałem gipsem wkoło okien. W sobotę przystąpiliśmy do tapetowania przedpokoju, który jest malutki, jednak bardzo niewymiarowy. Tylko jeden pasek tapety był położony w całości. Reszta to było pasowanie, docinanie, kombinowanie ze wzorkami. W niedziele nic mi się nie chciało, nawet biegać

W poniedziałek i we wtorek zostało mi pomalowanie pokoi i kuchni
09.03-15.03.2020
Poniedziałek:
bieżnia
śr. tempo - 4:44 (tętno: 86%/96%)
dystans - 11,32 km
Plan: 5x1200 po 4:15-20 na przerwie 3 minuty. Dobieg, rozgrzewka i 1,25 km wolniutko i zaczynamy. Pierwsze kółko weszło po 4:16 i było ok. Drugie powtórzenie chyba za bardzo pocisnąłem - 4:13, następne podobnie - 4:14, więc przeszedłem po nim na 70 m w marsz. CZwarte powtórzenie robiłem już na granicy założenia ale się udało - 4:20. Ostatnie pocisnąłem ostatkiem sił i zamknąłem w 4:16 więc musiałem się na kilkanaście sekund zatrzymać. Potruchtałem jeszcze chwilkę i do domu.
Czwartek:
huragan na bezdrożach
śr. tempo - 5:14 (tętno: 84%/90%)
dystans - 20,7 km
Wkońcu ZACZĘŁO się pandemonium. Postanowiłem więc wyruszyć gdzieś, gdzie jest mało ludzi - lasy i pola. # kilometry dobiegu po chodnikach i wkraczamy na bezdroża. Ostatnio co biegam tą trasą to zawsze wieje. Jednak dzisiaj było chyba apogeum wiatru. Nigdy tak nie dmuchało mi w twarz

Cisnę przez pola ale wiem, że zaraz skręcę w las i tam będzie spokojniej. G*wno nie spokojniej. Dalej dmie drzewa się kołyszą, multum połamanych gałęzi i konarów. Spotkałem tylko malutkiego warchlaczka, na którego prawie nadepnąłem - w ostatniej chwili uciekł w krzaki. A ja zacząłem się rozglądać, czy mnie mamuśka nie ściga

Wybiegam z lasu i ściana z wiatru. Gdybym był lżejszy to chyba bym odleciał, tak dmuchało

Ostatnio gdy "tędy" biegłem to skręciłem prosto w pola. Tym razem postanowiłem walczyć i docisnąłem do następnego lasku. Mega błoto i z powrotem. Momentami dmuchało w plecy ale częściej ponownie wmordewind

Po drodze, oprócz odcinka najbliżej domu, nikogo nie widziałem.
Sobota:
#siedzewdomu #biegamwlesie
śr. tempo - 5:14 (tętno: 78%/85%)
dystans - 16,5 km
Zaczynamy "kwarantanne". Dzieciaki od poniedziałku w domu więc ja też od poniedziałku wziąłem w pracy opiekę. Żona jest pielęgniarką, więc dopóki jest zdrowa (wszyscy w domu zdrowi na razie) musi pracować. Lekkie zapasy zrobiliśmy aby nigdzie nie wychodzić bez potrzeby.
Wsiadam w auto i jadę do lasu. Już na parkingu kilka aut, ale nikogo nie widzę. Za to w lesie multum ludzi, zarówno spacerowiczów, kijkarzy, rowerzystów i 2 biegaczy. Trochę się pokręciłem po lesie i po polach. A auto i do domciu.