Wtorek 14.01
Na próbę ubrałem stabilizator na lewe kolano, ale niestety założony nie na gołą nogę, tylko na getry przeszkadzał dużo bardziej, ciągle się zsuwał i mocno krępował ruch, ta lewa noga się ewidentnie "ciągnęła", ale nie bolała i nie czułem tego "napięcia" mięśni. Szybciej zawróciłem do domu, przebiegłem tylko
6.7 km po 5:27/km, na dziwnie wysokim tętnie - 139. Ten bieg mnie jeszcze bardziej przekonał żeby zainteresować się kompresją, która powinna zadziałać podobnie jak stabilizator, ale jednocześnie nie będzie utrudniać biegu, chyba w weekend się przejdę po sklepach żeby pomierzyć jakieś CEPy albo Compressporty.
Środa 15.10
W planie 40 minut TP (4:18/km), ale postanowiłem minimalnie to zmodyfikować i pobiec koło 38 minut po 4:15/km, czyli tempem na złamanie 1:30 w półmaratonie. W nocy spadł śnieg, jak przybiegłem na stadion to pan konserwator dopiero zaczynał odśnieżać boisko piłkarskie, chwilę z nim pogadałem, powiedział, że bieżnie odśnieży, ale na samym końcu więc trochę to potrwa. Pobiegłem kawałek dalej na Maltę i tam całe szczęście porządnie odśnieżone, a w dodatku prawie nie wiało, więc stwierdziłem że nawet dobrze wyszło, bo dawno nic szybkiego po asfalcie nie biegałem. Jako że się trochę spieszyłem to rozgrzewkę oganiczyłem do minimum i ruszyłem. Praktycznie od razu złapałem dobre tempo i szło to tak:
1 4'15.0
2 4'12.6
3 4'17.1
4 4'15.9
5 4'16.0
6 4'18.9
7 4'13.5
8 4'13.6
9 4'18.0
10 4'11.0
11 1'05.1 (270 metrów)
Razem
10.27 km po 4:15/km, średnie tętno 160 (znowu niziutkie, może to też kwestia temperatury). Pobiegłem więcej niż planowałem, bo te 38 minut wypadło w takim miejscu, że musiałbym truchtać ponad 2 km do domu (spieszyłem się na obiad, a i tak miałem obsuwę w związku ze zmianą miejsca treningu

), więc już po prostu dobiegłem do pierwszego przejścia dla pieszych. Weszło to wyjątkowo luźno i jak na mnie to całkiem równo, czułem że dość spokojnie jeszcze przez kilka ładnych kilometrów bym to tempo utrzymał. Przeważnie po pierwszym kilometrze tempówki miałem myśli typu "takim tempem chcesz pobiec połówkę? nie ma szans"

i dopiero później łapałem rytm, dziś od początku czułem że to jest dla mnie w miarę komfortowe tempo.
Co do bólu w nodze to podczas rozgrzewki nic, podczas tempówki po 2-3 km poczułem znowu to "napięcie" czy "ucisk" w okolicach stawu, ale bardzo lekkie i zupełnie nie przeszkadzające w biegu, natomiast, tutaj nowość

, po ok. 7 km przestałem cokolwiek niepożądanego czuć w tym kolanie, tak jakby się rozbiegało (a podobno ITBSa się rozbiegać nie da) i podczas powrotu do domu (tempo koło 4:50) też już było wszystko ok. Jestem więc dobrej myśli, ale jeszcze do końca tygodnia pobiegam nieco spokojniej (tzn. krótsze BSy i bez longa, akcenty według planu).