Robbur - ponowna nauka biegania
Moderator: infernal
- robbur
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1180
- Rejestracja: 09 kwie 2011, 13:05
- Życiówka na 10k: 44:44
- Życiówka w maratonie: brak
25-04-2012 - środa
Ćwiczenia różne - kledzie z Zosią jako obciążnikiem, trening Jedi, brzuchy, plery. 20 minut wioślarza i 25 rowerka. Rozciąganko. 1 perła chmielowa, żeby wagi za szybko nie zgubić bo by było za łatwo.
Ćwiczenia różne - kledzie z Zosią jako obciążnikiem, trening Jedi, brzuchy, plery. 20 minut wioślarza i 25 rowerka. Rozciąganko. 1 perła chmielowa, żeby wagi za szybko nie zgubić bo by było za łatwo.
- robbur
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1180
- Rejestracja: 09 kwie 2011, 13:05
- Życiówka na 10k: 44:44
- Życiówka w maratonie: brak
02-05-2012 - środa
Nie uzupełniałem ostatnio wpisów, bo w sumie spędzałem czas rutynowo - rowerek, wioślarz, ćwiczenia różnakie.
Achillesa, dzięki szczegółowym instrukcjom Jurka Kuptela wspomogłem taśmami samoprzylepnymi. Achilles nie jest do końca wyleczony, ale pozwala bez przeszkód biegać bezkarnie, nie wymierzając kary za te kilka przebiegniętych kilometrów. Aktualnie mój problem jest inny. Ale po kolei.
W niedzielę nie wytrzymałem i mimo upału udałem się na pierwszą od wielu tygodni przebieżkę. Pora obiadowa, skwar z nieba i ciepłe, duszne powietrze. Zupełnie mi to nie przeszkadzało. Achillesik lekko odczuwalny w pierwszych minutach biegu, po kilometrze się rozgrzał i zachowywał się wzorowo.
Starałem się biec na śródstopiu, dbając o prostą, lekko pochyloną do przodu sylwetkę, regularną pracę rąk i krótsze kroki. Jak to wyszło - nie mam pojęcia - mam wrażenie, że biegałem faktycznie na śródstopiu, ale cholera to wie. Dziwne - nie wiem jak biegam. Po 6 km biegu wróciłem do domu. Spodziewałem się zakwasów w łydkach, bóli piszczeli czy czegoś w tym stylu. Zamiast tego pod wieczór mocno odczułem zakwasy w pachwinach, udach (czworogłowy) i pośladach. Lewa stopa z nie do końca sprawnym achillesem zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie - nic a nic. Gorzej z prawą, odczuwalnie bardziej zmęczona.
Jedynym minusem było to, że biegłem za szybko. Podczas biegu zupełnie nie kontrolowałem tempa skupiając się na płynnej pracy nóg i ciała oraz wsłuchiwanie się czy mi się nogi nie sypią. Wyszło jednak średnie tempo 4:39. Zupełnie nie czułem tego po zmęczeniu.
Poniedziałek - zakwasy, zmęczenie prawej stopy. W sumie nic dziwnego - dawno nie biegałem. Rozciąganie załatwiło jednak sprawę i pod wieczór nawet po zakwasach nie pozostał ślad.
Wtorek (1 maj) - pobudka o 6stej na krótką przebieżkę. Jak zwykle pierwsze poranne kroki to ból prawej stopy (towarzyszył mi od kilku miesięcy i lekkie rwanie w achillesie. Dwa kursy po schodach, łazienka, kuchnia - 3 - 4 minuty łażenia i wszystko się naoliwiło i po bólach nie pozostał ślad. Rozchodziło się samo jak co dzień.
Bieg poprzedzony porządną rozgrzewką (pół godziny ćwiczeń) zdecydowanie wolniejszy. Tym razem się pilnowałem i biegłem powyżej 5:0 (średnio 5:20). Po 5 tym kilometrze ból w prawej kostce (tej niby zdrowej) zaczął się nasilać. O dziwo - przestawał jak zaczynałem biec szybciej. Zupełnie jakby szybsze tempo wymuszało krótszy kontak stopy z podłożem i mniejszą siłę nacisku, płynniejsze przetaczanie.
Reszta dnia to już niestety koncert prawej nogi. Dużo łaziłem, bo spędziliśmy ten dzień na rodzinnej wycieczce.
Myślę, że dopiero teraz znalazłem sprawcę moich kłopotów.
Cholera - jak mogłem przedtem nie zwrócić na to uwagi.
Na początku wszystkiego jest prawa kostka - reszta (Począwszy od prawego biodra poprzez lewy achilles) to tylko skutek jej instynktownego oszczędzania. Zaczęło się w zimie od biegania po zmrożonych leśnych koleinach. Nie wiem jak mogłem wcześniej tego nie zauważyć. Widocznie musiałem pozbyć się bóli stanowiącymi reakcję na nieprawidłową pracę kostki żeby do tego dojść. Ta zimowa awaria ciągnie się za mną do dzisiaj.
Wnioski:
Nie uzupełniałem ostatnio wpisów, bo w sumie spędzałem czas rutynowo - rowerek, wioślarz, ćwiczenia różnakie.
Achillesa, dzięki szczegółowym instrukcjom Jurka Kuptela wspomogłem taśmami samoprzylepnymi. Achilles nie jest do końca wyleczony, ale pozwala bez przeszkód biegać bezkarnie, nie wymierzając kary za te kilka przebiegniętych kilometrów. Aktualnie mój problem jest inny. Ale po kolei.
W niedzielę nie wytrzymałem i mimo upału udałem się na pierwszą od wielu tygodni przebieżkę. Pora obiadowa, skwar z nieba i ciepłe, duszne powietrze. Zupełnie mi to nie przeszkadzało. Achillesik lekko odczuwalny w pierwszych minutach biegu, po kilometrze się rozgrzał i zachowywał się wzorowo.
Starałem się biec na śródstopiu, dbając o prostą, lekko pochyloną do przodu sylwetkę, regularną pracę rąk i krótsze kroki. Jak to wyszło - nie mam pojęcia - mam wrażenie, że biegałem faktycznie na śródstopiu, ale cholera to wie. Dziwne - nie wiem jak biegam. Po 6 km biegu wróciłem do domu. Spodziewałem się zakwasów w łydkach, bóli piszczeli czy czegoś w tym stylu. Zamiast tego pod wieczór mocno odczułem zakwasy w pachwinach, udach (czworogłowy) i pośladach. Lewa stopa z nie do końca sprawnym achillesem zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie - nic a nic. Gorzej z prawą, odczuwalnie bardziej zmęczona.
Jedynym minusem było to, że biegłem za szybko. Podczas biegu zupełnie nie kontrolowałem tempa skupiając się na płynnej pracy nóg i ciała oraz wsłuchiwanie się czy mi się nogi nie sypią. Wyszło jednak średnie tempo 4:39. Zupełnie nie czułem tego po zmęczeniu.
Poniedziałek - zakwasy, zmęczenie prawej stopy. W sumie nic dziwnego - dawno nie biegałem. Rozciąganie załatwiło jednak sprawę i pod wieczór nawet po zakwasach nie pozostał ślad.
Wtorek (1 maj) - pobudka o 6stej na krótką przebieżkę. Jak zwykle pierwsze poranne kroki to ból prawej stopy (towarzyszył mi od kilku miesięcy i lekkie rwanie w achillesie. Dwa kursy po schodach, łazienka, kuchnia - 3 - 4 minuty łażenia i wszystko się naoliwiło i po bólach nie pozostał ślad. Rozchodziło się samo jak co dzień.
Bieg poprzedzony porządną rozgrzewką (pół godziny ćwiczeń) zdecydowanie wolniejszy. Tym razem się pilnowałem i biegłem powyżej 5:0 (średnio 5:20). Po 5 tym kilometrze ból w prawej kostce (tej niby zdrowej) zaczął się nasilać. O dziwo - przestawał jak zaczynałem biec szybciej. Zupełnie jakby szybsze tempo wymuszało krótszy kontak stopy z podłożem i mniejszą siłę nacisku, płynniejsze przetaczanie.
Reszta dnia to już niestety koncert prawej nogi. Dużo łaziłem, bo spędziliśmy ten dzień na rodzinnej wycieczce.
Myślę, że dopiero teraz znalazłem sprawcę moich kłopotów.
Cholera - jak mogłem przedtem nie zwrócić na to uwagi.
Na początku wszystkiego jest prawa kostka - reszta (Począwszy od prawego biodra poprzez lewy achilles) to tylko skutek jej instynktownego oszczędzania. Zaczęło się w zimie od biegania po zmrożonych leśnych koleinach. Nie wiem jak mogłem wcześniej tego nie zauważyć. Widocznie musiałem pozbyć się bóli stanowiącymi reakcję na nieprawidłową pracę kostki żeby do tego dojść. Ta zimowa awaria ciągnie się za mną do dzisiaj.
Wnioski:
- koniec żartów - do boju musi wkroczyć magik - ortopeda.
- cele w postaci nowych życiówek i tych 40/40 są już dla mnie nieistotne. Liczy się samo bieganie.
- maraton w roku bieżącym - niekoniecznie
- achilles wspomagany taśmami leczy się ładnie
- robbur
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1180
- Rejestracja: 09 kwie 2011, 13:05
- Życiówka na 10k: 44:44
- Życiówka w maratonie: brak
Jestem po wizycie o magica od nogów. Sportowy specjalista. Najkrócej:
- zwyrodniałe stopy
- obie, z tym, że prawa bardziej
- kariery biegowej mi nie wróży
- lepiej żebym sobie znalazł inny sport
- najlepiej jak na co dzień bym zaczął nosić na stopach rękawice ortopedyczne
5 minut wizyty. 150 złociszy w portfelu mniej. Las za oknem. Czuje się jak impotent pośrodku haremu. Psychika siada.
- zwyrodniałe stopy
- obie, z tym, że prawa bardziej
- kariery biegowej mi nie wróży
- lepiej żebym sobie znalazł inny sport
- najlepiej jak na co dzień bym zaczął nosić na stopach rękawice ortopedyczne
5 minut wizyty. 150 złociszy w portfelu mniej. Las za oknem. Czuje się jak impotent pośrodku haremu. Psychika siada.
- robbur
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1180
- Rejestracja: 09 kwie 2011, 13:05
- Życiówka na 10k: 44:44
- Życiówka w maratonie: brak
Psychicznie, dzięki Waszym komentarzom, znowu jestem silny jak Herkules.
W związku z tym postanowiłem założyć klub biegowy. Pełna nazwa to:
Klub Biegowy pod wezwaniem Płaskiej Stopy imienia Charliego Chaplina
Wybór patrona nie jest przypadkowy - łączy nas charakterystyczny chód, który u mnie wynika ze zwyrodniena (fuj, jakie okropne słowo) stopy.
Na razie jestem jedynym członkiem i jednocześnie prezesem klubu, co ma niewątpliwie tę zaletę, że sam sobie ustalam wysokość składki członkowskiej i docelowy sposób wydatkowania. Chociaż akurat w kwestiach finansowych to żona pełni funkcję nieformalnego skarbnika. Niby nie jest członkiem klubu, a już tym bardziej zarządu, ale jednak jej głos w kwestiach finansowych liczy się podwójnie. Ot - taki fenomen.
Treningowo czas leci mi po staremu, czyli niebiegowo, ale za to ciągle ostro przygotowuje się do dnia, w którym zacznę popierdzielać po drogach polnych, asfaltowych i żużlowych. Rowerek, ćwiczenia z własnym ciałem, z gumami i hantlami są na porządku dziennym. Przysiady na jednej nodze (siadanie na krześle) wychodzi mi nadzwyczaj lekko.
Trening jedi - czyli równowaga idzie ciągle fatalnie ale mam wrażenie, że są delikatne postępy.
Jutro mam w planach trening obłąkańca, czyli około 20 minut biegania na bosaka po ogródku. Pętla około 50 metrów - zobaczymy jak na to zareagują moje stopy.
Dzisiaj natomiast albo się napiję piwa, albo wykonam cross-trening wioślarsko-kolarski na dywanie. Albo jeszcze lepiej - najpierw cross-trening a potem browarek.
W związku z tym postanowiłem założyć klub biegowy. Pełna nazwa to:
Klub Biegowy pod wezwaniem Płaskiej Stopy imienia Charliego Chaplina
Wybór patrona nie jest przypadkowy - łączy nas charakterystyczny chód, który u mnie wynika ze zwyrodniena (fuj, jakie okropne słowo) stopy.
Na razie jestem jedynym członkiem i jednocześnie prezesem klubu, co ma niewątpliwie tę zaletę, że sam sobie ustalam wysokość składki członkowskiej i docelowy sposób wydatkowania. Chociaż akurat w kwestiach finansowych to żona pełni funkcję nieformalnego skarbnika. Niby nie jest członkiem klubu, a już tym bardziej zarządu, ale jednak jej głos w kwestiach finansowych liczy się podwójnie. Ot - taki fenomen.
Treningowo czas leci mi po staremu, czyli niebiegowo, ale za to ciągle ostro przygotowuje się do dnia, w którym zacznę popierdzielać po drogach polnych, asfaltowych i żużlowych. Rowerek, ćwiczenia z własnym ciałem, z gumami i hantlami są na porządku dziennym. Przysiady na jednej nodze (siadanie na krześle) wychodzi mi nadzwyczaj lekko.
Trening jedi - czyli równowaga idzie ciągle fatalnie ale mam wrażenie, że są delikatne postępy.
Jutro mam w planach trening obłąkańca, czyli około 20 minut biegania na bosaka po ogródku. Pętla około 50 metrów - zobaczymy jak na to zareagują moje stopy.
Dzisiaj natomiast albo się napiję piwa, albo wykonam cross-trening wioślarsko-kolarski na dywanie. Albo jeszcze lepiej - najpierw cross-trening a potem browarek.
- robbur
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1180
- Rejestracja: 09 kwie 2011, 13:05
- Życiówka na 10k: 44:44
- Życiówka w maratonie: brak
11-05-2011 - piątek wieczór
Jednak wybrałem wariant: najpierw ćwiczonka potem browar, bo wariant zaproponowany przez Kanas (browar + ćwiczonka) jest dla mnie raczej niewykonalny. Był więc set ćwiczeń wzmacniających oraz 20 minut rowerka. Tylko 20 minut, bo mi się rower rozpadł podczas pedałowania. Trochę było za późno na naprawę, więc przeszedłem do drugiej części treningu czyli browara. Tym razem amber naturalny. Piwo lekkie w smaku, bez wyczuwalnej goryczki ale mimo tego coś w sobie ma.
12-05-2011 - sobota
Rano trochę gibania, potem bosy bieg po ogródku. Dałem radę tylko 5 minut, bo mnie zaczęły palić podeszwy. Znaczy się stopy. Kamyczki, patyczki i inne takie. Trochę tak pobiegam i będzie git. Podejrzewam, że musi się zgrubić naskórek. Tak jak z opuszkami palców od gitary.
Po tych 5 minutach nie wytrzymałem i udałem się na krótki, normalny bieg w butach. Krótki. Z premedytacją wybrałem malutką pętelkę po drogach głównie żużlowych - niecałe 4 km. Ostatnie 6 i 7 km skończyło się kilkoma dniami bolącej kostki. Dystans okazał się w sam raz. Kostka nieco zmęczona, ale nie nadwyrężona. A pozwoliłem sobie nawet na kilometr poniżej 4:00. Czuje, że tempo biegu nie ma takiego znaczenia jak dystans. Wręcz przy szybszym bieganiu mniej obciążam kostkę.
Resztę dnia spędziłem na nogach pokonując spory dystans z obciążeniem (taczka) a w niedzielę kostka się za to nie zemściła, co uznaje za dobry znak.
Ostatnio analizuje prawie każdy swój krok, biegowy, chodzony, na boso, w różnych butach, w tym gumiakach roboczych. Zaczynam odnajdować zależność pomiędzy poszczególnymi krokami, układem kostki i obciążeniem bioder i innych mięśni.
Jednak wybrałem wariant: najpierw ćwiczonka potem browar, bo wariant zaproponowany przez Kanas (browar + ćwiczonka) jest dla mnie raczej niewykonalny. Był więc set ćwiczeń wzmacniających oraz 20 minut rowerka. Tylko 20 minut, bo mi się rower rozpadł podczas pedałowania. Trochę było za późno na naprawę, więc przeszedłem do drugiej części treningu czyli browara. Tym razem amber naturalny. Piwo lekkie w smaku, bez wyczuwalnej goryczki ale mimo tego coś w sobie ma.
12-05-2011 - sobota
Rano trochę gibania, potem bosy bieg po ogródku. Dałem radę tylko 5 minut, bo mnie zaczęły palić podeszwy. Znaczy się stopy. Kamyczki, patyczki i inne takie. Trochę tak pobiegam i będzie git. Podejrzewam, że musi się zgrubić naskórek. Tak jak z opuszkami palców od gitary.
Po tych 5 minutach nie wytrzymałem i udałem się na krótki, normalny bieg w butach. Krótki. Z premedytacją wybrałem malutką pętelkę po drogach głównie żużlowych - niecałe 4 km. Ostatnie 6 i 7 km skończyło się kilkoma dniami bolącej kostki. Dystans okazał się w sam raz. Kostka nieco zmęczona, ale nie nadwyrężona. A pozwoliłem sobie nawet na kilometr poniżej 4:00. Czuje, że tempo biegu nie ma takiego znaczenia jak dystans. Wręcz przy szybszym bieganiu mniej obciążam kostkę.
Resztę dnia spędziłem na nogach pokonując spory dystans z obciążeniem (taczka) a w niedzielę kostka się za to nie zemściła, co uznaje za dobry znak.
Ostatnio analizuje prawie każdy swój krok, biegowy, chodzony, na boso, w różnych butach, w tym gumiakach roboczych. Zaczynam odnajdować zależność pomiędzy poszczególnymi krokami, układem kostki i obciążeniem bioder i innych mięśni.
- robbur
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1180
- Rejestracja: 09 kwie 2011, 13:05
- Życiówka na 10k: 44:44
- Życiówka w maratonie: brak
14-05-2012 - poniedziałek
Krótki bieg przed zachodem słońca. Ok. 4 km. Wielkiej krzywdy sobie nie zrobiłem - bo nie kontynuowałem na siłę biegu ze stopą, która zaczynała boleć. Oczywiście lekko zacząłem również odczuwać bioderko.
Nadal skupiam się na ćwiczeniach wzmacniających.
Rentgen niestety nie wykazał żadnego pęknięcia czy złamania, co by było najprostszym wytłumaczeniem moich kłopotów. Na razie jestem umówiony na piątek na badanie podologiczne. Zobaczymy co z tego wyniknie.
16-05-2012 - środa
Zmieniłem tytuł bloga. Obrazuje on zmianę mojego nastawienia do biegania. W chwili obecnej zależy mi jedynie na bieganiu, będącym celem samym w sobie. Wyniki, życiówki, zawody - chwilowo (mam nadzieje) ta zabawa nie jest dla mnie.
Krótki bieg przed zachodem słońca. Ok. 4 km. Wielkiej krzywdy sobie nie zrobiłem - bo nie kontynuowałem na siłę biegu ze stopą, która zaczynała boleć. Oczywiście lekko zacząłem również odczuwać bioderko.
Nadal skupiam się na ćwiczeniach wzmacniających.
Rentgen niestety nie wykazał żadnego pęknięcia czy złamania, co by było najprostszym wytłumaczeniem moich kłopotów. Na razie jestem umówiony na piątek na badanie podologiczne. Zobaczymy co z tego wyniknie.
16-05-2012 - środa
Zmieniłem tytuł bloga. Obrazuje on zmianę mojego nastawienia do biegania. W chwili obecnej zależy mi jedynie na bieganiu, będącym celem samym w sobie. Wyniki, życiówki, zawody - chwilowo (mam nadzieje) ta zabawa nie jest dla mnie.
- robbur
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1180
- Rejestracja: 09 kwie 2011, 13:05
- Życiówka na 10k: 44:44
- Życiówka w maratonie: brak
16-05-2012 - środa
Najpierw praktykowany od kilku dni marszobieg z pełną taczką. Całkiem fajny trening. Czas zbliżony do półmaratonu. Przy okazji zauważyłem, że gumiaki bardzo dobrze robią mojej stopie. Jakoś tak idealnie układa się w nich podeszwa w stosunku do tej nieszczęsnej kosteczki.
Później godzina ćwiczeń siłowych. Poza pompowaniem i gibaniem się na dywanie były obowiązkowe kledzie i siady na krześle na jednej nodze. Bardzo miło jest odczuwać zmęczenie czworogłowych. Szkoda, że nie od biegania.
Na koniec, w trakcie treningu Jedi przełączyłem tiwizor na TVP2. He, he - Gwiezdne Wojny puścili. Te prawdziwe. Pierwsza część. Czyli czwarta.
May the Force be with you!!!!
Najpierw praktykowany od kilku dni marszobieg z pełną taczką. Całkiem fajny trening. Czas zbliżony do półmaratonu. Przy okazji zauważyłem, że gumiaki bardzo dobrze robią mojej stopie. Jakoś tak idealnie układa się w nich podeszwa w stosunku do tej nieszczęsnej kosteczki.
Później godzina ćwiczeń siłowych. Poza pompowaniem i gibaniem się na dywanie były obowiązkowe kledzie i siady na krześle na jednej nodze. Bardzo miło jest odczuwać zmęczenie czworogłowych. Szkoda, że nie od biegania.
Na koniec, w trakcie treningu Jedi przełączyłem tiwizor na TVP2. He, he - Gwiezdne Wojny puścili. Te prawdziwe. Pierwsza część. Czyli czwarta.
May the Force be with you!!!!
- robbur
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1180
- Rejestracja: 09 kwie 2011, 13:05
- Życiówka na 10k: 44:44
- Życiówka w maratonie: brak
17-05-2012 - czwartek
Pytanie: Z ilu kości składa się stopa człowieka?
Odpowiedź: z 26ciu.
Jak myślicie, czy to prawidłowa odpowiedź? Otóż w przypadku człowieka pochodzącego od normalnej małpy to owszem, prawda. Ale nie w przypadku homo roburrus. Osobnik z tego gatunku ma w każdej stopie 27 kości!!!!
Jestem właśnie po kolejnej wizycie u ortopedy. Tym razem polazłem do tego, który pomógł mi z kolanem, na dodatek uzbrojony w płytę ze zdjęciami rtg.
Już początek mi się spodobał: "Pan tu trafił bo nie może biegać, a my jesteśmy od tego, żeby Pan mógł".
Diagnoza - mocny stan zapalny w okolicy kości dodatkowej. BO MAM TAKĄ. Jeżu, jak się ucieszyłem. Nie wiedziałem, że można niemal pos.ać z radości z powodu zapalenia. Normalne zapalenie. Takie do wyleczenia.
Reszta stopy wygląda normalnie. Takie niewielkie coś w okolicy kości łódkowej. W obu stopach tak samo.
Doktór przyznał, że na pierwszy rzut oka, te dodatkowe kości mogą sprawić wrażenie ogólnej deformacji ale TAKIEJ NIE MA.
Dostałem zastrzyk sterydowy, za dwa tygodnie mam podjąć próby biegania. Jak nie przejdzie za cztery tygodnie to będziemy z zapaleniem walczyć dalej. Chociaż wolałbym żeby przeszło bo alternatywne leczenie to droga impreza. Właściwie dla zawodowców.
Aha - przy okazji stan zapalny achillesa jest obecnie niewielki, więc się spokojnie leczy.
Przy okazji rozwiązanie dylematu: dlaczego tak ciężko dobrać mi obuwie. Kanadie mają wąską podeszwę i ta kostka wisi jakby w powietrzu. Faasy są miękkie i nic nie uciska. Podeszwy wymodelowane dla korekcji pronacji/supinacji mnie tam uwierają·.
Pytanie: Z ilu kości składa się stopa człowieka?
Odpowiedź: z 26ciu.
Jak myślicie, czy to prawidłowa odpowiedź? Otóż w przypadku człowieka pochodzącego od normalnej małpy to owszem, prawda. Ale nie w przypadku homo roburrus. Osobnik z tego gatunku ma w każdej stopie 27 kości!!!!
Jestem właśnie po kolejnej wizycie u ortopedy. Tym razem polazłem do tego, który pomógł mi z kolanem, na dodatek uzbrojony w płytę ze zdjęciami rtg.
Już początek mi się spodobał: "Pan tu trafił bo nie może biegać, a my jesteśmy od tego, żeby Pan mógł".
Diagnoza - mocny stan zapalny w okolicy kości dodatkowej. BO MAM TAKĄ. Jeżu, jak się ucieszyłem. Nie wiedziałem, że można niemal pos.ać z radości z powodu zapalenia. Normalne zapalenie. Takie do wyleczenia.
Reszta stopy wygląda normalnie. Takie niewielkie coś w okolicy kości łódkowej. W obu stopach tak samo.
Doktór przyznał, że na pierwszy rzut oka, te dodatkowe kości mogą sprawić wrażenie ogólnej deformacji ale TAKIEJ NIE MA.
Dostałem zastrzyk sterydowy, za dwa tygodnie mam podjąć próby biegania. Jak nie przejdzie za cztery tygodnie to będziemy z zapaleniem walczyć dalej. Chociaż wolałbym żeby przeszło bo alternatywne leczenie to droga impreza. Właściwie dla zawodowców.
Aha - przy okazji stan zapalny achillesa jest obecnie niewielki, więc się spokojnie leczy.
Przy okazji rozwiązanie dylematu: dlaczego tak ciężko dobrać mi obuwie. Kanadie mają wąską podeszwę i ta kostka wisi jakby w powietrzu. Faasy są miękkie i nic nie uciska. Podeszwy wymodelowane dla korekcji pronacji/supinacji mnie tam uwierają·.
- robbur
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1180
- Rejestracja: 09 kwie 2011, 13:05
- Życiówka na 10k: 44:44
- Życiówka w maratonie: brak
21-05-2012 - poniedziałek
Zaledwie kilka dni minęło od zastrzyku w stopę, a tu nóżka się zachowuje jakby w ogóle przestała boleć. Już dawno tak nie było, żebym jej nie czuł. Trudno powiedzieć jednak, żebym ją oszczędzał. Weekend spędzony roboczo, w towarzystwie taczki. Bardzo mocno powstrzymuję się od biegania, szkoda byłoby powrócić do stanu sprzed miesiąca, czy dwóch. Doktór rzekł, coby czekać minimum dwa tygodnie, więc czekam. Ćwiczę więc dalej w domowym zaciszu to i owo. Wczoraj rowerowałem na dywanie. Było fajnie, już zaczynałem odczuwać nawet jedną endorfinę po około 25 minutach, a tu ... trach. Spalił mi się pasek oporowy. Normalnie się stopił i zerwał w miejscu stopienia.
No cóż, został mi jeszcze wioślarz stacjonarny. Mam nadzieje, że zanim mu pourywam siłowniki to z tydzień minie.
Zaledwie kilka dni minęło od zastrzyku w stopę, a tu nóżka się zachowuje jakby w ogóle przestała boleć. Już dawno tak nie było, żebym jej nie czuł. Trudno powiedzieć jednak, żebym ją oszczędzał. Weekend spędzony roboczo, w towarzystwie taczki. Bardzo mocno powstrzymuję się od biegania, szkoda byłoby powrócić do stanu sprzed miesiąca, czy dwóch. Doktór rzekł, coby czekać minimum dwa tygodnie, więc czekam. Ćwiczę więc dalej w domowym zaciszu to i owo. Wczoraj rowerowałem na dywanie. Było fajnie, już zaczynałem odczuwać nawet jedną endorfinę po około 25 minutach, a tu ... trach. Spalił mi się pasek oporowy. Normalnie się stopił i zerwał w miejscu stopienia.
No cóż, został mi jeszcze wioślarz stacjonarny. Mam nadzieje, że zanim mu pourywam siłowniki to z tydzień minie.
- robbur
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1180
- Rejestracja: 09 kwie 2011, 13:05
- Życiówka na 10k: 44:44
- Życiówka w maratonie: brak
22-05-2012 - wtorek
Wioślarz trochę pożyje. Zdaje się, że w spaleniu tej taśmy oporowej swój udział miała jakaś siła wyższa. Okazało się bowiem, że wrócił ból stopy. A już było tak piknie. Moja diagnoza - ucisk stopy na pedał rowerka. Po prostu muszę odpuścić wszystko, co powoduje nacisk na śródstopie. Dramatu z tego nie robię, ale wioślarza nie ruszam, bo powoduje podobny ucisk na stopę (jakby się kto zastanawiał jak to możliwe, to od razu wyjaśniam, że zastąpiłem urwane uchwyty na stopy [jakimś cudem je zdemolowałem dawno temu] własną konstrukcją).
W sumie to fajnie, bo mam pretekst, żeby się nie męczyć. Trochę szkoda endorfin tylko. Chociaż może nie wszystko stracone. Wyczytałem, że:
Z tego wszystkiego najrozsądniej brzmi punkt 10, 7, 2 i 4. Nie do końca rozumiem punkt 4, ale chyba chodzi o to, że można sobie dziabnąć od czasu do czasu.
Ale tak w ogóle, to jakiś trening odwaliłem. Nawet wyszło z 1,5 h. Kledzie, brzuchy, pompki, core stability. To ostatnie jest szczególnie mało zabawne. W porównaniu z tym, jazda na rowerze stacjonarnym to niemal kolejka górska. No i najmniejszej endorfinki przy tym nie uświadczysz.
Wioślarz trochę pożyje. Zdaje się, że w spaleniu tej taśmy oporowej swój udział miała jakaś siła wyższa. Okazało się bowiem, że wrócił ból stopy. A już było tak piknie. Moja diagnoza - ucisk stopy na pedał rowerka. Po prostu muszę odpuścić wszystko, co powoduje nacisk na śródstopie. Dramatu z tego nie robię, ale wioślarza nie ruszam, bo powoduje podobny ucisk na stopę (jakby się kto zastanawiał jak to możliwe, to od razu wyjaśniam, że zastąpiłem urwane uchwyty na stopy [jakimś cudem je zdemolowałem dawno temu] własną konstrukcją).
W sumie to fajnie, bo mam pretekst, żeby się nie męczyć. Trochę szkoda endorfin tylko. Chociaż może nie wszystko stracone. Wyczytałem, że:
Kod: Zaznacz cały
Niektóre bodźce, powodujące wydzielanie endorfin, to:
1. poczucie zagrożenia (zjawisko analgezji spowodowanej stresem)[potrzebne źródło]
2. śmiech a nawet myślenie o śmiechu[2]
3. wysiłek fizyczny (chociaż niektórzy naukowcy twierdzą, iż to udział w rywalizacji sportowej ma na to znaczący wpływ); przypuszcza się, że przedłużony intensywny wysiłek powoduje wzmożone wydzielanie endorfin, objawiające się euforią biegacza
4. niedotlenienie - Na tej drodze istnieje hipoteza działania euforyzującego alkoholu na organizm poprzez zwiększone powinowactwo tej substancji do tlenu (patrz również: euforia biegacza)
5. niektóre (głównie pikantne) przyprawy, np. papryka chili (u szczurów)[3]
6. w niektórych przypadkach akupunktura[3][4]
7. czekolada[5]
8. niektóre substancje psychoaktywne
9. efekt placebo[3]
10. orgazm[6]
11. zakochanie[potrzebne źródło]
Ale tak w ogóle, to jakiś trening odwaliłem. Nawet wyszło z 1,5 h. Kledzie, brzuchy, pompki, core stability. To ostatnie jest szczególnie mało zabawne. W porównaniu z tym, jazda na rowerze stacjonarnym to niemal kolejka górska. No i najmniejszej endorfinki przy tym nie uświadczysz.
- robbur
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1180
- Rejestracja: 09 kwie 2011, 13:05
- Życiówka na 10k: 44:44
- Życiówka w maratonie: brak
27-05-2012 - niedziela
Stopa się chyba leczy poprawnie. Od kilku dni po przebudzeniu nie odczuwam dyskomfortu. Za to trochę boli pod koniec dnia. Zmieniła się więc charakterystyka kontuzji - przedtem musiałem ból rozchodzić, teraz jest on wynikiem używania nogi. Znaczy się łażenia.
Zauważyłem jednak, że ile bym nie łaził na boso (a ostatnio łażę sporo - jak tylko mogę) to nic mnie nie boli. Godzinka przedeptana w butach i już coś zaczyna być odczuwalne. Po jakimś czasie zaczynam stąpać zewnętrzną krawędzią stopy. Po jakimś czasie mocno czuję mięśnie bocznej, zewnętrznej części ud, bok pośladów i biodro. To pewnie reakcja na to stąpanie bokiem. Stąd też się pewnie wzięła niedawna kontuzja, którą nazwałem "biodro prostytutki".
Dzisiaj więc zrobiłem eksperyment. Po prostu rano, po śniadanku i wypiciu kawy na świeżym powietrzu, bezmyślnie wstałem i zacząłem sobie truchtać po własnym trawniku. I tak mi zeszło jakieś 20 minut. Okrążenia przestałem liczyć po 20stym. Szok - ostatnia próba - chyba z dwa tygodnie temu zakończyła się po 5 minutach bo mnie paliły stopy. W międzyczasie było jednak sporo bosego deptania, więc pewnie stopy się wzmacniają. Biodra ani poślady się nie odezwały.
Stopa się chyba leczy poprawnie. Od kilku dni po przebudzeniu nie odczuwam dyskomfortu. Za to trochę boli pod koniec dnia. Zmieniła się więc charakterystyka kontuzji - przedtem musiałem ból rozchodzić, teraz jest on wynikiem używania nogi. Znaczy się łażenia.
Zauważyłem jednak, że ile bym nie łaził na boso (a ostatnio łażę sporo - jak tylko mogę) to nic mnie nie boli. Godzinka przedeptana w butach i już coś zaczyna być odczuwalne. Po jakimś czasie zaczynam stąpać zewnętrzną krawędzią stopy. Po jakimś czasie mocno czuję mięśnie bocznej, zewnętrznej części ud, bok pośladów i biodro. To pewnie reakcja na to stąpanie bokiem. Stąd też się pewnie wzięła niedawna kontuzja, którą nazwałem "biodro prostytutki".
Dzisiaj więc zrobiłem eksperyment. Po prostu rano, po śniadanku i wypiciu kawy na świeżym powietrzu, bezmyślnie wstałem i zacząłem sobie truchtać po własnym trawniku. I tak mi zeszło jakieś 20 minut. Okrążenia przestałem liczyć po 20stym. Szok - ostatnia próba - chyba z dwa tygodnie temu zakończyła się po 5 minutach bo mnie paliły stopy. W międzyczasie było jednak sporo bosego deptania, więc pewnie stopy się wzmacniają. Biodra ani poślady się nie odezwały.
- robbur
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1180
- Rejestracja: 09 kwie 2011, 13:05
- Życiówka na 10k: 44:44
- Życiówka w maratonie: brak
28-05-2012 - poniedziałek
Ja pi....ole. Ale ze mnie księżniczka na ziarnku grochu. Tak dalej pójdzie to zmienię nick na Księżniczka i będę z Księżną mylony. Kuźwa, od rana dwie godzinki pochodziłem w butach i już mnie zaczyna delikatnie wk..wiać ta stopa. Znowu instynktownie zacząłem stawiać stopę na zewnętrznej krawędzi i czuje to na pośladach i biodrze. Wczoraj bose bieganie, chodzenie i nic. Rano czułem się jak młody buk.
Na buty zwalić winy się nie da, bo chodzę w faasach 500 - najmięciutsze jakie mam. Inne buty (wliczając w to lakierki, adidasy) drażnią mnie od samego momentu ich założenia.
Co ze mnie za okaz zoologiczny? Może Cejrowski ma podobnie, dlatego popierdala po świecie na bosaka.
Jakbym dorwał gdzieś te newfeele Pulchniaka, to bym sprawdził jak się w nich stoa czuje - na droższe mi szkoda kasy.
Ja pi....ole. Ale ze mnie księżniczka na ziarnku grochu. Tak dalej pójdzie to zmienię nick na Księżniczka i będę z Księżną mylony. Kuźwa, od rana dwie godzinki pochodziłem w butach i już mnie zaczyna delikatnie wk..wiać ta stopa. Znowu instynktownie zacząłem stawiać stopę na zewnętrznej krawędzi i czuje to na pośladach i biodrze. Wczoraj bose bieganie, chodzenie i nic. Rano czułem się jak młody buk.
Na buty zwalić winy się nie da, bo chodzę w faasach 500 - najmięciutsze jakie mam. Inne buty (wliczając w to lakierki, adidasy) drażnią mnie od samego momentu ich założenia.
Co ze mnie za okaz zoologiczny? Może Cejrowski ma podobnie, dlatego popierdala po świecie na bosaka.
Jakbym dorwał gdzieś te newfeele Pulchniaka, to bym sprawdził jak się w nich stoa czuje - na droższe mi szkoda kasy.
- robbur
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1180
- Rejestracja: 09 kwie 2011, 13:05
- Życiówka na 10k: 44:44
- Życiówka w maratonie: brak
30-05-2012 - środa
Zmiana butów na zwykłe trampki była strzałem w dychę. Dwa dni chodzenia w nich i w ogóle przestałem czuć ten tibius externum. Chwilowo zrezygnowałem też z jakichkolwiek ćwiczeń nożnych, bo być może samo napięcie któregoś ze ścięgna stóp ma tu coś do rzeczy. Od kilku dni się lenie więc. Żadnych prac na działce, typu łopata, taczka.
Aż mnie korci żeby pobiegać. Myślę, że jednak posłucham weterynarza, który kazał mi pierwsze próby biegowe wykonać po pełnych dwóch tygodniach (czyli piątek/sobota).
A tak w ogóle to przygotowałem sobie ortopedki z okazji zbliżającego się pierwszego testowego biegu.
Aha - ta połówka wyświetlająca się w stopce z run-logu oczywiście nieaktualna. Czerwiec chciałbym poświęcić na biegi swobodne rzędu 5 - 10 km. Oczywiście te 10 km to dopiero najwcześniej w drugiej połowie czerwca.
Zmiana butów na zwykłe trampki była strzałem w dychę. Dwa dni chodzenia w nich i w ogóle przestałem czuć ten tibius externum. Chwilowo zrezygnowałem też z jakichkolwiek ćwiczeń nożnych, bo być może samo napięcie któregoś ze ścięgna stóp ma tu coś do rzeczy. Od kilku dni się lenie więc. Żadnych prac na działce, typu łopata, taczka.
Aż mnie korci żeby pobiegać. Myślę, że jednak posłucham weterynarza, który kazał mi pierwsze próby biegowe wykonać po pełnych dwóch tygodniach (czyli piątek/sobota).
A tak w ogóle to przygotowałem sobie ortopedki z okazji zbliżającego się pierwszego testowego biegu.
Aha - ta połówka wyświetlająca się w stopce z run-logu oczywiście nieaktualna. Czerwiec chciałbym poświęcić na biegi swobodne rzędu 5 - 10 km. Oczywiście te 10 km to dopiero najwcześniej w drugiej połowie czerwca.
- robbur
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1180
- Rejestracja: 09 kwie 2011, 13:05
- Życiówka na 10k: 44:44
- Życiówka w maratonie: brak
02-06-2012 - sobota
No, nareszcie mogę dokonać wpisu biegowego. Pierwszy bieg od chyba dwóch miesięcy (nie licząc kilku niezbyt udanych prób i kilku bosych biegów po trawniku).
Sobota rano, chyba tak coś po 7.00. Na dworze dość zimno, przynajmniej w porównaniu z ostatnimi tygodniami, pochmurno i wilgotno. W sumie to wymarzona pogoda do biegania. Na nogi wzułem Adidasy Zenlike. W chwili obecnej każde inne obuwie biegowe jakie mam powoduje podczas chodzenia delikatny dyskomfort i nacisk na wewnętrzną stronę łuku stopy. Nawet faasy, chociaż te najmniej - sądze, że po całkowitym ustąpieniu stanu zapalnego będą dobre. Prawie cały piątek przedeptałem po domu w Zenlikach, szlifując jeszcze gdzieniegdzie podeszwę aż pozbyłem się całkowicie tego uczucia.
W planach były 4 km biegu, po płaskim, w miarę miękkim żużlu z odrobiną asfaltu i fragmentami gruntówek. Pierwszy i drugi kilometr biegłem niepewny, cały czas skupiony na odczuciach płynących ze stóp. Dopiero po drugim, gdy zrozumiałem, że w sumie nic niepokojącego do mnie nie dociera poczułem prawdziwą radość tej chwili.
BIEGŁEM. Jezuuuu. Ale uczucie. Miałem biec po płaskim tylko 4 km, ale mnie poniosło z tej radości i wskoczyłem po 3 km do lasu. Jakiś podbieg, jakaś ścieżka, jakaś szyszka pod nogą, pies przy pasie. Niczego więcej od biegania nie oczekuję.
Przeszacowałem jednak swoje siły (w końcu dwa miechy bez biegu) i po 5tym kaemie to już zdecydowanie marzyłem o dobiegnięciu do domu. Wyszło 6,5 km biegu, w tempie dyktowanym z jednej strony przez spragnione biegania serce, z drugiej jednak ograniczanym przez resztkę rozsądku. Przyznam, że walka serca z rozsądkiem skończyła się remisem ze wskazaniem na serce. Ale o tym powiedziały mi dopiero popołudniowe zakwasy i zmęczenie stóp.
03-06-2012 - niedziela
Oj rwało mnie do biegania. Zakwasy, i nie do końca pewne stopy (coś tam swędziało przy achillesie, coś tam ciągło przy tibius externum), jednak wpłynęły na to, że zwyciężyła koncepcja regeneracji. Było za to sporo ćwiczeń. Core stability, kledzie, łydko-achillesy i rozciąganko. Stopy w zwykłych butach trochę bolały, ale po założeniu trampek do chodzenia się unormowały. Lubię trampki, mogę w nich chodzić na okrągło. A zimą sobie najwyżej sprawię walonki adidasa.
04-06-2012 - poniedziałek
Nie ma to jak wstać o 5tej nad ranem. Nie ma to jak pobiegać z rana. Szczególnie, że było stosunkowo chłodno. Pięknie było i póki co bezboleśnie. 5,5 kilometra po płaskich drogach żużlowych z odrobiną asfaltu. W sam raz, nie ma co przesadzać. Tym bardziej, że zasuwam chyba na śródstopiu. Piszę chyba - bo tak naprawdę tego nie wiem.
Mam wrażenie, że ląduję raczej na całą stopę.
No, nareszcie mogę dokonać wpisu biegowego. Pierwszy bieg od chyba dwóch miesięcy (nie licząc kilku niezbyt udanych prób i kilku bosych biegów po trawniku).
Sobota rano, chyba tak coś po 7.00. Na dworze dość zimno, przynajmniej w porównaniu z ostatnimi tygodniami, pochmurno i wilgotno. W sumie to wymarzona pogoda do biegania. Na nogi wzułem Adidasy Zenlike. W chwili obecnej każde inne obuwie biegowe jakie mam powoduje podczas chodzenia delikatny dyskomfort i nacisk na wewnętrzną stronę łuku stopy. Nawet faasy, chociaż te najmniej - sądze, że po całkowitym ustąpieniu stanu zapalnego będą dobre. Prawie cały piątek przedeptałem po domu w Zenlikach, szlifując jeszcze gdzieniegdzie podeszwę aż pozbyłem się całkowicie tego uczucia.
W planach były 4 km biegu, po płaskim, w miarę miękkim żużlu z odrobiną asfaltu i fragmentami gruntówek. Pierwszy i drugi kilometr biegłem niepewny, cały czas skupiony na odczuciach płynących ze stóp. Dopiero po drugim, gdy zrozumiałem, że w sumie nic niepokojącego do mnie nie dociera poczułem prawdziwą radość tej chwili.
BIEGŁEM. Jezuuuu. Ale uczucie. Miałem biec po płaskim tylko 4 km, ale mnie poniosło z tej radości i wskoczyłem po 3 km do lasu. Jakiś podbieg, jakaś ścieżka, jakaś szyszka pod nogą, pies przy pasie. Niczego więcej od biegania nie oczekuję.
Przeszacowałem jednak swoje siły (w końcu dwa miechy bez biegu) i po 5tym kaemie to już zdecydowanie marzyłem o dobiegnięciu do domu. Wyszło 6,5 km biegu, w tempie dyktowanym z jednej strony przez spragnione biegania serce, z drugiej jednak ograniczanym przez resztkę rozsądku. Przyznam, że walka serca z rozsądkiem skończyła się remisem ze wskazaniem na serce. Ale o tym powiedziały mi dopiero popołudniowe zakwasy i zmęczenie stóp.
03-06-2012 - niedziela
Oj rwało mnie do biegania. Zakwasy, i nie do końca pewne stopy (coś tam swędziało przy achillesie, coś tam ciągło przy tibius externum), jednak wpłynęły na to, że zwyciężyła koncepcja regeneracji. Było za to sporo ćwiczeń. Core stability, kledzie, łydko-achillesy i rozciąganko. Stopy w zwykłych butach trochę bolały, ale po założeniu trampek do chodzenia się unormowały. Lubię trampki, mogę w nich chodzić na okrągło. A zimą sobie najwyżej sprawię walonki adidasa.
04-06-2012 - poniedziałek
Nie ma to jak wstać o 5tej nad ranem. Nie ma to jak pobiegać z rana. Szczególnie, że było stosunkowo chłodno. Pięknie było i póki co bezboleśnie. 5,5 kilometra po płaskich drogach żużlowych z odrobiną asfaltu. W sam raz, nie ma co przesadzać. Tym bardziej, że zasuwam chyba na śródstopiu. Piszę chyba - bo tak naprawdę tego nie wiem.
Mam wrażenie, że ląduję raczej na całą stopę.
- robbur
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1180
- Rejestracja: 09 kwie 2011, 13:05
- Życiówka na 10k: 44:44
- Życiówka w maratonie: brak
06-06-2012 - środa
Poranne 5 km zaliczone. Świat przed godziną 6.00 jest całkiem ciekawy. Nawet na trzeźwo.
Wczoraj odczułem betonowe łydki. Co oznacza, że faktycznie biegam inaczej. Achillesy też trochę swędzą ale raczej nie jest to coś niepokojącego.
Poranne 5 km zaliczone. Świat przed godziną 6.00 jest całkiem ciekawy. Nawet na trzeźwo.
Wczoraj odczułem betonowe łydki. Co oznacza, że faktycznie biegam inaczej. Achillesy też trochę swędzą ale raczej nie jest to coś niepokojącego.