Życiówka na 10km, ale mnie nie cieszy tak bardzo
Dziś na Orlen 10km poprawiłem swoją życiówkę o dokładnie 105 sekund. Planowałem zejść poniżej 55 minut, ale się nie udało.
Zgubiłem pacemakerów gdzieś na 7,5km. Zegarek podał, że moje średnie tempo było 5:28, a więc idealnie tyle ile powinno być... A jednak... Okazało się, ze dystans miałem dłuższy niż 10km o dokładnie tyle ile mi zabrakło do złamania 55 minut.
Moja wina i tylko moja.
Wprawdzie mogę narzekać, że musiałem na początku wyprzedzać bardzo wiele osób, które szły (!) mimo ustawienia w strefie 50-55. Ja byłem ustawiony w strefie 55-60 i to był mój pierwszy błąd.
Straciłem tempo na dwóch kilometrach - na pierwszym (gdzie wszystko stało) i na czwartym (to chyba zwężenie pod Mostem Śląsko-Dąbrowskim albo podbieg przy Sanguszki). Na podbiegach zawsze przyspieszam, a tym razem... słup ludzi stał ;(
No, ale nie mam co narzekać, że ktoś przede mną biegł wolniej, bo dla innego to ja pewnie byłem za wolny. To są uroki biegów ulicznych. Nawet jeśli dołożyłem 200m na wymijaniu innych i nienależytym optymalizowaniu trasy, to i tak trzeba sobie zostawić trochę zapasu, a mi na ostatnich dwóch kilometrach po prostu zabrakło mocy.
Można mieć tylko prośby do organizatorów, ale informowali biegaczy o podstawowych zasadach (np. zostawianie lewej strony wolnej, w razie zatrzymania się zejście z trasy, itp.). Kilkukrotnie widziałem, że nie przepuszczono handbike'owca, bo biegacz blokujący miał na uszach słuchawki i nie słyszał "lewa wolna".
Rekord życiowy na 10km jest, ale jest sporo do poprawy. Za dwa tygodnie dookoła ZOO
