01-04-2012 - niedziela
Spokojny bieg po żużlu. Odkurzyłem żarówiasto-pomarańczowe adidasy glidy. Ostatni raz miałem je na nogach na półmaratonie mikołajowym i przypłaciłem to krwistymi balonami na stopach. Chciałem jednak sprawdzić czy coś się nie zmieniło, bo chwilowo nie mam butów na asfalt, a za niecały miesiąc dyszka w Toruniu.
O dziwo, po biegu nawet najmniejszego śladu odcisku

Mam jakieś nietypowe giry. Wolf i Kanas, którzy widzieli mnie w akcji na żywo potwierdzą, że pronuję jak porąbany. Jednak buty dla pronatorów powodują u mnie większy dyskomfort niż te dla neutrali i suspinatorów (adidasy sequence - po 6 km ból niesamowity). Pewnie mam jakiś nowy gatunek stopy, jestem po prostu robburatorem. Bieg wyszedł całkiem fajnie. Biodro bolało, ale pozwalało biegać. Rozciągania ciąg dalszy. Po biegu do zniesienia.
00:46:34
9km 297m
(00:05:01)
03-04-2012 - wtorek
Wczoraj nie wstałem znowu na poranny bieg, a w ciągu dnia jakoś nie dało rady. Może to i dobrze bo dałem więcej czasu bioderku na odpoczynek. Dzisiaj postanowiłem zrobić sobie nieco szybszy rajd po żużlówce - w kanadiach, bo nieco błotnista się zrobiła. Wymyśliłem sobie 3x 1km w tempie Interwału (czyli ok. 4:00/km) na trzyminutowych przerwach i 3x200m w tempie R (coś koło 3:40 - 3:50/km - ciężko wyczuć, bo dla garmina to zbyt krótki odcinek żeby mu ufać, w każdym razie odczuwalnie szybciej).
Taki plan sobie wbiłem do garmina. Z tym że zrobiłem to błędnie i wyszedł mi bardzo ciekawy, mieszany trening, który udało się kontynuować tylko dlatego, że sterowałem nim ręcznie. Wyszło tak:
00:50:39
10km 331m
(00:04:54)
a w szczegółach to jakoś tak:
1. Spokojnie - 2,7 km
2. Dwie serie 1km I po +- 4:0/km i 3' przerwy w truchcie
3. Miał być trzeci kilometr I ale garmin zaczął mierzyć dwusetkę więc wyszła dwusetka w tempie I
4. 200 m w tempie BS
5. 200 m w tempie R, według garmina w tempie 3:35, ale mu nie ufam.
6. Uruchomiłem trening od nowa i walnąłem trzeci odcinek kilometrowego Interwału
7. Przeskoczyłem jeden interwał i śmigłem dwa odcinki R z przerwą 200 m. Pierwszy odcinek w tempie 3:40 i w to nawet mogę uwierzyć (no może oszacowałbym to na 3:45), drugi w tempie 3:55 - ale w to nie wierzę bo nie biegłem wolniej niż poprzednio, pewnie garmina zmylił fakt, że odcinek był po łuku.
8. Na zakończenie jakieś 1,5 km dobiegu do domu.
Wyjątkowo satysfakcjonujący trening z gatunku killerów.
Biodro naparza dalej, ale za to odezwał się lewy ahilles. 40 lat to nie w kij dmuchał. Cóż, trzeba zacisnąć zęby i biegać dalej. Na dzień dzisiejszy połówki bym nie przebiegł w jednym kawałku, ale przynajmniej treningi na dystansie +- 10 km mogę realizować całkiem sprawnie. Silnik mam całkiem niezły, ale zawieszenie nie za bardzo.