Podsumowanie tygodnia 10.08-16.08. 32 tydzień 2015 roku - jak biegać spalonym?
Poniedziałek - jak zwykle wolny. Waga spadła o 5,7 kg do
59,8 kg i 15,4% BF w stosunku do wartości sprzed miesiąca (12 lipiec): 65,5 kg, 18,9% BF. Woda wzrosła z 55,7% do 58,1%, a tkanka mięśniowa z 42,7% do 44,5%.
Wtorek -
4x1 km I / 400m. Czas odcinków: 3:52, 3:48, 3:48, 3:48. Przerwa: 2:15-2:18. Po tragicznej niedzieli, gdzie cały spaliłem się nad wodą (takiego poparzenia jeszcze nie miałem), poniedziałku z gorączką rzędu 38 stopni i zarwanej nocce na Ibumpromie żeby móc się chociaż położyć. Wątpiłem, że zrobię jakikolwiek trening. Brat obudził o 6:30, więc nie było wyjścia- trzeba wyjść. Było ciężko, ale stwierdziłem, że skrócę przerwę w stosunku do poprzednich interwałów z 3min na 400m. Pierwszy odcinek asekuracyjnie, drugi lekko mocniej, trzeci i czwarty jakoś poszły. Biegane całkowicie bez koszulki i pasa tętna, bo nawet kilometra bym nie zrobił

. Na koniec jeszcze bardzo wolne roztruchtanie i 1,6 km boso po trawie. 12,23 km, 4:48 min/km.
Środa - Planowałem 8-10 km rozbiegania, ale szybko trzeba było pogodzić się z brutalną rzeczywistością. Skóra na brzuchu, klatce i barkach coraz bardziej się czerwieniła (po opaleniu w feralną niedziele). Im więcej kremów w siebie wcierałem tym gorzej. Panthenole, maści ze srebrem, chłodne mleko, nic nie pomagało. Kolejna nocka z rzędu słabo przespana, ale zmęczenie nie dokucza. Pozostała tylko nadzieja na szybkie zakończenie tego koszmaru.
Czwartek - Obudziłem się po 4, ból umiarkowany, stwierdziłem, że spróbuję pobiegać. Jak nie zrobię tego w 20 stopniach to nie ma mowy, żebym dał radę wieczorem. Zjadłem kilka wafli ryżowych i przed 5 wyszedłem. Przebiegłem 200 m i było oki, przebiegłem 400 i zaciskałem zęby, po 500 zawróciłem, od 800 metrów marzyłem żeby być już w domu. Skończyło się na kilometrze. Wpadłem szybko do łazienki, napuściłem zimnej wody do wanny i chłodziłem ciało. Później wizyta u lekarza, ale bez fajerwerków - poparzenie słoneczne II stopnia, w sumie dostałem sam wyrok, do tego elektrolity, 5 l wody, maślanka i wszystko.
Piątek - poparzenia ciąg dalszy...
Sobota - W ciągu dnia czułem się już sporo lepiej. Postanowiłem pojeździć na rowerze stacjonarnym, wyszło tego 20 km. Później spróbowałem nocnego rozbiegania, w planach 7-8 km. Bardzo przyjemnie się biegło, zrobiłem planowane 7 km i jeszcze 5 km wolnym tempem. Razem 12,3 km po 5:16. Tętno po minucie 115.
Niedziela- Wieczorne przełaje po polach i lasach. Zapuściłem się w poszukiwaniu nowej ciekawej pętli, ale wychodziło bieganie "tam i z powrotem". Przeszło przez myśl żeby nadrobić i wycisnąć 25 km, ale skończyłem na 15,08 km, 5:18 min/km. Tętno po minucie 109.
Tydzień: 40,63 km w 3 jednostkach. Średnie tempo - 5:08.
Oj, nie tak to miało wyglądać. Wypadły 2 akcenty, w weekend po przerwie nie było sensu ich upychać, więc wpadły tylko rozbiegania.