No to tak.. Miałam dwa dni odpoczynku, względnego, bo cały weekend na nogach w pracy a z doświadczenia wiem, że nie wpływa to dobrze na regenerację, a już na pewno nie na bolący piszczel. Ale kupiłam sobie Dicloziaje, nosiłam ze sobą do pracy, smarowałam 3 razy dziennie i jest wyraźna poprawa. Wczoraj to już byłam tak spragniona spalania kalorii, że w domu trochę się porozciągałam i poćwiczyłam. No i tu niespodzianka, cholernie mnie zmęczyły te ćwiczenia, poprzednio chyba się trochę oszczędzałam a tym razem bardziej się przyłożyłam i proszę jaka różnica. Ale to dobrze, bardzo dobrze, niech się mięśnie wzmacniają, piszczelom to też pomoże.
A na deser, popołudniu pojechaliśmy do Wapienicy pobiegać. Tutaj jestem trochę zależna od Marcina bo ze względu na te bóle w lewej nodze jakoś boję się biegać po asfalcie a niestety wybiegając z domu, wokoło mam wszechogarniający asfalt, więc trzeba gdzieś podjechać autem. Chciałam zrobić minimum 5km ale tak naprawdę to nie wiem ile biegliśmy bo pieprzony GPS pogubił się już na pierwszych dwóch kilometrach a potem nagle wyłączył mi się smartfon i poznikały mu wszystkie pobrane aplikacje, w tym endo. I w ogóle cały trening był mało przyjemny mimo sprzyjających okoliczności przyrody bo wkurzał mnie GPS, wkurzał mnie smartfon, wkurzały mnie podbiegi a jeszcze bardziej zbiegi. Zbiegów się strasznie boję w kontekście shin splints i przez cały czas byłam tak zestresowana, że prawie słowa z siebie nie wydusiłam. Cały czas mi się wydawało ,że zaraz coś mnie zacznie boleć

Ale nie ma się co dziwić, dosyć czasu zabrały mi różnego rodzaju dolegliwości zdrowotne i gdybym znowu miała pauzować to by mnie szlag trafił na miejscu.