Moja SIlesia to porażka.
Zaczęłam na wstecznym, żeby nie spalić na początku. Bardzo zachowawczo, ostrożnie.
I wierzyć mi się nie chciało, ale szłam jak w zegarku na 4:30.
Koło 20 zaczęły się problemy (co za idiota wymyślił nowe izo na maraton?). 7km nie moje. Kolejne 5 zaczęłam się zbierać i to w końcu uczyniłam. Po 32km był zryw, bieg ciągły, walka żeby chociaż w tej cholernej 5 się zmieścić, po tym 32. dopiero się rozbujałam. Łykałam ludzi na trasie. Zapierdzielałam jak wściekła. Na nic. Chociaż nawet gdy już wiedziałam, że nie złamię tej 5, nie przestałam napierać.
Uważam, że to ważna cecha. Tyle ludzi, jeśli wie że już nie osiągnie upragnionego celu, tak po prostu, tak głupio się poddaje. Nie ja.
Chociaz największy wnerw, że nic mnie nie bolało. No wiadomo, zawsze to ciało jest trochę zmaltretowane, ale to było w granicachnormy. Nawet przy tej pogodzie, na tej trasie, śmiało mogłam zrobić 4:40- 4:50. To był mój przedział czasowy.
Zastanawiałamsię przez chwilę, czy zrobić jak przy połówce i poszukac jakiegoś innego maratonu i pobiec jak trzeba. Nie, odpuściłam, teraz to byłoby bez sensu, trzeba spojrzeć na horyzont, na którym majaczy Warszawa. Jest blisko. I szybko zmiejsza się miedzy nami dystans. Trzeba walczyć. Nie obracać się na nic. Wypiąć na wszystko, to mój priorytet.
Niedaleko miejsca jednej z moich prac zrobili siłownię na świeżym powietrzu. I w parku też takie ustrojstwo widziałam. Fajnie byłoby to wykorzystać. Tylko jak dobrać ćwiczenia.... kurcze.
komentarze
emerce II - bez litości
Moderator: infernal
- emerce
- Stary Wyga
- Posty: 157
- Rejestracja: 20 lis 2010, 21:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak

no bo późno niby, ale nie przejmuję się tym
jakoś tak dziwnie, jak na mnie, wierzę w siebie, w to że nie będzie "tak jak zawsze"...
może to dlatego, że wczoraj oglądałam "9" Burtona? ten film tchnął we mnie jakies takie...światełko?
kilometraż nie powalił, bo tylko 3 treningi udało mi się wykonać, ale to o 3 więcej niż tydzień wcześniej, i dwa tygodnie wcześniej, i trzy tygodnie....
to był jednak doskonały początek, jestem z tych 3 treningów zadowolona
nakreśliłam ogólny plan, poprzeliczałam różne tabelki, popukałam się w czółko i pośmiałam serdecznie, głównie z samej siebie, a po wtóre próbując sobie wyobrazić minę Danielsa, gdy mu mówię jaki chcę zrobić tygodniowy kilometraż
tak, bazuję na Danielsie, dokładnie na Planie A treningu maratońskiego
mam jeszcze kilka wątpliwości, poprosiłam kolegę o konsultację
wcześniejszy mój mentor stracił chyba do mnie cierpliwość, nawet nie mam odwagi prosić go znów o pomoc, przynajmniej jeśli nie wykażę jakimś wynikiem że naprawdę robię postępy
on nie rozumie że jestem jak lokomotywa- długo trwa zanim się rozpędzę, ale niech mnie ktoś później spróbuje powstrzymać....
komentarze
- emerce
- Stary Wyga
- Posty: 157
- Rejestracja: 20 lis 2010, 21:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak

wreszcie!
ostatni tydzień II fazy
40km, tak mało bo jeden trening mi uciekł (ok5-6km)- byłam po prostu zbyt zmęczona i stwierdziłam, że jednak tym razem MUSZĘ iść spać, no i długiego de facto nie było, a powinnam dobić minimum 5km, jeśli nie 10, ale też- zasnęłam w ubraniu siedząc na kanapie
myślę że jednak jak na początek to idealnie, nie za dużo, nie za mało
to dobry punkt wyjściowy
fakt że teraz będzie kiepsko bo wyjeżdżam na tydzień i nie zawsze będę mogła biegać, ale postaram się te 3-4 treningi machnąć, tyle powinno dać się zrobić
jakiś mega stres mnie zżera, bo jem... nie, ja wpierdalam... na potęgę
na ciele za bardzo tego jeszcze nie widać, ale czuję się pełna i źle mi z tym, jednak nie potrafię się opanować w żaden sposób
musze coś wykombinować, bo będzie źle
a już tak ładnie było wiosną, taka figurka super była...
muszę się wziąć za siebie, a nie tylko powtarzać, że muszę to zrobić
komentarze
- emerce
- Stary Wyga
- Posty: 157
- Rejestracja: 20 lis 2010, 21:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
MIAŁO BYĆ BEZ LITOŚCI
Ale nie wiem, dla mnie, czy dla Dystansu. Tzn miało być tak, że we mnie tej litości nie będzie, i dla siebie samej jej mieć nie będę, ale najwyraźniej ja będę Dystans o tę litość prosić...
Teraz wreszcie mam stały dostęp do netu, więc w wielu rzeczach będę bardziej regularna.
Coś dziwnego dzieje się z moim ciałem, i znowu od trzech tygodni nie biegam. Wychodzę codziennie, biegnę kilometr, czasem półtora, i wracam z podwiniętym ogonem, czasami słaniając się na nogach. Ale każdego dnia próbuję od nowa, i wierzę że któregoś nie wrócę, tylko pobiegnę dalej....
Nie wiem co to jest, coś z trawieniem, przyswajaniem. Od braku biegania siadają płuca i serce- wydolność spada, czuję to niestety.
Jutro znowu spróbuję.
A osiągałam już takie kosmiczne dla mnie wcześniej prędkości, kilometraż był jak bozia przykazała, ja szczęśliwa, nadzieja rosnąca... i doopa.
Ale nie wiem, dla mnie, czy dla Dystansu. Tzn miało być tak, że we mnie tej litości nie będzie, i dla siebie samej jej mieć nie będę, ale najwyraźniej ja będę Dystans o tę litość prosić...
Teraz wreszcie mam stały dostęp do netu, więc w wielu rzeczach będę bardziej regularna.
Coś dziwnego dzieje się z moim ciałem, i znowu od trzech tygodni nie biegam. Wychodzę codziennie, biegnę kilometr, czasem półtora, i wracam z podwiniętym ogonem, czasami słaniając się na nogach. Ale każdego dnia próbuję od nowa, i wierzę że któregoś nie wrócę, tylko pobiegnę dalej....
Nie wiem co to jest, coś z trawieniem, przyswajaniem. Od braku biegania siadają płuca i serce- wydolność spada, czuję to niestety.
Jutro znowu spróbuję.
A osiągałam już takie kosmiczne dla mnie wcześniej prędkości, kilometraż był jak bozia przykazała, ja szczęśliwa, nadzieja rosnąca... i doopa.