Cześć wszystkim!
DANE OGÓLNE
data urodzenia: 1990
aktywności poza bieganiem (amatorsko):
- jazda konna (darzona miłością wielką od dziecka)
- rower (w sezonie daje rade 60 km na luzie)
- chodzenie po górach (wiosna/lato)
- „wspinaczka” (najkrócej mi znana i na razie tylko „ściankowo” - raz w tygodniu, przez jakieś 4,5 miesiąca, teraz przerwa)
Zew tak "na dobre" poczułam w okolicy połowy czerwca - w obliczu deadline'u z projektowania, coraz groźniej pomrukującej sesji i innych bogatych atrakcji w podobnych klimatach. Nie ma to jak siedzieć w domu w słoneczny weekend bez najmniejszych szans na wyrwanie się gdzieś na dłużej. Czemu więc nie pójść pobiegać, choćby po ulicy? Poszłam. Na drugi dzień też poszłam. I na trzeci. I czwarty. Piąty... Wciągnęłam się bez reszty.
Tak naprawdę nie było to moje pierwsze zetkniecie się z bieganiem - już parę lat temu odkryłam, że to może być fajne, ale tak jakoś nie było za bardzo gdzie (nadal nie ma, ale przywykłam do chodnika i asfaltu), a i nie czułam szczególnej potrzeby żeby robić coś w tym kierunku. Ot, wyjść od przypadku do przypadku, przebiec te 2kilometry z hakiem i zapomnieć.
Ciągnie mnie do długich dystansów/biegów w terenie, bo jestem bardziej wytrzymała niż szybka, a i przestrzeń cenie bardziej niż stadion.
W zawodach brałam udział raz - z przypadku, na 3km, bez treningu, zajęłam 3 miejsce w klasyfikacji żeńskiej, ale cała stawka była z łapanki, a czas wyszedł masakryczny więc żaden wyczyn .
CELE
- co najtrudniejsze, biegać regularnie - szczególnie wytrwać w tym postanowieniu przez jesień i zimę, przy minimalnej ilości snu
- do 7 sierpnia dobić do 10 km - co dalej zobaczymy, jak dobrze pójdzie to chciałabym wystartować w biegu sylwestrowym na 10 km
- latem/jesienią 2011 może spróbować sił w maratonie, z nastawieniem przede wszystkim na ukończenie (?)
TRENING
Produkcji własnej - biegnij tak długo jak możesz i jeszcze trochę dalej, a każde zatrzymanie poprzedź szybkim biegiem przez jakieś 50 metrów + ćwiczenia rozciągające na nogi w przerwach.
STAN WYJŚCIOWY
Zaczynałam od ok. 2km na „raz”, obecnie przebiegam do 6 (z jednym krótkim odcinkiem marszu), zachowując po przejściu do marszu wszystkie czynności psycho-fizyczne i dobre samopoczucie , choć zmęczenie jest. Biegam 5-6 razy w tygodniu jak do tej pory.
trata - z wiatrem, pod wiatr, biegać regularnie i długo
Moderator: infernal
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 21
- Rejestracja: 03 lip 2010, 01:04
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Już od dłuższego czasu kusiło mnie„wyjście” z miasta - rzecz jasna biegiem nie pojazdem kołowym - kierunek las. Tamtejsza trasa wołała za każdym razem, gdy zamiast pobiec prosto odbijałam w lewo i wracałam parkiem do domu (4km). Czemu więc nie spróbować dzisiaj?
Wstałam rano (nienawidzę wstawać rano, ale chciałam zdążyć przed największym słońcem), wciągnęłam moje wszechstronne adidasy i dawaj do przodu. Biegło mi się bardzo dobrze - ostatnio nawet myśleć mogę w trakcie o różnych rzeczach, co traktuje jako niemały sukces . Starałam się biec dosyć wolno, bo tak do końca nie wiedziałam, jaki dystans mam przed sobą.
Poszło łatwiej niż się spodziewałam - pokonałam w sumie 6km na pofałdowanym terenie, z jedna przerwą po 4km -> marsz przez ok.100m, biegnąc w dużej części po ścieżce rowerowej. W porównaniu do zeszłotygodniowej szóstki w nieco zbliżonym terenie (oprócz asfaltu, dużo piachu, pofałdowany teren, okolice wiejskie) o wiele lżej.
Potem wybrałam się na włóczęgę na rowerze, ale nie mam pojęcia ile przejechałam, bo licznik zaginął.
Zastanawiam się ile potrwa taki szybki progres (widzę różnicę z dnia na dzień) - podobno do dziesiątki jest łatwo, a potem zaczyna ją się schody?
Wstałam rano (nienawidzę wstawać rano, ale chciałam zdążyć przed największym słońcem), wciągnęłam moje wszechstronne adidasy i dawaj do przodu. Biegło mi się bardzo dobrze - ostatnio nawet myśleć mogę w trakcie o różnych rzeczach, co traktuje jako niemały sukces . Starałam się biec dosyć wolno, bo tak do końca nie wiedziałam, jaki dystans mam przed sobą.
Poszło łatwiej niż się spodziewałam - pokonałam w sumie 6km na pofałdowanym terenie, z jedna przerwą po 4km -> marsz przez ok.100m, biegnąc w dużej części po ścieżce rowerowej. W porównaniu do zeszłotygodniowej szóstki w nieco zbliżonym terenie (oprócz asfaltu, dużo piachu, pofałdowany teren, okolice wiejskie) o wiele lżej.
Potem wybrałam się na włóczęgę na rowerze, ale nie mam pojęcia ile przejechałam, bo licznik zaginął.
Zastanawiam się ile potrwa taki szybki progres (widzę różnicę z dnia na dzień) - podobno do dziesiątki jest łatwo, a potem zaczyna ją się schody?