
31.08.2024 sobota BS 4 km + 5x(60m/60m) podbiegi
Ostatni trening na pobudzenie nóg, dzień przed zawodami. Już taka tradycja.
Rano, przed śniadaniem, oficjalne ważenie. Waga pokazała 67,6 kg.

1.09.2024 niedziela TYSKI PÓŁMARATON - druga część sztafety
Kolejny raz podejmuję wyzwanie sztafetowe na dystansie półmaratonu.
Sztafeta nie ma równych odległości do pokonania przez obie osoby (około 9,5 km oraz około 11,6 km).
Z tego powodu pierwszą część pobiegła moja żona, a ja drugą, dłuższą i bardziej wymagającą.
Dzień rozpoczął się dla nas budzikiem o godzinie 7. Szybka poranna toaleta, śniadanie na które składały się proste składniki: kajzerki i dżem truskawkowy.
Byliśmy na tyle zorganizowani, że wspólnie wypiliśmy jeszcze kawę. Spakowani byliśmy dzień wcześniej, więc pozostało tylko zabrać torbę i wyruszyć w drogę.
Daleko nie mieliśmy. Po niespełna 25 minutach zaparkowaliśmy samochód i udaliśmy się po pakiety. Wszystko odbywało się sprawnie i bez problemu półgodziny przed startem byliśmy już gotowi. Wystarczyło teraz rozgrzać się i udać na strefę startu. Spotkałem kilku znajomych z pracy i zamieniliśmy kilka zdań na temat celów oraz samopoczucia. Wspólne zdjęcie i każdy zajął miejsce w strefie.
Zasugerowałem żonie by się ustawiła za balonikami na dwie godziny, a ja sam poszedłem na wybieg z terenu stadionu by oglądać start.
Stat miał się odbyć o 10, a wystartowali siedem minut spóźnieni. Co i tak jest sukcesem, bo rok wcześniej poślizg był większy.

Starałem się dojrzeć moją wybrankę w potoku biegaczy, ale się nie udało.
Na strefę, jak w zeszłym roku, dotarłem biegiem. Dobra rozgrzewka, która trwała 4,5 km.
Kiedy się już pojawiłem na strefie zmian uruchomiłem live tracka z zegarka mojej żony. Super opcja, bo nie musiałem stać jak większość i ciągle wypatrywać zmiany.
Ku mojemu zaskoczeniu tempo było dużo lepsze niż się spodziewałem, a żona wyprzedziła baloniki na dwie godziny i przybiegła między grupami na 1:55 a 2.
Przywitałem żonę, przytuliłem, pocałowałem i powiedziałem, że świetnie jej poszło.
Wziąłem pałeczkę i w drogę. Mając doświadczenie z zeszłego roku wiedziałem, że będę teraz musiał się przeciskać przez tłum wolniejszych od siebie.
Ta część trasy nie jest za szeroka i prowadzi ścieżką wokół jeziora. W takich warunkach biegłem pierwsze pięć kilometrów swojego biegu.
Piąty kilometr w czasie 20:51. Apetyt był większy, ale wymijanie mocno dawało się we znaki.
Po wybiegnięciu na asfalt w dalszym ciągu chciałem utrzymać tempo, zerkałem na tętno i było stabilne około 155 bpm.
Wokół jeziora trasa była dosyć płaska, za to asfaltowa część to ciągłe podbiegi i zbiegi.
Sam charakter mojego biegu nie uległ zmianie. Ciągle mijałem wszystkich dookoła. Łykałem również kolejnych zająców: 1:55, 1:50, 1:45, by niedaleko mety dopaść grupę na 1:40. Meta usytuowana jest na bieżni stadionu lekkoatletycznego, więc na ostatnie 300 metrów trzeba już dać z siebie wszystko.
Te wszystko pozwoliło wyprzedzić kolegę na 100 metrów do mety. W zeszłym roku straciłem do niego 5 minut, w tym już go dopadłem.

Czas, jaki uzyskałem to 47:54. Średnie tempo to 4:11 min/km, tutaj przed biegiem miałem większe ambicje by pobiec w okolicach 4:00. Nie tym razem.
Razem z żoną zostaliśmy sklasyfikowani na 12 pozycji sztafet mieszanych z czasem łącznym 1:39:51,1
Rok do roku się poprawiliśmy się o ponad 5 minut.
Moje porównanie: Bieg pod kontrolą tętna, nie miałem nawet chwili kryzysu, jak w zeszłym roku. Czuję się świetnie, więc trzeba zakasać rękawy i jeszcze mocniej trenować.