Zrobiłem sobie parę dni przerwy od internetu, telewizji, komputera, żeby wyczyścić głowę z tego wszystkiego niepotrzebnego dookoła. Do tego dużo spałem, bo miałem wrażenie, że jakieś zaległości mi się zrobiły w tym temacie. Noga znacznie lepiej, choć jeszcze nie jest w pełni sprawna i przed akcentami w kolcach muszę ją naprawdę solidnie rozgrzewać, żeby sobie nie zrobić znowu kuku. Cały czas smaruję jeszcze maścią arnikową i systematycznie, nie nachalnie rozciągam. Według planu 27 lipca podają mi drugiego chipa, ale podobno 2 dawka AZ już przechodzi mocno lajtowo więc powinno być w porządku. Nie dojdę do pełnej sprawności nogi w tym tygodniu, więc powtórkę testu na 1 km planuję na 2,5 tygodnia po drugiej szczepionce.
Wtorek wieczorem: stadion, 8x200, poczułem się na tyle pewnie, że postanowiłem sprawdzić stabilność i pewność siebie nogi przy tempie 2:50-3:00. Padło na 200 metrówki narastającym tempem, zaczynałem od 39 sekund i każdy następny odcinek delikatnie szybciej aż do ostatniego ok 34 sekund. Nie było problemów z nogą podczas treningu, ale następnego dnia trochę bolała, ale bez tragedii, szybko minęło. Przerwa 3 minuty.
Środa rano: 6,5 km regeneracja, 6:07, 73%. Obolałe mięśnie, ale po paru minutach jak się rozgrzało przestało boleć i można było potruchtać.
Czwartek wieczorem: stadion rozbieganie, gimnastyka, przyspieszenia i przebieżki. Łącznie prawie 8,4 km, ze 6 rozbiegania na wysokim tętnie ok 81-82% w ciepełku, ale bardzo przyjemnie. Na koniec jeszcze 4x60 metrów żwawo.
Sobota wieczorem: stary głupol chciałoby się rzec, włączył mu się tryb nieśmiertelność. 3,5 godziny snu, pobudka o 2:50, wizyta na lotnisku, powrót do Częstochowy ok 5:30, o 6:30 w łóżku i jeszcze godzina drzemki. No jak miałem 15 lat to by się to mogło udać, ale jak mam 40 i chcę biegać tego samego dnia akcent to organizm mówi: eeee co ty, jak to dzisiaj, przecież prawie nie spałem...No i tak wyszło, a trening na dzisiaj to 3x600 w szacowanym T3, 3x300 T1 i 3x150 żwawo. No i trening wykonany, choć tempa gorsze niż zakładałem. 600 po 2:12-2:15, 300 po 54-55, a 150 po 24-25 sekundy. Trening cięższy niż może się wydawać na papierze, w sumie dobrze, że trochę obniżyłem tempa bo bym się zajechał tego dnia.
Niedziela rano: już po rozbieganiu było widać, jak bardzo jestem przemęczony po wczorajszym krótkim spaniu i treningu. Budzik mi dzwonił o 5:55 a ja wstałem o 7:00, a budzika nawet nie słyszałem.
Rozbiegałem ten wczorajszy trening, ale czarno na białym było widać, że przegiąłem dzień wcześniej, a szybkie bieganie wymaga snu, snu i jeszcze raz jedzenia. 10,2 km, 6:00, 76%.
Poniedziałek: jeszcze byłem zmęczony, więc jak żona zaproponowała slow jogging to w sumie od razu się zgodziłem. Ciekawa forma ten slow jogging, takie dreptanie gejszy po 7:30 przez 40 minut. Dla niej to jakiś tam wysiłek, a ja mam w praktyce kolejny dzień regeneracji, więc nie protestuję.
Wtorek: we wtorek już się pozbierałem, do tego sporo odespałem, więc wróciła ochota na bieganie. Nie chciałem ładować jakiegoś mocnego akcentu, więc postanowiłem pojechać na stadion, rozbiegać kilka km, zrobić odrobinę sprawności i małą zabawę biegową 400+300+200+100 w kolcach na długich przerwach.
Weszło znośnie 400 w 1:10,8 ze świadomością że można było szybciej ze 2 sekundy, potem 300m w 51,2 z wymijaniem zygzakiem jakiegoś debila, który postanowił truchtać po 1 torze, przerzuciłem się na tor drugi już mocne 200m i bardzo ładnie 32,2 i na koniec 100 metrów w 15,5. Da się biegać szybciej, choć widzę, że trzeba więcej czasu poświęcić na rozgrzewkę i nie silić się na sprinty bo szybciej jak 13 sekund to już nie pobiegnę na 100 metrów, chyba, że będzie halny w plecy. Cel na test na 1 km, urwać parę sekund, może 3:05, jak bym trafił dzień konia to 3:03, ale to za ok 3 tygodnie jak doleczę nogę do końca. W tą niedzielę jeszcze w planach 6x800, reszta same wybiegania.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.