Jak zacząć? Proszę o pomoc i cenne porady!
Moderator: beata
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 1
- Rejestracja: 29 kwie 2013, 20:53
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Witam
Jestem nowa na forum, więc z góry przepraszam jeśli wątek umieściłam w złym dziale. Kiedy tylko zobaczyłam tytuł działu "Strefa kobiet", miejsce wydało mi się najodpowiedniejsze.
Nadszedł w końcu dzień, kiedy to postanowiłam coś zmienić w swoim życiu. Mam dość swojego wyglądu, swojej nadwagi i gadania znajomych o tym, jak bardzo przytyłam.
Nie wiem dlaczego, ale jakoś do tej pory nie zwracałam na to uwagi, rzadko się ważyłam, nawet jakoś szczególnie nie przeżywałam faktu, że co kilka miesięcy spodnie robiły się ciaśniejsze i to z pewnością nie z powodu prania. Chyba za bardzo usprawiedliwiałam się tym, że jeszcze niespełna kilka lat temu byłam chodzącym pinokiem, zero tyłka, zero piersi = patyk. A kiedy zaczęłam tyć, zaokrąglać się, dostawać kobiecych kształtów, o rany nawet piersi mi urosły! to czułam się z tym dobrze. Tylko niestety nawet nie zauważyłam tego momentu, kiedy moja sylwetka zaczęła przypominać małą świnkę, a nie ładną, szczupłą dziewczynę, jaką podobno kiedyś byłam.
Obecnie mam niecałe 168 cm wzrostu i ważę 71 kg. Największym moim problemem jest brzuch, niedawno ekspedientka w sklepie zapytała się mnie, który to miesiąc. Chyba dopiero wtedy zaczęło docierać do mnie, że coś jest nie tak. Do brzucha dochodzi również tyłek, uda, twarz - mam drugą brodę, niektórzy mówią, że mam buzie jak pyzę.
Najgorsze jest w tym wszystkim to, że mam bardzo słabą wolę. Od kilku lat uzależniona jestem od fast foodów, jem dużo słodyczy, herbatę słodzę minimum dwie łyżeczki, często zajadam się chipsami, uwielbiam domowe jedzenie tzn ziemniaki+mięso, jakiś sos, czasami mam wrażenie, że jem podobnie do mojego staruszka-taty, który również nie należy do najchudszych. Bardzo często jem np. oglądając telewizję, siedząc przed komputerem, a do tego zdaża mi się również jeść późnym wieczorem, nawet grubo po 22. Piję też dużo piwa tzn nie znoszę innego alkoholu tj. wódki, wina, jakichś wymyślnych drinków, a, że mam dość imprezowych znajomych i często jestem gdzieś wyciągana, to sączę piwo, powiedzmy, że co weekend wypijam po dwa piwa, czasami nawet zdaży mi się wypić ich trochę więcej.
Ponadto mam pracę przy komputerze, więc całe dnie spędzam na siedząco. Moja kondycja jest w opłakanym stanie. Mam zadyszkę, jak wejdę po kilkunastu schodkach. Muszę jeszcze napomnieć, że od czterech lat jestem nałogowym palaczem i każde podejście do rzucenia tego okropnego nałogu kończy się fiaskiem. Boże, jak tak teraz czytam to co napisałam powyżej, to dopiero uświadamiam sobie, jak okropny tryb życia prowadzę.
Dlatego też chcę, naprawdę chcę to zmienić. Wydaję mi się, że bieganie byłoby najlepszym wyjściem. Ale też nie chcę od razu tego zaczynać, najpierw chyba przydałoby mi się trochę schudnąć, przynajmniej z 5 kg.
I tu też pytanie do Was. Jaką polecilibyście mi diete? Nie chcę rygorystycznych diet, głodzenia się, bo to nic nie da. Chcę zacząć się zdrowo odżywiać i nie tylko na czas zrzucania kilogramów, a już na całe życie, odzwyczaić kubki smakowe od gówn*a, a przyzwyczaić do zdrowego jedzenia. Tak myślałam, żeby najpierw właśnie trochę schudnąć, pozbawić ciałka kilku kilogramów, a dopiero za jakiś czas zacząć uprawiać sport. Na początek rower, może basen, muszę przywrócić sobie jakąkolwiek kondycję, a dopiero wtedy wziąć się za bieganie, co tym sądzicie?
Z góry dziękuję za pomoc i porady.
Pozdrawiam!
Jestem nowa na forum, więc z góry przepraszam jeśli wątek umieściłam w złym dziale. Kiedy tylko zobaczyłam tytuł działu "Strefa kobiet", miejsce wydało mi się najodpowiedniejsze.
Nadszedł w końcu dzień, kiedy to postanowiłam coś zmienić w swoim życiu. Mam dość swojego wyglądu, swojej nadwagi i gadania znajomych o tym, jak bardzo przytyłam.
Nie wiem dlaczego, ale jakoś do tej pory nie zwracałam na to uwagi, rzadko się ważyłam, nawet jakoś szczególnie nie przeżywałam faktu, że co kilka miesięcy spodnie robiły się ciaśniejsze i to z pewnością nie z powodu prania. Chyba za bardzo usprawiedliwiałam się tym, że jeszcze niespełna kilka lat temu byłam chodzącym pinokiem, zero tyłka, zero piersi = patyk. A kiedy zaczęłam tyć, zaokrąglać się, dostawać kobiecych kształtów, o rany nawet piersi mi urosły! to czułam się z tym dobrze. Tylko niestety nawet nie zauważyłam tego momentu, kiedy moja sylwetka zaczęła przypominać małą świnkę, a nie ładną, szczupłą dziewczynę, jaką podobno kiedyś byłam.
Obecnie mam niecałe 168 cm wzrostu i ważę 71 kg. Największym moim problemem jest brzuch, niedawno ekspedientka w sklepie zapytała się mnie, który to miesiąc. Chyba dopiero wtedy zaczęło docierać do mnie, że coś jest nie tak. Do brzucha dochodzi również tyłek, uda, twarz - mam drugą brodę, niektórzy mówią, że mam buzie jak pyzę.
Najgorsze jest w tym wszystkim to, że mam bardzo słabą wolę. Od kilku lat uzależniona jestem od fast foodów, jem dużo słodyczy, herbatę słodzę minimum dwie łyżeczki, często zajadam się chipsami, uwielbiam domowe jedzenie tzn ziemniaki+mięso, jakiś sos, czasami mam wrażenie, że jem podobnie do mojego staruszka-taty, który również nie należy do najchudszych. Bardzo często jem np. oglądając telewizję, siedząc przed komputerem, a do tego zdaża mi się również jeść późnym wieczorem, nawet grubo po 22. Piję też dużo piwa tzn nie znoszę innego alkoholu tj. wódki, wina, jakichś wymyślnych drinków, a, że mam dość imprezowych znajomych i często jestem gdzieś wyciągana, to sączę piwo, powiedzmy, że co weekend wypijam po dwa piwa, czasami nawet zdaży mi się wypić ich trochę więcej.
Ponadto mam pracę przy komputerze, więc całe dnie spędzam na siedząco. Moja kondycja jest w opłakanym stanie. Mam zadyszkę, jak wejdę po kilkunastu schodkach. Muszę jeszcze napomnieć, że od czterech lat jestem nałogowym palaczem i każde podejście do rzucenia tego okropnego nałogu kończy się fiaskiem. Boże, jak tak teraz czytam to co napisałam powyżej, to dopiero uświadamiam sobie, jak okropny tryb życia prowadzę.
Dlatego też chcę, naprawdę chcę to zmienić. Wydaję mi się, że bieganie byłoby najlepszym wyjściem. Ale też nie chcę od razu tego zaczynać, najpierw chyba przydałoby mi się trochę schudnąć, przynajmniej z 5 kg.
I tu też pytanie do Was. Jaką polecilibyście mi diete? Nie chcę rygorystycznych diet, głodzenia się, bo to nic nie da. Chcę zacząć się zdrowo odżywiać i nie tylko na czas zrzucania kilogramów, a już na całe życie, odzwyczaić kubki smakowe od gówn*a, a przyzwyczaić do zdrowego jedzenia. Tak myślałam, żeby najpierw właśnie trochę schudnąć, pozbawić ciałka kilku kilogramów, a dopiero za jakiś czas zacząć uprawiać sport. Na początek rower, może basen, muszę przywrócić sobie jakąkolwiek kondycję, a dopiero wtedy wziąć się za bieganie, co tym sądzicie?
Z góry dziękuję za pomoc i porady.
Pozdrawiam!
- Laufer
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 590
- Rejestracja: 14 paź 2010, 18:24
- Życiówka na 10k: 55.13,---
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Hrubieszów
Moim zdaniem powinnaś dużo choćby spacerować, ruszać się po prostu od telewizji i komputera, potem dopiero zacznij sobie truchtać, biegać, może w późniejszym czasie rower. DIETA: hmmmm ogranicz fast foody, całkiem wyrzuć z codziennego menu, i ogranicz alkohol, nie mówię byś w ogóle nie piła, ale ogranicz po prostu, a jedzenie to szczególnie owoce, nabiał oraz mięso
- maly89
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4862
- Rejestracja: 10 paź 2011, 23:05
- Życiówka na 10k: 37:44
- Życiówka w maratonie: 02:56:04
- Lokalizacja: Gdańsk / Lidzbark Warmiński
- Kontakt:
Dziewczyno jesteś żeńskim odbiciem mnie samego sprzed 20 miesięcy! Sama zobacz:
Moje bieganie
Trochę pisałem o tym jak się odżywiałem podczas walki z kilogramami -> Owsianka & Twaróg - czyli patenty Małego na walkę z kilogramami. Może więc i Tobie coś takiego podpasuje.
Co do tego, aby najpierw schudnąć, a potem się ruszać to ja był bym przeciwny. Będą obecnie w Twojej sytuacji zaczął bym się ruszać tu i teraz. 168 cm i 71 kilogramów to wg BMI 25,2, a więc granica wagi normalnej i nadwagi. Na co więc chcesz czekać? Wybierz sobie jeden z planów, których całą masę znajdziesz w tym serwisie i zacznij się ruszać A żeby mieć motywację - składaj nam meldunki z linii frontu na koniec każdego tygodnia.
Co do diety to wg mnie najważniejszy jest ujemny bilans kaloryczny. Oblicz sobie ile potrzebujesz kalorii dziennie, pomniejszą tą ilość od 300-500kcal i tego się trzymaj. Początku mogą być trudne, ale później wejdzie Ci to w nawyk i będzie z górki
Powodzenia - trzymam kciuki
Moje bieganie
Trochę pisałem o tym jak się odżywiałem podczas walki z kilogramami -> Owsianka & Twaróg - czyli patenty Małego na walkę z kilogramami. Może więc i Tobie coś takiego podpasuje.
Co do tego, aby najpierw schudnąć, a potem się ruszać to ja był bym przeciwny. Będą obecnie w Twojej sytuacji zaczął bym się ruszać tu i teraz. 168 cm i 71 kilogramów to wg BMI 25,2, a więc granica wagi normalnej i nadwagi. Na co więc chcesz czekać? Wybierz sobie jeden z planów, których całą masę znajdziesz w tym serwisie i zacznij się ruszać A żeby mieć motywację - składaj nam meldunki z linii frontu na koniec każdego tygodnia.
Co do diety to wg mnie najważniejszy jest ujemny bilans kaloryczny. Oblicz sobie ile potrzebujesz kalorii dziennie, pomniejszą tą ilość od 300-500kcal i tego się trzymaj. Początku mogą być trudne, ale później wejdzie Ci to w nawyk i będzie z górki
Powodzenia - trzymam kciuki
- mary
- Wyga
- Posty: 150
- Rejestracja: 06 sie 2012, 13:36
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
Nie czekaj, bo nigdy nie zaczniesz. Nie jesteś chorobliwie otyła, by nie móc biegać, tylko po prostu idź i biegaj (tylko nie przesadź;) ), najlepiej na początek marszobiegi. Rolki i rower to inna bajka, nie zaczniesz biegać dzięki kondycji wyrobionej na rolkach, może być co najwyżej ciut łatwiej. Mały zalinkował swojego bloga, fajnie ma wszystko opisane, to nie będę dublowała.
Słodycze - out, odzwyczaisz się. Później, jak najdzie wielka ochota to do niedzielnej kawy zjedz sobie pasek dobrej jakościowo czekolady albo owsiane ciastko - po odzwyczajeniu się od codziennego objadania powinno wystarczyć na długo, przynajmniej u mnie wystarcza, a potrafiłam wsunąć kiedyś tabliczkę na raz. Piwo, fastfoody - out. Po prostu, jak zaczniesz lepiej jeść to i poczujesz się lepiej. Choć 2 piwa tygodniowo to jeszcze nie "dużo piwa", ja piłam kiedyś po 6-7 Na redukcji też od czasu do czasu sobie pozwalałam, ale na początek lepiej zrezygnować całkowicie. Dalej to standardowo - rozbij dzień na 5 posiłków, jedz produkty pełnoziarniste, kasze. Dużo warzyw. Koniec z cukrem do herbaty - zacznij od owocowych, łatwiej przywyknąć. Kolacje jedz białkowe, ze 3-4 godziny przed snem. Nie wierz w żadne "niejedzenie po 18" chyba, że chodzisz spać przed 22. Ryby, chude mięso, jogurty naturalne. Czytaj etykietki na produktach i zobacz gdzie producenci potrafią ładować cukier.
To wszystko siedzi w naszych głowach. Nie mów, że masz słabą wolę - każdy człowiek z trudem rezygnuje ze swoich upodobań. Też tak mówiłam, ale pewnego dnia powiedziałam: stop. I okazało się, że mam jednak silną wolę Nawet jak ktoś mi podstawił czekoladę pod nos to potrafiłam odmówić. Choć osobiście polecam czasem się na coś "zakazanego" skusić - żeby ta czekolada czy latte nie śniły się po nocach, żeby nie stały się jakimś owocem zakazanym, czymś do czego będziesz wzdychać. Więc tak jak pisałam - najpierw "detoks", a jak organizm się przyzwyczai to w wypadku wielkiej ochoty na coś można sobie na to pozwolić. Chyba, że będzie to skutkować jeszcze większą ochotą, to nie Tylko z umiarem - nie dziś sobie pozwolę na czekoladę, jutro na ciastko, pojutrze na colę
Twój organizm będzie Ci wiele podpowiadał, tylko naucz się go słuchać. I nie zrażaj się, jak po 2 tygodniach nie zauważysz zmian
Słodycze - out, odzwyczaisz się. Później, jak najdzie wielka ochota to do niedzielnej kawy zjedz sobie pasek dobrej jakościowo czekolady albo owsiane ciastko - po odzwyczajeniu się od codziennego objadania powinno wystarczyć na długo, przynajmniej u mnie wystarcza, a potrafiłam wsunąć kiedyś tabliczkę na raz. Piwo, fastfoody - out. Po prostu, jak zaczniesz lepiej jeść to i poczujesz się lepiej. Choć 2 piwa tygodniowo to jeszcze nie "dużo piwa", ja piłam kiedyś po 6-7 Na redukcji też od czasu do czasu sobie pozwalałam, ale na początek lepiej zrezygnować całkowicie. Dalej to standardowo - rozbij dzień na 5 posiłków, jedz produkty pełnoziarniste, kasze. Dużo warzyw. Koniec z cukrem do herbaty - zacznij od owocowych, łatwiej przywyknąć. Kolacje jedz białkowe, ze 3-4 godziny przed snem. Nie wierz w żadne "niejedzenie po 18" chyba, że chodzisz spać przed 22. Ryby, chude mięso, jogurty naturalne. Czytaj etykietki na produktach i zobacz gdzie producenci potrafią ładować cukier.
To wszystko siedzi w naszych głowach. Nie mów, że masz słabą wolę - każdy człowiek z trudem rezygnuje ze swoich upodobań. Też tak mówiłam, ale pewnego dnia powiedziałam: stop. I okazało się, że mam jednak silną wolę Nawet jak ktoś mi podstawił czekoladę pod nos to potrafiłam odmówić. Choć osobiście polecam czasem się na coś "zakazanego" skusić - żeby ta czekolada czy latte nie śniły się po nocach, żeby nie stały się jakimś owocem zakazanym, czymś do czego będziesz wzdychać. Więc tak jak pisałam - najpierw "detoks", a jak organizm się przyzwyczai to w wypadku wielkiej ochoty na coś można sobie na to pozwolić. Chyba, że będzie to skutkować jeszcze większą ochotą, to nie Tylko z umiarem - nie dziś sobie pozwolę na czekoladę, jutro na ciastko, pojutrze na colę
Twój organizm będzie Ci wiele podpowiadał, tylko naucz się go słuchać. I nie zrażaj się, jak po 2 tygodniach nie zauważysz zmian
- Paweł100
- Stary Wyga
- Posty: 183
- Rejestracja: 28 gru 2012, 14:37
- Życiówka na 10k: 49:42
- Życiówka w maratonie: brak
Przychylam się do wniosku przedmówców: nie czekać.
Wydrukuj / napisz kartkę z podziałem na 30 kwadratów. W każdym kwadracie wpisz kolejny dzień tygodnia, pod nim np. 45 minut spaceru. Wychodź codziennie i skreślaj kolejne kwadraty. W trakcie spacerów możesz trochę podbiegać, tylko ile dasz radę. Jeśli masz odpowiedni telefon, oprócz kartki, załóż profil w Endomondo, będziesz widziała swoje postępy.
Odpuść sobie ustalanie diety. Moim zdaniem to nie działa w tę stronę. Nigdy nie słyszałem o osobach, które np. rzuciły palenie, aby móc biegać. Natomiast słyszałem o takich, które zaczęły biegać i rzuciły palenie, bo im to w tym przeszkadzało. Jeśli zaczniesz regularny ruch, po kilku tygodniach sama sobie uświadomisz, że nie idzie to w parze z twoją dietą i będziesz ją modyfikować.
Wydrukuj / napisz kartkę z podziałem na 30 kwadratów. W każdym kwadracie wpisz kolejny dzień tygodnia, pod nim np. 45 minut spaceru. Wychodź codziennie i skreślaj kolejne kwadraty. W trakcie spacerów możesz trochę podbiegać, tylko ile dasz radę. Jeśli masz odpowiedni telefon, oprócz kartki, załóż profil w Endomondo, będziesz widziała swoje postępy.
Odpuść sobie ustalanie diety. Moim zdaniem to nie działa w tę stronę. Nigdy nie słyszałem o osobach, które np. rzuciły palenie, aby móc biegać. Natomiast słyszałem o takich, które zaczęły biegać i rzuciły palenie, bo im to w tym przeszkadzało. Jeśli zaczniesz regularny ruch, po kilku tygodniach sama sobie uświadomisz, że nie idzie to w parze z twoją dietą i będziesz ją modyfikować.
- maly89
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4862
- Rejestracja: 10 paź 2011, 23:05
- Życiówka na 10k: 37:44
- Życiówka w maratonie: 02:56:04
- Lokalizacja: Gdańsk / Lidzbark Warmiński
- Kontakt:
Paweł100 pisze: Odpuść sobie ustalanie diety. Moim zdaniem to nie działa w tę stronę. Nigdy nie słyszałem o osobach, które np. rzuciły palenie, aby móc biegać. Natomiast słyszałem o takich, które zaczęły biegać i rzuciły palenie, bo im to w tym przeszkadzało. Jeśli zaczniesz regularny ruch, po kilku tygodniach sama sobie uświadomisz, że nie idzie to w parze z twoją dietą i będziesz ją modyfikować.
Możesz dopisać kolejną osobę do tej listy Ja również zacząłem biegać i odstawiłem fajki. Nie to, że mi przeszkadzały. Po prostu jakoś tak szkoda mi było z jednej strony walczyć o poprawę kondycji, a z drugiej ją niszczyć. To wyszło samo z siebie, bardzo naturalnie
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 23
- Rejestracja: 14 lip 2009, 18:14
Dołączam się do kolegów. Jak człowiek się zacznie ruszać, to waga sama pójdzie w dół.
Klasycznie poleciłbym zacząć biegać - minuta biegu, minuta marszu. Następnie dwie minuty biegu, minuta marszu itd. Wszystko w tym temacie do znalezienia na bieganie.pl.
Co do jedzenia, to przede wszystkim nie kupować czipsów, paluszków, słodyczy itp. Jak nie ma w domu to trudniej po nie sięgnąć. Niestety trzeba włożyć trochę wysiłku w to, by zmienić sposób jedzenia - np. przerzucić się z fast fooda, na jedzeni np. ryb. Ale nic nie przychodzi łatwo. Pamiętaj tylko, że każdy trening to spalone kalorie, ale.... tkankę tłuszczową spalamy dopiero, gdy trening jest dłuższy niż 30 minut.
Tak na osłodę. Ja staram się biegać co drugi dzień 10km. W weekend ewentualnie dłuższe wybieganie. Godzina mojego biegu to około 1000 kcal. Oznacza to, że bez konieczności katowania się drakońską dietą mogę schudnąć. Ja akurat nie mam z tym problemu, ale wiem, że jak chcę to moge sobie od czasu do czasu pójść na żeberka albo pizze, bo wiem, że i tak to spalę dziś lub jutro.
Polecam też zrobic sobie wyniki holesterolu. To jest cichy zabójca. Ale jak zaczniesz biegać (lub uprawiać jakąś inną aktywność fizyczną) to po paru miesiącach wyniki powinny Ci się bardzo poprawić. Szczególnie dobry holesterol powinien pójść w górę. To też motywuje.
Dla kobiet motywacją może też być kupienie sobie jakiegoś ciucha (bluzki, czy spodni) o jeden rozmiar mniejszej niż nosisz na co dzień. Po jakimś czasie ćwiczeń w końcu bluzka czy spodnie będą leżały idealnie.
Rozpisałem się mocno, ale jeszcze jedna uwaga na koniec. Pamiętaj, że może sie okazać, że bieganie nie jest Twoją ulubioną formą spędzania aktywnie czasu. Nie przejmuj się, tylko poszukaj innej. Może być rower, pływanie, nordic walking, siatkówka - cokolwiek byleby się ruszać.
Klasycznie poleciłbym zacząć biegać - minuta biegu, minuta marszu. Następnie dwie minuty biegu, minuta marszu itd. Wszystko w tym temacie do znalezienia na bieganie.pl.
Co do jedzenia, to przede wszystkim nie kupować czipsów, paluszków, słodyczy itp. Jak nie ma w domu to trudniej po nie sięgnąć. Niestety trzeba włożyć trochę wysiłku w to, by zmienić sposób jedzenia - np. przerzucić się z fast fooda, na jedzeni np. ryb. Ale nic nie przychodzi łatwo. Pamiętaj tylko, że każdy trening to spalone kalorie, ale.... tkankę tłuszczową spalamy dopiero, gdy trening jest dłuższy niż 30 minut.
Tak na osłodę. Ja staram się biegać co drugi dzień 10km. W weekend ewentualnie dłuższe wybieganie. Godzina mojego biegu to około 1000 kcal. Oznacza to, że bez konieczności katowania się drakońską dietą mogę schudnąć. Ja akurat nie mam z tym problemu, ale wiem, że jak chcę to moge sobie od czasu do czasu pójść na żeberka albo pizze, bo wiem, że i tak to spalę dziś lub jutro.
Polecam też zrobic sobie wyniki holesterolu. To jest cichy zabójca. Ale jak zaczniesz biegać (lub uprawiać jakąś inną aktywność fizyczną) to po paru miesiącach wyniki powinny Ci się bardzo poprawić. Szczególnie dobry holesterol powinien pójść w górę. To też motywuje.
Dla kobiet motywacją może też być kupienie sobie jakiegoś ciucha (bluzki, czy spodni) o jeden rozmiar mniejszej niż nosisz na co dzień. Po jakimś czasie ćwiczeń w końcu bluzka czy spodnie będą leżały idealnie.
Rozpisałem się mocno, ale jeszcze jedna uwaga na koniec. Pamiętaj, że może sie okazać, że bieganie nie jest Twoją ulubioną formą spędzania aktywnie czasu. Nie przejmuj się, tylko poszukaj innej. Może być rower, pływanie, nordic walking, siatkówka - cokolwiek byleby się ruszać.