Jak kiedyś mialam dlugie wlosy...
A serio - jak mialam takie, ktore sie dalo spiąć - to warkocz francuski. Absolutnie najwygodniejszy, także dla wlosów (nie mialam potem problemów z rozczesaniem). Pod czapkę moje są nieupychalne (znaczy, teraz, na krótko, są upychalne).
Jak biegalam trochę wolniej, znaczy na samym poczatku, robilam cos w rodzaju makijażu. Głównie oczy - cienie, tusz, te sprawy. I ewentualnie jakaś lekka baza na twarz. Zgodnie z zalożeniem: nie biegam tak szybko, żeby nie widzieć obiektywów. No, jeden maraton przebiegłam w pełnym makijażu i z pania charakteryzator w teamie wspierającym
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Teraz w sumie (i po kilku przygodach z deszczem na trasie) biegam raczej saute, czasami latem nakladam jakiś kremik wyrównujący, czasami lekko tuszuję rzęsy (mam bardzo jasną oprawę oczu) albo dbam, żeby mieć hennę
![oczko ;-)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
Fotografów dalej widze i nawet się staram usmiechac do zdjęć
![uśmiech :)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
ALe doszlam do wniosku, że wolę szybciej biegać niż ladnie wygladac na zdjęciach
No i na zagraniczne maratony maluję pazury na czerwono albo przynajmniej robię manicur. Jak lecialam do Dubaju, robilam manicur na lotnisku w Paryżu. Nie wiem, o co chodzi, ale jakoś mnie to psychcznie podbudowuje. Na pierwszym maratonie mialam z kolei pazury pod kolor koszulki...
Tu może coś widac...