Witam.
Jako że jestem osobą aktywną ciekaw jestem jak poszłoby mi w jednym z rajdów przygodowych. Problem polega na tym że nie mam żadnego doświadczenia i ciężko byłoby załapać się do jakiejś drużyny, jedynym rozwiązaniem wydaje się być skompleowanie własnego, choćby 2-osobowego. Czy mimo wszystko jest szansa dopisać się do istniejącego zespołu? Czy umiejetności wspinania i asekuracji są niezbędne? Jak trenujecie do rajdów? Wypowiedzcie się jak zaczynaliście swoją przygodę z tym sportem. THX
Rajdy przygodowe - jak zacząć?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1865
- Rejestracja: 18 cze 2001, 18:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Gdynia
- Kontakt:
W spisie treści tego dzialu /ciągle na pierwszej stronie/ jest już taki wątek i nawet są odpowiedzi na postawione w tytule pytanie.
biegowa recydywa
- Zbyszek
- Wyga
- Posty: 60
- Rejestracja: 24 cze 2003, 22:46
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Szczecin
- Kontakt:
Witaj.
Krótko opowiem o sobie. Jestem ogólnie dość sprawny jak na swój wiek i dołożę niejednemu młodzianowi, bo kiedyś uprawiałem nieco sportu amatorskiego (bieganie, strzelanie, tor przeszkód, chodziłem do klasy sportowej i zostałem nauczycielem wf-u (ale tylko kilka miesięcy .
Wiele lat nic nie robiłem, bo brakowało chęci i kolegów o podobnych zainteresowaniach, ale fakt faktem, że na tyłku nie mogę spokojnie usiedzieć. Dwa lata temu przeczytałem w gazecie o Orle Bieliku (Wiechora) i tak mnie wzięło, że przez 2 miesiące ruszałem sie jak należy. Oczywiście raczej rekreacyjnie, bo rozsądek nakazywał aby się nie zamęczyc po tak długiej przerwie. To był rajd, na którym nie trzeba było mieć specjalistycznego sprzętu wspinaczkowego i to bylo mi na rękę, bo się na tym nic nie znam. Nie boję się żadnych wyzwań, ale nie znam się na sprzęcie linowym (Wiesiu niestety chyba chce to zmienić w swoich rajdach). namówiłem kolegę, który wiele chwalił się co to on nie robi )), no i wystartowaliśmy. Założenie było takie aby ukończyć i zmieścić się w 24 godzinnym limicie. Zajęliśmy 19 miejsce. Przygód było kilka i pomimo, iż partner nie był w najlepszej kondycji, to byłem mu wdzięczny, że z bąblami na nogach dotarł do mety. Długo by opisywać. Ale powiem jeszcze, że zgubliiśmy się na 30 km przed metą, zgubiliśmy ostatnią mapę i znalazłem go na ulicy ok. 500m przed metą. Nieco przekroczyliśmy limit czasu ale nie odliczono nam prawie pół godziny oczekiwania na prom, bo tuż przed nami zwinęli się sędziowie. Ale my wiemy, że do 24 godzin zostało nam jeszcze 5 minut i za ukończenie dostaliśmy statuetki Orła, co było jak dla nas fantastyczną nagrodą i powodem do własnej dumy. Kolega przez tydzień nie mógł chodzić i długo jeszcze leczył odparzone stopy. Ja wracając z tych zawodów ze Świnoujścia zachorowałem na taką imprezę i wraz z koleżanką w drodze powrotnej (w pociągu) wymyśliliśmy zawody w Szczecinie. Przez 2 godziny jazdy mieliśmy już dokładną koncepcję rajdu, nazwę i sporo opracowanych szczegółów. Wszystko było pięknie, rozpisałem kalkulację na 33.000 zł i przez cały rok próbowałem bezskutecznie zorganizować kasę i sojuszników. Dwa tygodnie przed imprezą nie miałem ani złotówki (oprócz kilku wpisowych). Nie wiem jak to się stało ale 1,5 tygodnia przed zawodami dostałem niecałe 2 tysiace od sponsorów gdzie nie poszedłem nikt nie sprawiał mi problemu z miejscem, konkurencjami i przy pomocu mojego Związkowca z pracy i pani z Urzędu Miejskiego w 3 osoby zorganizowaliśmy zawody. To też długa historia i dość niewiarygodna, bo mieli nam pomóc harcerze, ale wyjechali sobie wszyscy i w kilka osób robiąc w nocy 500 km obstawiałem na ostatnią często chwilę newralgiczne pkt. kontrolne, jeden nawet nad ranem jechałem dopiero mnamalować, a było ich ponad 30. No i zawody oprócz kilku niewinnych potknięć jak mi się wydaje, udały się znakomicie. Koszt wyniósł ok 5000 zł, były piękne statuetki, drobne nagrody, świetna atmosfera, pogoda i chyba zadowolenie zawodników. ZAPRASZAM W TYM ROKU W DNIACH 17-18 LIPIEC 2004r. Moja koncepcja idzie w kierunku zawodów zarówno dla zawodowców (co udało się ostatnio, ponieważ rajd był stosunkowo ciężki i wielu zespołom nie udało się zmieścić w limicie 24 godzin), jak i amatorów (co też się udało gdyż poszerzyłem limity do 30 godzim, a i tak niektórzy walczyli jeszcze powyżej 30 godzin i mieli satysfakcję, że dałem im taką szansę, bo chcieli sami się sprawdzić. Żołnierze Korpusu Wielonarodowego, którzy ciągnęli końcówkę, obecnie solidnie trenują (sam widziałem) i będą ponownie u mnie startować. Mam także nadzieję, że dzięki Korpusowi umiędzynarodowię te zawody. Zajrzyj na moją stronę : www.rajd3orlow.szn.pl
Osobiście po pierwszym rajdzie okazało się, że dla maszego zespołu najważniejsze było dobre obuwie biegowe. Ja miałem takie z materiału i po całkowitym przemoczeniu, po godzinie same wyschły na nogach, niestety kolega, pomimo, iż miał też lepsze obuwie, ale było ono ze skóry i odparzył sobie stopy. Ta sprawa jest niezmiernie ważna, a do tego kilka par skarpet na zmianę w razie zamoczenia. Niestety całe życie chodziłem w tanich butach - kupowanych na rynku i na dzień dzisiejszy mam kłopot z kolanami, które zaczynaja niemilosiernie boleć po większym wysiłku.
Pozdrawiam i zapraszam.
Krótko opowiem o sobie. Jestem ogólnie dość sprawny jak na swój wiek i dołożę niejednemu młodzianowi, bo kiedyś uprawiałem nieco sportu amatorskiego (bieganie, strzelanie, tor przeszkód, chodziłem do klasy sportowej i zostałem nauczycielem wf-u (ale tylko kilka miesięcy .
Wiele lat nic nie robiłem, bo brakowało chęci i kolegów o podobnych zainteresowaniach, ale fakt faktem, że na tyłku nie mogę spokojnie usiedzieć. Dwa lata temu przeczytałem w gazecie o Orle Bieliku (Wiechora) i tak mnie wzięło, że przez 2 miesiące ruszałem sie jak należy. Oczywiście raczej rekreacyjnie, bo rozsądek nakazywał aby się nie zamęczyc po tak długiej przerwie. To był rajd, na którym nie trzeba było mieć specjalistycznego sprzętu wspinaczkowego i to bylo mi na rękę, bo się na tym nic nie znam. Nie boję się żadnych wyzwań, ale nie znam się na sprzęcie linowym (Wiesiu niestety chyba chce to zmienić w swoich rajdach). namówiłem kolegę, który wiele chwalił się co to on nie robi )), no i wystartowaliśmy. Założenie było takie aby ukończyć i zmieścić się w 24 godzinnym limicie. Zajęliśmy 19 miejsce. Przygód było kilka i pomimo, iż partner nie był w najlepszej kondycji, to byłem mu wdzięczny, że z bąblami na nogach dotarł do mety. Długo by opisywać. Ale powiem jeszcze, że zgubliiśmy się na 30 km przed metą, zgubiliśmy ostatnią mapę i znalazłem go na ulicy ok. 500m przed metą. Nieco przekroczyliśmy limit czasu ale nie odliczono nam prawie pół godziny oczekiwania na prom, bo tuż przed nami zwinęli się sędziowie. Ale my wiemy, że do 24 godzin zostało nam jeszcze 5 minut i za ukończenie dostaliśmy statuetki Orła, co było jak dla nas fantastyczną nagrodą i powodem do własnej dumy. Kolega przez tydzień nie mógł chodzić i długo jeszcze leczył odparzone stopy. Ja wracając z tych zawodów ze Świnoujścia zachorowałem na taką imprezę i wraz z koleżanką w drodze powrotnej (w pociągu) wymyśliliśmy zawody w Szczecinie. Przez 2 godziny jazdy mieliśmy już dokładną koncepcję rajdu, nazwę i sporo opracowanych szczegółów. Wszystko było pięknie, rozpisałem kalkulację na 33.000 zł i przez cały rok próbowałem bezskutecznie zorganizować kasę i sojuszników. Dwa tygodnie przed imprezą nie miałem ani złotówki (oprócz kilku wpisowych). Nie wiem jak to się stało ale 1,5 tygodnia przed zawodami dostałem niecałe 2 tysiace od sponsorów gdzie nie poszedłem nikt nie sprawiał mi problemu z miejscem, konkurencjami i przy pomocu mojego Związkowca z pracy i pani z Urzędu Miejskiego w 3 osoby zorganizowaliśmy zawody. To też długa historia i dość niewiarygodna, bo mieli nam pomóc harcerze, ale wyjechali sobie wszyscy i w kilka osób robiąc w nocy 500 km obstawiałem na ostatnią często chwilę newralgiczne pkt. kontrolne, jeden nawet nad ranem jechałem dopiero mnamalować, a było ich ponad 30. No i zawody oprócz kilku niewinnych potknięć jak mi się wydaje, udały się znakomicie. Koszt wyniósł ok 5000 zł, były piękne statuetki, drobne nagrody, świetna atmosfera, pogoda i chyba zadowolenie zawodników. ZAPRASZAM W TYM ROKU W DNIACH 17-18 LIPIEC 2004r. Moja koncepcja idzie w kierunku zawodów zarówno dla zawodowców (co udało się ostatnio, ponieważ rajd był stosunkowo ciężki i wielu zespołom nie udało się zmieścić w limicie 24 godzin), jak i amatorów (co też się udało gdyż poszerzyłem limity do 30 godzim, a i tak niektórzy walczyli jeszcze powyżej 30 godzin i mieli satysfakcję, że dałem im taką szansę, bo chcieli sami się sprawdzić. Żołnierze Korpusu Wielonarodowego, którzy ciągnęli końcówkę, obecnie solidnie trenują (sam widziałem) i będą ponownie u mnie startować. Mam także nadzieję, że dzięki Korpusowi umiędzynarodowię te zawody. Zajrzyj na moją stronę : www.rajd3orlow.szn.pl
Osobiście po pierwszym rajdzie okazało się, że dla maszego zespołu najważniejsze było dobre obuwie biegowe. Ja miałem takie z materiału i po całkowitym przemoczeniu, po godzinie same wyschły na nogach, niestety kolega, pomimo, iż miał też lepsze obuwie, ale było ono ze skóry i odparzył sobie stopy. Ta sprawa jest niezmiernie ważna, a do tego kilka par skarpet na zmianę w razie zamoczenia. Niestety całe życie chodziłem w tanich butach - kupowanych na rynku i na dzień dzisiejszy mam kłopot z kolanami, które zaczynaja niemilosiernie boleć po większym wysiłku.
Pozdrawiam i zapraszam.
zbyszek (rajd3orlow.szn.pl)
- SIM21
- Rozgrzewający Się
- Posty: 5
- Rejestracja: 23 cze 2003, 21:33
Zaczynanie - ciekawy temat. Warto może jeszcze raz! Właśnie zaczelismy z moim partnerem w ubiegłym roku na Bieliku - i nie ukończyliśmy, ale potem były Trzy Orły i o dziwo - ukończyliśmy w limicie czasu! A to było tak: wcześniej każdy z nas trochę się ruszał ale bez przesady. Ja raczej na rowerze, a Mat raczej biegowo. Wybraliśmy się też parę razy na kajak i chyba raz na rower -żeby się zgrać co nieco. Bielik totalnie nas zaskoczył - wszystkim - tempem biegu na początku, zimnem w kajaku, techniką przenosek, odżywianiem się na trasie, ale najbardziej tym, że w nocy zrobiło się ciemno. Dotąd po prostu nie trenowaliśmy w nocy! Na Trzech Orłach mieliśmy już jakie takie doświadczenie i niezłe latarki oraz trochę jedzenia. Ale i tak mocno bolało! Nie czuję się ekspertem od treningu ale kluczem jest chyba bieganie - ze trzy razy w tygodniu. do tego basen i trochę siłowni no i rower - na dłuzsze dystanse ale dopiero jak będzie cieplej.
No i start. Tylko nie wiem w czym, bo z wyjątkiem 3orłów wszyscy organizatorzy postawili na ambit i chcą zrobić wyscig nie do ukończenia. 100km pieszo i 150 rowerem na przykład - a kto zrobi imprezę dla nas - fajnie by było mieć szansę coś ukończyć bo inaczej szybko się można zniechęcić.
Może im przejdzie.
Pozdrawiam
Szymon
No i start. Tylko nie wiem w czym, bo z wyjątkiem 3orłów wszyscy organizatorzy postawili na ambit i chcą zrobić wyscig nie do ukończenia. 100km pieszo i 150 rowerem na przykład - a kto zrobi imprezę dla nas - fajnie by było mieć szansę coś ukończyć bo inaczej szybko się można zniechęcić.
Może im przejdzie.
Pozdrawiam
Szymon
- krzycho
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2397
- Rejestracja: 20 cze 2001, 10:36
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
Nie wszystkie imprezy są nie do ukończenia;) Są zawody, gdzie nie dokładają co roku po 100 km - Harpagan, Iron Chalenge, Mamut, GEZnO...
(Edited by krzycho at 4:04 pm on Jan. 6, 2004)
(Edited by krzycho at 4:04 pm on Jan. 6, 2004)
[i]i taaak warrrto żyć[/i]
k
k