Trochę?
Dzięki bardzo.
Jak to czytasz to usiądź, bo trochę zabrzmi to absurdalnie.
Na podstawie swoich, ale przede wszystkich treningów żony która dłużej już biega, dochodzę do wniosku, że bieganie pod tętno (poniżej progu mleczanowego) więcej robi dla podniesienia progu niż interwały.
Każdy jej bieg spokojny miał formę niewielkich interwałów tj. przekraczanie progu a potem powrót niżej. W interwałach już ten powrót raczej nie kompensował się tak mocno. Faktem jest, że pułap tlenowy wzrastał w tym czasie (odczyty z zegarka) ale to było wszystko co można było wyciągnąć z organizmu. Kiedy pierwszy raz pojawił się odczyt progu mleczanowego, zaproponowałem bieganie z pilnowaniem tętna by w trakcie biegu nie przekraczać progu a po przekroczeniu zwolnić. Rzecz jasna obniżyło to tempo biegu ale z progu 148 zrobił się próg 157. Pułap tlenowy teraz stały na poziomie 42 (niski ale względem wieku dobry).
U mnie odkąd zegarek wyliczył próg mleczanowy i zacząłem biegać pod tętno, pułap spadł z 45 na 43 a próg wyliczony po raz kolejny był identyczny.
Reasumując i ujmując subiektywne odczucia to biega się nam znacznie lepiej. Serce jako mięsień pokazuje po dłuższej przerwie niższe odczyty tętna spoczynkowego zatem musi się zwiększać jego objętość wyrzutowa.
A interwały? Śmiem podejrzewać, że w wytrzymałości i wydolności nie są lepsze (ba, skracają czas treningu zatem jest wręcz gorzej). Mają znaczenie jedynie wtedy kiedy zwiększenie prędkości jest związane z długością kroku (lepsze wybicie) bo jak prędkość pójdzie z kadencji to już totalnie nic nie dają interwały.
Oczywiście mowa jest o mega amatorach. Ale nie podejrzewam, że na Twoich zajęciach przy pierwszym treningu pojawiają się jedynie zawodowcy.