Komentarz do artykułu Metafory treningu i postępu biegowego
- bieganie.pl
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1737
- Rejestracja: 27 sty 2008, 15:29
Skomentuj artykuł Metafory treningu i postępu biegowego
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 3
- Rejestracja: 09 maja 2019, 12:25
- Życiówka na 10k: 33:11
- Życiówka w maratonie: brak
Świetny artykuł, wart chwili refleksji. Więcej takich tekstów poproszę .
Rzeczywiście tak jest, że skupiamy się na rzeczach kompletnie nieistotnych lub istotnych w stopniu niewielkim. Grupą z największymi problemami są oczywiście tzw. ambitni amatorzy. Do grupy tej zaliczam każdego, dla kogo nadrzędnym celem treningu jest poprawa dyspozycji sportowej, a nie rekreacja (siebie oczywiście też).
Zgadzam się, że w treningu amatora należy niestety podchodzić do sprawy dużo szerzej. Tymczasem, mam wrażenie że zdecydowana większość biegaczy cały ciężar zainteresowania i analizy przenosi na trening biegowy w rozumieniu ścisłym, sprzęt oraz ewentualnie redukcję wagi. Tak samo jak autor jestem zdania, że dla typowego amatora nie ma prawie żadnego znaczenia czy zrobi trening 4x1200m, 5x1000m, czy nawet 4x2km. Łatwiej jednak skupić się tym, niż spojrzeć na siebie w treningu bardziej holistycznie (tak, też rzygam tym słowem).
Artykuł świetnie opisuje tę kwestię od strony biegowej, więc nie chciałbym powtarzać rzeczy, które zostały już napisane. Warto może jedynie mocniej zaakcentować fakt, że pierwszym krokiem dla nas amatorów wg mnie powinna być kwestia prawidłowych zakresów ruchu i umiejętności wykonania podstawowych wzorców ruchowych. Mówiąc obrazowo, zanim weźmiemy się za najmocniejsze interwały, fajnie byłoby chociaż umieć zrobić poprawny przysiad i wykrok (sam nie umiem). Do kwestii tych dochodzi się z czasem, ale nie sposób nie zauważyć, że większość z nas kompletnie nie nadaje się do wykonywania solidnej pracy biegowej. Nie twierdzę oczywiście, że każdy kto chce mocno biegać powinien dostać na piśmie zgodę yacoola, ale warto spojrzeć na siebie krytycznie i poświęcić kilka miesięcy na usunięcie największych wad. W dobie kolejnych trenerów biegania online przypominania o tym nigdy za wiele. Swoja drogą, trenując siebie samego można bardzo łatwo wpaść w inny problem: człowiek godzinami planuje np. progresję podbiegów w poszczególnych tygodniach, czyta artykuły, szuka opracowań - zamiast po prostu porozciągać w tym czasie swoją spiętą dupę .
Równie ciekawa jest jednak dla mnie inna kwestia, tylko muśnięta w tym tekście, czyli wpływ tzw. real life na trening. Jeżeli nie jesteś szczęściarzem i nie pracujesz przy bieganiu (będąc np. trenerem, blogerem biegowym itp.), w pewnym punkcie dojdzie do konfrontacji bieganie-praca lub bieganie-rodzina. Tutaj wszystko musi się spinać, bo inaczej na dłuższą metę rozsypie się jak domek z kart. Tak jak pisze autor, u wyczynowców dużo rzadziej występują czynniki pozabiegowe mające wpływ na trening. Aktualnie (bo mi się to zmieniało na przestrzeni lat treningu), uważam że kluczem do długotrwałego biegania jest elastyczność. Jest tylko naprawdę niewielka grupa, która jest w stanie bez uszczerbku dla pracy zawodowej/rodziny trenować równie mocno jak zawodowcy. Czytając o tych wszystkich akcentach o 5 rano lub po 12 godzinach pracy człowieka zastanawia się, jak to jest w ogóle możliwe? Ja tak nie potrafię. Szukam więc balansu. Planowania treningu w oparciu o to co się dzieje w życiu pozabiegowym. Lekkich akcentów w tygodniu roboczym, bo 5x1km po 10h pracy przy biurku może kosztować kilka dni obniżonej efektowności. Myślę, że na dłuższą metę tylko elastyczność może zatrzymać mnie przy mocnym (jak na mnie) bieganiu. Nie widzę drogi w próbach upodabniania się do zawodowych sportowców. Tak jak pisze autor: uważność i samoświadomość to nie tylko bajdurzenie coachingowe, a konieczność.
Rzeczywiście tak jest, że skupiamy się na rzeczach kompletnie nieistotnych lub istotnych w stopniu niewielkim. Grupą z największymi problemami są oczywiście tzw. ambitni amatorzy. Do grupy tej zaliczam każdego, dla kogo nadrzędnym celem treningu jest poprawa dyspozycji sportowej, a nie rekreacja (siebie oczywiście też).
Zgadzam się, że w treningu amatora należy niestety podchodzić do sprawy dużo szerzej. Tymczasem, mam wrażenie że zdecydowana większość biegaczy cały ciężar zainteresowania i analizy przenosi na trening biegowy w rozumieniu ścisłym, sprzęt oraz ewentualnie redukcję wagi. Tak samo jak autor jestem zdania, że dla typowego amatora nie ma prawie żadnego znaczenia czy zrobi trening 4x1200m, 5x1000m, czy nawet 4x2km. Łatwiej jednak skupić się tym, niż spojrzeć na siebie w treningu bardziej holistycznie (tak, też rzygam tym słowem).
Artykuł świetnie opisuje tę kwestię od strony biegowej, więc nie chciałbym powtarzać rzeczy, które zostały już napisane. Warto może jedynie mocniej zaakcentować fakt, że pierwszym krokiem dla nas amatorów wg mnie powinna być kwestia prawidłowych zakresów ruchu i umiejętności wykonania podstawowych wzorców ruchowych. Mówiąc obrazowo, zanim weźmiemy się za najmocniejsze interwały, fajnie byłoby chociaż umieć zrobić poprawny przysiad i wykrok (sam nie umiem). Do kwestii tych dochodzi się z czasem, ale nie sposób nie zauważyć, że większość z nas kompletnie nie nadaje się do wykonywania solidnej pracy biegowej. Nie twierdzę oczywiście, że każdy kto chce mocno biegać powinien dostać na piśmie zgodę yacoola, ale warto spojrzeć na siebie krytycznie i poświęcić kilka miesięcy na usunięcie największych wad. W dobie kolejnych trenerów biegania online przypominania o tym nigdy za wiele. Swoja drogą, trenując siebie samego można bardzo łatwo wpaść w inny problem: człowiek godzinami planuje np. progresję podbiegów w poszczególnych tygodniach, czyta artykuły, szuka opracowań - zamiast po prostu porozciągać w tym czasie swoją spiętą dupę .
Równie ciekawa jest jednak dla mnie inna kwestia, tylko muśnięta w tym tekście, czyli wpływ tzw. real life na trening. Jeżeli nie jesteś szczęściarzem i nie pracujesz przy bieganiu (będąc np. trenerem, blogerem biegowym itp.), w pewnym punkcie dojdzie do konfrontacji bieganie-praca lub bieganie-rodzina. Tutaj wszystko musi się spinać, bo inaczej na dłuższą metę rozsypie się jak domek z kart. Tak jak pisze autor, u wyczynowców dużo rzadziej występują czynniki pozabiegowe mające wpływ na trening. Aktualnie (bo mi się to zmieniało na przestrzeni lat treningu), uważam że kluczem do długotrwałego biegania jest elastyczność. Jest tylko naprawdę niewielka grupa, która jest w stanie bez uszczerbku dla pracy zawodowej/rodziny trenować równie mocno jak zawodowcy. Czytając o tych wszystkich akcentach o 5 rano lub po 12 godzinach pracy człowieka zastanawia się, jak to jest w ogóle możliwe? Ja tak nie potrafię. Szukam więc balansu. Planowania treningu w oparciu o to co się dzieje w życiu pozabiegowym. Lekkich akcentów w tygodniu roboczym, bo 5x1km po 10h pracy przy biurku może kosztować kilka dni obniżonej efektowności. Myślę, że na dłuższą metę tylko elastyczność może zatrzymać mnie przy mocnym (jak na mnie) bieganiu. Nie widzę drogi w próbach upodabniania się do zawodowych sportowców. Tak jak pisze autor: uważność i samoświadomość to nie tylko bajdurzenie coachingowe, a konieczność.
- ragozd
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 623
- Rejestracja: 23 paź 2015, 00:35
- Życiówka na 10k: 34:57
- Życiówka w maratonie: 2:45:28
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Sęk w tym, że czasami zmiany wzorca ruchowego nawet na ten bardziej poprawny mogą przynieść więcej złego niż dobrego. Zwłaszcza jeśli ktoś zaczyna bieganie bardzo późno, i nie ma idealnego aparatu ruchowego
5x1 km to nieokreślony trening, przyjmując zwyczajowe tempo i przerwę (Daniels) - lekki. A 10h przy biurku? Raczej nie przeszkadza, bardziej 10h w pracy fizycznej - np trenera biegowegoRafall pisze: bo 5x1km po 10h pracy przy biurku może kosztować kilka dni obniżonej efektowności. Myślę, że na dłuższą metę tylko elastyczność może zatrzymać mnie przy mocnym (jak na mnie) bieganiu.
www.facebook.com/WarszawskiScyzoryk - mistrz Polski i vicemistrz dzielnicy
M45 PB: 5km 17:10, 10km 34:57 HM 1:16:34 M 2:45:28
M45 PB: 5km 17:10, 10km 34:57 HM 1:16:34 M 2:45:28