Bardzo dobry artykuł, który moze paru wytrzymałościowym otworzy oczy i poszerzy horyzont. Tak, Danielowskie Strides nie jest trening szybkości.. Po prostu duzo za wolne i za długie.
Sam stosuje taki rodzaj treningu jako podstawę. W niektórych okresach przygotowawczych nawet do 3x w tygodniu.
Ja w sumie nie wiedziałem, że korzystamy z 3 źródeł energii jednocześnie. Dwa są jakby oczywiste (glikogen i tłuszcz), ale jak w trakcie biegu jest ostry nawrót i trzeba zwolnić do minimum i potem wrócić do prędkości przelotowej to za to jest właśnie odpowiedzialna fosfokreatyna. Poza tym zapamiętałem jedno zdanie, które kiedyś w jakimś filmiku powiedział Adam Kszczot: żeby dobrze (szybko) biegać, obuduj się najpierw mięśniami do rozsądnego poziomu.
I nie chodziło mu raczej o robienie masy na siłce, tylko (jak myślę), właśnie o odpowiednią ilość unerwionych włókien mięśniowych, które biegają potem z każdym z nas na różnych prędkościach. Im więcej takich artykułów tym lepiej.
When to do it?
Starting this sort of work in the middle of marathon training with loads of fatigue in your legs both runs the risk of you not being able to hit the required intensity, but also could see you tweaking a hamstring (for example) at the worst possible time.
Troche pomieszałeś pojęcia.
Organizm ma nawet 4 źródła energii:
Tłuszcz
Węglowodany
Białko
Alkohol (co możemy od razu wyrzucić jako źródło nie dla sportowców, ale jednak źródło)
Ale (!!!) w czasie wysiłku fizycznego wykorzystujemy zapady energii w rożny Sportbob.
ATP
Fosfokreatyna
(obydwa anaerob alaktazid bez uzycia tlenu i bez powstawania mleczanu)
Anaerob laktazid
(kiedy za mało tlenu)
Aerob glikoliza
Aerob Truszczyn
Nie wszystko odbywa sie w tym samym czasie ale duzo przebiega sie krzyżując. Na przykład ATP i Cr wystarczają tylko na 6-8 sekund w tym czasie rusza glikoliza. Aerob rusza dopiero po 20-30 sekundach a na całego rozwija sie dopiero po 3-4 minutach. Wiec nie jednocześnie takie same użycie ale przesuwanie sie ważności odpowiedniego rodzaju wykorzystania energii.
Jeszcze jedno: w czasie wysiłku nigdy nie dasz rady Wroclaw do wykorzystania fosfokreatyny tak jak to myślisz. Ten rodzaj wykorzystania energii odbywa sie cały czas ale w bardzo malej procentualnej Schwartow. Tak jak w artykule napisane, potrzebna jest przerwa 2-3 minutowa. A to tez tylko wtedy, gdy inne magazyny energetyczne sa pełne.
Zreszta, na samym początku pisze: nie myśl tylko o metabolizmie. Pomysl o treningu neurologicznym jakim jest trening szybkościowy.
@Rolli -> Faktycznie, chciałem za bardzo to uprościć. Dzięki za wytłumaczenie.
Mnie się bardzo podobało to porównanie, które kiedyś zrobił Marcin Nagórek w artykule o innym podejściu do maratonu. Gdzie opisał łopatologicznie mięsień jako galerę niewolniczą z wioślarzami, a bębniarza wybijającego rytm jako właśnie układ nerwowy. Jak olewamy treningi szybkości to w konsekwencji połowa galerników (włókien mięśniowych) gra w karty, albo śpi, a tylko połowa wiosłuje
Nie wydaje mi się, żeby to było takie nowatorskie, zresztą sam autor artykułu powołuje się na uznanych trenerów z długich dystansów.
Ale fakt, że ja mojemu zawodnikowi raczej (raczej, bo wszystko jest możliwe) nie dał bym tego tylu treningu (czyli, że krótkie odcinki na maksa). Dlaczego? Mam z tym poprostu osobiste złe doświadczenia. W 2003 roku robiąc właśnie taki trening naderwałem więzadło krzyżowe, co mnie praktycznie w konsekwencji na zawsze już wyłączyło z biegania na dobrym poziomie.
Inny przykład: mój kolega dostał taki trening od Marcina Nagorka. I niestety tez skończyło się kontuzjà, już nie pamietam czego bo to było z 8 lat temu,
Tak więc to ma sens ale i spore ryzyko. Dużo lepiej przemawia do mnie próba zwiększania prędkości Yacoolowym sposobem (tylko, źe dla mnie to jest jakaś forma treningu sprawnościowego, uzupełniającego, a u niego istota).
Wyprzedziłeś mnie.
Generalnie również mam bardzo duże opory czytając o próbach uczenia amatorów szybkiego biegania poprzez zapodanie im od razu maksa, choćby nawet przez kilka sekund. Nie podoba mi się ta filozofia, bo ma niewiele wspólnego z jakąkolwiek nauką szybkiego biegania. To tak jakby uczyć dajmy na to jakiegoś wyciskania na siłowni na maksa, z nadzieją, że technika wykonania jakoś się sama ułoży. Każdy miałby obawy przy takim podejściu do dźwigania ciężarów, ale już w bieganiu takich obaw jakby nie ma. Historie z kontuzjami wykluczającymi na zawsze ze sportu powinny mocno mrozić zapędy.
W praktyce sprowadza się to do maksa. Początkujący amator najpierw za szybko rozbieguje. Potem jak już mija mu zadyszka po każdym wyjściu na bieganie, to za szybko interwałuje. To etap rozwoju, gdy bieganie zaczyna nazywać trenowaniem. Na koniec jak dowie się o treningu układu nerwowego, to za szybko sprintuje.
No to jest prawdą. Sprint może byc skrajnie kontuzjogenny. Nie toleruje byle rozgrzewek jakie mają w zwyczaju robić amatorzy. Do tego bezmyślne bieganie ile fabryka dała bez przygotowania na dużym zmęczeniu treningowym i przepis na kontuzje gotowy.
Niestety tu sie potwierdza jak mała jest wiedza amatorów.
Nauka szybkiego biegania nie polega na pruciu flaków na maxa, tylko w pierwszej linii nauczenie sie bardzo szybkiego neurologicznego sterowanie mięśni. Im dłużej sie z tym zwleka tym sa takie treningi coraz bardziej kontuzjowane. Im dłużej tym więcej przykurczy mięśniowych, które doprowadzają do takich kontuzji. Dlatego zawsze proponuje od samego początku uczenie sie szybkiego biegania. Tez u amatorów w podeszłym wieku. Nie wiem jak jest w Polsce, ale na każdym podstawowym kursie trenerskim jest omawiane na czym polega własnie unikanie takich kontuzji.
Czy trening szybkości jest bardziej kontuzjogenny od treningu wytrzymałościowego, mozna wyczytać ze wpisów na tym (i nie tylko na tym) forum.
Wiec jeszcze raz. Trening szybkości maksymalnej nie jest maksymalne walenie nogami w tartan. Proponuje amatorom dokładne przeczytanie tego artykułu.