kkkrzysiek napisał(a):
- wybierz plan i realizuj go konsekwentnie,
Przerabiałem już 2 plany:
Jeden w roku 2017, tzw "szybki" tam było chyba max 8 tygodni do 40 min, orka niesamowita, przerobiłem, nabiegałem wtedy 40:37, 2 tygodnie później maraton. Gdzieś trochę ponad tydzień po maratonie na stadionie ruszyłem mocniej i po 200m już zostałem tyrczeć

Wysiadł mi staw biodrowo- krzyżowy, ból niesamowity, każdy krok podczas biegu jakby mnie ktoś pięścią w biodro walił. Ortopeda zrobił prześwietlenie (nic nie wyszło), przepisał śmieszne tabletki, walnął strzałe z czymś przeciwzapalnym w staw, stwierdził, że wymyślam i przesadzam a bieganie se mam odpuścić "bo nie mam budowy kenijczyka". Zaraz potem znajomy z pracy polecił mi fizjo, który specjalizował się w kontuzjach biegaczy i tak zaczęła się nasza współpraca, która trwa do dzisiaj

Wyprowadził mnie z kontuzji, pokazał jak się mam rolować, ponaciskał tu i tam, dostałem kilka ćwiczeń do robienia codziennie w domu, co tydzień chodziłem na wizyty, po 2 tygodniach było trochę lepiej, po miesiącu już se tam truchtałem jakieś 5km z zaciśniętymi zębami, do pełnej sprawności wróciłem gdzieś po 3 miesiącach... Więc szczerze po tym wszystkim do ortopedy pójdę chyba tylko i wyłącznie jak będę miał coś złamane, tak to nie ma sensu.
Drugi w tym roku, to starałem się jechać wg planu Bartoszaka na 40min, przerobiłem praktycznie go całego, tylko treningów 400m zrobiłem tylko ten jeden (10x400) bo wg wspomnianego już B.Olszewskiego powinienem skupić się na treningach VO2max i progowych, więc tak starałem się robić. Jak przerobiłem cały plan miałem zaplanowany start na 3 maja, ale dowaliło upałem +30 st, asfalt, pełne słońce i poleciałem na 41 min na zdechnięciu. Później wyciągłem z niego tempówki i te interwały i je rzeźbiłem aż do czerwca, kiedy to nabiegałem 1:27 i 2 tygodnie później 19:24 na 5km po trasie z sumą przewyższeń ~64m (2 pętle po 2,5km). W Lipcu rzeźbiłem je dalej, potem przyszedł urlop, po urlopie wróciłem do tego, ale już w moim odczuciu coraz więcej pary szło w gwizdek niż w nogi.
kkkrzysiek napisał(a):
Najprostszym środkiem jest chamskie zwiększenie kilometrażu z tych twoich 60-80 do 90-100, ale to jest strzelanie z armaty do muchy. Dodatkowo ta armata na 99% wybuchnie i poturbuje strzelca. Rada z konkretnymi jednostkami przy tak nikłej wiedzy to jak wróżenie z fusów.
Ja ciągle z uporem maniaka będę twierdził, że w moim przypadku jak i wielu innych samo walenie po 100km w tygodniu nie podniesie mojego poziomu, tylko mnie zamuli. Kolejne 2 przypadki ultrasów z mojego otoczenia: a) biegacz M40, który przynajmniej 2x w roku startuje w ultra na 100km, jego życiówka na 10? 41 z małym hakiem, b) facet który tylko nakręca ultra typu 48h, 34 lata, biega od 5. 10km? 40:10. Takich przypadków jest więcej...
Ja póki jeszcze nie jestem stary, chce możliwie jak najwięcej teraz ugrać na dynamice, ewentualnie później przerzucić się tylko na maratony. A, że zegar tyka to chyba z czasem trudniej będzie mi się poprawić na 5-10km niż na HM-M, bo wraz z wiekiem ponoć traci się coraz bardziej na dynamice...