zacznę od tego, że 3 lat walczyłem ciągle ze posterior shin splints, bez pozytywnych wtedy rezultatów. Co ból przechodził, odczekałem 2 tyg. przerwy i po miesiącu biegania wracał. Zrezygnowany tym we wrześniu 2016 przesiadłem się na MTB (planowałem tak jeździć rok i wrócić do biegania, bo miałem nadzieję, że na rowerze wzmocnią mi się te nogi, bo siłownia nic nie pomagała). Miałem trenera od MTB który kazał mi zrobić testy wydolnościowe na rowerze aby poznać swoje strefy i rozpisać mi pod nie treningi.
3 miesiące temu znalazłem na necie blog "Marek - drogadotokio.pl", który w jednym swoim artykule napomknął, że zmagał się ze shin splints i je wyleczył. Po konsultacji z nim i zastosowaniu jego porad biegam od tych 3 miesięcy bez bólu, jakbym nigdy tego nie miał :D Więc postanowiłem zrezygnować z MTB i wrócić do biegania

I tu dochodzimy do sedna sprawy, mam pytanie, jak się mają testy wydolnościowe na rowerze do tych z bieżni? Czy podane tam strefy, próg LT itp, mogę podpiąć pod bieganie? Czy lepiej zrobić testy typowo na bieżni?
Jest jakaś znacząca różnica?