
Otóż pamiętam, że pod koniec (październik - listopad) 2015 roku byłem w chyba mojej najlepszej dyspozycji w życiu.
Półmaraton przebiegnięty w 1:21 (październik)
miesiąc później (końcówka listopada) , bez żadnych specjalistycznych treningów
praktycznie na samych szybkich i długich rozbieganiach: trwających często do 120 min, gdzie ostatnie 20 min było
w tempie blisko 4:00 15 km - Bełchatowska 15-tka w 55 minut.
Noo dobra.. - robiłem wtedy sporo siły biegowej na podbiegach i jeden bieg ciągły: 10 km: pierwsze 5 km w 19:10-15 drugie jakoś w
17:40-17:50.
W każdym razie - od tamtego startu przestałem regularnie biegać. Jak mi się udało wyjść pobiegać 3-4 razy w tyg. to był maks. ale było też sporo tygodni w których nic nie biegałem. Owszem intensywnie chodziłem po górach, czasami coś wyszedłem pobiegać ale to nie miało nic wspólnego z regularnym treningiem.
Ostatnie sensowne bieganie to: sierpień: bez żadnych treningów, tylko z samych rozbiegań - 10 km w 38:30 (jakoś tak, nie przykładałem wtedy wagi do tego wyniku) i jeszcze na początku września udało mi się pobiec rozbieganie z przyspieszeniami:
2X(8 km po ok 4:30 + 2km po 4:00) i ostatni 1km w 3:40-3:45.
A później przyszła kontuzja biodra tak, że właściwie dopiero teraz przed świętami Bożego Narodzenia zaczęłem coś truchtać.
Moje pytanie jest takie: jaka jest szansa, że np na maj będę w stanie wrócić do poziomu <36 min/10 km ?

Bo na ten termin planuję się na jakiś start przygotować :D