sosik pisze:Ja mam tak, jak Sghjwo:
Wstaję ok 3:50. Ok 4:05 rozpoczynam trening. Zawsze na czczo, nie ważne czy akurat w planie 6 * 1000 m po 3'35", czy 10 km ciągłego po 4'00"/km czy beesik po 5'00"/km. Kończę ok 5:30, dorzucam 10-15 min rozciągania. Potem prysznic, kawa i ok 6:45 jestem w pracy, gdzie ok 7 śniadanie.
Na wydolność nie narzekam, forma nie najgorsza więc chyba się sprawdza. No i tak jak pisał Sghjwo - dzień jest dłuższy

O dżizus!

Przeczytałem Wasze opinie. Zastanawiam się tylko czy jakbyście zrobili ten trening nocno/poranny w godzinach popołudniowych czy nie mielibyście dużo lepszych wyników albo nie musieli walczyć z przyciąganiem ziemskim i wkładać w niego dużo więcej energii.
Powiem Ci Sghjwo, że mój znajomy tak trenował, praca, pobudka o 5, siłownia, showerek, kawa, praca, po pracy zabawa i trochę pracy. Minął rok, w lipcu wziął ślub, podróż poślubna, wylew, 2 tygodnie później poprawiło drugim wylewem. Lekarz powiedział: za bardzo intensywny tryb życia. Chyba nie ma 30 lat chłopak.
Ale tak jak wspominacie jest też temat tego że pracuję dłużej w nocy. Ale nie powinno to mieć znaczenia bo staram się spać od 7 do 8 godzin. Więc jeżeli wstanę o 9 to dla mnie trening o 11 tez jest o poranku i nadal mi nie sprawia przyjemności. Próbowałem już różnych rzeczy, kąpiel w ciepłej wodzie żeby puściły mięśnie, poranny seks

, gimnastyka. Nie mam na to pomysłu i raczej nie będę z tym walczył.
Ja uważam, że najprzyjemniejszy akcent tygodnia jakim jest bieganie mam wykonywać wtedy, kiedy sprawia mi on największą przyjemność. Mam widzieć niebo, słońce, czuć się przyjemnie i zadowolony. Nie będę robił jak mój inny znajomy, że biega tylko nocami jak szczur po kanałach bo mu żona nie pozwala. Dla mnie bieganie to mój czas i chcę go wykorzystać jak najbardziej efektywnie. Ma naładować nie tylko moje ciało mocą ale i psychę. Najważniejsze to uczucie radości po zakończonym treningu i oczekiwanie na następny. Po takim porannym obawiam się że czekałbym tylko do wieczora żeby pójść spać
Jak widać każdy jest w stanie dopasować się do czegoś innego, dlatego dziwi mnie ogólne podejście w szkoleniu młodzieży (tej bardziej zaawansowanej) gdzie nikt nie jest jednostką tylko jest to grupa osób trenujących tak jak na rozpisce. Nigdy się to nie sprawdzi. No może w 50%. Ale połowa jak nie trafi w dobry moment dnia to po prostu się zarżnie na średnim treningu i będzie zdziwiona. Podobnie z tym jak człowieka ponosi bo tak dobrze się czuje. Pamiętam jak mój trener widząc takie dni (gdy robiliśmy 400-tki po 1 min albo 200 po 24 sek) nagle podchodził i mówił koniec. Wystarczy, jednej albo dwóch już nie rób bo Cię nosi.
I wicie co? Nigdy nie kończyłem treningu zajechany, a ciągle zwiększaliśmy akcenty i prędkości.
Dlatego nadal uważam że myślenie najmniej boli przy bieganiu i warto się czasami zastanowić co się robi i dlaczego, prowadzić dzienniczek i analizować. Czasami można dojść do bardzo ciekawych wniosków.
ps. jak trenowałem MTB to tutaj nie było takiego problemu, wsiadałem na rower i rozkręcałem się i te 3-4 godziny do południa sprawiały mi przyjemność