Wiem, że pisanie powtarzających się pytań na forum może irytować więc starałem się znaleźć podobny temat. Przejrzałem kilkanaście ostatnich stron, szukałem wyszukiwarką i nic podobnego nie znalazłem.
Biegam niedużo. Zacząłem ten rodzaj sportu od sierpnia 2014 i wg. endomondo biegam 20-30km miesięcznie. Dużo bardziej wolę rower (300-400km miesięcznie w sezonie - gdy ciepło), ale bieganie to jednak inny rodzaj wysiłku gdyż przynajmniej dla mnie to ciągła walka ze sobą aby wyjść, aby biec nawet gdy wszystko mówi: "Zatrzymaj się"

Dla przykładu podam do omówienia jedynie wyniki do miesiąca wstecz gdyż w styczniu nie przebiegłem nic a w grudniu jedynie na bieżni w sumie 20km.
08.02 - 5,1km - 28 min
14.02 - 8,4km - 48 min
19.02 - 7,6km - 44 min
23.02 - 7,2km - 41 min
Ostatnie 3 biegi 7-8km to jest maksymalny dystans jaki jestem w stanie przebiec. Zaczynam biec i jest w porządku. Po 2km zaczynają mnie bolec łydki (nie piszczele), przechodzi po w sumie 4 km i zaczyna się ból mięśni ud. Ból trwa do samego końca, po prostu każdy krok to już wysiłek, mam wrażenie, że ciągnę nogi za sobą. Ten ból nie pozwala biec dalej nie mówiąc o zwiększaniu tempa. Nie mam absolutnie pojęcia co mogę z tym zrobić więc w końcu odzywam się po pomoc gdyż ta niemoc jest demotywująca

Mój rekord to nieco ponad 10km w 1h, ale to na jesieni. Na 5km mam nieco poniżej 27 min jednak również w zeszłym roku w sierpniu. Mam 35 lat, 80kg i jestem zły na siebie

Liczę na waszą pomoc gdyż moja niemoc osiągnęła apogeum

P.S.
Żona (33 lata, 61kg) nigdy nie biegała, ale jeździ konno i dużo czasu spędza w stajni ciągle w ruchu, nawet po kilka godzin dziennie. W styczniu jak gdyby nigdy nic stwierdziła, że idzie pobiegać i ... przebiegła 7,5km. Po dwóch tygodniach 6,5 km a po kolejnych 2 tygodniach 14km. Wczoraj 15km, tempo 5:50. Nie wspomnie o jej przyjaciółce zakochanej w koniach z którą właśnie od stycznia biega (25 lat, 65kg) która owe 15km zrobiła w tempie 5:25. Czy ja facet jestem jakimś gorszym gatunkiem??? Cytując klasyka "kobieta mnie bije"
