
Sierpień był dla mnie miesiącem bardzo mocnych treningów oraz kilku intensywnych startów, co z jednej strony bardzo poprawiło moje wyniki (trzy tygodnie z rzędu życiówka na 5 km!), ale z drugiej także mocno dało się w kość organizmowi.
Po ostatniej sobocie odczułem leciutki ból w nogach, więc postanowiłem sobie odpuścić mocne treningi oraz dać sobie tydzień na regenerację, oczywiście aktywną! Od wspomnianej soboty zrobiłem dwudniową przerwę, następie udałem się we wtorek na bardzo wolną dyszkę, w tempie 5:30/km. Środa wolne i dzisiaj znowu chciałem zrobić dyszkę w tempie szybszym ciut, bo ok. 5:00/km, jednakże dzisiaj stało się dla mnie coś niewytłumaczalnego, otóż...
Zazwyczaj biegam 5:00/km w ramach swobodnego rozbiegania czy też dłuższego wybiegania na tętnie 150 - jest to dla mnie bardzo komfortowe obciążenie, spokojnie mi się oddycha i nie męczę się zbytnio. Dzisiaj tętno od początku wskoczyło na 160-170, a wydawało mi się, że biegnę naprawdę w miarę spokojnie - starałem się wskoczyć na 150, ale nie mogłem zejść poniżej tych 160. Zakończyłem bieg na 4 kilometrach, bo nie chciałem przeciążać organizmu i teraz się martwię skąd ta reakcja...
Zazwyczaj chodzę spać regularnie, tak samo pobudka - ostatnie kilka dni w ramach "odpoczynku" spałem po nawet 12 h(!), raz się położyłem o 22, a raz o 3 - jadłem lekkostrawne rzeczy (no dobrze - raz zamówiłem pizzę!).
Wszystko wydarzyło się w ciągu 5 dni, kiedy to w sobotę zrobiłem 5 km w 18:59 nie będąc bardzo zmęczonym na mecie, a tu nagle w czwartek nie odczuwałem by organizm "bolał", ale po tętnie widzę, że męczył się o wiele bardziej niż zwykle i się chyba nieco rozregulował, bo chyba forma nie spada tak drastycznie po kilku dniach...?
Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi, jak do tej pory forum skutecznie rozwija moją wiedzę na temat amatorskiego biegania, stąd cieszę się, że są tu ludzie, którzy dzielą się swoimi doświadczeniami!
